wtorek, 7 sierpnia 2018

[Recenzja filmu] "Czarna Pantera"

Tytuł: Czarna Pantera
Tytuł oryg.: Black Panther
Scenariusz: Joe Robert Cole, Ryan Coogler
Reżyseria: Ryan Coogler
Obsada: Chadwick Boseman, Michael B. Jordan, Lupita Nyong'o i inni
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera: 14 lutego 2018 r. (Polska),29 stycznia 2018 r. (świat)
Czas trwania: 2 godz. 14 min

Opis: Książę T'Challa przywdziewa kostium Czarnej Pantery po tym, jak jego ojciec - król Wakandy - zostaje podstępnie zamordowany.

     Lubimy superbohaterów, lubimy czytać o nich komiksy i książki, oglądać seriale i filmy, bo superbohaterowie są postaciami, którymi my chcielibyśmy być, niekoniecznie po to, by czynić dobro. Jako że kultura przyniosła ze sobą wielu superbohaterów, praktycznie co roku możemy liczyć na jakąś nową produkcję, która ukaże nam losy znanych lub jeszcze nie superbohaterów. W tym roku, poza kolejną częścią Avengersów, Marvel Studios dało nam sposobność poznania Czarnej Pantery, króla Wakandy, kraju gdzieś w Afryce, który ma coś, co czyni go najbardziej zaawansowanym technologicznie krajem na świecie, i wrogów, którzy ową technologią chcą zawładnąć.
      Muszę się przyznać, że do tej pory, mimo przeglądania komiksów zarówno Marvela, jak i DC Comics, nie miałam przyjemności poznania Czarnej Pantery. Tym samym – co powinno być odebrane jako plus – nie miałam żadnych oczekiwań, zasiadając do seansu. Liczyłam na dobrą rozrywkę i to otrzymałam, ale poza tym nic więcej.
     Jak można się spodziewać, fabuła nie różni się za bardzo od innych produkcji ekranizacji komiksów. Mamy głównego bohatera z wartościami, którego życie zostaje nagle zachwiane przez pojawienie się antagonisty, który pragnie władzy i zniszczenia. Wiele filmów mogłabym tak opisać, prawda? Czy jest coś, co wyróżnia Czarną Panterę? Miejsce akcji. Wakanda i jej mieszkańcy to pierwszy raz w historii, kiedy superbohater pochodzi z Afryki i tam dzieje się większość wydarzeń. W bardzo pięknej Afryce, której ujęcia aż zaparły mi dech w piersi. Zdjęcia są olbrzymim plusem tej produkcji. Do tego mamy odpowiednią muzykę, która nadaje każdej scenie klimatu, i dość zwartą fabułę.
     Jeśli chodzi o bohaterów, to – jak wspomniałam wcześniej – nie znałam przygód króla T'Challi, byłam więc ciekawa tego, skąd bierze się jego moc i jak ją zyskał. Muszę przyznać, że nasunęło mi się skojarzenie z Zaplątanymi, a dlaczego, to musicie przekonać się sami. Zarys historii Wakandy jest zrozumiały, do tego da się pojąć, dlaczego władcy tego kraju postanowili ukryć swoje największe bogactwo przed innymi krajami. Skoro sam wstęp do historii mi się podobał, nadal mogło być tylko dobrze i było.
     Jeśli chodzi o postaci, to – kurczę – nie ma tu nikogo, kogo można by określić mianem słabej postaci. Mamy tu wojowników, króla, jego mądra siostrę, poddanych, którzy nie są tylko poddanymi, ale i doradcami. Taka silna społeczność nie powinna mieć żadnych problemów, dlatego tak przypadło mi do gustu zrzucenie na nich kłopotów i dalsze wydarzenia. Zasługa w tym aktorów, którzy oddali charaktery swoich postaci, nie mieli również problemów z ukazaniem wad czy wątpliwości. Szczerze rozbawia mnie zachowanie króla T’Challi w pewnych scenach, ale uważam, że dają one taki zabawny klimat całości. Problemem byli dla mnie Martin Freeman i Andy Serkis. Mimo chęci nie udało mi się zobaczyć w nich odpowiednio agenta Rossa i , o nie. Ja widziałam Bilba Bagginsa i Golluma, tak mnie już kino zniszczyło. Ci panowie także odnaleźli się w swoich rolach, grali mimiką i pozwalali na łączenie Wakandy z resztą świata.
     Czy znajduję w tej produkcji jakieś minusy? Nie bardzo. Fakt, fabuła jest przewidywalna, nawet niektóre dialogi same nasuwają się widzowi na usta, ale poza tym dostaje się dobre sceny walki, ukazanie technologii i konsekwentną akcję. Po prostu odnoszę wrażenie, że film ten za szybko został okrzyknięty najlepszą produkcją Marvela – ja tego filmu tak nie odbieram, a dość filmów uniwersum widziałam.
     Podsumowując, jeśli jak ja będziecie chcieli spędzić leniwy wieczór z jakimś superbohaterem, popatrzeć na ładne zdjęcia dostać spora dawkę akcji, to Czarna Pantera będzie produkcją dla Was. Kto wie, może to właśnie od Czarnej Pantery zacznie się Wasze zainteresowanie światem Marvela?

Ocena: 6/10


3 komentarze:

  1. Fakt, właściwie, to dlaczego nie? Muszę kiedyś sobie włączyć!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobał mi się ten film, chociaż nieco się przy nim wynudziłam.
    Ale główny antagonista zdecydowanie robi ten film! :D
    Obejrzane w marcu, zaraz po premierze, jak zwykle w przypadku Marvela!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielu moich znajomych się zachwyca tym filmem i chociaż ja sama nie odebrałam go źle, to nie mogę powiedzieć, że byłam jakoś szczególnie zachwycona. Był w porządku, ale nie na tyle, abym uważała go za jeden ze swoich ulubionych.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.