wtorek, 12 grudnia 2017

[Recenzja książki] Cecelia Ahern - "Lirogon"

Autor: Cecelia Ahern
Tłumaczenie: Anna Dorota Kamińska
Tytuł: Lirogon
Tytuł oryg.: Lyrebird
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans 
Wydawnictwo: Akurat
Premiera: 10 maja 2017 r.
Ilość stron: 448

Opis: W południowo-zachodniej Irlandii, w dziewiczej okolicy, głęboko w lesie mieszka samotna młoda kobieta, Laura. Jest obdarzona niespotykanym talentem. Niezwykły dar polega na umiejętności naśladowania rozmaitych dźwięków. Za sprawą zaskakującego zbiegu okoliczności Laura staje się telewizyjną celebrytką. Czy wielka miłość, która równocześnie pojawiła się w jej życiu, uchroni ją przed pułapkami i niebezpieczeństwami czyhającymi w bezwzględnym świecie?

     Pewnie wielu z nas myślało kiedyś o tym, jak to jest mieć talent, który mógłby zachwycić i zaszokować ludzi na całym globie. Jak to jest stanąć na scenie podczas castingu do talent show i stać się jego małą gwiazdą. A ci, którzy się nad tym nie zastanawiali, mogą poczuć się dziwnie, natrafiając na historię Laury, która szczęśliwym lub nie bardzo trafem stała się częścią takiego show, a jej niezwykły talent został usłyszany dalej, niż na zamieszkałej przez nią górze.
     Jak wiadomo, jestem fanką prozy Cecelii Ahern i jak tylko dojrzę którąś z jej powieści, a mam akurat dość gotówki, bez wątpienia skuszę się na zakup. W przypadku Lirogona czekałam na jego premierę przez kilka tygodni, po trosze oszczędzając, by na pewno mieć egzemplarz jak najszybciej w dłoni. To się udało, natomiast lektura musiała poczekać. I chyba nawet dobrze wyszło - powieść ta sprawdza się jako przerywnik między kryminałami, jednak nie jest mistrzostwem, którego po irlandzkiej pisarce można się spodziewać.
      Nie zdołałam polubić Laury. Mimo prób, by wczuć się w jej położenie, wzdychałam nad książką i zastanawiałam się, czy ta kobieta, docierając do cywilizacji, nagle utraciła instynkt samozachowawczy, co niektórzy epizodyczni bohaterowie wykorzystywali. Jej talent bardzo mi się spodobał, ale ona sama za bardzo irytowała. Doszło do tego, że im dalej w treść, tym usilniej szukałam w niej wad, zamiast starać się znaleźć choć jedną zaletę, z którą mogę ją kojarzyć.
     Podobne uczucia mam wobec pozostałych postaci grających główne role w tej historii. Ani Solomon - dźwiękowiec, ani Bo - producentka, ani Rachel - kamerzystka, którzy znajdują Laurę, tworząc dalszą część swojego filmu dokumentalnego, nie zyskali mojej sympatii. Nie byli postaciami płytkimi, autorka każdemu z nich dała głębszy żywot, ale nie potrafiłam poczuć do tej trójki jakiś większych uczuć. Byli, bo na nich opiera się cała powieść, ale nie są bohaterami, z którymi chętnie bym się ponownie spotkała.
      Inni  bohaterowie, którzy pojawili się w tej historii, nie wydawali się zbędni, ale też nie byli nie wiadomo jak ważni. Pani Ahern ładnie pokazała dwa obozy - ludzi, którzy murem stoją za Laurą i chcą ją chronić, oraz tych, którzy starają się ośmieszyć, zniszczyć. Doskonale wpisali się w moje wyobrażenie ludzi związanych w jakikolwiek sposób ze show-biznesem. Do tego rodzina Solomona została przedstawiona jako taka, w której wszyscy sobie pomagają i są dla siebie, co przypomina mi moją własną familię; jednak nawet oni nie zdobyli mojego serca.
      Jeśli chodzi o fabułę, gratuluję autorce pomysłu na główną bohaterkę, która swój talent przejęła od piękne wyglądającego ptaka. Było to dobrym punktem wyjścia dla całej historii. Do tego trochę skomplikowana sytuacja rodzinna Laury i już mamy kogoś, kogo da się wrzucić do innej rzeczywistości i na jego skórze pokazać, jak nagły blichtr i sława mogą zaszkodzić pokazywaniu prawdziwego siebie. Cecelia Ahern doskonale orientuje się w świecie celebrytów i talent show, z brutalną prostotą pokazuje to, o czym niektórzy ludzie marzą, a co może wyglądać zupełnie inaczej, niż wyobrażenie o tym. Dzięki jej wiedzy cały Lirogon brzmi jak coś, co może się wydarzyć lub wydarzyło się naprawdę. Plastyczność jest plusem tej powieści, jednak co do opisów nie jestem zachwycona - miejscami gubiłam się, kiedy w akapicie o Laurze i o tym, co robi, po kilku długich zdaniach nagle pojawiał się Salomon i to nie z imienia, a jako on. Zgrzytało mi to strasznie, poza tym chwilami odnosiłam wrażenie, że niektóre opisy są trochę nad wyraz. Przemęczone przez autorkę, a przez to męczone także przez czytelnika. Jest to oczywiście moje własne odczucie, nie zmienia to faktu, że kilka razy chciałam odłożyć lekturę jeszcze trochę w czasie, bo czułam się znużona. A to przy mojej ukochanej pisarce raczej się nie zdarza.
     Także romans, który wyczuwalny jest praktycznie po pierwszych trzydziestu stronach, jakoś do mnie nie przemawia, choć moja dusza jest właściwie romantyczką, a nie psychopatą. Przypominała mi taniec dwójki zauroczonych sobą nastolatków, z których każde boi się wykonać ten pierwszy krok, a nie narodziny romantycznej relacji u dorosłych i doświadczonych ludzi. Czuję pewien niedosyt, wolałabym, aby ten wątek został rozegrany odrobinę inaczej. No ale nie można mieć wszystkiego.
      Podsumowując, historia Lirogona ma ręce i nogi, narracja trzecioosobowa się w miarę sprawdza, świat przedstawiony może przytłoczyć, ale da się też poczuć odrobinę jak obserwator-bohater tej opowieści. Dobrze przedstawiono to, jak wyrwanie z naturalnego środowiska może zaburzyć dotychczasowe życie, pokazuje również, że sława i światła reflektorów czasami nie oznaczają spełnienia marzeń. Wręcz przeciwnie - czasami mogą zagrozić ich spełnieniu.
      
Ocena: 6/10

     Strefa dobrych cytatów

     Byłam tak zajęta rozmyślaniem o przeszłości, że zapomniałam zaplanować swoją przyszłość.

     Wszystko się zmieniło. Muszę... zmienić się ze zmianami.

     [...] czasami dostrzegasz wszystko tak wyraźnie, a kiedy indziej nie widzisz nawet siebie, ale w sumie wszyscy tak mamy, nie?



     P. S. Korzystając z okazji, przypominam o wciąż trwającym kiermaszu świątecznym.


8 komentarzy:

  1. Chyba dam szansę tej książce. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam mieszane odczucia co do tej książki.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię powieści Ahern i do tej również się przymierzam i pewnie prędzej czy później w końcu się do niej zabiorę - ale to nie w tym roku, w grudniu już nie dam rady :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę się zgodzić z Twoją opinią. Książka mnie nie porwała tak, bym nie mogła się oderwać, ale podobał mi się ten całkiem oryginalny portret głównej bohaterki. Ostatecznie ukończyłam książkę z ambiwalentnymi odczuciami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lektura tej powieści zmęczyła mnie, zwłaszcza pierwsza część, bo później było już trochę lepiej. Szkoda, bo pomysł sam w sobie był świetny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o twórczość Ahern, to podobała mi się tylko "Love, Rosie". "Kiedy cię poznałam" mnie zawiodła i na razie nie mam ochoty na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wciaż mam w planach lekturę tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam, ale może kiedyś :)
    Pozdrawiam Agaa
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/12/1-pierwsze-urodziny-bloga.html

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.