czwartek, 15 grudnia 2016

[Recenzja książki] Natasza Socha - "Biuro przesyłek niedoręczonych"

Autor: Natasza Socha
Tytuł: Biuro przesyłek niedoręczonych
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Pascal
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Ilość stron: 304

Opis: Do Biura Przesyłek Niedoręczonych trafiają listy i paczki, które nigdy nie dotarły do adresatów. Zuzanna zaczyna tam pracować, bo ją samą też prześladuje pewien niewysłany w porę list. Z czasem coraz bardziej intrygują ją tajemnice innych ludzi. Kiedy trafia na listy, których nadawcy od trzydziestu ośmiu lat nie mogą się spotkać, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Ma czas do Wigilii, potem będzie za późno…

Każdy z nas choć raz dostał list, kartkę czy przesyłkę. Przypomnijcie sobie co wtedy czuliście. Radość? Na pewno. Kilka spisanych na czystej kartce słów, płynących prosto z serca, słodki rysunek czy upominek to jeden z lepszych prezentów, jaki można dostać od drugiego człowieka. Moment, kiedy wyczekujemy naszego listu jest magicznym czasem pełnym niecierpliwości, w najgorszych snach nie wyobrażamy sobie, co stałoby się, gdyby nasza przesyłka zaginęła, jednak… z niektórymi rzeczywiście tak się dzieje. I co wtedy? Już tylko „Biuro przesyłek niedoręczonych”!
Zawsze miałam problem z pisaniem o książkach, którym niewiele mogę zarzucić. Jestem na tyle czepialską osobą, że zawsze wynajdę jakiś niepasujący, irytujący czy niezadowalający mnie element. Z „Biurem przesyłek niedoręczonych” miałam wyjątkowy problem. Musiałam chwilę odczekać, ochłonąć i wypisać zalety oraz wady na kartce. Uwierzcie, wad jest naprawdę mało. Pierwszy raz byłam naprawdę dumna z tego, że to Polka napisała tą powieść. Wcale nie skomplikowaną, wcale nie fantastycznie oryginalną, a jednak… po prostu świetną! Jeszcze rok temu miałam wielkie uprzedzenia co do polskich dzieł, teraz jestem pewna tego, że nasi rodacy nie piszą gorzej od zagranicznych autorów.
Zacznijmy od okładki, czyli rzeczy najprostszej. Chociażbym nie chciała i tak zwróciłabym na nią uwagę. Jest prosta i po prostu piękna – na zdjęciu może nie widać, ale niektóre śnieżynki były brokatowe. Przez pierwsze pół godziny, kiedy otrzymałam przesyłkę z empiku, siedziałam z nią w rękach i uśmiechałam się do siebie jak wariatka. Oczywiście okładka nie jest jedyną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę. Najbardziej zaciekawił mnie opis. Biuro przesyłek niedoręczonych połączone z zimowym klimatem? Tego jeszcze nie było!

Lektura umilała mi czas, kiedy leżałam chora w łóżku :)

Czytając tę historię, nie nudziłam się nawet przez moment. Raz się smuciłam, raz radowałam, generalnie większą część fabuły pochłonęłam z wypiekami na twarzy. Pani Socha ma niepowtarzalny styl pisania. Niezbyt skomplikowany, ale bogaty w porównania i życiowe mądrości. Bardzo podobały mi się ciekawostki, którymi byliśmy karmieni – szczególnie, jeżeli chodzi o zioła lecznicze. Często rozdział zaczynał się od takich ciekawych wzmianek, które tylko zachęcały nas do dalszego czytania.
Historię można podzielić na kilka sekcji. Mamy główną bohaterkę, Zuzannę, która zaczyna swoją pracę w biurze przesyłek niedoręczonych – jej życie kręci się wokół lotopałanki karłowatej (latająca wiewiórka!), pana Macieja z kawiarni, który opowiada genialne historie o swoich wnukach, niepełnosprawnego pana Stanisława, jej sąsiada, który zabija swoim cynizmem (panie Stanisławie, kocham pana) oraz Mili – starszej pani, która wciągnęła Zuzę w poszukiwanie odbiorców listów, które nigdy nie dotarły do właścicieli. Okazyjnie pojawia się także Rafał – syn właściciela mieszkania wynajmowanego przez Zuzannę. Nasza bohaterka wciąga się w korespondencje dwójki ludzi, która wysyła sobie listy od ponad trzydziestu ośmiu lat! Jak się okazuje – Tekla i Gaspar z jakiegoś powodu nie mogą się spotkać w umówionym miejscu 24 grudniu, swój rytuał powtarzają co roku, wciąż mając nadzieję, że coś się zmieni. Zuza postanawia im pomóc. To jest ta pierwsza sekcja książki. Następna dotyczy wspomnień i dziejów Gaspara oraz Tekli (każdego z osobna) i to chyba za nich najbardziej pokochałam tą opowieść! Wszystkie wątki idealnie ze sobą współpracują. Nie mamy wrażenia, że coś pojawia się w nieodpowiednim momencie.
„Biuro przesyłek niedoręczonych” to seria niesamowitych zależności i przypadków. Każda postać ma ze sobą coś wspólnego. Czasami jesteśmy zaskoczeni tym, jak autorka potrafi złączyć w fabule niektóre istnienia. Zazwyczaj ciężko mnie czymkolwiek zaskoczyć, a jak się okazuje – niewiele trzeba, by to zrobić! Po prostu umiejętnie poprowadzić fabułę.
Nie ma tu bohatera, którego bym nie polubiła. Każdy czymś się wyróżnia, każdy ma swoją krótką historię. Ile bym dała, by poznać takich ludzi w życiu codziennym! Ile bym dała, żeby mieć własnego, obrażającego się torbacza albo takiego zgryźliwego sąsiada, z którym mogłabym prowadzić niezłe debaty słowne! A oryginalny aptekarz, który ma wielkie serce do ludzi? Nic, tylko brać na męża! Dla kreacji ogromny plus.
Gdybym mogła, dałabym tej książce pełną punktację, ale jednak są malutkie wady, które trochę zaniżają moją ocenę. Byłam lekko zawiedziona spotkaniem bohaterów, o których tyle się mówiło przez całą książkę. Ich wątek był króciutki i… prawie nic nie znaczył. Gdy już minęła pierwsza fala zawiedzenia, pomyślałam sobie: a może tak miało być? Może, gdybyśmy zobaczyli ich reakcje, gdybyśmy usłyszeli ich słowa to pomyślelibyśmy: za bardzo cukierkowo, nie tak miało być, inaczej to sobie wyobrażałam! Może chodziło o to, abyśmy dopowiedzieli sobie co stało się z dwójką zakochanych? O to, żeby nie zepsuć tego, co wytworzyły między nimi listy?
Drugą, lekko zadziwiającą dla mnie rzeczą była sama końcówka. Nie chcę spoilerować, ale uważam, że wątek Mili pracującej w biurze był nie do końca wyjaśniony i… czułam niedosyt. W mojej głowie wytworzył się mały chaos. O ile Tekli i Gasparowi mogłam dopowiedzieć w głowie historię, tak przy niej czułam się zdezorientowana.
Ostatnia rzecz, której mogę się uczepić (w przeciwieństwie do poprzednich „zaskoczeń”, których za wady tak naprawdę nie uznaję) to, że w pewnym momencie wydawało mi się, że tych nieprawdopodobnych przypadków jest już za dużo. Nagle stały się dla mnie… niewiarygodne. Te powiązania między bohaterami zaskakiwały nas do pewnego momentu, już pod sam koniec nie były tak klimatycznie nieprawdopodobnie i patrzyłam na nie raczej z przymrużeniem oka.


Myślę, że każdy może wyciągnąć z tej historii inne wnioski. Jedni zatrzymają się i pomyślą nad złem dzisiejszej technologii i tempem ludzkiego życia, inni zastanowią się dlaczego sztuka pisania listów wymiera i do niej zatęsknią, jeszcze inni zamyślą się nad potężnym uczuciem jakim jest miłość albo jak miłe dla nas samych może być czynienie dobra. Książka nie tyle nas uczy, co po prostu przypomina nam o tym, co przecież dobrze wiemy. Ma swój własny magiczny i niepowtarzalny klimat. Nie jest przesłodzona, przesadzenie smutna, dramatyczna czy przerażająco szczęśliwa. Wszystko jest tu wyważone (z wyjątkiem tych nadmiernych powiązań). Spokojnie mogę ją polecić jako dobrą lekturę na wprowadzenie się w klimat świąt. Na pewno jeszcze do niej wrócę w przyszłym roku, a oprócz tego jestem wewnętrznie zmuszona do tego, aby zabrać się za inne dzieła pani Sochy! Polecam wszystkim, bez wyjątku. Z czystym sumieniem i po raz pierwszy na Zniewolonych, wystawiam ocenę…

8/10

STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

Samotność smakuje wtedy, gdy jest dodatkiem do codzienności, a nie jej głównym składnikiem.

Bo tylko w bajkach tak naprawdę wybieramy między złotą koroną a srebrzystą suknią, w codziennym życiu zaś nosimy zwykłą, popielatą spódnicę, która drapie nas w łydki.

- Zrobi mi pan herbatę?
(...) – Nie będziesz ze mną polemizować na temat ludzkich pasożytów i przekonywać mnie, że świat jest piękny?
- Z cytryną?

3 komentarze:

  1. Takie wyśrodkowanie emocjonalne lubię najbardziej. Mam nadzieję, że pod choinką znajdę własnie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna świąteczna powieść. Jestem świeżo po lekturze. Super.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że idealny tytuł na święta. :D W tym roku już pewnie nie zdążę z lekturą, bo święta spędzam z innym tytułem, ale chętnie za rok wrócę do tego tytułu, bo mnie zaciekawił. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.