czwartek, 8 września 2016

[Recenzja książki] Brenna Yovanoff - "Wyśnione miejsca"

Autor: Brenna Yovanoff
Tłumacz: Adriana Sokołowska-Ostapko
Tytuł: Wyśnione miejsca
Tytuł org.: Place no one knows
Gatunek: Literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Ilość stron: 360

Opis:
Są dwie Waverly.
Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie.
Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia.
Jest dwóch Marshallów.
Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim.
Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą.
Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość?

Są sny dobre i sny złe. Takie, których do końca nie można wyjaśnić, bo absurd leje się z nich jak woda z kranu i takie, które są całkiem uzasadnione naszymi przeżyciami za dnia. Kraina snów to miejsce, gdzie dosłownie wszystko może się zdarzyć, leży gdzieś na pograniczu naszych marzeń i lęków. Kto z nas nie chciałby sobie wyśnić własnego magicznego miejsca, gdzie wszystko byłoby idealne? Otóż… na pewno nie Waverly i Marshall.
Tym wstępem chciałabym wyrazić swój smutek z powodu nietrafionego opisu z tyłu okładki oraz tytułu. Bohaterowie bowiem wcale nie przebywają w swoich wyśnionych miejscach, a snu jest tam tyle co kapusty w pierogach ruskich. Bardzo się zawiodłam. Miałam nadzieję, że cała fabuła będzie się toczyć właśnie wokół wyśnionych miejsc, gdzie romans będzie wyciekał pomiędzy różowo-białymi chmurkami. Niestety. Na czym polega więc śnienie w „Wyśnionych miejscach”? Na tym, że główna bohaterka kładzie się przy magicznej, zapachowej świecy, która przenosi ją ni z tego owego tam, gdzie znajduje się Marshall (np. do łazienki, gdzie puszcza pawia do klozetu). Absurd. Na dodatek niewyjaśniony absurd. Ot, świeca po prostu sobie była, potem się wypaliła i koniec.


Gdybym miała w kilku słowach streścić fabułę tej książki, powiedziałabym zapewne, że to zwyczajna historia miłosna z problemami rodzinnymi i duchowymi w tle. Do tego mamy domieszkę szkolnych perypetii. 
Przyznam szczerze, surowo oceniłam tę książkę i nie mam co ukrywać – nie spodobała mi się. Była nudna, sztywna, miała w sobie mnóstwo absurdu, a bohaterowie niesamowicie mnie irytowali. Tak naprawdę były w całej opowieści tylko dwie postacie, które zasługują na uwagę – Autumn i Ollie, bohaterowie drugoplanowi. Autumn była niezwykle barwna, szczera do bólu, a jednocześnie pragnąca dobra przyjaciół, Ollie to zwyczajny, troskliwy i zamknięty w sobie chłopak.
Historia widziana jest oczami obydwu bohaterów – Waverly i Marshalla, ale jeżeli mam być szczera, perspektywa Marshalla była tutaj chwilami zbędna. Nie dość, że jego wstawki były krótkie to jeszcze cały czas się nad sobą użalał. Bez przerwy. Miałam ochotę nim potrząsnąć albo… zrobić coś bardziej drastycznego, jak przystało na mój nick. Rozumiem, autorka wykreowała go na wrażliwego, ale ile można się nad sobą znęcać psychicznie? Na szczęście minęło trochę czasu i oswoiłam się z Marshallem. Gdy zaczęto więcej mówić na temat jego rodziny, poczułam jego nastoletni dramat i zwróciłam mu honor. Może chwilami nawet odrobinkę współczułam chłopakowi.
Co na temat Waverly? Chyba jest najbardziej irytującą postacią jaką poznałam w te wakacje. Uważam, że wcale nie ma żadnego problemu. Ot, dziewczynka wmówiła sobie, że nie może być sobą, bo ludzie będą na nią krzywo patrzeć, dlatego stała się pusta, chłodna, nieprzystępna i wierna swojej „przyjaciółce”, która potrafiła zniszczyć życie niejednej osobie. W nic się nie wtrącała. Po prostu sobie żyła, bez większego celu. Jej myślą życiową było: „nie bądź sobą, bądź tym, kim ludzie chcą, żebyś była”. Dla mnie jej nadinteligencja to po prostu dziki, autorski wymysł.
        Historia tej dwójki w ogóle mnie nie oczarowała. Miałam wrażenie, że chwilami patrzę na jakichś superbohaterów – on czuje więcej niż inni, ona widzi więcej niż inni. DC Comics, na co czekacie?
Obydwoje byli w siebie wpatrzeni już w szkole, ale… wiecie, dwa różne światy: ten poukładany, sztuczny i inteligentny, a drugi pusty, chaotyczny i tak dalej. Dopiero, gdy Waverly przyszła we „śnie” do Marshalla (tak generalnie to nie można nazwać tego snem), zaczęła się wielka miłość. I to dosłownie ni z tego ni z owego. Wyobraźcie sobie ludzi, którzy ledwo się znają i nagle taka chłodna bryła lodu rzuca do chłopaka: „pocałuj mnie”. I tak rzuca mu za każdym razem, gdy przychodzi. Padają tu przeróżne stwierdzenia w stylu: „przy nim mogę być sobą”, ale ja nie widzę zupełnie żadnych zmian w bohaterach, gdy przebywają ze sobą na osobności. Są tacy sami, po prostu się całują i nikt o tym nie wie. Ich wzajemna fascynacja jest dla mnie tak naprawdę nieuzasadniona i dziwna.
         Wspominałam wcześniej o absurdach, które znajdują się w książce. Spójrzmy np. na rozdział, gdzie Marshall mówi o pozytywce siostry. Twierdzi, że gdy ją wyrzuciła to utracił spokój życia. Czy to aby nie przesada? Poza tym podziw dla Marshalla za to, że wiedział jak wygląda makijaż retro. Ja nie wiedziałam, póki nie wpisałam tego w Google. Znów facet pokonał mnie w damskich sprawach. Jak żyć? I uwaga, teraz dochodzimy do meritum. Z serii: zakochałem się w tobie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem pęcherze na twoich stopach. Dosłownie. Wyobraźcie sobie romantyczną scenę. Obejmują się, całują i nagle: „dlaczego polubiłeś mnie przez pęcherze?”. No, ale nie zapominajmy, że Waverly jest „dziewczyną od kaca” Marshalla.
          Zdradzę wam coś. Podczas trwania fabuły, ja sama czułam się, jakbym śniła. Przysypiałam czytając książkę i wszystko tutaj było dla mnie takie mętne, niepojęte, za mgłą. Nie zrozumcie mnie źle, są książki bez akcji, które są znakomicie napisane! Ale tu wieje nudą. Wielu rzeczy nie potrafiłam tu wyjaśnić, chociaż czytałam niektóre fragmenty po tysiąc razy.
         Co mi się podobało? Zdziwicie się, bo  była taka jedna rzecz, która u mnie zapunktowała. Chodzi o zakończenie. Jeżeli chodzi o zakończenia, jestem bardzo wymagająca. Ostatnie 50 stron dostarczyło mi więcej rozrywki niż cała książka. Byłam usatysfakcjonowana rozwiązaniem, bo choć od początku wszyscy wiemy, jak to się zakończy i nie ma tu nic zaskakującego, to jednak bohaterzy w końcu mądrzeją, a antybohaterowie zostają ukarani (hej, DC Comis, nawołuję raz jeszcze!).
               Zamykając książkę dostałam olśnienia. „Wyśnione miejsca” miały przekaz. W moim odczuciu brzmi on mniej więcej tak: ludzie potrafią być bezwzględni, potrafią niszczyć czyjeś życie bez większego celu, czasem może nawet dla własnej uciechy, to jednak nie oznacza, że mamy grać kogoś, kim nie jesteśmy. Warto rozglądnąć się czasem i znaleźć kogoś, kto będzie nas akceptował takimi, jakimi jesteśmy, a uwierzcie, zawsze znajdzie się choć jedna dobra duszyczka, może nawet bratnia, która nas zrozumie,
              Dzięki zakończeniu i przesłaniu, które ze sobą niesie, ta książka udowadnia, że pomimo kilku absurdów, takie postacie jak Waverly czy Marshall mogą istnieć naprawdę. Ciekawy? Przeczytaj, może będziesz miał inną opinię niż ja.

Ocena: 4/10

Strefa cytatów:

„Przychodzi mi do głowy pewne stwierdzenie, które szybko zapisuję. Prawo doskonałości. Wrażenie, jakie wywołujemy, jest odwrotnie proporcjonalne do tego, co ludzie wiedzą na nasz temat”

„ – Czy to znaczy, że ze sobą zrywamy?
- Nie. – Marshall obraca się i posyła mi przeciągłe, trudne do odczytania spojrzenie. Wydaje się zimne, obojętne, odrzucające.  – Żeby ze sobą zerwać, najpierw trzeba być choć przez chwilę razem”

„- Waverly. – Cofa się o krok i pochyla głowę tak, że nasze nosy niemal się stykają. – W porządku. Nie jesteś idealna. Mimo wszystko”

"Wyśnione miejsca" znalazłam w moim kochanym Boxie wyśnionym!
To był jeden z najgenialniejszych boxów od Moondrive'a! Mój unboxing <<klik>>
Oprócz książki, tematycznie związane z Wyśnionymi miejscami była świeczka, kubek i zakładki! A tak to znajdował się jeszcze kupon na ebooka, notes i magnesy na lodówkę!
Teraz jeden z moich ulubieńszych kubków :)
A tu "Wyśnione miejsca" z "Ktoś mnie pokocha" w wersji: Sadistic i Cleo!
Prezenty fajne, szkoda tylko, że książka nie okazała się tak dobra jak sądziłam!

11 komentarzy:

  1. Będąc u Ciebie i przeżywając książkowe nocki, zauważyłam, że przysypiasz. Ile razy odłożyłaś tę książkę z westchnięciem? Przy mnie na pewno dwa.
    Mówiłam Ci po przeczytaniu opisu, że jakoś nie widzę tej fabuły. I chyba miałam - niestety - rację. Po takiej recenzji będę omijała ją szerokim łukiem. Jedynie okładka jest piękna.
    Ściskam Cię mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka zbiera przeróżne recenzje. Może w końcu będę miała okazję, by ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się właśnie podobało. ;D Ale w pełni rozumiem, skąd się u Ciebie wzięła taka opinia. I też sądzę, że opis mógłby być inny, bo ten jest kompletnie mylący i raczej zapowiada historię o snach, fantastyka i te sprawy, a to po prostu młodzieżówka, w której wątek snów mógłby w ogóle nie istnieć.
    I mi się właśnie Waverly podobała, bo była prawdziwa i miała w sobie wiele z realnych dziewczyn w jej wieku. Teraz, z perspektywy czasu nam się wydaje, że to wszystko błahostki, bo tak i jest, ale takie toksyczne przyjaźnie jak jej i Meredith istnieją naprawdę i byłam ich świadkiem. I powiedziałabym, że w Polsce to bardziej problemy młodzieży w wieku gimnazjalnym, niż licealnym, ale tak faktycznie jest. Od wiek wieków ludzie boją się być sobą, bo myślą, że są niewystarczająco dobrzy.
    Myślę, że gdyby właśnie na okładce znalazł się bardziej trafny opis, to książka ominęłaby aż tak dużą falę krytyki od tych, którzy czekali na stricte fantasy, bo tak to rzeczywiście - wydawnictwo obiecuje coś zupełnie innego, niż daje. ;/
    Pozdrawiam,
    Amanda Says

    OdpowiedzUsuń
  4. Obiecałam, że przybędę ze swoim komentarzem? No i jestem!
    Jakże miło mi się czyta takie recenzje. Od razu widać, że Twoja sadystyczna natura przebija się przez te wszelkie słowa krytyki, ale w odpowiednich momentach ją kontrolujesz. Ale raz jeszcze muszę napisać, że kupiłaś mnie tym tekstem o pierogach!
    Wątek miłosny od czapy? To już mnie nie dziwi, bo już spotykałam się z tego typu wątkami. Płonące uczucie mające swoje korzenie w odciskach? To już mnie lekko zdziwiło, ale bywało gorzej. Waverly udająca kogoś, kim nie jest tylko dla publiczności? To mnie również nie zaskakuje, ale niesamowicie denerwuje. Aczkolwiek musiałabym poznać stopień tej toksycznej przyjaźni między nią a tą jedną dziewoją, by wyrobić sobie o niej własne zdanie. Także poznałabym nieco bliżej tę książkę. Cała ja - uwielbiam ryzyko! :D
    Pozdrawiam! <3
    #Ivy z Bluszczowych Recenzji

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze - przepiękne jest to drugie zdjęcie - nie mogę się napatrzeć ;)
    Po drugie - nie znoszę irytujących postaci - to (po trójkątach) najgorsze co może być w książkach :/
    Po trzecie... dochodzę do wniosku, że to nie dla mnie :/ Ta okładka jest piękna i aż szkoda, że nie kryje w sobie równie pięknych wnętrzności ;)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro książka wypadła tak słabo, będę omijać ją szerokim łukiem. Po Twojej recenzji widzę, że i mnie z pewnością by rozczarowała. A szkoda. Naprawdę przypuszczałam,że jest lepsza. Za to kubek.... cudo! Naprawdę ogromnie Ci go zazdroszczę. Mając taki chyba jeszcze częściej aniżeli teraz wypijałabym kawę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odkąd usłyszałam o tej książce to przyznam, że bardzo mnie do niej ciągnęło.. ale z czasem przekonałam się, że jest totalnie nie dla mnie. Też bym się pewnie wynudziła. Oprócz ślicznej okładki, wątpię, że zachwyciłaby mnie czymś więcej :D
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo więc za tę książkę podziękuję, to na pewno nie jest dla mnie, chociaż okładka jest przepiękna.
    A zdjęcia... cudowne! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, a ta okładka tak bardzo kusiła... co ja mówię, do tej pory kusi! Zastanawiałam się nawet nad kupnem tego boxu, jednak w końcu się nie zdecydowałam. Jak widzę, słusznie postąpiłam :D Może kiedyś sięgnę po Wyśnione miejsca z czystej ciekawości, jednak już teraz jestem pewna, że przeczytam to jako niezobowiązującą lekturę, która może mi się spodobać lub nie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam dokładnie takie samo zdanie o tej pozycji. Jedyne, czego żałuję, to że nie kupiłam boxa przed tym, jak kupiłam Wyśnione miejsca - rzeczywiście jest boski, szczególnie kubek! Co do samej książki, to Yovanoff w ogóle nie dała się ponieść fantazji, zero magii, zero wyjaśnień, nie poszło jej tak bardzo, że jej "inteligentni" bohaterowie później nawet nie rozważali wątku świecy, która przecież odegrała dość istotną rolę, umożliwiając im spotykanie się...
    Na pięknej okładce, tytule i opisie się kończy, ale Moondrive zazwyczaj tworzy bardzo ładne oprawy swoich książek, którym czasami bardzo łatwo jest dać się zwieść.

    Pozdrawiam, http://seekerofthebooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie ta książka jest rozczarowaniem roku!
    Tak bardzo na nią czekałam i jeszcze bardziej się rozczarowałam :(

    https://myfairybookworld.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.