poniedziałek, 16 października 2017

[Recenzja książki] Corinne Michaels - "Consolation"

Autor: Corinne Michaels
Tłumacz: Kinga Markiewicz
Tytuł: Consolation
Cykl: Consolation Duet
Tom: 1
Gatunek: romans, literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Szósty zmysł
Data wydania: 11 października 2017 r.
Ilość stron: 349

Opis: Liam nie miał być moim szczęśliwym zakończeniem. Nawet nie byłam nim zainteresowana. Był najlepszym przyjacielem mojego męża – zakazanym owocem. Tyle że mój mąż nie żyje, a ja czuję się samotna. Tęsknię za nim i ląduję w ramionach Liama. Jedna wspólna noc zmienia wszystko. Teraz muszę zdecydować, czy naprawdę go kocham, czy jest dla mnie tylko nagrodą pocieszenia.

Niełatwo jest być żoną komandosa, o czym zdążyła się przekonać główna bohaterka Consolation – Natalie. W dniu, kiedy przyszło zmierzyć jej się ze śmiercią męża i samotnym wychowywaniem córki, już nic nie było dla niej takie same. Ból zawładnął całym jej światem, zamykając serce na wszelakie uczucia i uniemożliwiając codzienne funkcjonowanie. Czym byłby jednak romans, gdyby wszystko nie stało się nagle kolorowe i cudowne? No właśnie.  
Nieczęsto czytam romanse, bo nie zawsze jest mi do nich po drodze. Jeżeli już się za nie zabieram, to oczekuję czegoś naprawdę oryginalnego, nie ckliwego i łzawego w sposób komercyjny oraz schematyczny, a po prostu w sposób piękny i niecodzienny, taki, który wstrząsnąłby moim sercem, gruntem pod nogami i całym światem. Właśnie tego oczekiwałam od Consolation. Miałam nadzieję na to, że gdy nadejdzie pora mojego czytania, będę się czuła tak samo usatysfakcjonowana, jak większość blogerek, która zdążyła już wyrazić swoją opinię i podzielić się nią w sieci. Niestety, rzeczywistość okazała się być daleka od moich pragnień. Minęły się ze sobą na rozstaju dróg.  
Nie zrozumcie mnie źle, Consolation nie jest tragiczne. Consolation to po prostu do bólu schematyczny romans z słabo zarysowanymi postaciami, sztucznymi i mdławymi tekstami przepełnionymi miłosną cukrzycą, typowymi scenami erotycznymi (z serii: rozpadam się na kawałki, pomnożone razy dwieście) i tak naprawdę brakiem konkretnej fabuły. Nie twierdzę również, że książka była w każdym momencie nudna i przewidywalna. Wydarzyło się kilka kontrowersyjnie zaskakujących rzeczy, dzięki którym ta powieść mogła spodobać się niektórym osobom, ale… bądźmy racjonalni. Po co autorka fundowała nam takie zakończenie i na dodatek przeszła do niego tak nagle? Po to, żeby nawet te osoby, którym książka się nie spodobała, były zaciekawione dalszymi losami Natalie i Liama. Moim zdaniem samo zakończenie jest pozbawione logiki i upchnięte tam na siłę, żeby wzbudzać kontrowersję, szok i inne mocne emocje. Tak naprawdę już od początku można było się domyślić, że wszystko nie będzie takie piękne, jakby mogło być.
Dla Consolation można stworzyć krótki plan działania. Wypiszę to według punktów.
1. Dramat, płacz, nienawiść do całego świata.
2. Chłód, obojętność.
3. Miłość?
4. Miłość i wata cukrowa.
5. Miłość, seks i rozpadanie się na kawałki.
6. Zwiastun kolejnego dramatu.
A teraz zadajmy sobie pytanie. Czy ponad 80% romansów nie jest zbudowana na takiej samej zasadzie? Otóż to. I tak naprawdę właśnie w tym miejscu mogłabym zakończyć swoją recenzję, bo moja analiza okazała się wyjątkowo dogłębna. Nie chciałabym jednak zostawiać nikogo bez konkretnego uzasadnienia, bo tak jak już wspominałam: książka nie była najgorsza, po prostu była typowa.
Muszę przyznać, że pierwsze strony spowodowały, że w moich oczach wielokrotnie stawały łzy. Wczuwałam się w ból Natalie, a jednocześnie nie rozumiałam jej ogólnej nienawiści do całego świata i tego nastawiania się, że już nigdy nie będzie szczęśliwa, stanie się chłodna dla wszystkich i będzie żyć tylko dla swojej córki, bo wszyscy są tacy źli i (bez powodu) ich nienawidzi. Dobrze, rozumiem, że każdy może czuć ból po stracie męża, ale ta tendencja cierpiącej matki i żony utrzymywała się przez całą książkę, co chwilami nas przytłaczało, szczególnie, gdy już pozornie wszystko było dobrze i nasza bohaterka się zakochiwała, ale nagle znowu zaczynała płakać i wspominać po tysiąc razy to samo.
Bohaterowie. Mieliśmy do czynienia z typowymi i schematycznymi osobami, które nie wyróżniały się wśród innych. Znów pojawia się idealna, piękna i mądra kobieta, wokół której skaczą wszyscy faceci – niech mi ktoś tylko spróbuje powiedzieć, że wokół niej nie skakali. Rozumiem, że przyjaciele Aarona jej współczuli, ale żeby od razu dawać jej z tego powodu pracę i najszybszy awans w życiu? Na dodatek zapamiętany przeze mnie dialog brzmiał zupełnie jak: „awansujesz, to nic, że inni tu dłużej pracują”, „ale ja mam dziecko, poza tym w ogóle nie chciałam pracować”, „to nic, możesz czasem przynosić dziecko do pracy. Wiemy, że nie masz doświadczenia, ale jesteś przecież taka mądra, poradzisz sobie”. Mogłabym niemalże uznać, że autorka stworzyła dla Natalie mini harem, na którego czele stał Liam. 
Liam niby był przystojnym bad boyem, który lubił sobie pohasać do klubu, żeby kogoś przelecieć i poczuć się lepiej. Arogancki, pewny siebie i… chyba każdy zna ten typ, prawda? Oczywiście pod wpływem Natalie się zmienił. Jak za pomocą magicznej różdżki (w kształcie sajgonki). 
Przestrzeń fabularna była strasznie ograniczona, a wydarzenia polegały tak naprawdę na tym, że Natalie zajmowała się dzieckiem, spotykała się z Liamem, czasem gdzieś wyszli, czasem gdzieś pojechali, może dwa razy była w pracy, raz nawet w szpitalu i… to na tyle. Po prostu codzienne życie, które najzwyczajniejszy człowiek mógł zapisać słowami na kartce. Nie, to zdecydowanie nie była miłość, która do mnie przemawiała.
Co było dobrego? Muszę przyznać, że pomimo schematyczności, małej braki logiki („hej, róbmy to bez gumki, bo i tak jestem bezpłodna i muszę przejść terapię na niepłodność, tylko dziwne, że rok temu urodziłam córkę”) i nużących tekstów, chwilami dosyć miło i lekko czytało się tę opowieść. Nie jest wymagająca, kilka razy poruszyła mnie swoimi „dramatami”. Mocną zaletą są również niektóre rozmowy rozgrywające się pomiędzy Natalie i Liamem (byle nie te, gdy są w łóżku i rozmowa toczy się wokół grubego penisa w kształcie sajgonki. Nie, nie pytajcie). Chwilami naprawdę się śmiałam. Do gustu szczególnie przypadła mi scena z wiertarką. Była w niej jakaś lekkość (nie, nie w wiertarce) i wesołość. Dzięki temu zyskałam choć na chwilę nadzieję na to, że cała powieść mi się spodoba. 
Do zalet tej książki mogę jeszcze zaliczyć to, że nie była tak irytująca, jak można by przypuszczać z moich wypowiedzi. Fakt, Natalie chwilami wkurzała mnie swoim zachowaniem, za to Liam i mała Aarabelle (to pewnie kwestia tego, że kocham dzieci, które jeszcze nie mówią) byli całkiem uroczy. Poza tym… jeżeli jest tu jakiś facet, który umie zakładać pieluchy dziecku, niech podniesie rękę. Jeżeli nie, podążajcie doświadczeniem Liama, który zastosował swój własny wymyślny sposób radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach. Podpowiem wam, że na pewno przyda się lina.
Podsumowując. Consolation nie jest złe. Jest po prostu mocno średnie i typowe dla książek z tego gatunku. Jeżeli ktoś nie jest wymagającym fanem romansów i nie szuka czegoś nowego, oryginalnego, ta powieść może mu się spodobać. To będzie dobra książka na popołudnie spędzone w domu, pod ciepłym kocykiem, w towarzystwie herbatki okraszanej miodem. Tak zwana: lektura niewymagająca, odpoczynkowa. Chcecie się o tym przekonać? No, to zapraszam do lektury.

Ocena: 5/10


Za egzemplarz recenzencki, dziękuję:

STREFA CYTATÓW:

Dziś jest ostatnim dniem, w którym pozwalam sobie na smutek. Ostatni dzień, w którym uronię łzę, ponieważ i tak niczego nie zmienią.

 Cóż, nie chciałem się chwalić, ale jestem znany z tego, że złamałem kilka serc… i łóżek.

 Niezła ze mnie sztuka, co, Lee?
Ci faceci są tacy sami. Banda głupków.
 No pewnie. Jesteś najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziałam w ciągu ostatnich tygodni… Cóż, nie licząc mojego listonosza. Jest naprawdę fantastyczny.
 Dałbym sobie z nim radę.
 Jestem pewna, że to się zalicza do przestępstw federalnych.

9 komentarzy:

  1. Ostatnio stale napotykam tę książkę na blogach. Jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Romansów nie cierpię (Grey mnie zniechęcił do nich na lata), ale jednak te książka przypadła mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba pierwsza recenzja tej książki, która podkreśla zarówno jej dobre i złe strony, a przynajmniej pierwsza z jaką się spotykam ;) Mimo wszystko chciałabym ją przeczytać. Ilość pozytywnych opinii jest ogromna a ja uwielbiam romanse, nawet te schematyczne :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamy w blogosferze bum na tę książkę i większość osób, które o niej piszą, Pisze bardzo pozytywnie. Muszę się za nią rozejrzeć.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Po wielu pozytywnych opiniach na temat tej książki nie spodziewałam się, że w końcu natrafię na taką, gdzie nie ma rozpływania się nad fabułą i głównymi postaciami, a odkryję sporo wad, jakie niesie ze sobą największy wróg literatury - schemat. To nie zmienia jednak faktu, że jakimś stopniu jestem ciekawa [Consolation], ale nie w tak wielkim, coby już teraz poszukiwać jej w księgarniach. Jeszcze mam czas przeczytać o rozpadaniu się... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uu, ksiązka raczej nie dla mnie chociaż jeszcze pomyśle..:)))
    Buziaczki i zapraszam do nas!:)
    teczowabiblioteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Zauważam ostatnio dziwną zależność w książkach "o miłości" - kręcą się wokół przygód łóżkowych. Ja rozumiem, że aroganccy faceci często z różnych (czasem niezrozumiałych) przyczyn przyciągają kobiety, ale czy trzeba to wszystko sprowadzać do narcyzmu i podbojów seksualnych? A emocje, zażyłość bardzie psychiczna czy fizyczna? Nie przekonałaś mnie, cytaty dobiły niechęć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za tę recenzję. Jeżeli książka pojawi się w zasięgu moich czytelniczych możliwości (bo ostatnio mam listę pełną tytułów) to postaram się jeszcze raz zajrzeć do Twojej opinii by przeanalizować wszystkie plusy i minusy. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.