niedziela, 16 lipca 2017

[Recenzja książki i filmu] Nicola Yoon - "Ponad wszystko"

Tytuł: Ponad wszystko
Autor: Nicola Yoon
Tytuł oryginalny: Everything, Everything
Przekład: Donata Olejnik
Ilustracje: David Yoon
Gatunek: Literatura młodzieżowa, Young Adult
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 328
Premiera: 18 maja 2017 r. (cop.)

Opis: Moja choroba jest bardzo rzadka. Mówiąc krótko - mam alergię na cały świat. Od siedemnastu lat jestem uwięziona w domu. Kontaktują się ze mną wyłącznie mama i moja pielęgniarka. Pewnego dnia wyglądam przez okno i widzę... jego. Jest wysoki, szczupły, ubrany na czarno. Nasze spojrzenia się spotykają. Obserwuję go z oddali. Już wiem, że moje życie właśnie się zmieniło. Nieodwracalnie. I wiem, że to będzie katastrofa.

     Choroby są częścią świata od początku jego istnienia. Dotykają niespodziewanie. Ludzie chorują nagle albo od urodzenia, często przegrywają z chorobą, zanim w ogóle zasmakują prawdziwego życia. Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak to jest żyć ze SCID, formą ciężkiego złożonego niedoboru odporności, zwaną chorobą chłopca z bańki? Dzięki Madelaine Whittier, głównej bohaterce powieści Ponad wszystko, jest to w pewien sposób możliwe.
     Przyznaję, że ostatnio za dużo jest książek, gdzie bohaterowie na coś chorują. Mimo tej mody Nicola Yoon się odrobinę wyłamuje i pisze o nieczęsto spotykanej chorobie. Rzuca trochę więcej światła na to, jak musi żyć osoba zmagająca się z brakiem odporności i dość dobrze jej to wychodzi. Medyczne terminy używane są w odpowiedni sposób, tłumaczone, więc nikt nie powinien czuć się zagubionym. Choć ilość opisanych momentów badania dziewczyny jest odrobinę za duża jak na moje oko.
     Co mogę powiedzieć o Maddy? Nie jest ona moją ulubioną bohaterką literacką. Szczerze mówiąc, denerwowało mnie trochę to, że dość późno i to dopiero pod wpływem nowej znajomości zechciała zakosztować życia. Czyżby przez siedemnaście lat naprawdę nie próbowała przekabacić pielęgniarki Carli i wyjść z domu pod nieobecność matki? Mam co do tego wątpliwości. Poza tym miejscami była tak uroczo i dziewczęco naiwna, że aż miałam ochotę odrzucić książkę, a najlepiej gdzieś ją schować. Przed tym czynem uratowało ją to, że ma okładkę, która bardzo mi się podoba i którą żal by mi było zniszczyć.
     Odrobinę cieplejsze uczucia żywię do Olly'ego, który nie ma wspaniałego życia i musi się mierzyć z problemami prawie jak dorosły. Sarkastyczny realista, któremu nie można odmówić determinacji i odwagi w walce o to czego pragnie. Część jego zachowań była do przewidzenia, ale udało mi się go polubić.

     Jak tłumaczyła pewna filmowa bohaterka, nie lubi filmów, bo są przewidywalne; chłopak zdobywa dziewczynę, dzieciak widzi ducha, a Vader jest ojcem Luke'a. Ten cytat pasuje mi do Ponad wszystko. Niby historia ma ręce i nogi, fabuła jest przemyślana, ale to wszystko już było. Nie ma nic, czego można by się nie spodziewać. Nawet z chorobą Maddie, zwaną alergią na wszystko, miałam już do czynienia podczas oglądania filmu Balonowy chłopak z Jake'iem Gyllenhaalem w roli głównej. Ktoś może powiedzieć, że przesadzam. Coś mi się nie wydaje - podczas czytania, będąc w połowie książki, na końcu jednego rozdziału zamieściłam piórem notatkę: Może to zabrzmieć strasznie, ale nie czuję tej książki. Co więcej - nudzę się przy lekturze. Zbyt przewidywalna i melodramatyczna. Ktoś chce większego dowodu na moje małe niezadowolenie?

     Fabuła nie była wymagająca czy zaskakująca, wszelkie dramaty zostały już kiedyś opisane, więc podczas lektury odnosiłam wrażenie, że już to gdzieś było, nie chcę jednak za bardzo nastawiać Was przeciwko książce. Nie ma ona dla mnie samych minusów. Poza ładną okładkę, o której już wspomniałam, w Ponad wszystko podobają mi się ilustracje stworzone przez męża autorki. Dzięki nim czytelnik ma wgląd w myśli Maddy tak, jakby oglądał jej pamiętnik. Czyni to historię bardziej realną, choć i tak niepozbawioną amerykańskiego słodzenia.
     Nie dostrzegam w powieści przerostu formy nad treścią. Mogłabym napisać, że moim zdaniem niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu, kiedy na główny plan wybiła się miłość, ale z drugiej strony ta książka miała być właśnie o miłości i walce z przeciwnościami losu. Opisy plastyczne, dialogi niewymuszone, dobrze przedstawione rozmowy poprzez czat. Wymieszanie prozy właśnie z jej zapisem dało dobre połączenie, co nie zawsze się przecież sprawdza.
     Podsumowując, Ponad wszystko nie ma w sobie niczego, o czym nie czytałabym wcześniej lub czego nie poznałam w inny sposób. Lektura jest przyjemna, można się nawet wzruszyć czy złapać na tym, że trzyma się kciuki za powodzenie akcji. Mimo to nie znalazłam w niej nic, co sprawiłoby, że zawitałaby w moim miejscu, znalazła tam dla siebie miejsce i zagościła na wieki. Niezobowiązująca, niewymagająca, lekka. Sprawdzi się w letni dzień jako towarzysz podczas zmagania z upałami.

Ocena: 5/10

Strefa cytatów:

     Możemy dysponować nieśmiertelnością bądź pamięcią dotykową. Albo jedno, albo drugie. Nie można mieć obu na raz.

     Miłość m o ż e cię zabić, a ja jednak wolę być żywa, niż żyć pełną piersią.

     Wszechświat, który może narodzić się w mgnieniu oka, tak samo szybko może zniknąć.

     Czas płynie w dwóch kierunkach - do przodu i do tyłu - a to, co dzieje się teraz, wpływa na oba.


Tytuł: Ponad wszystko
Tytuł oryginalny: Everything, Everything
Reżyseria: Stella Meghie
Scenariusz: J. Mills Godloe
Obsada: Amandla Stenberg, Nick Robinson, Anika Noni Rose, Ana de la Reguera i inni
Gatunek: Melodramat
Premiera: 17 maja 2017 (świat), 9 czerwca 2017 (Polska)
Czas: 1 godz. 36 min

Opis: Maddy, nastolatka cierpiąca na rzadką chorobę, od lat nie wychodzi z domu. Gdy zakochuje się w chłopaku z sąsiedztwa, gotowa jest zaryzykować wszystko, aby mogli być razem. 

     Nie nastawiałam się za bardzo na seans kinowy. Najpierw chciałam przeczytać książkę i sprawdzić, czy naprawdę jest tak świetna, jak twierdzą tabloidy (jak widać powyżej, mam inne zdanie), a ewentualnie później zobaczyć na laptopie. Los jednak tak chciał, że nadarzyła się okazja, by pojechać i choć odrobinę odstresować się przed dużym ekranem.
     Wiedziałam, że film nie będzie dla mnie jakimś wielkim objawieniem, skoro jego pierwowzór niczym mnie nie zaskoczył. Nie mogę jednak powiedzieć, że siedzenie przez półtorej godziny w ciemnej sali mnie zanudziło. Właściwie to dość dobrze się bawiłam, sprawdzając, jak wiele scen z książki ujął scenariusz.


     Miło było widzieć, że wiele znaczących scen powieści znalazło swoje odzwierciedlenie na ekranie. Nawet się uśmiechałam, kiedy zaprezentowano mój ulubiony fragment z książki, przedstawiający losy ciasta bundt. Poza tym uważam, że wybór aktorów okazał się niezwykle trafny. Amandla Stenberg pasuje do opisu Maddy, Nick Robinson nie jest takim przystojniachą, który swoim wyglądem kradłby kadry, w których występuje, ma za to urok, który ładnie emanuje z czarnej powierzchni. Bardziej doświadczeni aktorzy też się sprawdzają i grają tak, jak powinni, odpowiednio oddając emocje i zachowania swoich bohaterów.
     Zdaję sobie sprawę z tego, że może to zabrzmieć dziwnie w ustach dziewczyny, ale odnosiłam wrażenie, że Maddy specjalnie została ubrana w koszulki o jeden rozmiar za małe i wkładane do stopni. Czy tylko mnie się wydawało podczas seansu, że najpierw na ekranie pojawia się biust Amandly, a dopiero potem ona sama? Dziwne, bo dziwne, ale jednak takie odczucia odniosłam.
     Jeśli chodzi o to, co mnie zawsze urzeka w filmach - czyli o muzykę i zdjęcia - jestem usatysfakcjonowana. Przyjemne dla ucha brzmienia, ładne widoki Meksyku (nie kręcono na Hawajach, gdzie dzieje się część akcji powieści), odpowiednia gra świateł - nie mam na co narzekać. I chyba właśnie przez te czynniki oceniam film o gwiazdkę wyżej niż książkę.
     Film jest uroczy, z wyważoną domieszką dramatu. Ogląda się przyjemnie, można się zaśmiać, a nawet zamyślić nad tym, czy każde działanie wynikające z dobrych powódek będzie równie dobre. Odpowiednie ujęcie problemu zmagania się z chorobą i historii pierwszej miłości. Jeśli ktoś potrzebuje czegoś na odstresowanie się jak ja, to polecam.

Ocena: 6/10

17 komentarzy:

  1. Nie wiem czy skuszę się na książkę, ale z chęcią zerknę kiedyś na film :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O widzisz! Za każdym razem, jak czytałam opis książki/filmu zastanawiałam się skąd ja to znam (znaczy tę chorobę) - i własnie z tego filmu "Balonowy chłopak". Az muszę sobie go przypomnieć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bardzo lubię tę książkę. Chyba dlatego, że tak lekko się ją czyta. Nie każdemu musi się podobać, ale jak dla mnie i tak jest to wyjątkowy debiut, bo książka nie okazała się klapą.
    Buziaki :*
    Fantastic books

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam bardzo podobne zdanie co do książki. Dla mnie nie było to nic specjalnego, a filmu jeszcze nie oglądałam i trochę mnie do tego ciągnie, ale nie wiem czy w ostateczności się zdecyduje.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznę tradycyjnie od książki, a potem film :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz ostatnio właśnie wyszedł film i bardzo bym go chciała obejrzeć. Mam nadzieję, ze to się uda.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D
    https://gosiaandbook.blogspot.com/2017/07/wywiad-z-hersiak.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka czytałam i bardzo mi się spodobała. Szybko się ją czytało, a o tej chorobie nigdy nie czytałam. Film mam ochotę obejrzeć.

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytając na początku Twój opis tej książki też odniosłam wrażenie, że gdzieś to już widziałam... I również pomyślałam o "Balonowym chłopcu". Chyba nie mam wielkiej ochoty na tą książkę, tak samo, jak i na film, ale może kiedyś, dla "odchamienia" się. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wcześniej było tyle szumu na tę książkę, że aż i mnie nabrała na nią ochota, jednak nie sięgnęłam po nią, bo zazwyczaj jeśli na coś jest ogromny szał to mi się to nie podoba. A teraz im dłużej zwlekam tym mam jeszcze mniejszą ochotę po nią sięgać. Kiedyś myślałam, że to coś innowacyjnego, niespotykanego, jednak teraz coraz bardziej myslę, że to po prostu słodziutka historyjka :/ Dlatego jeszcze się wstrzymam zanim po nią sięgnę :P
    Buziaki :*
    pomiedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie sięgnęłam i raczej już tego nie zrobię, zbyt dużo dobrych książek wokół :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wolę obejrzeć film niż książkę. Czytałam wiele porównań i większość osób również woli film. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Chciałbym kiedyś przeczytać tę książkę i/lub obejrzeć film, ale jeśli się nie uda, to nie będę rozpaczać ;P

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  13. Zarówno książka jak i film nie są jakieś ambitne. Przeczytałam tę powieść tydzień (może dwa) temu i jedyne, co mogę powiedzieć to, że jest niezwykle urocza. Taka dla nastolatków! O tej pierwszej, młodzieńczej miłości.
    Idealna na lato! :)

    Pozdrawiam,
    Izz z Heavy Books

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam w planach przeczytać książkę i obejrzeć film, ale im więcej czytam recenzji na temat książki, tym bardziej waham się czy nie poprzestać na samym filmie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mimo wszystko skuszę się na książkę. :) Film także obejrzę, bo bardzo mnie ciekawi ta historia. Ale z tym się zgodzę, że wszędzie pełno tego rodzaju książek i każda identycznie się kończy i są przewidywalne. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Krótko ujmując: typowa powieść młodzieżowa, która służy do zrelaksowania się i zapoznania z historią bohaterów, by zaraz po odłożeniu książki móc o niej w zupełności zapomnieć. Taka idealna odskocznia od czegoś ambitniejszego. Od czegoś, co może wnosić coś nowego i nie powiela rozchwytywanych schematów. [Ponad wszystko] mnie ciekawi, ale nie na tyle, by rozpędzić się i wbiec zdyszana do księgarni po egzemplarz tej książki. Jak kiedyś nadarzy się okazja, to zapewne ją przeczytam, nie nastawiając się na cuda. A co do filmu to cóż... może ponownie zrobię wyjątek i zapoznam się z nim wcześniej, niż z książką? Pożyjemy, zobaczymy...
    PS. A tamten cytat pochodzi z uwielbianego przez Ciebie [Pitch perfect], gdzie tę kwestię wypowiada główna bohaterka? Bo coś mi świta, ale nie jestem stuprocentowo pewna... :D
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
  17. Boże, już myślałam, że tylko ja po przeczytaniu miałam nieco negatywne odczucia...

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.