czwartek, 28 lipca 2016

[Recenzja ksiażki] Cecelia Ahern - "Miłość i kłamstwa"

Autor: Cecelia Ahern
Tłumacz: Agnieszka Lipska-Nakoniecznik
Tytuł: Miłość i kłamstwa
Tytuł oryginalny: The Marble Collector
Gatunek: Literatura piękna
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 416

     Opis: Zapomniane dzieciństwo. Odkryte na nowo życie. A jeśli masz tylko jeden dzień, żeby dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś?
     Kiedy Sabrina Boggs przypadkiem natrafia na tajemniczą kolekcję, która znajdowała się w posiadaniu jej ojca, odkrywa prawdę tam, gdzie nigdy nie podejrzewała istnienia kłamstwa. Człowiek, przy którym spędziła całe dzieciństwo, nagle staje się kimś zupełnie obcym. Sabrina ma tylko jeden dzień na poznanie sekretów mężczyzny, którego rzekomo tak dobrze znała. Dzień, który odkrywa wspomnienia, historie i ludzi, o istnieniu których nie miała dotąd pojęcia. Dzień, który na zawsze zmieni ją i wszystko wokół niej.
     Miłość i kłamstwa to poruszająca, skłaniająca do refleksji opowieść o tym, w jaki sposób pozornie najzwyklejsze decyzje mogą wywierać nadzwyczaj ważki wpływ na całe nasze życie. I jak czasami wystarczy strumień światła, skierowany na kogoś innego, żeby w pełni poznać samego siebie.

     W życiu jesteśmy pewni kilku rzeczy: tego, kiedy się urodziliśmy (choć tutaj może zawieść błąd człowieka, który źle wpisze datę do odpowiedniej rubryki), tego, jak się nazywamy, tego, kto nas wychował. Istnieje kilka czynników, które są w naszym życiu, od kiedy tylko pamiętamy. A co, jeśli w dorosłym życiu dowiadujemy się, że tak naprawdę żyliśmy w kłamstwie, a najbliższy nam człowiek okazuje się być zupełnie kimś innym, niż zawsze myśleliśmy?
     Kiedy tylko dowiedziałam się o dacie premiery, wpisałam ją do kalendarza. Kiedy okazało się, że moja kochana siostra (pozdrowienia dla Margaret!) zamawia sobie książkę, a "Miłość i kłamstwa" jest już w przedsprzedaży, nie wahałam się i poprosiłam o dodanie do koszyka. Tym szczęśliwym trafem w dniu, kiedy trafiła do księgarń, ja miałam ją w dłoniach, wąchałam kartki i cieszyłam się bardzo na lekturę. Nie będę ukrywać, że odrobinę straciłam głowę dla twórczości pani Ahern po zapoznaniu się z jej "Porą na życie" (które pozostaje moją ulubioną powieścią autorki, choć zapoznałam się dopiero z siedmioma), dlatego byłam też pewna, że najświeższa na polskiej półce książka uroczej Irlandki znajdzie dla siebie miejsce w moim sercu. Czy się przeliczyłam? Czytajcie dalej.

     Sabrina Boggs. Trzydzieści trzy lata. Mężatka, matka trójki chłopców. Ratownik na basenie w domu spokojnej starości. Przy pierwszych rozdziałach byłam pewna, że polubię ją za myślenie w sposób bardzo podobny do mojego. Myślałam: "hej, mam to samo zdanie na ten temat, przybij piątkę!", jednak szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Jako główna bohaterka Sabrina jest dla mnie nijaka. Powiem więcej: irytowała mnie swoim zachowaniem w wielu momentach, poczynając od rzucenia kubkiem z kawą, która w niczym nie zawiniła, po prostu wydarzyło się coś, co nie było Sabrinie na rękę. Brzmi jak zachowanie nastolatki, czyż nie? Poza tym ma problemy w małżeństwie, które wynikają z tego, że Sabrina nie potrafi mówić o swoich uczuciach, a jej mąż, Aiden, powoli traci cierpliwość. Nie powiem, lubię małe dramaty, ale ten wątek akurat totalnie do mnie nie przemówił. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do trupów.
     Na drugim biegunie jest Fergus Boggs, ojciec Sabriny, który rok przed opisywanymi wydarzeniami przeszedł udar, teraz zaś ulokowany jest w odpowiednim ośrodku, gdzie pod opieką pielęgniarek i fizjoterapeutów dochodzi do siebie. Po udarze pozostała jedna niemiła pamiątka - Fergus nie pamięta wielu szczegółów ze swojego życia, miewa jedynie ich przebłyski, które są bardzo ulotne. Jest ktoś, kto cierpi na tym najbardziej, ale nie będę zdradzać - warto samemu to poznać.
     Dwie postaci. Są rodziną. W niej nie powinno być tajemnic. Ale są i wychodzą na jaw wtedy, kiedy Sabrina się tego nie spodziewa. Pięć paczek i ich zawartość burzą jej świat, ukazują drugie życie ojca. Ten pomysł uzyskał moje gromkie: "TAK!" i chociaż on mnie nie zawiódł. Pani Ahern w odpowiedni sposób poprowadziła wątek doszukiwania się prawdy, mierzenia się z kolejnymi osobami i słuchania kolejnych opowieści, korzystania z kolejnej pomocy. Ciekawie czytało się o tym, że niekoniecznie znamy kogoś, kto towarzyszył nam przez całe dzieciństwo i uczył życia. Wielu ludzi tworzy drugą tożsamość, autorka opisała to w przekonujący sposób.
     Cieszę się, że autorka zastosowała pewien trik - tworząc opowieść z dwóch różnych perspektyw, sprawnie je rozdzieliła. Rozdziały widziane oczami Sabriny noszą własny tytuł "Regulamin basenu" (oraz podtytuły), analogicznie części opowiadane przez Fergusa to "Grając w kulki". Dzięki temu zabiegowi czytelnik nie gubi się podczas lektury, nie jest zaskakiwany przejściem z jednej wizji w drugą, a w przyjemny sposób doświadcza widzenia całości historii.
     Samo postanowienie, by marmurki - kulki do gry - stały się osią dla wydarzeń, przypadł mi do gustu. Wiedząc, że nie jest to tylko wymysł autorki, a prawdziwe zajęcie, chętniej zapoznawałam się z rodzajami i opisami kolekcji Fergusa. Dodanie czegoś rzeczywistego uczyniło tę historię bardzo prawdopodobną. Nie byłabym zdziwiona, gdybym spotkała kogoś podobnego do Sabriny czy też Fergusa.
     Pozostali bohaterowie przedstawieni w powieści nie wydawali mi się godni zbyt wielkiej uwagi. Oczywiście mieli pięć minut ze względu na pomoc w doszukiwaniu się prawdy czy też w przeszłości Fergusa, który dopiero rozpoczynał przygodę z marmurkami, ale w ich gronie nikt nie sprawił, że poczułam do niego nagłą sympatię. Czasami odnosiłam wrażenie, że tych postaci jest za dużo, że można by tę grupę zmniejszyć, a historia nie straciłaby na znaczeniu. Mimo wszystko mile będę wspominała Hamisha i jego babranie się w kupie brata. Tak, to będę pamiętać.
     Co mi się nie podobało? Coś, co ma związek z okładką książki, a mianowicie opis. Uważam, że jest on za dramatyczny. "A jeśli masz tylko jeden dzień, żeby dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś?"- sugeruje coś smutnego, prawda? No cóż, muszę rozczarować. Nie ma tu za krzty tragedii, ale o co chodzi, zdradzać nie będę. Wspomnę tylko, że właśnie to zdanie przywiodło mnie do lektury, a okazało się jedynie iluzją. Szkoda.
     Poza tym sądzę - jest to całkowicie subiektywne odczucie - że okładka nijak ma się do treści powieści. Dobrze, nie wmawiałam sobie, że to będzie w jakikolwiek sposób romans, po prostu liczyłam chyba na to, że podobna para jak na zdjęciu się pojawi. Zamiast tego mamy główną bohaterkę, której małżeństwo brzmi jak iluzja, bo ona ma ze sobą problemy. Czy gdzieś już tego nie było?
     Styl aktorki jest niezmienny, więc pewnie dlatego powieść czytało mi się dobrze, choć nie zostałam porwana w wielkie fale. Zastosowany język jest prosty, jednak przy mówieniu o marmurkach pojawia się typowe słownictwo. Książka jest zrozumiała, pojawiają się w niej emocje, które czytelnik także odczuwa w odpowiednich miejscach. Mój wzrok nie znalazł wielu błędów czy też literówek - uff, największa zmora się nie ujawniła.



     Podsumowując, zgubiły mnie moje oczekiwania wobec tej książki, dlatego czuję lekkie rozczarowanie i niedosyt. Był potencjał na naprawdę wciągającą powieść, a u mnie "Miłość i kłamstwa" przechodzi bez większego echa. Choć marmurki to musi być niezła sprawa.
   
Ocena: 6/10

Za udział w sesji dziękuję Dinusowi.

Strefa dobrych cytatów

     "Są rzeczy, o których chcemy zapomnieć, rzeczy, których nie możemy zapomnieć, i rzeczy, o których zapominamy, że o nich zapomnieliśmy - aż do chwili, kiedy same nam o sobie przypominają, To całkiem nowa kategoria. Wszyscy mamy coś, o czym nigdy nie chcielibyśmy zapomnieć. Wszyscy potrzebujemy kogoś, kto będzie o tym pamiętał, tak na wszelki wypadek." 



     "- W kinie przecież nie można gadać - mówię. - Nigdy nie umawiaj się do kina na pierwszą randkę."



     "- Wcale nie podsłuchiwałam... No, może trochę, ale o nic nie pytam. - Lea podaje mi złożoną kartkę papieru. - Na Facebooku poznałam pewnego gościa, dziś wieczorem mamy iść na imprezę, pierwszy raz zobaczyć się osobiście... No dobra, to nie był Facebook, tylko portal randkowy, ale jeśli jakimś cudem facet wygląda choć trochę tak jak na profilu, to jutro wychodzę za niego za mąż."



     "- Aiden... - mówię i w moim głosie pojawia się ton, który ostrzega przed tym, co musi nadejść.

     - Tak? - odpowiada, nie ruszając się z miejsca, choć wyraźnie sztywnieje.
     - Pamiętasz, jak powiedziałeś, żebym nigdy nie pozwoliła pocałować się innemu mężczyźnie?
     - Co takiego? (...)"

21 komentarzy:

  1. Kusiła mnie trochę ta książka, chociaż po Twojej recenzji nie wiem, czy po nią sięgnę. Miałam oczekiwania podobne do Twoich, z tym że w moim przypadku źródłem rozczarowania był ten post, i w sumie mogę Ci za niego podziękować, bo odwiedzie mnie od kupienia książki, o której już wiem, że może mi się nie spodobać.
    Ale jednak wiem, że powinnam w końcu przeczytać coś jeszcze autorstwa pani Ahern, w tej sytuacji nie wiem jednak, co [mam za sobą tylko Na końcu tęczy/Love, Rosie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie gorąco polecam Ci wspomniany "Przepis na życie" - Cosma nie da się nie lubić ;) - albo, jeśli preferujesz romans z nutką dramatu, "Zakochać się".

      Usuń
    2. Oooo, dziękuję za propozycje ;) W wolnej chwili przyjrzę im się bliżej.

      Usuń
  2. Wiele osób narzeka, że okładka jest mylaca a opis zbyt dramatyczny. Kocham Ahern, mam większość jej książek, ale jakoś nie ciągnie mnie do tego tytułu. Cecelia piszę trochę nierówno, ale zawsze potrafię znaleźć w jej książkach drugie dno. Będę miała nastrój to przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Cecelia pisze trochę nierówno, zgadzam się, ale wychodzę z założenia,by dać szansę każdej książce autora, którego sobie cenię. "Miłość i kłamstwa" nie jest złą powieścią, tylko nie do końca tego się spodziewałam, co było, liczyłam na coś mocniejszego.
      Okładka to dla mnie pomyłka.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Szkoda, że książka jednak Cię rozczarowała, no i niefajnie, że okładka nijak ma się do treści, bo naprawdę mnie zauroczyła i swego czasu myślałam o jej kupnie, właśnie ze względu na okładkę i fakt, że czytałam już jedną książkę tej autorki i bardzo ją polubiłam. No ale trudno, tym razem podziękuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nakłaniam do rezygnacji z tytułu, może odkryjesz w niej więcej niż ja. Po prostu ta powieść akurat mnie nie porwała.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Okładka tej książki jest... brzydka - taka zwykła i nijaka - wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale mnie osobiście ona zniechęca do sięgnięcia po tą książkę. Zresztą treść też nie do końca mnie przekonuje, dlatego sobie ją odpuszczę - wolę sięgnąć po inne książki autorki :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po okładce myślałam, że zmierzę się z ukrytym romansem, o którym nie ma wzmianki w opisie. Cóż, przeliczyłam się ten jeden raz.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Cecelii Ahern czytałam jedynie przesławne "Love, Rosie", które niezwykle mi się podobało i uważam tę książkę za jedną z moich ulubionych. Nie wiem za to, czy sięgnę po jej inne powieści, gdyż niejednokrotnie słyszałam negatywne opinie na ich temat. Ta pozycja ciekawi mnie, jednak nie wiem, co o niej sądzić - sześć na dziesięć to wcale nie tak wesoło. Może kiedyś :)
    Pozdrawiam i zapraszam na recenzję "The Murder Complex" Lindsay Cummings! pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją przygodę z prozą Ahern zaczęłam od "Przepisu na życie", które mnie uwiodło, "Na końcu tęczy" (wolę tytuł pierwszego wydania) było kolejne i również mi się podobało, choć było zdecydowanie za bardzo przewidywalne.
      Cecelia może pochwalić się piętnastoma książkami do tej pory ("Skaza" dopiero się pojawi) i choć mają one różny poziom, zachęcam do zapoznania się z nimi, bo czasami warto.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Mimo wszystko chcę przeczytać, lubię prozę Ahern :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twórczość Ahern jakoś do mnie nie przemawia, być może dlatego, że zaczęłam z nią przygodę przy osławionym już Love, Rosie. Ta książka nie tyle, co mi się nie podobała, ale spodziewałam się po niej dużo, dużo więcej, a poza tym nie cierpię zakończenia :D. Być może dam jej jeszcze szansę, ale raczej nie nastąpi to w najbliższym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy "Na końcu tęczy" zbyt wiele rzeczy było do przewidzenia, by miała być to mistrzowska powieść, ale forma listów/maili/esemesów sprawiła, że czytało mi się ją dość dobrze.
      Osobiście zaczęłam od innej książki, w której jestem po dziś dzień zakochana i obiecuję sobie, że nabędę jej egzemplarz do swojej biblioteczki. Uważam, że warto dać szansę każdej powieści, a jeśli odłoży się książkę po kilku stronach - trudno, tak miało być.

      Usuń
  8. "Love, Rosie" Ahern przypadła mi do gustu, za to "Kiedy cię poznałam" mocno zawiodłam. Mam przeczucie, że "Miłość i kłamstwa" to książka, której bliżej do tego drugiego tytułu, więc odpuszczę ją sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiedy cię poznałam" zawiodło i mnie. Mam swój egzemplarz, bo czyhałam na premierę w ubiegłe wakacje. Nie podobała mi się miejscami prowadzona narracja drugoosobowa - całkowicie zbędna.
      "Miłość i kłamstwa" nie jest rewelacją, ale warto dać szansę każdej książce ;)

      Usuń
  9. Opis z okładki rzeczywiści może wprowadzić przyszłego czytelnika w błąd. Książkę jednak z chęcią przeczytam. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć:) Uwielbiam wszystko co wyszło spod pióra Cecelii Ahern, jest jedna z moich ulubionych autorek. Szczególnie kocham ''Love,Rosie'', a już niedługo zabieram się za ''Zakochać się''. O tej książce słyszałam i mam bardzo wielka ochotę ja przeczytać, ale jeszcze jej nie kupiłam ;<.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nową recenzje:)
    (recenzentka-ksiazek.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja gorąco zachęcam do lektury "Zakochać się"! Pomimo podejmowania dość trudnej kwestii, mnie czytało się ją szybko, wręcz mnie wciągnęła, aż sama się zakochałam. W niej.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.