czwartek, 13 kwietnia 2017

[BOOK TOUR] Victoria Scott - "Tytany"


Autor: Victoria Scott
Tłumaczenie: Matylda Biernack
Tytuł: Tytany
Tytuł oryginalny: Titans
Wydawnictwo: IUVI
Gatunek: Literatura młodzieżowa
Ilość stron: 336
Premiera: 2 czerwca 2016 r.

Opis: Od kiedy tytany pojawiły się w Detroit, świat Astrid obraca się wokół tych pół koni, pół maszyn startujących w morderczych i emocjonujących wyścigach. Fascynują ją nie tylko zawody ale też to, jak bardzo te zaprogramowane, półmechaniczne stworzenia wydają się prawdziwe. Astrid marzy, by kiedyś dotknąć któregoż z nich... ale też trochę ich nienawidzi. Jednak kiedy Astrid ma szansę wystartować na jednym z tytanów w derbach, postanawia zaryzykować wszystko. Ponieważ dla dziewczyny stojącej po złej stronie toru wyścigi to coś więcej niż szansa na sławę i pieniądze. To także heroiczna walka o lepszą przyszłość.


     Co by było, gdyby w znanym nam świecie istniało coś jeszcze? Coś na wpół żywego, co mogłoby zapewnić nam choć chwilę sławy i chwały? Co, jeśli mielibyśmy szansę odmienić nasz los za pomocą tych istot? Czy wykorzystalibyśmy taką okazję? Trudno stwierdzić, bo gdybanie nie często prowadzi do wniosków. Astrid miała szansę, by zmienić swoje życie. Pytanie, czy jej historia przypadła mi do gustu, czy może jednak wolałabym nie poznać Tytanów? Zerknijcie niżej.
     Co mogę powiedzieć o Astrid Sullivan? Choć nie jestem już nastolatką, a ich myślenie obecnie trochę mnie przeraża, to tę siedemnastolatkę zdołałam polubić. To pewnie dlatego, że odnalazłam w niej jakąś maleńką cząstkę siebie z czasów, kiedy też miałam siedemnaście, a świat dopiero pokazywał swoją brutalność. Podoba mi się to, jaką wartość ma dla niej rodzina, że chce jej pomóc i nie traktuje tego jako poświęcenie. Gdybym ją poznała, pewnie potrząsnęłabym ją za ramiona – jaka myśląca trzeźwo dziewczyna zgadza się na propozycję obcego człowieka dotyczącą udziału w wyścigu? Niby Astrid wiedziała, że czyni nierozmyślnie, ale właściwie brnęła w to jedynie z wątłym cieniem wątpliwości. Za to podobało mi się, że pozostała wierna sobie i swoim ideałom, przyjmowała chętnie lekcje od bardziej doświadczonych życiowo bohaterów.
     Postaci drugoplanowe to to, co autorce naprawdę wyszło. Różnorodni, z charakterkami i celami, do których w swoim życiu dążą. Nikogo nie powinno dziwić, że moją ulubioną postacią został Gałgan, właściwie Rasty, staruszek, który ukrywa tytana pierwszej generacji i jest strasznie wredny. Spodobał mi się jego styl, a wszechobecny sarkazm jego wypowiedzi szczególnie do mnie przemówił. Gdyby to było możliwe, chciałabym mieć takiego wujka, co by było gdzie i do kogo uciekać przed światem.
     Jeśli zaś chodzi o Skobla, tytułowego Tytana – nie umiałam się do niego przekonać. Przez większość powieści jego zachowanie to było zachowanie konia. Rozumiem, że miał wbudowany specjalny system, który czynił go maszyną czującą, ale to nie zmienia faktu, że był maszyną. Chyba nie umiałabym zaprzyjaźnić się z takim tworem. Przyznam jednak, że pod koniec książki zrobiło mi się smutno z jego powodu. Mimo wszystko był fajnym tytanem.
     Świat Detroit, w którym żyła Astrid, był ukazany dość obrazkowo, jednak miałam problem z wyobrażeniem sobie Cyklonu – toru, gdzie to ścigano się. Dało się poczuć, że to biedne, amerykańskie miasto, gdzie walczy się o przeżycie. Jednak i tu pani Scott nie do końca zaspokoiła mój apetyt na opisy miejsca, czegoś mi tu zabrakło.
     Za duży plus „Tytanów” uznaję postać czarnego charakteru, jakim jest Arvin Gambini. Miałam ogromną ochotę wejść do książki i obić temu sukinsynowi mordę. Nie cierpię ludzi, dla których liczą się tylko pieniądze, władza i sława. Te trzy rzeczy czynią z nich potwory, których unikam za wszelką cenę. Arvin był odpowiednio zarysowanym przeciwieństwem dla Gałgana; żałuję, że nie mieli poważnej konfrontacji, a tylko opisane dwie sceny ze swoim udziałem. Nie można było ich skłonić do bójki, droga Victorio? Wówczas czułabym satysfakcję godną psychopaty.
     Jeśli coś autorce wyszło, to dialogi, które w odpowiednich momentach okraszone są silną dozą uwielbianego przeze mnie sarkazmu, a w innych zmuszają do zastanowienia się, czy naprawdę warto poświęcić resztę tego, co się ma, nie znając efektu swoich wygórowanych odrobinę celów. Dodatkowo jestem wdzięczna za brak schematycznego i powoli nużącego mnie wątku miłosnego – naprawdę cieszę się, że to Magnolia, przyjaciółka głównej bohaterki, zarzuciła sieć na Harta Riley, dżokeja, a nie zrobiła tego Astrid. Jestem pewna, że gdyby był ciąg dalszy, panna Sullivan poznałaby dla siebie kogoś odpowiedniego.
     Wyścigi. Kolejny punkt, o którym warto się wypowiedzieć. Nie mogę napisać, że były okrojone, bo Victoria Scott naprawdę postarała się, by nadać im dynamizmu i sprawić, że czytelnik pędziłby po torze tak szybko jak Astrid ze Skoblem, niemniej wolałabym więcej szczegółów i lekkiego spowolnienia. Przez byt wartką akcję rozdziały z wyścigami faktycznie migały mi przed oczami podczas lektury. Wolałabym w kilku miejscach zetknąć się z przysłowiem festina lente niż szybko brać oddech po zakończonym w przeciągu minuty wyścigu, bo średnio tyle zajmowało mi zapoznanie się z nimi.
     Pod względem edytorskim nie mam żadnych uwag. Nie natknęłam się na błędy, jedynie powtórzenia, które przede mną zauważyła Aleksandra, odrobinę wybiły mnie z rytmu czytania, ale szybko do niego wróciłam. Pod względem estetycznym przypadły mi koła zębate umieszczone na każdej pierwszej stronie nowego rozdziału tuż przy jego liczbie, dodało to klimatu powieści.


Podsumowując, Tytany to lektura przyjemna, naszpikowana emocjami. Główna bohaterka dopiero uczy się walczyć o swoje przy pomocy przyjaciół, a nie od razu jest supergirl. Wartka akcja, dobre opisy i dialogi stanowią o pięknie tej książki. Jeśli ktoś dodatkowo lubi konie, nie będzie zawiedziony fragmentami o opiece nad Skoblem i jego treningach. Może dla mnie nie jest to wielkie dzieło, ale miło spędziłam przy tej powieści czas.


Ocena: 6/10

Za egzemplarz oraz możliwość udziału
w BookTourze dziękuję Aleksandrze!

STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

– Wiesz, miałem ci właśnie powiedzieć, że ładnie dzisiaj wyglądasz - mówi Gałgan.

Magnolia siada wyprostowana.

      – Naprawdę?

–  Nie.

     –  Myślałem o czymś.
     – To straszne.
     – A jeśli doszedłem do jakiegoś wniosku?
     –  Jeszcze straszniejsze.

     Historie nie zawsze kończą się po naszej myśli.

    –  Odkryłem, że o rzeczach, które nas gnębią, trzeba mówić od razu. (...) To odbiera im moc.

5 komentarzy:

  1. Autorkę kojarzę z jej dwóch książek "Ogień i woda" oraz "Kamień i sól". Nie przypominam sobie, żebym wcześniej słyszała o "Tytanach", ale i tak na razie nie sięgnęłabym po tę książkę, bo chcę najpierw zapoznać się z wyżej wymienionymi. Jeżeli styl autorki mi się spodoba, to i po "Tytanów" sięgnę, zwłaszcza, że lubię konie! *.*

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chciałabm tą książę przeczytać, ale jakoś nam nie po drodze niestety. W sumie "Ogień i woda" tej autorki też czeka już dłuższy czas na mojej liście do przeczytania i jeszcze się z nią nie zapoznałam :/
    Tytany polecę też koleżance, która jeździ konno!

    Pozdrawiam!
    zaczytana-w-fantastyce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie w moim guście, chyba sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Historia wydaje się ciekawa i jeśli kiedyś wpadnie w moje łapki to na pewno przeczytam, jednak nie będę się zbierała do niej obsesyjnie, bo wyczuwam że są lepsze książki od niej, zdecydowanie :D
    Tą zostanie na kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio trochę się ta książka zaczęła pojawiać na blogach, ale mnie niestety nie zaciekawiła. Jakoś nie czuję większej ochoty, żeby się z nią zapoznać. ;/

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.