Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura współczesna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura współczesna. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 listopada 2018

[Recenzja książki] Jakub Żulczyk - "Ślepnąc od świateł"

Autor: Jakub Żulczyk
Tytuł: Ślepnąc od świateł
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Świat Książki
Premiera: 22 października 2014 r.
Ilość stron: 520

Opis: Zagadkowa, dynamiczna miejska odyseja skłaniająca do zastanowienia, co znaczą w dzisiejszych czasach podstawowe wartości: miłość, przyjaźń czy wierność. A może raczej... Ile kosztują?
Poruszający obraz współczesnej rzeczywistości, w której handlarz narkotyków staje się równie niezbędny jak strażak czy lekarz, jest mocnym dostawca paliwa dla tych, którzy chcą – albo muszą – utrzymać się na powierzchni.

    Praca wpisana jest w życie człowieka. Oczywiście nie każdy może pracować ze względu na słabe zdrowie czy trudności, ale dzieciom powtarza się, by się uczyły, bo później znajdą dzięki temu dobra pracę. Nie wykonujemy jednak zawsze pracy, o której marzyliśmy czy też wciąż marzymy. Sama obecnie jestem fundraiserem i mogę powiedzieć, że nie widzę się na tym stanowisku zbyt długo, bo choć pomagam instytucjom charytatywnym i moja praca budzi podziw u wielu ludzi, to nie czuję, bym się samorealizowała. Jednak z pracą bywa tak, że czasami to ona wybiera nas, pojawiając się w idealnym momencie, kiedy jesteśmy zdeterminowani, by robić cokolwiek, byle tylko mieć za co żyć. I tak sprawa miała się z Jackiem, głównym bohaterem bestsellerowej powieści Jakuba Żulczyka, „Ślepnąc od świateł”. Można powiedzieć, że praca znalazła się sama, ale to, co ze sobą przyniosła, niekoniecznie daje pełne spełnienie.

piątek, 20 lipca 2018

[Recenzja książki] J. D. Salinger - "Buszujący w zbożu"

Autor: J. D. Salinger
Przekład: Magdalena Słysz
Tytuł: Buszujący w zbożu 
Tytuł oryg.: Catcher in the rye
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Albatros
Premiera: ~2017 r.
Ilość stron: 304

Opis: Bohaterem Buszującego w zbożu jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni 'buszuje' po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej niebłahe...

     Chyba każdy z nas choć raz stwierdził, że otaczają go ludzie głupi, którzy swoim zachowaniem działają nam na nerwy. Co wtedy robimy? Narzekamy na nich, zwracamy im uwagę i ignorujemy, pewni, że najlepiej pozostawić takiego człowieka z własną głupotą. Holden Caulfield podchodzi do tego inaczej - ma dość głupoty wokół siebie, do tego w jego życiu znowu coś nie wyszło, więc młodzieniec ucieka z jednego miejsca, by zahaczając o inne, wrócić do rodzinnego domu. Tą podróżą dzieli się z czytelnikiem w powieści Buszujący w zbożu. Czy cała historia oraz sam Holden przypadli mi do gustu? Odpowiem już teraz - nie. Opowieść może jeszcze się broni, ale sam bohater zyskał u mnie niechlubne pierwsze miejsce w kategorii Najbardziej nielubiany męski bohater literacki. Dlaczego? Już wyjaśniam.

poniedziałek, 26 lutego 2018

[Recenzja książki] Wm. Paul Young - "Rozdroża"

Autor: William Paul Young
Tłumaczenie: Maria Gębicka-Frąc
Tytuł: Rozdroża
Tytuł oryg.: Cross Roads
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Nowa Proza
Premiera: 28 listopada 2012 r.
Ilość stron: 320

Opis: Anthony Spencer jest egoistycznym człowiekiem interesów, który sukces zawdzięcza wyłącznie sobie, choć koszt wygranej okazuje się boleśnie wysoki. Guz mózgu sprawia, że Tony zapada w śpiączkę i trafia do szpitala na OIOM. "Budzi się" w surrealistycznym świecie, gdzie "żyjąca" ziemia odzwierciedla wymiary jego dotychczasowego życia - od piękna po zepsucie. Tu spotyka się z osobami, które uznaje za wytwory swojej podświadomości, ale mimo to postępuje zgodnie z ich wskazówkami, w nadziei, że mogą one prowadzić do odkupienia. To zdarzenie pozwala mu na nawiązanie głębokich relacji z ludźmi. Tony może dosłownie patrzeć poprzez ich oczy i doświadczać ich uczuć, choć pozostaje "ślepy" na konsekwencje ukrywania swojego osobistego planu i poniesienia straty, a to prowadzi do konfliktu z procesem uzdrawiania. Czy niespodziewany splot wydarzeń sprawi, że Tony przeanalizuje swoje życie i zrozumie, że zbudował domek z kart na zatrutym gruncie pękniętego serca? Czy będzie miał odwagę dokonać krytycznego wyboru, który może naprawić wielką niesprawiedliwość, jaką wyrządził przed zapadnięciem w śpiączkę.

     Może się nam wydawać, że mamy wszystko. Rodzinę, dom, znajomych, sukcesy w życiu. A gdybyś z jakiegoś powodu stracili część tego? Kogo byśmy obwiniali? Niekoniecznie siebie, raczej innych. Najlepiej obwiniać byłoby Boga, bo w końcu to ponoć on steruje tym światem. Tylko czy odwrócenie się od niego przyniosło by odkupienie, czy może cierpielibyśmy jeszcze bardziej? Anthony Spencer ma okazję przekonać się na własnej skórze, co może przynieść mu odkupienie, choć całe jego życie legło w gruzach.

niedziela, 22 października 2017

[Recenzja książki] Valérie Tong Cuong - "Wypadek"

Autor: Valérie Tong Cuong
Tłumaczenie: Wojciech Prażuch
Tytuł: Wypadek
Tytuł oryg.: Pardonnable, impardonnable
Wydawnictwo:  Amber
Gatunek: Literatura współczesna
Data wydania: listopad 2015
Ilość stron: 272

Opis: Czy trzeba tragedii, żeby prawda ocaliła rodzinę i pomogła wybaczyć? Szpital. Dwunastoletni Milo leży w śpiączce. Został potrącony przez samochód, gdy pędził na rowerze wiejską drogą.  Lęk o życie Milo przykrywa fala wzajemnych wyrzutów i oskarżeń. Krzywd, które wydawały się dawno zapomniane. Bo w tej rodzinie nikt nie jest bez skazy … Ale przecież jest jeszcze Milo. Oni wszyscy, choć tak wiele mają do siebie żalu, kochają go. „Jak daleko można posunąć się z miłości do rodziny? A z nienawiści? Czy można wybaczyć – także sobie – to, co niewybaczalne?”

Książka „Wypadek” V.T. Cuong wpisuje się w najnowszy trend, czyli Domestic noir. W powieści tego typu mamy do czynienia z ukrytymi, rodzinnymi tragediami.Bohaterami są Celeste i Lino - rodzice Milo, Jeanne - matka Celeste oraz Marguerite - córka Jeanne. Poznajemy ich codzienne życie. Dostrzegamy różnice w charakterach, zgrzyty powstające z tego powodu. Kluczowym momentem fabuły jest wypadek, w którym ucierpiał kilkunastoletni chłopak, Milo, ale to nie wszystko. Tak naprawdę to zdarzenie daje początek czemuś nowemu. Odkrywaniu prawdy z przeszłości, tej która najbardziej rani. Dotyka ona niestety całej rodziny. Z tego powodu, relacje, które ich łączyły słabną. Z czasem oddalają się od siebie, nie potrafią ze sobą rozmawiać, przebywać w bliskim otoczeniu. Tak mniej więcej przedstawia się fabuła.

środa, 4 października 2017

[Recenzja książki] Christian Jungersen - "Znikasz"

Autor: Christian Jungersen
Tłumacz: Mateusz Borowski
Tytuł: Znikasz
Tytuł oryg.: Du forsvinder
Gatunek: literatura współczesna
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 27 lipca 2015 r.
Ilość stron: 464

Opis: Czy o tym, kim jesteśmy, decydują jedynie procesy neurobiologiczne, zachodzące w naszym mózgu?Mia cieszyła się, kiedy jej mąż znów zaangażował się w ich związek, który jeszcze niedawno przechodził poważny kryzys. Jednak gdy Frederik podczas rodzinnych wakacji doznaje ataku nerwowego, okazuje się, że powodem zmian jego osobowości jest guz mózgu.
                                                                [lubimyczytac.pl]

Książka „Znikasz” Christiana Jurgensena to przykład kryminału skandynawskiego. Wedle opinii, krążących w internecie, tego typu powieści uważane są za doskonałe dzieła.Niestety, kiedy skończyłam tę lekturę, moje zdanie okazało się być nieco inne. Ale od początku.

sobota, 14 stycznia 2017

[Recenzja książki] Mhairi McFarlane - "To przez Ciebie!"

Autor: Mhairi McFarlane
Tłumaczenie: Elżbieta Regulska-Chlebowska
Tytuł: "To przez Ciebie!"
Tytuł oryginalny: "It's Not Me, It's You"
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Ilość stron: 464
Premiera: 7 października 2015 r. 

Opis: Niesamowicie śmieszna opowieść o tym, jak radzić sobie z życiem, które ciągle rzuca ci kłody pod nogi.
Czy jeden esemes może wywrócić świat do góry nogami? Jeszcze jak!
Trzydziestotrzyletnia Delia postanawia coś zmienić w swoim długiem związku i nieoczekiwanie oświadcza mu się na moście. Paul jest kompletnie oszołomiony, W pobliskim barze ukradkiem wysyła esemesa, który trafia do Delii  przez pomyłkę.
Esemes przeznaczony dla Tej Drugiej...
To dopiero początek serii niepowodzeń, porażek i wpadek. Jednak dystans do siebie i poczucie humoru pozwalają Delii pokonać niejeden życiowy zakręt.

     Może to dość pesymistyczne nastawienie, ale wyznaję zasadę, że w życiu nie ma na tyle źle, by nie miało być gorzej, to pozwala doceniać rzeczy, które się posiada, osoby, które są ważne i zawsze dość blisko. Bo wszystko można stracić w przeciągu kilku dni.

piątek, 6 stycznia 2017

[BOOK TOUR] Monika Zajas - "Autodestrukcja"

Autor: Monika Zajas
Tytuł: Autodestrukcja
Data wydania: 2 lipca 2016 r.
Wydawnictwo: Czarna Kawa
Gatunek: Literatura współczesna
Ilość stron: 256

Opis: Alan, niedoszły reżyser filmowy, marzy o wolności, wrażliwa artystka Anja nie może pokonać strachu przed publicznym występem, a Patryk chce wreszcie być bogaty. Mimo starań ich życie coraz bardziej zaczyna przypominać tworzony przez Anję obraz, który pokrywa czarna maź. Pogoń za oddalającymi się marzeniami i nieustanne zderzenia z rozczarowującą rzeczywistością stopniowo powodują poczucie coraz większej utraty kontroli nad życiem. Alan nie wytrzymuje napięcia i zabija żonę… Niepokojąca książka o emocjach, naiwności i marzeniach.

PAULA: Znasz to uczucie, kiedy ktoś każe ci robić coś wedle własnych życzeń? Masz poczucie, że jesteś jak marionetka na scenie w teatrze? Czasem przychodzi taka chwila, kiedy  zrywasz sznury, które ktoś ciągnął za ciebie i stajesz się wolnym człowiekiem. Czujesz, że teraz to twoje życie i tylko ty nim kierujesz. Reguła mówi, że każdy wie co jest dla niego dobre. Jeśli coś ci nie wychodzi, nie rezygnuj z tego. Bohaterowie „Autodestrukcji” Moniki Zajas mogli się poczuć chociaż przez chwilę niezależni. Anja, Patryk oraz Alan przekonali się na własnej skórze jak smakuje wolność. Czy wyszło im to na dobre?

SADISTICWRITER: Każdy z nas ma marzenia, niektórzy większe, niektórzy mniejsze, czasami łączą się one bezpośrednio z naszymi pasjami. Usłyszałam kiedyś stwierdzenie: „to co kochasz, może stać się tym, co cię zniszczy”. To prawda, czasem popadamy w paranoję, łatwo tracimy to, co kochamy i dokonujemy… autodestrukcji. Myślę, że nie będziemy rozwodzić się na temat historii trójki naszych bohaterów, bo opis z tyłu okładki doskonale ich przedstawia, jednak co same o nich sądzimy? Uważasz, Paula, że to dobrze wykreowane postacie? Może czegoś im brakuje? Albo coś cię w nich szczególnie irytowało?

PAULA: Uważam, ze postacie nie są do końca dobrze przemyślane. Ich historie z jednej strony są realne, z drugiej zaś dalekie od rzeczywistości. Wydaje mi się, że nie ma konsekwencji w ich kreowaniu. Z całej trójki Patryk irytował mnie najbardziej. Goniąc za swoimi marzeniami, nie patrzył się na innych, nie brał pod uwagę ich uczuć. W całym przedsięwzięciu on był najważniejszy, co go w pewnym momencie zgubiło.

SADISTICWRITER: Mnie osobiście bardziej irytował Alan. Zachowywał się wobec swojej troskliwej żony naprawdę bestialsko. I ta wizja jak ją zabija, jeszcze się z tego ciesząc! Był niezrównoważony psychicznie i dlatego jestem straszliwie zła z powodu końca, jaki zgotowała mu autorka.
Mam wrażenie, że cała trójka bohaterów miała „nierówno pod sufitem” i nie do końca racjonalnie myśleli. Anja zachowywała się jak zapatrzone w siebie dziecko, które nawet nie chciało przyjąć pomocy – kiedy dostawała szansę na rozwinięcie swojego talentu, uciekała, panikowała i płakała bez żadnego konkretnego powodu. Dziwi mnie to, że chciała ze sobą skończyć, nawet nie próbując niczego osiągnąć. Patryk rzeczywiście był straszliwie zapatrzony w siebie i na dodatek niezbyt inteligentny. Jak można sądzić, że przyjaciół kupi się za pieniądze, tak samo jak miłość i inne rzeczy niematerialne? Jak można wydać łatwą ręką pieniądze gromadzone przez ubogich rodziców przez wszystkie lata? Jak można udawać bogatego cwaniaka, nie mając własnych pieniędzy, a wydając cudze? O Alanie mogę powiedzieć jeszcze tylko tyle, że życzyłam mu książkowej śmierci. Kiedy przeczytałam o tym, jak testuje swój nowy scenariusz i śledzi obcą kobietę, grożąc, że ją zabije… po prostu zamknęłam książkę i odłożyłam ją na biurko. Jeżeli chodzi już o ogół mojego zdania na temat bohaterów – może i mieli własne charaktery i mocno się wyróżniali, ale przedstawiali sobą naprawdę skrajnie przypadki; takie, które popadały już w obłęd. Idę o zakład, że gdyby ktoś obserwował ich poczynania, z biegu zamknąłby ich w psychiatryku. To jest właśnie ten brak realności o którym mówiłaś. Myślę, że niewiele osób mogłoby się z nimi utożsamiać. Co sądzisz w takim razie o fabule? Ciekawa, nieciekawa?

PAULA: Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Niektóre wątki zajmowały 2-3 str., a niektóre ciągnęły się i ciągnęły. Uważam, że wiele momentów należałoby rozwinąć, dlatego, że były naprawdę ciekawe. Czuje po nich niedosyt. Uważam, że tej książce czegoś brakuje. Wracając do wspomnianego przez ciebie fragmentu zabójstwa żony, uważam, że sama jego konstrukcja była dobra, ale można by było go jeszcze rozwinąć. Mam podobnie zdanie jak ty, że to było... chore. Podobał mi się tylko styl jakim to zostało napisane i nic poza tym.

SADISTICWRITER: Co do stylu mam pewne wątpliwości. Nie podoba mi się to, jak pisze Monika Zajas. Miałaś dobre spostrzeżenie! Dużo wątków zostało nierozwiniętych i w moim odczuciu – dużo wątków zostało potraktowanych zbyt długimi opisami. Ta nierówność była strasznie irytująca! Na dodatek pojawiało się wiele dziwnych stwierdzeń i błędów. Styl pisania autorki, jak dla mnie nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Na ogół jestem bardzo emocjonalną osobą i uwielbiam takie tematy książek, które rozsadzają mnie od środka, jakbym miała w sobie bombę zegarową. Zazwyczaj lektury dotyczące autodestrukcji ludzi bardzo mnie poruszają. Tu nawet przez chwilę nie poczułam się ani zainteresowana fabułą, ani poruszona. Całość przeczytałam z obojętną miną. Prędzej narzekałam na bohaterów i przewracałam oczami, niż cieszyłam się z czytanej treści. Chwilami miałam wrażenie, że książka jest przedramatyzowana i to w taki „bezemocjonalny” sposób. Przykro mi to mówić, ale taką powieść może napisać każdy. Wystarczy wymyślić sobie trzech, irytujących ludzi, którzy zniszczą swoje życie z powodu marzeń i zapatrzenia we własne odbicie w lustrze. Koniec. Nic oryginalnego. Czułam się naprawdę zawiedziona po przeczytaniu, a tak bardzo nie mogłam się doczekać, kiedy chwycę tę historię w swoje ręce!

PAULA: Wiem dokładnie o czym mówisz, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie. Moje zainteresowanie książką malało z każdą, kolejną przeczytaną stroną. Pomysł był dobry, gorzej z jego wykonaniem. Fabuła jak i bohaterzy nie irytowali mnie tak bardzo jak ciebie, ale sam układ książki pozostawia wiele do życzenia. Każdej osobie był poświęcany jeden rozdział i tak w kółko. Nie lubię takiego rozwiązania, bo kiedy skupiasz się na jednym wątku, za chwile go tracisz, bo pojawia się następny rozdział i inna osoba. Od początku aż do końca mnie to wkurzało. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie nie było najlepszym pomysłem.

SADISTICWRITER: Uwielbiam pisać takie recenzje, bo wychodzą nam pewne różnice w postrzeganiu książkowego świata! Właśnie teraz widać, że mamy trochę odmienne zdanie. Mnie się taki układ podobał i uważam, że to jedna z większych zalet konstruowania lektury. Osobiście jestem przyzwyczajona do takich podziałów a’la: jeden rozdział, jeden bohater.
Ostatecznie nasza wspólna opinia nie jest zbyt pozytywna. Raczej nie poleciłabym nikomu przeczytania tej książki, a ty co sądzisz na ten temat, Paula? Polecasz, czy raczej nie?

PAULA: Ciężko jest mi wyłonić docelowego odbiorcę książki. Człowiek z depresją, po przeczytaniu tej powieści jeszcze bardziej się załamie i utwierdzi w przekonaniu, że jego życie jest do bani – będzie chciał ze sobą skończyć, romantyk nie ugasi swego pragnienia miłością, bo została w tej książce zabita. Ostatecznie nie polecam.

SADISTICWRITER: Może to kwestia tego, że jestem pesymistką, ale raczej nie sądzę, by ktokolwiek dostał motywacji do działania po przeczytaniu tej lektury. Więcej rzeczy potwierdza to, że nie jesteśmy w stanie sięgnąć swoich marzeń, niż to, że coś osiągniemy. Dla mnie to swoisty demotywator, który na szczęście nie miał na moje życie zbyt wielkiego wpływu i… oby nie miał wpływu na innych.


Ocena SadisticWriter: 3/10
Ocena Pauli: 6/10

Książka brała udział w Book Tourze, którym Ola z Aleksandrowych Myśli nazwała Emigrantką (piękna nazwa!). Obydwie dziękujemy jej za możliwość wzięcia w niej udziału! Serdecznie pozdrawiamy autorkę, jak i resztę dziewczyn, które uczestniczyły w akcji!


STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

Ktoś mu kiedyś powiedział, że życie to nie film. Nigdy się z tym nie zgadzał. Przecież sami piszemy sobie jego scenariusz, sami codziennie stajemy przed rozmaitymi wyborami. Czasem z pozoru nieistotna sprawa może całkowicie odmienić życie.

Ludzie zdawali się częściej używać okrągłych, uśmiechniętych emotikonów, niż śmiać się w prawdziwym świecie.

środa, 30 listopada 2016

[Recenzja książki] Abbi Glines - "Przypadkowe szczęście"


Autor: Abbi Glines
Tłumaczenie: Agata Żbikowska
Tytuł: Przypadkowe szczęście
Tytuł oryg.: Twisted Perfection
Seria: Rosemary Beach, Perfection
Tom: 1
Wydawnictwo: Pascal
Gatunek: literatura współczesna, New Adult
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 320
   
Opis: Życie poza domem jest dla Delli Sloane nowym doświadczeniem. Mroczne sekrety jej przeszłości nie były czymś, czym miała ochotę się dzielić z kimkolwiek. Nigdy by nie zrozumieli. Woods Kerrington nigdy nie był tym, którego przyciągały słabe kobiety. Wydawało mu się, że z nimi trzeba obchodzić się jak z jajkiem. A jemu nie chodziło o zaangażowanie, tylko o przyjemność. Noce pełne niegrzecznych zabaw to dokładnie to, co chciał, kiedy lustrował wzrokiem każdą gorącą laskę jaką spotkał na swojej drodze. To, z czego nie zdawał sobie sprawy to to, że ona była krucha od pierwszego spotkania. Beztroska dziewczyna, która nie przejmuje się tym, co świat o niej myśli, była bardziej krucha niż mógłby sobie kiedykolwiek wyobrazić…
                                                                   (źródło opisu: bookgeek.pl)

  Miłość potrafi przyjść niespodziewanie i w postaci kogoś, kogo na pierwszy rzut oka nie podejrzewalibyśmy o to, że może stać się obiektem naszych najgłębszych uczuć. Miłość jest niby prosta, a tak wiele komplikuje. Co się stanie, jeśli pokocha się kogoś, kogo poznało się właściwie przypadkowo, a znajomość zaczęła się od przygodnego seksu? Czyjeś życie z pewnością wywróci się do góry nogami.
     Chciałabym móc powiedzieć, że poczułam się zaciekawiona pierwszymi zdaniami
i wydarzeniami książki, ale byłoby to wierutne kłamstwo. Prawdę mówiąc, po szesnastej stronie zatrzasnęłam ją z głośnym westchnięciem kogoś, kto już wie, że pewnie będzie się męczył podczas dalszej lektury. Nie potrafiłam wczuć się w głównych bohaterów  za to oni wczuli się w siebie  dodatkowo płytkie dialogi skutecznie mnie zniechęciły. Nie jestem jednak osobą, która potrafi porzucić książkę na wieki wieków, dlatego po wzięciu głębszego wdechu i chwili na zregenerowanie serca, powróciłam do tego literackiego dzieła.
     Nie mogę napisać, że powieść zyskała moją sympatię i aprobatę. Po przeczytaniu opisu chciałam dać szansę Abbi Glines i na własnej skórze przekonać się, że nie jest to namiastka Pięćdziesięciu twarzy Greya. I choć Della, główna bohaterka, nie ma życia podobnego do Any, dla mnie jest do niej bardzo podobna i to wywołuje u mnie westchnięcie. Postać ze swoją przeszłością miała potencjał na naprawdę dobre i dość głębokie pod względem psychologicznym sceny, ale niewiele z tego wyszło. Poza tym cholernie (przepraszam za słowo, ale ono najczęściej oddaje moje negatywne uczucia) denerwujące było to niezdecydowanie co do uczuć dla Woodsa. Z jednej strony Della twierdziła, że jest jej przyjacielem, z drugiej, że przecież się nie znają i łączy ich tylko seks. No kurde no! Strasznie mnie tym irytowała, na tym polu pan Kerrington wypadał lepiej  po pierwszej fazie, kiedy to ewidentnie zależało mu na jej ciele (a dokładnie na "ciasnej cipce"), do tego pragnienia doszła także chęć poznania jej i bycia przy niej, z nią, w związku. On też mnie denerwował, zwłaszcza swoją zaborczością, ale cóż  polubiłam go nieco bardziej niż Dellę Sloane, choć to ona mogła być gwiazdą tej historii. Wood był arogancki i często myślał nie tym organem, co trzeba, ale jakoś umiał się ukierunkować, jego głowy nie zaprzątały myśli "co by było, gdybym zechciał inaczej".
      Myślałam, że nie będzie tu akcji niczym z Pięćdziesięciu twarzy Greya, jak widać w powyższym akapicie, jest ona, ale tak właściwie to jest znacznie gorzej. Nie ma tu jedynie podobnych postaci - wspomnę, że pojawiają się prawie że identyczne dialogi jak w powyższym dziele. Do tego dochodzi też klimat niczym ze Zmierzchu. Myślałam, że powieść czymś się wyróżni, ale nie. Nawet wśród drugoplanowych postaci nie ma kogoś naprawdę ciekawego, choć dwoje bohaterów próbowało się wyłamać z tego schematu. Więzi międzyludzkie nie są dość silne ani interesujące, bym jakikolwiek wątek obserwowała z bijącym sercem i wstrzymanym oddechem. A przechodzenie z jednej sceny w kolejną miejscami przypominało skakanie palcem po mapie. Nie lubię takich zabiegów, więc myśl o porzuceniu książki ponownie się pojawiła, choć nie została spełniona.
     Język jest prosty, kolokwialny, a wszelkie afery i skandale opisane tak, że nie każą się zastanowić nad tym, jak bardzo są poważne i jakie mogą mieć konsekwencje. Przez Przypadkowe szczęście przechodzi się z beznamiętnym wyrazem twarzy, a przy scenach seksu unosi się brew i ze zwątpieniem pyta: "to naprawdę tak wygląda?". Osobiście podziwiam osoby, które nie boją się wziąć za erotyki i stworzyć coś wywołującego porządne rumieńce na twarzy czytelnika, ale jeśli nie potrafi się realistycznie i z zachowaniem umiaru, bez patosu opisywać intymnych aspektów ludzkiego życia, to czy w ogóle warto?
     Nic w Przypadkowym szczęściu zbytnio mnie nie zaskoczyło. Jedynym ciekawym wątkiem wydawała mi się choroba matki Delli i to, jak bardzo wpłynęła ona na życie dziewczyny, która będąc w końcu wolną, wyrusza w samotną podróż po kraju. Nie mam zamiaru zbytnio pomstować nad tym, że kto to widział dziewiętnastolatkę przemierzającą w pojedynkę Stany Zjednoczone, bo pewnie jest to w jakimś stopniu prawdopodobne, ale żałuję, że nie poświęcono tejże przeszłości więcej uwagi. Poza koszmarami i budzeniem się z krzykiem chętnie poczytałabym o jeszcze innych wpływach traumy.

(źródło: http://ksiazka-od-kuchni.blogspot.com/)

     Podsumowując, powieść Abbi Glines to książka, po którą sięgnąć mogą ci, którym nie zależy zbytnio na czymś głębszym, a na chwili oderwania się od innych, cięższych lektur. Jeśli nie zrażają was liczne sceny seksu ani płytkość, ukazanie amerykańskiej rodzinki niczym z filmu, to książkę polecam. Wszystkim innym proponuję popukanie się w głowę i odłożenie powieści na bok. Gdybym mogła cofnąć czas, przeznaczyłabym go na coś innego.

Ocena: 3/10

STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

Wiedziałem, że Tripp nie żałował nawet jednej spędzonej na grze minuty. Miałem tylko nadzieję, że zebrał odpowiednią ilość wspomnień, by wystarczyły mu na resztę życia, bo to jedyny raz, kiedy przebywał z nią sam na sam.

Czasami nasze niedoskonałości sprawiają, że stajemy się wyjątkowi.

Jedyną rzeczą, jakiej powinniśmy się bać, jest sam strach.

Jest na świecie ktoś, kto cię pokocha. Kto będzie cię pragnął dla samej ciebie. Nie zadowalaj się czymś gorszym.

Nie potrafisz kalkulować i zachowywać się egoistycznie. Sprawiasz, że chcę stać się lepszy.

sobota, 12 listopada 2016

[Recenzja książki] Joanna Stańda - "Bankiet wysuszonych kasztanów"

Autor: Joanna Stańda
Tytuł: Bankiet wysuszonych kasztanów
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Pyschoskok
Liczba stron: 144

Opis: Historia dzieje się w sali szpitalnej, gdzie spotyka się pięć przypadkowych kobiet o przeróżnych profilach osobowościowych i doświadczeniach życiowych. Tytuły rozdziałów są chronologicznym zaprezentowaniem kim i kiedy ta szpitalna sala się wypełniała. 

Po opisie „Bankietu wysuszonych kasztanów” spodziewałam się grona starszych, wesołych pań, które wpadną na pomysł zorganizowania bankietu, żeby umilić sobie pobyt w szpitalu geriatrycznym – to właśnie dlatego chwyciłam za tę książkę. Jestem osobą, która panicznie boi się starości. Chciałam w tej lekturze znaleźć pokrzepienie dla duszy,  jakąś dobrą wiadomość, że bycie człowiekiem w podeszłym wieku nie musi być złe, nudne czy pozbawione barw. Czy znalazłam to, co chciałam? Po części i tak i nie, wszystko zależy od punktu widzenia i nastawienia. Morał nie jest oczywisty. My sami go sobie musimy dopowiedzieć.
„Bankiet…” to przede wszystkim książka, która ukazuje realia życia starczego. Choroby, samotność, przyzwyczajenia, wspomnienia z lat młodzieńczych i ułomności, przeszkadzające w życiu codziennym. Ukazane w niej bohaterki zasługują na miano dosyć dobrze wykreowanych postaci. Choć pań jest sporo, z łatwością je zapamiętamy, właśnie ze względu na charakterystyczne cechy.
Jako pierwsza do szpitala przybywa pani Kuruc – typowa, samotna, wiecznie narzekająca na wszystko babcia, która interesuje się cudzym życiem, potem dla kontrastu witamy na oddziale panią Kobel – energiczną panią z gestami nastolatki, która nie chce przebywać w szpitalu, bo ma dużo roboty w ogródku. Następna jest pani Mirela – nienagannie dbająca o siebie babcia, która chwilami zachowuje się jak diva, wokół której każdy ma skakać. Do pań dołącza w pewnym momencie Anastazja – wykształcona babcia z bogatego domu. Na końcu niespodzianka – zaledwie czterdziestoletnia Oliwia, mocno kontrastująca z resztą pań charakterem i przysposobieniem do życia. Myślę, że jest znaczącą postacią w fabule – autorka najwyraźniej chciała pokazać, jak wielkie są różnice w postrzeganiu świata przez starszych ludzi i tych odrobinę młodszych.
Mimo dobrze wykreowanych postaci i ich historii, muszę jednak przyznać, że fabuła chwilami nudzi. Tu tak naprawdę nic się nie dzieje. Babcie rozmawiają o życiu, przeżywają wizyty pielęgniarek, lekarzy, smęcą, narzekają, czasem się pokłócą. Muszę przyznać, że czułam się, jak podczas spotkań starszyzny w rodzinie. Lubię je, naprawdę, ale czy nadają się one na to, aby stworzyć z nich całą książkę? Powątpiewam. Uważam, że mimo wszystko, przydałoby się tej lekturze odrobina akcji. Niedużo, bo to jednak starsze panie, ale wzbogacić to jakimś smaczkiem można by było, bo przez cały czas mam wrażenie, że czegoś tutaj brakuje.
Jeżeli chodzi o motyw bankietu. Okazał się on być zaledwie wąskim wątkiem przy końcu książki i to wcale niezorganizowanym przez nasze starsze bohaterki. Czułam się zawiedziona. Na dodatek nagła przemiana Oliwii, która miała wpływ na bankiet, nie była dla mnie wiarygodna.
Przejdźmy teraz do stylu autorki. Tu nie mam większych zastrzeżeń. Pani Jańda naprawdę zaskakuje swoim stylem! Pisze ładnie, przejrzyście i dobrze opisuje – wielki plus za porównania, jednak za błędy – mały minus. Gdzieś w tekście dostrzegłam brak poszczególnych znaków interpunkcyjnych, np. okazuje się, że cudzysłów potrafi znikać, gdzieś mógł również umknąć jakiś akapit, przecinek. Błędów ortograficznych nie było, ale znalazłam dwa niuanse, które mnie zastanawiały. Dlaczego autorka nie użyła polskiego określnika angielskiego słowa „gadget”? I zdanie, które poraziło mnie jak prądem: „– Pani… – ordynator – kurdupelek podszedł…”. Co nie gra? Chociażby to, że po wielokropku słowo ordynator nie zaczyna się z dużej litery (a zdanie nie było przecież kontynuowane). Na dodatek „ordynator – kurdupelek” to uraza dla ortotypografii. Takie stwierdzenia pisze się z dywizem, nie półpauzą i bez spacji, czyli: ordynator-kurdupelek. Takich niuansów jest w całości kilka i niestety rażą w oczy.
Podsumowując. Jeżeli chodzi o postacie, styl autorki, prostą okładkę, a także tytuł – plus, jeżeli zaś chodzi o fabułę i błędy – minus. Jestem raczej osobą, dla której styl pisania autora jest już w samym sobie wielką piątką w dziesiątce. Lubię zabawę słowem i uważam, że w tym przypadku ratuje to wątłą fabułę. Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak wydać werdykt:

Ocena: 5/10

STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

– Nie mam czasu na chorowanie! – jęknęła do samej sie­bie, a po namyśle dodała filozoficznie: – Nie mam czasu na starość!

– Muszę wrócić do domu! Muszę wrócić. Zostawiłam
otwarte okno!
– Może pomylili oddziały i przywieźli ją tutaj zamiast do
psychiatryka! – pomyślała pani Kuruc.

Za ebooka, dziękuję 
wydawnictwu:

poniedziałek, 7 listopada 2016

[Recenzja książki] Emma Cline - "Dziewczyny"


Autor: Emma Cline
Tłumaczenie: Agata Siewior-Kuś
Tytuł: Dziewczyny
            Tytuł oryg.: The Girls
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 360

Opis: 
Hipnotyzująca historia inspirowana życiem Charlesa Mansona, charyzmatycznego przywódcy sekty. To dla niego urzeczone rzekomą wolnością i swobodą nastolatki były gotowe na wszystko… Dziewczyny – ich kruchość, siła, pragnienie przynależności – to istota tej olśniewającej powieści dla czytelników Przekleństw niewinności Jeffreya Eugenidesa oraz Zanim dopadnie nas czas Jennifer Egan.Północna Kalifornia, burzliwy koniec lat 60. XX wieku. Na początku lata samotna i wrażliwa nastolatka Evie Boyd widzi grupę dziewcząt w parku i od pierwszego spojrzenia uwodzi ją ich wolność, niedbały ubiór, aura nieskrępowania. Wkrótce Evie ulega całkowicie wpływowi Suzanne, hipnotyzującej starszej dziewczyny, i jak magnes przyciąga ją sekta, która wkrótce ma zyskać złą sławę, oraz mężczyzna będący jej liderem.

Życie człowieka jest nieprzewidywalne, nasze losy toczą się czasem nie tak, jakbyśmy tego chcieli. Co zrobić, jeżeli podejmiemy złą decyzję i nie możemy już tego odkręcić? Każdy z nas popełnia błędy. Czy jest złoty środek na to, by popełniać ich jak najmniej? O tym jak trudne jest  życie, przekonała się jedna z bohaterek „Dziewczyn” Emmy Cline.
Muszę przyznać, że już sam opis książki wywarł na mnie dobre wrażenie. Pomyślałam, że czeka mnie przyjemna lektura. Nie myliłam się. Okładka według mnie przykuwa uwagę, jest na swój sposób prosta. Uważam, że zarówno treść i okładka są ważne przy wyborze książki. To pierwsza książka Emmy Cline i jak się okazuje – jest udana.
Evie Boyd to prosta nastolatka, jej rodzice są po rozwodzie, nie interesują się córką. Evie ma przyjaciółkę, u której spędza większość wolnego czasu. Potajemnie – bo tak przypuszczała – kochała się w starszym bracie Connie. 
Evie przydarzyło się coś, co sprawiło, że jej życie uległo zmianie, przyczyniła się do tego pewna dziewczyna. Suzanne dosłownie owinęła sobie Evie wokół palca, narzucała mnóstwo rzeczy i poglądów. Była od głównej bohaterki starsza, co dawało jej przewagę. Nieświadoma zagrożenia  dziewczyna dała się wykorzystać. Znajomość Evie i Suzanne przebiegała bardzo niewinnie –  wspólne zakupy, przechadzki, czyli wszystko to, co robią nastolatki. Evie nie do końca wiedziała na co się pisze. Jakie były tego konsekwencje, musicie sami się dowiedzieć. 
Książka składa się z kilku części, wciągnęłam się w czytanie do takiego stopnia, że nawet nie zauważałam kiedy przechodzę do kolejnych. Następną zaletą jest autentyczność, która przejawiała się w opisach. Świat przedstawiony jest realistycznie, co pomaga w pozytywnym odbiorze czytelnika. Książka dostarcza nam wielkich emocji.
Podsumowując. Lektura bardzo mi się podobała, polecam ją i młodym osobom i nieco starszym. Uświadamia czytelnikom konsekwencje nieprzemyślanych czynów, które mogą zaważyć nad naszym życiem. Pokazuje, że nie zawsze jest tak jakbyśmy tego chcieli. Autorka nie przebiera w słowach, mówi po prostu jak jest. Udaje jej się to poprzez stosowanie prostych opisów. Na sam koniec pokazuje, jacy potrafią być ludzie – bezwzględni, zapatrzeni w siebie, dążący po trupach do celu. Możecie być pewni, że po przeczytaniu tej książki żadne złe moce wami nie zawładną.

Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania dziękuję 
Portalowi Księgarskiemu!

czwartek, 20 października 2016

[Recenzja książki] Leszek Mieszczak - "Noc jest dniem"

Autor: Leszek Mieszczak
Tytuł: Noc jest dniem
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Psychoskok
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 276

Opis: Powieść "Noc jest dniem" stała się swoistą podróżą w czwarty wymiar, który nie ma oparcia w otaczającej nas rzeczywistości i potwierdza, że nie każdy, którego oczy są zamknięte, śni i nie każdy z otwartymi oczami - może widzieć.

  Wiara. Wydaje się nam, że jej wpływ na ludzkie życie jest coraz mniejszy. W codzienności zapominamy o niej, bo inne rzeczy absorbują nas dużo bardziej. A może by tak zwolnić, usiąść i na chwilę zastanowić się, czy nadal wierzę, a przy tym sięgnąć po lekturę, która wpłynie na postrzeganie? Tak, chętnie. Bo "Noc jest dniem" mnie podbiła. Całkowicie.
Książka ta opowiada historię Bronisława Chrobaka, który pewnego dnia w pociągu dostrzega niewidomą kobietę i pomaga jej pozbierać porozrzucane z torebki przedmioty. Można powiedzieć, że taki sposób na zapoznanie się nie jest oryginalny - racja, miałam wrażenie, że już spotkałam się z czymś podobnym - ale przecież znajomości zaczynają się w różnych okolicznościach. Nawet w pociągach.
Kilka słów o Bronku. Z zawodu mechanik, z zamiłowania poeta i prozaik, może się pochwalić dwoma tomikami poezji i jedną powieścią. Mąż i ojciec. Człowiek, którego dzień jest rutynowy. Przynajmniej do czasu poznania Marty. Jak oceniam tego bohatera? Jako bardzo realistyczną postać. Przypomina mi odrobinę mojego kolegę ze studiów. Części czytelników może nie spodobać się, że Bronek - który jest po części narratorem opowieści - jasno mówi o tym, że się modli wieczorami, nie ukrywa swojego stosunku do wiary. Bo to właściwie o wierze mówi ta książka. Polubiłam Bronka i z chęcią spotkałabym go w jakimś pociągu.
Drugą kluczową postacią, która przejmuje połowę książki i opowiada swoją historię, jest Marta. Uzdolniona malarka, której dzieła schodzę nie tylko w kraju, ale i za granicą. Poznajemy ją jako niewidomą trzydziestodziewięciolatkę (o ile nie pomyliłam się w obliczeniach), która co kilka dni, niekoniecznie codziennie, przebywa popołudniami trasę Pszczyna-Żywiec, kiedy to wraca od siostry, której dzieckiem się zajmuje. Początkowo współczułam jej tego, że jest niepełnosprawna. Kiedy zaś poznałam dokładnie jej historię, którą opowiada Bronkowi poprzez napisaną przez siebie mini-książkę, poczułam do niej wielką sympatię, ból z powodu tego, co ją spotkało, i ogromną dumę z tego, że przetrwała wszystko, co ofiarował jej Bóg. Bo choć życie Marty przypominało życie Hioba, nie załamała się. Za tę siłę będę ją podziwiać chyba zawsze.
Podejrzewam, że gdybym nawet nie czytała tej książki podczas zagranicznego urlopu, gdybym wzięła się za "Noc jest dniem" w domu przy normalnym trybie pracy, ta powieść kazałaby mi się na moment zatrzymać i spojrzeć na swoje życie i świat pod trochę innym kątem. Niby opowieść o dwójce nieznajomych, których łączy pociąg na trasie Bielsko-Biała Północ - Łodygowice Górne, a mimo to zostałam pochłonięta i przez chwilę po zamknięciu książki nie mogłam ochłonąć. Postaci - wszystkie! - są klarowne, stworzone od początku do końca. Żadna z nich, nawet wspomniany kolega z klubu PTTK, nie jest dla zapchania fabuły. Każdy coś wnosi do historii, choćby małą iskrę stanowiącą o całym ogniu tej opowieści. Można stwierdzić, że jestem bardzo stronnicza, bo ze swoją wiarą nie mam problemów (jestem katoliczką) i dlatego powieść mi się podoba. Uważam, że trafi ona jednak do każdego, kto choć raz w swoim życiu zwątpił. Bo czy nie zwątpienie świadczy o wierze? Tego uczy mnie ta książka.
Poza postaciami i świetną fabułą na plus jest także język. Prosty, czasami wręcz kolokwialny, ale przez to czyta się naprawdę szybko - mnie zajęło to trzy dni. Dałam się wciągnąć kolejnym rozdziałom, kolejnym mailom bohaterów, kolejnym spotkaniom czy też staraniom Bronisława o wydanie kolejnego tomiku wierszy. Tak bardzo to wszystko zapadło mi w serce, że będąc na dworcu w Katowicach musiałam na rozkładzie jazdy poszukać pociągu relacji Katowice-Zwardoń. Nie muszę chyba wspominać, że uśmiechnęłam się jak psychopatka, widząc Bielsko-Białą Północ i Łodygowice Górne z godzinami przyjazdu. Wspomnienie tej trasy nadaje autentyczności historii i sprawia, że chciałabym przeżyć coś podobnego.
Wyznam także, że uwiodła mi okładka. Jest prosta, wręcz minimalistyczna, no ale cóż  - to oko po prostu mi się podoba. Może nie nawiązuje od razu do treści, ale jeśli dowiemy się o niewidzeniu Marty i o tym, że dla niej "noc jest dniem", zrozumiemy, dlaczego to właśnie oko patrzy na nas z półki. Jeśli miałabym powiedzieć coś więcej: okładka tej powieści została jedną z moich ulubionych, ot co.
Niestety, poza plusami są i minusy. A przynajmniej jeden poważny. Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z korekty. Przecinki przecinkami, nauczyłam się wybaczać ich brak, ale literówki i to poważne? Podam Wam trzy przykłady (jest w książce jeszcze jeden, który znalazła moja siostra, ale akurat ona czytała bez dzierżenia ołówka w ręce - ja go miałam, by zaznaczać cytaty, moje zboczenie - więc nie powtórzę go tutaj). Pierwszy - zdanie w książce wygląda tak: "Przy koszeniu trawy niesforne myśli kilka razy biegły do spotkanej w pociągu kobiecie". Czy nie wydaje się, że powinno być "kobiety" albo zamiast "do" wstawić "ku", by miało to ręce i nogi? Drugi przykład - wyrażenie "mój wyuczony zwód", gdy Bronek mówi o swoim zawodzie mechanika (pracuje jako dealer samochodowy). Nadal mnie ono serdecznie bawi. Trzeci przykład - specjalnie poszukałam wzoru aktu notarialnego, by się upewnić, czy to nie błąd. Ale jednak. W książce pojawia się zdanie " Dnia 28.09.2013 roku (dwudziestego szóstego października dwa tysiące trzynastego roku) przed mną, Antonim Góreckim, notariuszem w Żywcu, stawiła się (...)". Początkowo myślałam, że w nawiasie jest data stanowiąca o czymś innym (tego dnia faktycznie wydarzyło się coś związanego z Martą), jednak - jak pisałam - widziałam wzór aktu. Data w nawiasie to słowny zapis daty w zapisie liczbowym. Czy w korekcie ktoś miał zaćmienie? Chciałabym wiedzieć.



      Podsumowując, nie trzeba być katolikiem - ba!, chyba nawet nie trzeba być chrześcijaninem - by dostrzec piękno w tej książce pełnej bólu, znaleźć wsparcie i siłę. Bo "Noc jest dniem" to nie tylko opowieść o przyjaźni i ciężkim losie. To opowieść o tym, że Bóg doświadcza nas nie dlatego, że jesteśmy słabi, ale dlatego, że jesteśmy na tyle silni, by znieść wszystko. Bo w człowieku drzemie prawdziwa moc. Trzeba jedynie umieć to dostrzec u siebie i u innych.

Ocena: 8,5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.

     Strefa dobrych cytatów (jest ich masa!)

     "Tęsknię za czasami, kiedy słowa garnęły się do moich myśli."

     "Dla mnie sny były zawsze nieograniczonym dostępem do źródła mojej wewnętrznej mądrości, doświadczenia i kreatywności. Ta mądrość łączyła się bezpośrednio z mądrością Boga i dawała poczucie dodatkowego bezpieczeństwa, czasem ostrzegając przed czymś, czego się nie spodziewałem."

     "Jakby na to nie patrzeć, sam jestem reżyserem swojego życia."

     "Rozrywka jest nam potrzebna, każdemu: i bogatemu [,] i biednemu. Pozwala nam zapomnieć na chwilę o troskach, spojrzeć na świat innymi oczyma."

     "Wszystkie rzeczy mają swój czas i swym zamierzonym biegiem przemija wszystko pod słońcem."

     "Strach jest często ukrytym szantażystą, niwelującym nasze poczynania idące w stronę wzrostu."

     "(...) wszystko zależy od poglądu, który się wyznaje."

     "Tak naprawdę dopiero w kryzysowych sytuacjach dowiadujemy się, kim jesteśmy."

     "Ten, który nie potrafi przebaczyć, staje się ofiarą zła, które go dotknęło i przejęło nad nim swoje władanie i kontrolę".

     "Każdy dzień jest i nie jest dobry na odejście."

     "Życie jest niesamowitym darem od Boga, bez specjalnych zasług, ot tak, rozpoczyna się i nigdy już nie ustaje, nawet jeśli ciało rozpadnie się."
     

czwartek, 18 sierpnia 2016

[Recenzja książki] Wanda Szymanowska - " Lardżelka"


Autor: Wanda Szymanowska
Tytuł: Lardżelka
Gatunek: literatura współczesna 
Wydawnictwo: Białe pióro
Ilość stron: 126

Opis: "Lardżelka", to wspaniała powieść oparta na faktach, a odpowiadająca na pytanie: jak efektywnie schudnąć bez wyrzeczeń.  Zofia swoje stresy "zajada" słodyczami. Efekt? 70 kg nadwagi. Pewnego dnia, kiedy mąż porównuje ją do balii, kobieta nie wytrzymuje napięcia i postanawia coś zmienić. Powieść zawiera praktyczne rady, przestrzega przed efektem jo-jo. Proponuje rozwiązania jak temu zapobiec.

Eksperci prowadzący badania nad otyłością wśród społeczeństwa, dokonali szokującego odkrycia. Mianowicie w dzisiejszych czasach, otyłość nie jest już problemem tylko wśród dorosłych ludzi, lecz dotyka również dzieci.  Warto się zastanowić jaki jest tego powód.  Alternatywą dla żywności spożywanej w ciągu dnia stały się gotowe produkty. Otyłość stała się chorobą cywilizacyjną, za sprawą zwiększającej się dramatycznie liczby osób z dodatkowymi kilogramami.
Co sądzi na temat otyłości bohaterka „Lardżelki”?  Kiedy to Zosia przygotowywała się do balu sylwestrowego, zamiast komplementu usłyszała bardzo przykre słowa na temat jej wyglądu. Zabolało ją tak bardzo, że postanowiła zrezygnować z pójścia na imprezę. Stoczyła prawdziwą walkę o lepszy wygląd jak i samopoczucie, które nie było najlepsze.  Kiedy upadasz, pamiętaj by wstać i dalej walczyć. Czy Zosia osiągnie to co sobie zamarzyła? Tytuł „Lardżelka” jest nazwą ośrodka dla osób z otyłością. Główna bohaterka stała się jedną z pensjonariuszek tego miejsca. O tym co spotkała Zosia w ośrodku musicie przekonać się sami.
Książka obnaża przykrą prawdę, w jaki sposób osoby z nadwyżką kilogramów są spostrzegane przez społeczeństwo. Na rynku księgarskim istnieje dużo tego typy książek, jednak jej specyficzny charakter, pozwala się wzbić na wyżyny wśród innych poradników.  Jest dosyć przyjemna w czytaniu.  W całości skupia się na problemie nadwagi, dlatego też dla niektórych osób może to być nudzące. Autorka wyszła temu naprzeciw i ubarwiła powieść humorem.
Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji.  Byłam nastawiona do niej sceptycznie, ponieważ istnieje wiele takich produkcji na rynku, ale w miarę ubywania kartek podobała mi się coraz bardziej. Bez względu na to czy jesteś chudy, czy masz nadmiar kilogramów, tę książkę musisz przeczytać. Dodatkowo zawiera ona zdrowe przepisy, przemyślenia, porady.
„Lardżelka” może być odbierana różnie.Osoby otyłe znajdą tutaj mnóstwo ciepłych słów, wsparcia. Może być ona motorem napędzającym do działania. Chociaż walka z nadmiarem kilogramów jest trudna, warto ją podjąć. Bo chyba nie ma nic lepszego niż zdrowie fizyczne i psychiczne.

Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania dziękuję 
autorce Pani Wandzie Szymanowskiej.