Autor:
Monika Jagodzińska
Tytuł:
Cykl
Gatunek:
Fantastyka
Rok
wydania: 2016
Ilość
stron: 127
Opis:
Wraz
z nadejściem nowego roku, z wybiciem magicznej godziny dwunastej na Ziemię
zstępują rzesze anielskie, by zająć miejsce w szeregach między ludźmi. Są
zdeterminowani. Wiedzą, że czeka ich trudny czas, przepełniony z jednej strony
radością, z której czerpać będą energię, a z drugiej smutkiem, bólem i
cierpieniem. Nieść będą pomoc. Nieść będą ukojenie. Ich ingerencja ujawnia się
poprzez innych ludzi. Wlewają bowiem w ich duszę odwagę. Poruszają serca, by
zobaczyli to, na co są ślepi. Ratują życia. Przywracają wiarę. Przywracają
nadzieję. Dają miłość, zrozumienie, akceptację. Wszystko po to, by po upływie
misji móc stać się prawowitym Aniołem Stróżem - opiekunem jednego człowieka.
Współpraca tych istot sprawia, że ludzkie istnienie nigdy nie jest pozostawione
same sobie. Nie zawsze jednak jest to proste... "Cykl" otwiera drzwi
do świata, o którym nie masz pojęcia. Przekrocz je i przekonaj się, czy Aniołom
uda sie sprostać postawionym wyzwaniom? A może sami potrzebują niekiedy pomocy?
Nie pozwól im długo czekać...
[http://lubimyczytac.pl]
Są takie książki, które wyciągają po nas ręce
zanim je fizycznie dotkniemy, a to wszystko za sprawą magicznych zapowiedzi. Jestem
bardzo wymagającym czytelnikiem i rzadko kiedy rzucam się na ledwo
zapowiedziane lektury jak wygłodniały wilk. „Cykl” przypadł mi do gustu zarówno
idealną, prostą okładką, jak i samym opisem. A jak było z treścią? Już trochę
gorzej.
Nie będę ukrywać: zawiodłam się. Tematyka była
dobra, zamysł genialny, nawet motyw cyklu był dobrze obmyślany, ale wykonanie i
fabuła… Moje serce krwawiło.
Zacznę od błędów. Było ich stosunkowo niewiele,
ale nie mogłam znieść widoku czegoś, co nie może nazywać się wielokropkiem,
kiedy zbudowane jest tylko z dwóch znaków interpunkcyjnych. To nie był jedyny
przypadek – sytuacja powtórzyła się kilka razy. Drugie moje spostrzeżenie:
sposób konstruowania zdań. Przypatrzcie się temu zdaniu:
„Zapadła cisza. Przerywana dźwiękami. Chłopak
rozejrzał się. Był muzykiem. Z powołania. Z pasji.”
Kropki,
wszędzie kropki. Tak konstruowane zdania mają sens wtedy wówczas, kiedy mają
nadać treści klimat, wzbudzić w kimś emocje. Nie można go nadużywać. Tu
niestety był stosowany w nadmiarze, a wystarczyłoby po prostu gdzieniegdzie dać
przecinek i zdania od razu brzmiałyby inaczej.
Jeżeli mam coś powiedzieć o samym stylu autorki,
nie mogę go wyróżnić spośród tysięcy innych. Jest… zwyczajny. Może jeszcze nie
do końca dopracowany, choć nie taki zły. Cały czas czułam się, jakbym czytała
książkę, która jest napisana przez bardzo młodą osobę bez doświadczenia
pisarskiego. Chyba się nie myliłam, bo autorka ma osiemnaście lat.
Powieść „Cykl” skojarzyła mi się z historią,
którą chowa się do szuflady i za jakiś czas czyta, wspominając stare, dobre
czasy, kiedy człowiek uczył się jeszcze pisać. Z takim opowiadaniem, które
umieszcza się na blogu, żeby ćwiczyć sztukę pisarską i za kilka lat spróbować z
wydaniem czegoś lepszego.
Przejdźmy do fabuły. Jak już wspominałam, pomysł
z samym cyklem jest dobry. Każdy miesiąc dotyczy innego zdarzenia. Czasem mam
małą mieszankę w mózgu, bo raz narratorem jest przyszły anioł stróż w wersji
męskiej, potem damskiej i generalnie nie mamy tu wyróżnionych bohaterów. Są
bezimienni. To dobre zagranie, bo problemy ludzi przedstawione w historii mogą
często dotyczyć nas samych (choć tu są trochę… przedramatyzowane i bardzo
schematyczne). Autorka nie postarała się, jeżeli chodzi o dobór zdarzeń. Przez
długi czas mamy dziewczęta – zazwyczaj blade i drobne, które są bite,
maltretowane i nagle dzięki przyszłym aniołom stróżom pojawiają się przy nich
jacyś chłopacy, którzy wybawiają je od śmierci i innych tragicznych zdarzeń.
Potem są już przedstawione pary. Każda historia jest prawie taka sama, ale nie
powiem, że nic mi się nie podobało. Byłam zachwycona miesiącem majem, bo to tam
pojawił się młody anioł (szkoda, że nie zostali oni jakoś specjalistycznie
nazwani, byłoby ich łatwiej wspominać),
który zakochał się w dziewczynie. Ta historia jest naprawdę godna uwagi.
Reszta w większości jest nudna i nie wprowadza niczego nowego w życie. Już
nawet pozapominałam jakie problemy dotykały poszczególne osoby. Zapamiętałam
tylko mnóstwo dramatyzmu i bólu aniołów. Postacie były szare, bezbarwne,
wszystkie takie same, dlatego wciąż cierpię, że genialny potencjał tej powieści
nie został wykorzystany!
Książkę przeczytałam w ciągu godziny. Była
bardzo… skrótowa, a emocje, które się w niej miały pojawić były jałowe.
Nie wszystko było złe. Pomysł z przyszłymi
aniołami stróżami, którzy schodzili na Ziemię w Nowy Rok i pomagali ludziom
przez cały czas trwania cyklu był udany. No i powiem szczerze, że książka może
pokrzepić ludzką duszę, szczególnie tą nastoletnią, rozchwianą, cierpiącą.
Młodzi ludzie często myślą, że wokół nich czai się samo zło. Ta książka
udowadnia, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał nam pomóc, dlatego
często podczas czytania się uśmiechałam.
Wierzę, że intencje Moniki Jagodzińskiej były
dobre i szczere. Być może chciała nam przekazać coś ważnego? Każdy chyba
chciałby mieć takiego anioła stróża, który będzie mu pomagał!
Podsumowując. Troszkę się dzięki „Cyklowi”
rozchmurzyłam, trochę nachmurzyłam, ale patrząc na moje poprzednie oceny
książek, które były o wiele bardziej dopracowane, nie mogę skoczyć tak wysoko z
liczbą. Może komuś „Cykl” spodobałby się bardziej niż mnie, ale mam to do
siebie, że szukam zawsze czegoś co się wyróżnia.
Ocena: 3/10
Strefa
dobrych cytatów:
Miłość powinna dawać radość. Miłość powinna
dawać szczęście. Miłość powinna dodawać skrzydeł, a nie je podcinać.”
(…) Tak jakbym znał ją od zawsze. Tak jakby od
zawsze jej obecność uświetniała moje istnienie. Jakbyśmy byli puzzlami. Zazębiającymi się. Pasującymi.
Zagubionymi. Teraz – odnalezionymi. Czy to w ogóle możliwe?”
Nie znam książki ale nie jest to nic dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńto teraz cieszę się, że mój mail do wydawnictwa gdzieś się zawieruszył i nie dostałam tej ksiazki. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie przed chwilą zjadło mi komentarz, co na Waszym blogu jest dość częstym zjawiskiem. Która z Was jest taka głodna, że dochodzi do takiego zdarzenia? Wtedy wyślę paczkę z żywnością!
OdpowiedzUsuńWrócę jednak do właściwej treści. ^^
Książka napisana w większości ze zdań prostych nie miałaby czego u mnie szukać. Jak dla mnie taka forma jest nadzwyczaj błędna i wymaga dość mocnej korekty. Jakby nie patrzeć po coś stworzono zdania złożone, coby urozmaicić naszą wymowę i dodać jej kształtów. Ja sama należę do osób nadużywających formy pisemnej, gdzie przecinki wyrastają niczym grzyby po deszczu, także kwestie typu: "Zjadłam obiad. Miałam zupę pomidorową. Była pyszna. Chyba wezmę sobie dokładkę." do mnie nie przemawiają. Także gratuluję ci wytrwałości.
Także jednolitość historii mocno działałaby mi na nerwy. Nikt mi nie powie, że człowieka dręczy tylko jedna przypadłość i nie jesteśmy w stanie znaleźć innych chochlików utrudniających życie. Ale cóż się dziwić, skoro też cała powieść mieści się na... 127 stronach. Jak dla mnie to za mało na coś, co mogło być dobrze rozegrane. I chociaż należy do oklepanych schematów, to na pewno dałoby się wyciągnąć z tego wszystkiego znacznie więcej! ;)
Pozdrawiam! <3
#Ivy z Bluszczowych Recenzji
Już po samym opisie czułam, że to absolutnie nie dla mnie, ale jak jeszcze piszesz, że się zawiodłaś, to całkiem nie ma co tracić na nią czasu. ;)
OdpowiedzUsuńOpis mnie nie przekonał i chyba dobrze, skoro książka sama w sobie treścią nie zachwyca. Jednak czasami można kierować się emocjami odnośnie blurbów. :D
OdpowiedzUsuńNiestety, mam podobne odczucia odnośnie tej książki :(
OdpowiedzUsuń