niedziela, 30 października 2016

[Recenzja książki] Susanne Mischke - "Zabij, jeśli potrafisz!"

Autor: Susanne Mischke
Tytuł: Zabij, jeśli potrafisz!
Tytuł oryg.: Töte, wenn Du kannst!
Przekład: Sylwia Miłkowska
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN
Ilość stron: 432

     Opis: Na jeden fatalny moment Tinka spuszcza z oczu swoją śpiącą córkę Lucie podczas zakupów w Göteborgu. Kiedy się odwraca, dziewczynka jakby zapadła się pod ziemię. Pierwsza chwila przerażenia szybko zmienia się w straszliwą wieczność...
Nierozwiązana od czterech lat zagadka porwania gryzie komisarza. Gregera Forsbegra. Jego nowa koleżanka z pracy, dziwaczna Selma Valkonen, oraz zaskakujący splot okoliczności zmuszają go do ponownego zajęcia się tą sprawą. W tym samym czasie ojciec zaginionej Lucie otrzymuje anonimową wiadomość: jego córka żyje, jednak aby otrzymać więcej informacji o miejscu jej pobytu, ma popełnić morderstwo - i pod żadnym pozorem nie powiadamiać policji!

     Co robić, kiedy nasze jedyne dziecko zostanie nagle porwane na targu pełnym ludzi? Pełni paniki zgłosimy to zdarzenie na policję i będziemy czynić wszystko, by pociecha do nas wróciła. Tinka i Leander muszą zmierzyć się z taką sytuacją. Ich jedyna córka, dwuletnia Lucie, została porwana, kiedy była z mamą na zakupach. Miejscowa policja została postawiona na nogi, rozpoczęto śledztwo zgodnie z protokołem. Ale nic ono nie dało. Przez cztery lata nie natrafiono na ślad dziewczynki i jej porywacza. Aż inne morderstwo wywołuje lawinę, która może dać odpowiedzi, których rodzice i komisarz prowadzący tak bardzo pragną. Tylko czy historia dochodzenia do prawdy została opisana tak, by wbić w fotel kryminalnym mistrzostwem? Czytajcie dalej.
     Początkowo byłam pełna optymizmu. Lubię kryminały, a jeśli do tego dochodzą wątki sensacyjne i thriller, to ja poproszę o kubek herbaty i spokój na kilka godzin, by z przyjemnością zagłębić się w lekturze. W przypadku Zabij, jeśli potrafisz! dość szybko dopadły mnie wątpliwości co do tego, czy polski debiut Susanne Mischke jest wart uwagi. Gdy wprowadzenie do historii było płynne, tak to, co działo się cztery lata później, kiedy to nagle pojawiły się nowe zbrodnie i tropy, odrobinę zaczęło mnie nużyć. Doszłam do wniosku, że bardziej opisana jest część obyczajowa niż ta stricte dotycząca dochodzenia. Są dramaty mniejsze i większe, częste opisy relacji, romanse, co razem przykrywa wątek szukania małej Lucie. A chyba nie o to chodzi w tym gatunku.
     Co mogę rzec o postaciach? Że było ich dużo. Bardzo dużo. Od rodziców zaginionej dziewczynki zaczynając, kończąc na osobach, które przewinęły się jedynie w opowieściach innych. Multum bohaterów, których z początku nie umiałam rozróżnić. Oczywiście, ci ważniejsi zostali lepiej zarysowani, niemniej z całej tej grupy tylko jedna osoba mogła liczyć na moją sympatię i to tylko dlatego, że próbowała wyjść poza narzucone przez protokoły ramy i działać. No i Selma Valkonen jest synestetykiem, a osoby z tą wadą mnie fascynują.
     Ilość postaci jest do zaakceptowania, bo przy śledztwach zazwyczaj jest wielu podejrzanych, świadków czy w inny sposób powiązanych ludzi. Ale ilość nazwanych miejsc (parków, dzielnic, osiedli, jezior, ulic, placów) jest przytłaczająca. Nie znam geografii Szwecji, nie wiem, co jest gdzie, a książka sprawiła, że nawet nie chcę poszerzać swojej wiedzy o ten aspekt. Czułam się zniechęcona, widząc nazwę, której zapewne nawet nie umiem dobrze wymówić. Tak to bywa, kiedy niemiecka pisarka mieszkająca w Szwecji pisze książkę, a czyta ją polski książkoholik. Wybacz mi, pani Mischke, ale znużyłaś mnie i nie mogłam poświęcić takiej uwagi, jaką początkowo chciałam.
     Czy jest jeszcze coś, co mnie nie porwało? Opisy miejsc zbrodni, które czasami były zwykłymi suchymi faktami. Moja wyobraźnia działała - zawsze działa przy podobnych powieściach - ale obrazy w mojej głowie mnie nie zaskoczyły. Co więcej, miałam wrażenie, że gdzieś to już było, tylko nie pamiętam, z którego kościoła pochodzi dzwonienie. Również jeden z wątków wydał mi się zbędny. Poza pokazaniem, że często powtarzamy błędy naszych rodziców, a nasze życie jest tym samym schematem co ich, nie wniosła za wiele do całej opowieści. Wydaje mi się, że gdyby ją usunąć, książka nic by nie straciła, a może zyskałaby miejsce na lepsze zagłębienie się w najważniejsze kwestie.
     Większych błędów językowych, stylistycznych bądź innych nie zauważyłam, dzięki temu skupiłam się na treści, a nie na wyglądzie tekstu. Język jest zrozumiały, miejscami formalny lub też bardzo kolokwialny, ale nie przeszkadza to w odbiorze. 

(źródło: aleksandrowemyśli.blogspot.com)

     Podsumowując, widać, że Susanne Mischke wie, jak pisać kryminały. Jej debiut w Polsce nie jest zły, aczkolwiek spodziewałam się bardziej porywającej historii. Autorka radzi sobie z opisami śledztw, ale z częścią obyczajową miewa problemy. Niemniej nie odradzam tej pozycji fanom kryminałów, bo sprawa jest ciekawa i pewnie znajdzie się ktoś, kogo wciągnie.

Ocena: 5,5/10

     Strefa dobrych cytatów

     "Brak uwagi jest czasem gorszy niż krytyka."

     "Bergeröd rzucił ostatnio, że kiedy ma przed sobą lesbijkę, od razu ją rozpoznaje, i że Selma jest nią na sto procent. Forsberg powiedział mu, że on rozpoznaje dupka, kiedy ma go przed sobą."

     "Zadziwiające, jak potrafimy czasem wyprzeć sprawy, w które nie chcemy uwierzyć."

     "(...) - Wiesz, Anders Breivik także miał dobry powód, by zamordować ludzi. Chodziło mu o jego kraj!
     - Nie porównuj nas z tym szalonym fanatykiem! - zdenerwował się Leander, głęboko dotknięty.
    - Chcę tylko powiedzieć, że każde przestępstwo da się wytłumaczyć."

9 komentarzy:

  1. Drugi przytoczony cytat jest świetny. Nie wiem, może kiedyś zajrzę do tej książki, jeśli wpadnie mi w łapki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się on podoba. W ogóle zgadzam się dość często z myśleniem komisarza Gregera.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Ostatni cytat!! <3 Chociaż trochę boli mnie w oczy literówka w nazwisku (g zamiast k). Tak było w tekście?
    Nie wiem, kiedy przeczytam tę książkę, o ile w ogóle przeczytam, ale cała historia wydaje się ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam, jak było w treści, ale poprawiłam.
      Historia jest ciekawa, ma tylko za dużo - jak dla mnie - wątków pobocznych, przez co odbiór całości mam taki, a nie inny.

      Usuń
  3. Trafiłam kiedyś na tę książkę gdzieś w księgarni i opis mnie zaintrygował, ale jednak nie na tyle, żeby pójść z nią do kasy. Chyba jeszcze minie trochę czasu nim się przekonam do kryminałów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do kryminałów przekonałam się jakiś czas temu, teraz sprawdzam, czy jest wśród nich coś, co naprawdę się wyróżnia.

      Usuń
  4. Czy dobrze kojarzę, to jest ta książka, która męczyła cię ze względu na ilość bohaterów? A może moja pamięć już szwankuje? ;)
    Przyznam szczerze, że na początku byłam tej książki bardzo ciekawa. Jednakże po Twojej recenzji muszę się nad nią zastanowić. Nie znoszę tego, gdy jestem zarzucana imionami i nie umiem przez dłuższy czas ogarnąć kto kim jest. Niekiedy nawet ściągi nie pomagają (a zawsze je robię, gdy jestem w takiej sytuacji).
    Pozdrawiam. <3
    #Ivy z Bluszczowych Recenzji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Dokładnie, to ta książka!
      Tu można mieć problem z połapaniem się. Osobiście trzymałam się tym kluczowych, tj. rodziców zaginionej oraz komisarza i jego pomocnicy, pozostali mogli mi gdzieś migać w tle.
      Również pozdrawiam! <3

      Usuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.