sobota, 5 maja 2018

[Recenzja książki] Brandon Sanderson - "Zakon Rozbitej Soczewki"

Autor: Brandon Sanderson
Tłumacz: Jacek Drewnowski
Tytuł: Zakon Rozbitej Soczewki
Tytuł oryg.: Alcatraz Versus the Shattered Lens
Tom: 4
Cykl: Alcatraz kontra Bibliotekarze
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 18 kwietnia 2018 r.
Ilość stron: 288

Opis: Jeśli Mokia upadnie, jej los mogą podzielić pozostałe Wolne Królestwa, a wtedy cały świat znalazłby się we władaniu złowrogich Bibliotekarzy.
Choć jego jedyna broń to kilka par soczewek, zapas wybuchowych pluszowych misiów i niewiarygodny talent do psucia, Alcatraz i tak podejmie wyzwanie. Wystarczy, że pokona armię monstrualnych bibliotekarskich robotów, oddziały Bibliotekarzy, którzy mają normalny wzrost, lecz są nadzwyczaj groźni, oraz najniebezpieczniejszego przeciwnika – własną matkę!
Tym razem nawet jego nadzwyczajny talent do psucia może nie wystarczyć. Czy Alcatrazowi uda się jeszcze raz uratować sytuację?

Uwaga, uwaga! Alcatraz atakuje już po raz czwarty! Jeżeli wciąż nie zapoznaliście się z pierwszym tomem jego śmiałej i bohaterskiej autobiografii, musicie to koniecznie nadrobić, szczególnie jeżeli lubicie od czasu do czasu pośmiać się tak, że płuca wylatują wam nosem. Przysięgam, to jeden z najzabawniejszych cykli książek, jakie w swoim życiu przeczytałam, a sami musicie przyznać, że teraz to dramaty są na topie, a nie komedie. Jeżeli ciekawią was recenzje poprzednich trzech tomów, a szczególnie pierwszego, zapraszam poniżej, gdzie znajdują się wszystkie linki, a teraz przejdźmy już do czwartego tomu tej szalonej historii.
Myśląc o Alcatrazie, wyobrażam sobie takiego Brandona Sandersona w skórzanej kurtce i z okularami na nosie, który stoi przy wielkim kotle wmontowanym w pralkę i wrzuca tam po pierwsze: dwa kilogramy sarkazmu w proszku, pięć kilogramów absurdu o konsystencji tofu pływającym w płynie wyssanym z gupoty (jak to mówi sam Alactraz), wyciągu z endorfin, kilka par bibliotekarskich okularów, jeden bibliotekarz (tak do smaku) i… masło orzechowe – spytacie: dlaczego akurat ono? Bo mi smakuje. Taka jest kwintesencja Alcatraza! A skoro już was przekonałam, to marsz czytać pierwszy tom, bo Sanderson wam nie wybaczy! Poza tym, jak najwięcej ludzi powinno wiedzieć o planach Kultu Mrocznych Bibliotekarzy. Nie pozwólcie, żeby zawładnęli waszymi umysłami! (powiedziała przyszła bibliotekarka i to na dodatek nosząca okulary, ale ciii).
Czwarty tom jest trochę inny od swoich papierowych poprzedników. Oczywiście już pierwsze strony zapowiadają, że będziemy zwijać się ze śmiechu – ja osobiście oznaczyłam swój egzemplarz milionami niebieskich karteczek indeksowych. Alcatraz wciąż jest gupi (błąd celowy, chyba że sądzicie, że ja też jestem taka gupia jak Alcatraz, a to całkiem możliwe, w końcu czytałam jego autobiografię) i inteligentny zarazem. Tym razem próbuje ocalić Mokię przed Zakonem Rozbitej Soczewki, do której należą Bibliotekarze nienawidzący okulatorów (czyli takich ludzi, którzy używają okularów o różnych właściwościach). Może trochę musimy się namęczyć, żeby dotrzeć do sedna akcji, ale uwierzcie mi, warto czekać. 
Nastąpiły tu dwie zmiany, których oczekiwałam w kolejnych tomach. Pierwszym z nich jest wątek miłosny! Nareszcie coś się zaczyna pomiędzy Alcatrazem a Bastylią dziać. Chyba nie muszę powtarzać, że obie postacie kocham jak własne dzieci (których nie mam)? Alcatraz jest gupi, a przy tym całkiem odważny i pomysłowy, Bastylia jest chłodna, ale silna jak niejedna trzynastolatka! Razem stanowią zgrany zespół, a w przyszłości stanowiliby również zgraną parę (ach, te romanse w głowie). Ich niewinne podchody, które przepełnione są nieśmiałym żartem i gupotą, to szczyt moich marzeń. Mam nadzieję, że w przyszłym tomie ta relacja będzie jeszcze bardziej widoczna!
Druga zmiana polega na tym, że wreszcie zaczęły się wyjaśniać pewne sprawy dotyczące talentów Smedrych i planu, jaki pragną dopełnić kolejno: matka Alcatraza i jego ojciec. Uwierzcie mi, końcowe wnioski i nowe sojusze, które zawiera młody Smedry są zaskakujące, niespodziewane i zarazem intrygujące! Ale nie mogę niestety za dużo zdradzić (tylko tyle, że bohaterowie walczą z Krakenem, ale ciii). Nie mogę się doczekać piątego tomu, bo akcja zapowiada się naprawdę genialnie i emocjonalnie. 
Trzecia zmiana (ha, zaskoczeni? W końcu mówiłam o dwóch! Możecie to zrzucić na karb tego, że nie umiem liczyć i mam słaby talent matematyczny, zupełnie jak ośmioletnia kuzynka Alcatraza). Wśród absurdu nareszcie pojawiła się spora dawka powagi i dramatu. Już myślałam, że Sanderson zakończy te momenty standardowo absurdalnym śmiechem, ale nie – udało mu się to dobrze rozwinąć. W końcu zdajemy sobie sprawę z tego, że zbliża się prawdziwa wojna i powoli robi się gorąco (jakby ktoś posadził nas na rożnie i chciał usmażyć nad ogniskiem jak tłuściutkie kiełbaski). Na dodatek te wszystkie straty w bohaterach! Co prawda nie dramatyczne, bo w Alcatrazie nikt nie umiera, ale jednak niektórzy zaniemogli (na różne sposoby).
Do tej pory mówiłam o samych zaletach – w gruncie rzeczy we wszystkich dotychczasowych recenzjach unosiłam się w zachwycie nad tą oryginalną i wybuchającą (jak granaty z pluszaków) absurdem historię. Teraz jednak muszę trochę ponarzekać, ale spokojnie: tylko trochę. 
Tom czwarty wydawał mi się jak dotąd najsłabszym ze wszystkich. Nie twierdzę przy tym, że był tak zły, że nie dało się go przetrawić, po prostu odrobinkę gorszy od swoich poprzedników. Dlaczego? Ta wojenna otoczka może i była ciekawa, ale w gruncie rzeczy… czegoś mi w niej zabrakło. Może nowych bohaterów, którzy wyróżnialiby się na tle starych? Bo niby jacyś byli, ale już prawie wyparowali mi z głowy. Było tu jakoś tak pusto, samotnie. Nie było tych postaci, które pojawiały się w poprzednich tomach, a które bardzo, bardzo lubiłam. Dodałabym również trochę akcji w niektórych momentach. Nie chodzi tu może o ilość, a raczej jakość. Oczywiście doskonale zdajemy sobie sprawę, że trudno jest utrzymać poziom wszystkim tomów danej serii. Któryś w końcu musiał być choć odrobinę gorszy!
Kolejna wada to moim zdaniem doskonały talent Sandersona do irytowania czytelników. Mam wrażenie, że częściowo skończyły mu się pomysły, przez co zaczął nas wkurzać pewnymi wątkami jeszcze bardziej niż zwykle. Oczywiście to takie miłe denerwowanie, ale jednak chwilami niezbyt odkrywcze. W tym tomie okazało się na przykład, że każdy rozdział ma zupełnie inną liczbę. Niby fajny zabieg, ale po którymś z kolei rozdziale trochę przestaje bawić. Mam nadzieję, że piąty tom przyniesie ze sobą coś nowego i pomysłowego, co pozwoli walić mi głową w książkę z powodu zabawnej irytacji. 
Podsumowując. Alcatraz to wciąż jedna z moich najbardziej lubianych historii i wręcz nie mogę się doczekać kolejnych przygód młodego Smedry’ego! Może odczułam w tym tomie leciutki niedosyt, ale to nie zabrało przyjemności czerpanej z całości lektury. Dużo śmiechu, dużo ironii, absurdu, ale i trochę dramatów – idealna mieszanka. Nic, tylko czekać na kolejny tom!

Ocena: 7/10

Piasek Raszida | Kości skryby Rycerze Krystalii Zakon Rozbitej Soczewki

Za egzemplarz dziękuję:


5 komentarzy:

  1. Świetnie, że książka aż tak bardzo ci się podobała. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa pierwszy tomy od Ciebie nadal czekają na przeczytanie. Może jak skończę z "Toń" i "Siłą niższą" się uda choć na chwilę do nich zajrzeć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie zaopatrzyłam się w pierwszą część tego cyklu, więc mam nadzieję, że niebawem poznam Alcatraza :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm...chyba przeczytam Alcatraz ;) Ta recenzja zrobiła mi smaka ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na wszystkie i koniecznie się za nie zabieram :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.