piątek, 20 lipca 2018

[Recenzja książki] J. D. Salinger - "Buszujący w zbożu"

Autor: J. D. Salinger
Przekład: Magdalena Słysz
Tytuł: Buszujący w zbożu 
Tytuł oryg.: Catcher in the rye
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Albatros
Premiera: ~2017 r.
Ilość stron: 304

Opis: Bohaterem Buszującego w zbożu jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni 'buszuje' po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej niebłahe...

     Chyba każdy z nas choć raz stwierdził, że otaczają go ludzie głupi, którzy swoim zachowaniem działają nam na nerwy. Co wtedy robimy? Narzekamy na nich, zwracamy im uwagę i ignorujemy, pewni, że najlepiej pozostawić takiego człowieka z własną głupotą. Holden Caulfield podchodzi do tego inaczej - ma dość głupoty wokół siebie, do tego w jego życiu znowu coś nie wyszło, więc młodzieniec ucieka z jednego miejsca, by zahaczając o inne, wrócić do rodzinnego domu. Tą podróżą dzieli się z czytelnikiem w powieści Buszujący w zbożu. Czy cała historia oraz sam Holden przypadli mi do gustu? Odpowiem już teraz - nie. Opowieść może jeszcze się broni, ale sam bohater zyskał u mnie niechlubne pierwsze miejsce w kategorii Najbardziej nielubiany męski bohater literacki. Dlaczego? Już wyjaśniam.
     Osobiście uwielbiam, kiedy główna postać powieści się wyróżnia. Czy to sposób myślenia czy wypowiadania się, a może nawet choroba psychiczna - jest grupa cech, która mnie bardzo przyciąga do takich bohaterów. Holden Caulfield powinien być jednym z nich; jest myślicielem, chodzi własnymi ścieżkami i jest świetnym obserwatorem, a mimo to zadziałał mi na nerwy tak, jak żaden inny protagonista wcześniej (pobił nawet na głowę pewnego wampira, który kilka lat temu mocno odrzucił mnie od tematyki krwiopijców). Holden ma zaledwie szesnaście lat, a już narzeka, jakby miał co najmniej sześćdziesiąt. Do tego tak wiele rzeczy uważa za przygnębiające, że można się poczuć, jakby się obcowało z osobą chorą na depresję. Mogłabym powiedzieć, że jego język i słownictwo są dość bogate, ale zaraz przychodzi mi na myśl to, jak często chłopak powtarzał te same myśli i planowane czynności, że aż myślałam, że zaczął z jakiegoś powodu cierpieć na demencję. Ktoś może powiedzieć, iż powtórzenia często się zdarzają, tym bardziej u nastolatków, którzy szybciej mówią, niż myślą nad tym, co chcą powiedzieć, ale to nie broni Holdena, który potrafił na jednej stronie powtórzyć to samo dokładnie tymi samymi słowami. Przyjęłam do wiadomości, że coś planuje, naprawdę nie potrzebowałam, by wspomniał o tym za kilka akapitów. Do tego odnoszę wrażenie, że na innych ludzi patrzył za bardzo z góry, do tego dość szybko wyrabiał sobie o nich zdanie - najczęściej niepochlebne - i nie wyglądało na to, by coś kiedykolwiek mogło zmienić jego osąd. Kurczę, ten młodzieniec ma zaledwie szesnaście lat, a zachowuje się, jakby już poznał wszystkie możliwe typy osobowości, wiedział o wszystkich wszystko i mógł bezkarnie sobie ich szufladkować. Takie zachowanie bardzo mnie od niego odrzuciło, choć muszę powiedzieć, że dobrze referował kolejne zdarzenia. Holden opowiada swoją historię w sposób prosty, miejscami ironiczny, nie boi się dzielić swoimi myślami i dość szybko łapie w swoją opowieść, by za szybko nie wypuścić. Przez to poczułam się, jakbym siedziała obok niego w jakimś lokalu i słuchała go na żywo. Za to powieść ma ode mnie plusa, jednak sam Caulfield - niestety - nie okazał się być bohaterem, którego obdarzę sympatią.
   Jeśli chodzi o postaci na drugim planie, dowiadujemy się o wielu, jednak tylko z częścią mamy większą styczność. W tym gronie wyróżnia się Phoebe, młodsza siostra Holdena. Urocza, inteligentna dziesięciolatka, którą pewnie wielu z nas chciałoby mieć za krewną. Dziecko z głową na karku, bardzo uczuciowe, a przez to rozczulające. Jej postać dała powieści tę odrobinę miłości,której bohaterowi brakowało. Także jeden z byłych nauczycieli Holdena przykuł moją uwagę tym, co zrobił i czym mnie zaskoczył - niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. Pozostałe postaci były potrzebne, by opowieść narratora była ścisła i pełna. Autor serwuje nam różnorodność bohaterów drugoplanowych; podejrzewam, że z niektórymi wciąż moglibyśmy się utożsamiać.
     Jak wspomniałam, Buszującego w zbożu wyróżnia język, którym jesteśmy raczeni. Nie ma tu wielkich słów świata naukowego, są za to rozmowy, które mogą z łatwością przenieść nas do lat, kiedy ta historia mogłaby mieć zdarzenie naprawdę. Do tego za plus uznaję ostatni, dwudziesty szósty rozdział, który nie przedstawia oczywistego miejsca zdarzenia, a każe nam się zastanowić, gdzie dzieje się akcja tej ostatniej sceny. Mnie mój domysł zadowolił, mam nadzieję, że u Was będzie podobnie. 
     Wad, poza Holdenem, który naprawdę nie jest moim typem bohatera, za wiele nie dostrzegam. Czasami dygresje chłopaka, który nagle zbaczał z głównego wątku opowieści na coś innego, wybijały mnie z rytmu lektury, ale kiedy zobaczyłam, że to zdarza się dość często, zdołałam przywyknąć. Choć nie powiem, by jakoś bardzo mi się to podobało. Literówek czy błędów stylistycznych zbyt wielkich nie wychwyciłam, choć zastanawiałam się nad niektórymi zdaniami, bo coś nie po polsku mi brzmiały. Ale to może być tylko moje wrażenie. 
     Podsumowując, jeśli pragniecie spotkania z klasyką amerykańskiej literatury, to sięgnijcie po Buszującego w zbożu. Proszę jednak, byście później nie wyrzucali sobie, że poświęciliście swój czas na powieść, która Was nie zachwyciła. Lepiej chyba na własnej skórze przekonać się, czy coś przypadnie nam do gustu, czy nie, prawda?

Ocena: 5/10

Strefa dobrych cytatów

     - (...) Nie przestaje się kogoś lubić tylko dlatego, że umarł - zwłaszcza jeśli był tysiąc razy sympatyczniejszy niż ci wszyscy ludzie wokół ciebie, którzy żyją.

     - (...) Po prostu ciągle powtarzał, że życie jest grą i tak dalej. No wie pan.
     - Bo życie jest grą, chłopcze. Grą, podczas której każdy musi przestrzegać zasad.

    - (...) W tym cały kłopot. Kiedy jesteś w dołku, przestajesz myśleć.

     Pewne rzeczy powinny pozostać niezmienne. Powinno się je wstawić do takiej wielkiej gabloty i już tam trzymać.


5 komentarzy:

  1. Jedna. Z. Najgorszych. Książek. Ever.
    Przeczytałam ją sto lat temu, jak byłam w wieku podobnym do Holdena i kompletnie się zawiodłam. Taki klasyk! Każdy musi przeczytać!
    Boże, jaka to była bezsensowna książka przepełniona pompatycznymi frazesami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe... nie przypominam sobie, abym to czytała... chyba jednak nie będę ryzykować;)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też buszujacy w zbozu zawiódł, po popularności tej historii spodziewałam się że to musi być coś świetnego, idealnie pokazującego bunt młodego człowieka - tymczasem okazało się że to lektura dość marna i nudna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie słyszałam dużo opinii, że ta książka zawiodła wiele osób. Sama nie wiem czy ją czytać...

    OdpowiedzUsuń
  5. Klasyka literatury, ale ja jeszcze nie czytałam, aż wstyd!

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.