poniedziałek, 13 marca 2017

[Recenzja książki] Stephanie Garber - "Caraval. Chłopak, który smakował jak północ"

Autor: Stephanie Garber
Tytuł: Caraval. Chłopak, który smakował jak północ
Tytuł oryg.: Caraval
Tom: 1
Cykl: Caraval
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantastyka
Wydawnictwo: OMG
Data wydania: 15 luty 2017 r.
Ilość stron: 415

Opis: Scarlett i Tella całe życie spędziły na maleńkiej wyspie. Ich okrutny i wpływowy ojciec zaaranżował już dla Scarlett małżeństwo. Oznacza to, że jej tragiczny los jest przesądzony, a dziewczyna nigdy nie weźmie udziału w Caravalu, dorocznej grze, w której stawką jest spełnienie marzenia. Jednak szczęście niespodziewanie się do niej uśmiecha. Scarlett wraz z Tellą mają być gośćmi honorowymi mistrza ceremonii, tajemniczego Legendy. Dziewczyny widzą w tym szansę na uwolnienie się spod władzy despotycznego ojca. Ich sprzymierzeńcem zostaje przybyły zza morza Julian. Choć Scarlett początkowo nie podoba się jego towarzystwo, stopniowo ulega jego urokowi. Jednak szybko okazuje się, że Legenda uprowadza Tellę, a jej odnalezienie jest przedmiotem gry.
[lubimyczytac.pl]

Kiedy zaczynałam „Caraval” byłam w najwyższym stopniu podekscytowana. Sam początek szykował nas na coś, co może być odrobinę mroczne, ekscytujące i zarazem piękne, co równa się mieszance wprost idealnej. W końcu kto nie chciałby trafić do świata stworzonego przez mistrza Legendę? Do miejsca, gdzie wszystko jest możliwe, a iluzja goni iluzję? Na dodatek motyw gry wyjątkowo nie obracał się wokół czegoś, co byłoby zgubne, złe czy niebezpieczne. Przynajmniej do czasu.
Zacznijmy od rzeczy wizualnych, których zasługi (bądź nie) należą się polskiemu wydawnictwu OMG. Osobiście uważam, że oryginalna okładka była zdecydowanie ładniejsza. Polska również jest niczego sobie, z tym, że nakierowuje nas bardziej na romantyczną młodzieżówkę, która nie wyróżnia się niczym szczególnym (a „Caraval” trochę się jednak wyróżnia). O ile do okładki nie mam większych zastrzeżeń, tak zbędny dodatek do tytułu o treści „chłopak, który smakował jak północ” wzbudził we mnie irytację. Po co czepiać się stwierdzenia, które pojawia się na chwilę w książce, a osoba do której się odnosi nie jest główną postacią? Wystarczy to sobie przeczytać na głos. Czy „Caraval. Chłopak, który smakował jak północ” nie brzmi tak, jakby Caraval był właśnie tym chłopakiem? A nie jest! Rozumiem, że relacja, która narodziła się pomiędzy główną bohaterką a Julianem była w tej książce znacząca, ale nie najważniejsza. To wszystko odciąga nas od meritum powieści – czyli samej gry nazwanej Caravalem.
Skoro poruszyłam już temat postaci... Główną bohaterką naszej powieści jest Scarlett Dragna. Wydaje się być odpowiedzialną, ale i sztywną dziewczyną, która nie pozwala sobie na szaleństwo. Nikogo to zapewne nie zdziwi, w końcu miała okrutnego ojca, który znęcał się nad swoimi córkami, nie szczędząc im fizycznego cierpienia. Pomimo początkowego współczucia, wkrótce uznałam jednak, że Scarlett jest niezwykle irytująca. Wielka szkoda, że ogarnęła się dopiero pod sam koniec powieści. Zacznijmy od tego, że nasza bohaterka straszliwie dramatyzowała – więcej jęczała i narzekała niż cokolwiek robiła. Charakteryzował ją również brak logiki i ciągłe wmawianie sobie, że Julian wcale jej się nie podoba (typowy zabieg młodzieżowy, tak rutynowy, że aż denerwujący). Kiedy czytałam o jej poczynaniach nieraz miałam ochotę przenieść swoje ręce do książki i ją udusić – tym samym ułatwiając zadanie mistrzowi Legendzie.
Drugą istotną postacią w fabule była Donatella Dragna – młodsza siostra Scarlett. Równie irytująca dziewczyna, choć kompletna przeciwność naszej głównej bohaterki. Tym razem zamiast sztywniaka została nam zaserwowana głupia, naiwna i nieodpowiedzialna dziewczyna. Na sam koniec zamieniła się z siostrą i godnie zastąpiła ją w irytowaniu mnie podczas czytania.
Jeżeli chodzi o inne postacie, osobiście nic do nich nie mam. Julian – ten przystojny i nieustraszony – był całkiem dobrze wykreowany, ale nie porwał mojego serca tak jak powinien. Romantyczne sceny, które odbywały się pomiędzy nim a Scarlett nie były złe, niektóre nawet polubiłam, ale generalnie nie było się czym ekscytować.


Skoro obgadaliśmy już postacie, przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli fabuły. Tu naprawdę mocno się zawiodłam. Jak dla mnie nie była przemyślana, za to dziwnie chaotyczna i niezrozumiała. Owszem, niektóre momenty były zaskakujące i nawet emocjonujące, ale autorka zdecydowanie przesadziła z tym nadmiernym mieszania w fabule. Raz było tak, potem znów tak, potem jeszcze inaczej, aż w końcu człowiek głupiał, a na samym końcu jeszcze prychał, bo zrobiła się z tego kolorowa bajeczka dla dzieci, gdzie wszyscy nagle zmartwychwstają. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że więcej tu było zamieszania niż samej fabuły, co podwójnie mnie boli, bo książka miała naprawdę ciekawe wprowadzenie i dobry motyw.
Po grze nazwanej Caravalem spodziewałam się naprawdę wielkich cudów, a jednak to wszystko było tak słabo opisane, że nawet ze swoją barwną wyobraźnią nie mogłam sobie czasem zwizualizować tego, co autorka chciała nam przedstawić. Miałam wrażenie, że nie skupiła się na samym świecie (który mógł być cudowny), a na przygodach i słabych zagadkach rozwiązywanych przez Scarlett. Liczyłam na to, że będzie baśniowo, a było nijak, w efekcie czego cała magia Caravalu i potencjał książki zostały zabite.
Lektura na pewno jest inna. Inna i dziwna. Wielu rzeczy tu nie rozumiałam, choć wielokrotnie wracałam do czytania tego samego po kilka razy. Mam wrażenie, że autorka próbowała upchnąć za dużo rzeczy naraz w jednym momencie. Wyobraźcie sobie sytuację: są kwiatki, jest słońce, jest pięknie i cudownie, bohaterka całuje się z bohaterem, a tu nagle wyskakuje klaun z siekierą i cały obraz szlag bierze (nie twierdzę przy tym, że takie sceny były w „Caravalu”, klaunów na szczęście nie widziałam). Chodzi o słabą umiejętność łączenia poszczególnych zdarzeń. To tak, jakby ktoś odciął celowo połowę opisów i sprawił, że z jednej absurdalnej rzeczy wpadamy w drugą. Brakowało czegoś, co by umiejętnie spajało poszczególne akapity.
Nie mogłam wczuć się w grę, po której wiele się spodziewałam. Wszystkie zagadki, które Scarlett rozwiązywała były absurdalne i mniemam, że większość z nas nie wpadłaby na takie rozwiązania jak ona, a przecież nie była nieprzeciętnie inteligentna. Chwilami miałam wrażenie, że miała po prostu więcej szczęścia niż rozumu.
Były wady – czas na zalety, bo przecież każda książka ma w sobie coś pozytywnego. Bardzo podobał mi się motyw zdradzania tajemnic podczas gry. Jeżeli chciałeś coś kupić, często byłeś zmuszony zdradzić coś sprzedawcy. Podobało mi się również postrzeganie świata, sytuacji i uczuć bohaterki w kolorach.
Zdecydowanie jedną z największych zalet tej książki jest sam Legenda – człowiek, który równie dobrze mógł się pojawić podczas gry, jak i nie musiał. Wiemy tylko tyle, że kontaktował się listownie z siostrami. Legenda jest owiany taką tajemnicą, że nie mogłam znieść myśli, iż tak niewiele o nim wiemy! Każdy miał w jego temacie do powiedzenia zupełnie co innego. Niby jest mroczny, niby próbuje odkupić swoje winy, a jednak w dalszym ciągu pozostaje ogromną zagadką, którą pragnie się rozwikłać. I to chociażby dla niego samego zamierzam przeczytać kolejne tomy „Caravalu”.
Ostatnią z zalet jest to, że pod sam koniec książki fabuła staje się bardziej wciągająca i interesująca (pomimo niektórych… dziwnych elementów). Byłam tak straszliwie zła o końcówkę powieści, że nie możecie sobie nawet tego wyobrazić! Od razu podniosła się moja ocena, a mocne postanowienie pt. „nie tknę żadnego tomu tej serii!” nagle zamieniło się w „dawać mi drugi tom, bo nie wytrzymam!”.
Rzadko spotykam książki, które od początku wydają mi się beznadziejnie niedopracowane, a jednak coś mnie do nich potem ciągnie (zazwyczaj sama końcówka) – książki, które nie mają dobrej fabuły, przedstawiają nam irytującą bohaterkę i zawierają marne opisy. Czasem wystarczy jednak jeden emocjonujący element, jedna zagadka, żeby poruszyć serce i zachęcić czytelnika do dalszej przygody z serią. Przy „Caravalu” czuję się jednocześnie oszukana, zirytowana, jak i zadowolona. Ze zdziwieniem muszę przyznać, że jeszcze żadna książka nie wywołała we mnie tak… dziwnie sprzecznych emocji. Muszę ją jednak ocenić racjonalnie i pamiętać o tym, że dobre zakończenie i sam Legenda to jednak niewiele jak na całość.
Czy polecam? Nie wiem, musicie przekonać się sami. Być może dla was ta podróż w nieznane będzie niesamowitą przygodą.
Ocena: 4/10


11 komentarzy:

  1. O rany, to mają być kolejne tomy? Jak ja jestem zmęczę? :D
    "Dziwna" to słówko, które idealnie opisuje tę książkę. I wiesz, w sumie myślę o niej dokładnie to samo co Ty, włączając w to brzydszą niż oryginalna okładkę i durny podtytuł. Głupota Telli i Scarlett mnie porażała, a sam Julian był bardzo przeciętny.

    Pozdrawiam ciepło,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * je zmęczę, słownik w telefonie chyba za bardzo mi szaleje :D

      Usuń
    2. Cieszę się, że mamy podobne zdanie! <3 mam nadzieję, że następne tomy nie będą męczące i sytuacja się poprawi :D
      #SadisticWriter

      Usuń
  2. Słyszałam, że to ciekawa opowieść o siostrzanej więzi i z tego powodu miałam zamiar książkę przeczytać. W zasadzie nadal chcę to zrobić, ale zapał jednak trochę ostygł. Muszę się psychicznie przygotować na taką "dziwną" książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak! Na nią koniecznie trzeba się przygotować!
      #SadisticWriter

      Usuń
  3. Przed premierą byłam pewna, że sięgnę po tę książkę. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe opinie, dochodzę do wniosku, iż są lepsze powieści w kolejce. :)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie: http://niezapomniany-czas-czyli-o-ksiazkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno nie czytałam podobnych książek i o ile sam opis brzmi kusząco, tak po Twojej recenzji poddaje się i chyba po nią nie sięgnę. Wydaje mi się, że trafiłyśmy na podobne książki, gdzie nastąpił przerost treści nad formą i jest za dużo wszystkiego. Zgadza się? Szkoda w sumie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytalam jeszcze ale intryguje mnie ta ksiazka :)

    Pozdrawiam Agaa

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałam o tej książce wiele opinii, w których to jest ona oceniana właśnie tak pół na pół. Niby ma pełno wad i nieścisłości, ale po kolejny tom mimo to się sięgnie, bo coś tam jednak zaciekawiło czytelników. Ja sama na razie nie wiem, czy chcę to czytać czy nie. Z jednej strony opis jest bardzo intrygujący i gdybym nie znała tych negatywnych recenzji, to od razu bym się za "Caraval" brała, ale nie wiem, czy nie będzie ona lekkim gniotem.

    Ten cały Legenda przypomina mi trochę organizatorów Paniki w książce Lauren Oliver. Nie wiem czy to tylko moje skojarzenia :D

    Świetna recenzja! Zostaję na dłużej ;)

    Pozdrawiam!! :*

    bookmania46.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. To fakt, że była to dosyć specyficzna książka i na pewno mam zamiar sięgnąć po drugi tom, zwłaszcza gdy wszystko zakończyło się tak, jak się zakończyło. Język autorki wydawał mi się interesujący pod tym względem opisywania uczuć za pomocą kolorów, tak jak Ty również to określiłaś. Myślę, że dałabym jej nieco wyższą ocenę, aczkolwiek to prawda, że czytałam lepsze pozycje.
    Pozdrawiam xx
    http://absolutnamaniaczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, no to mam problem. Bardzo się nakręciłam na tę książkę i liczyłam na coś super, a jak na razie wpadam cały czas na recenzje, które naszpikowane są wadami książki. I chociaż wskazujesz tu kilka ważnych zalet, to jednak obawiam się, że jednak daruję sobie zakup tej książki i ewentualnie poczekam do wakacji, bo może wtedy pojawi się w lokalnej bibliotece.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.