Autor: Brandon Sanderson
Tłumacz: Jacek Drewnowski
Tytuł: Piasek Raszida
Tytuł oryg.: Alcatraz Versus the Evil Librarians
Tom: 1
Cykl: Alactraz kontra bibliotekarze
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantastyka
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 15 lutego 2017 r.
Ilość stron: 312
Opis: Alcatraz Smedry, wychowywany przez rodziców
zastępczych, nie wydaje się przeznaczony do niczego poza katastrofami. Na
trzynaste urodziny otrzymuje przesyłkę ze spadkiem po nieżyjących rodzicach – a
w niej zwykły woreczek ze zwykłym piaskiem. Zostaje on jednak niemal natychmiast
skradziony przez tajemniczą organizację Bibliotekarzy. To wywołuje łańcuch
wydarzeń, które uświadomią Alcatrazowi, że jego rodzina jest częścią grupy
bojowników sprzeciwiających się Bibliotekarzom – tajnej, niebezpiecznej i
złowrogiej organizacji, która faktycznie rządzi światem. Piasek Raszida ma
pozwolić Bibliotekarzom przejąć pełną władzę nad światem. Alcatraz musi ich
powstrzymać… uzbrojony wyłącznie w okulary i wyjątkowy talentem do bycia
wyjątkową ofiarą losu…
Co byście zrobili, gdyby ktoś przedstawił wam niezbite dowody na to, że świat, w którym żyjecie nie jest tym, za
jakiego naprawdę go macie? Że gdzieś tam daleko wciąż istnieją dinozaury, które
zachowują się jak angielscy dżentelmeni, do innego królestwa można przejść
przez lodówkę z napojami, auta same się prowadzą i że bibliotekarze to tak
naprawdę mroczni władcy naszego świata zwanego Ciszlandem, którzy zarządzają
informacjami w taki sposób, abyśmy o niczym się nie dowiedzieli? I pomyśleć, że
studiuję bibliotekoznawstwo.
Pierwszym powodem dla którego
zabrałam się za tę książkę był kierunek moich studiów. Rzadko widuję
jakiekolwiek książki tematycznie trzymającej się bibliotek. Poza tym jestem
takim małym chochlikiem, który zawsze kibicuje złu. Przy okazji tej lektury mogłam
się poczuć jak przyszły władca świata, który już za rok dołączy do mrocznego
kultu Bibliotekarzy!
Drugim powodem mojego pochwycenia
książki jest renoma samego autora – Brandona Sandersona, który zazwyczaj pisze dzieła dla starszych czytelników. Nie od dzisiaj popularnym zjawiskiem jest tworzenie przynajmniej jednej książki dla dzieci i młodzieży przez popularnych
autorów, dlatego chciałam się przekonać, jak ktoś taki jak Sanderson poradził sobie z literaturą młodzieżową. I wiecie co? Wbił mnie w siedzenie swoją dziecięcą
fantazją.
Co takiego jest w Alactrazie, że przyciąga ludzi?
Przede wszystkim absurd. Tu nic nie jest logiczne. Dzieją się rzeczy od jakich
zaczyna nam się kręcić w głowie! Nieraz wybuchamy śmiechem jak bomba atomowa,
ale najczęściej marszczymy czoło, zastanawiając się: co takiego autor brał,
kiedy pisał tę książkę, bo niewątpliwie był to mocny towar, którym mógłby się z
nami podzielić. Jakkolwiek sarkastycznie to brzmi – uważam, że Brandon
Sanderson odwalił kawał świetnej roboty.
Piasek Raszida to wyróżniające się spośród tłoku innych
książek dzieło. Jest specyficzne, dziwne, sarkastyczne, zabawne i przy okazji oryginalne.
Nawet jeśli się komuś nie spodoba, myślę, że na długo zapadnie mu w pamięć.
Autor bawi się słowem, próbuje nas oszukać, co na szczęście mu wybaczamy, ma
ciekawe wtrącenia i takie pomysły, które pozytywnie nas zaskakują.
Za jedną z
największym zalet tej historii uważam wykreowany przez Sandersona świat.
Początkowo irytowało mnie to, że zostaliśmy wrzuceni w wir zdarzeń bez
tłumaczeń, przez co fabuła w mocnym zetknięciu z absurdem mogła się najpierw
wydawać zniechęcająca, na szczęście potem dostajemy cały pakiet zgrabnych
tłumaczeń na temat Ciszlandu (dlaczego dopiero teraz zorientowałam się, że może
to nawiązywać do ciszy, która obowiązuje w bibliotekach?!) i Wolnych Królestw.
Bardzo fajnym pomysłem byli też okulatorzy, czyli ludzie, którzy walczą z
pomocą okularów mających różne funkcje – co ciekawe, wytapiało się je z pomocą
piasku, czy to już samo w sobie nie brzmi genialnie (i przy okazji absurdalnie)? Ciekawe były również talenty bohaterów – np. spóźnianie się, niszczenie rzeczy (i nie tylko)
dotykiem, czy potykanie się. Na początku brzmi to głupio, ale autor zastosował
tak ciekawe tłumaczenia tych dziwnych mocy, że nabrały one nowego znaczenia! Czyż to nie jest naśmiewanie się z bohaterów fantastyki
młodzieżowej, którzy zawsze mają super przydatne moce, do bólu powtarzające się
w ciągłości schematów? Tak, dokładnie! Sanderson łamie schematy i na dodatek
się z nich naśmiewa! Alcatraz sam o sobie mówi, że nie jest dobry, a przecież
stoi po stronie dobra, ma również cechy, które świadczą o tym, że wcale nie
jest takim cudownym superbohaterem, a po prostu zwyczajnym chłopcem, który
przypadkiem się w to wszystko wplątał.
Jeżeli chodzi o bibliotekarzy, muszę
zaryzykować stwierdzeniem, że to sarkastyczny chwyt autora. Jedna z bibliotekarek to dokładny
stereotyp widziany oczami ludzkości – ciasny kok, okulary, surowa mina, długa spódnica i biała koszula, za to bibliotekarze to lekka odmiana – pomijając oczywiście to, że są
ubrani jak typowi nerdowie (szelki, obcisłe spodnie i te sprawy) to oprócz tego są jeszcze napakowani! Poza tym…
Serio, mroczni bibliotekarze władający światem? Myślę, że wiele dzieciaków właśnie tak ich widzi, a biblioteka jest dla nich miejscem czczenia
mrocznego kultu – jednymi słowy: bez broni nie wchodź, bo książki cię pożrą.
Muszę pochwalić powieść za
ilustracje. Było ich mnóstwo i nie dość, że idealnie oddają klimat książki to
jeszcze są po prostu piękne! Nieraz musiałam się zatrzymywać na obrazkach i
wpatrywałam się w nie jak w dzieła malowane ręką Picassa (a to tylko Hayley
Lazo – polecam zajrzeć na jej Deviantarta <<KLIK>>).
Jeżeli chodzi o samą okładkę to mam do niej trochę mieszane uczucia, ale myślę,
że środek wszystko wynagradza – bo jak to się mówi: nie oceniaj książki po
okładce!
Jeżeli chodzi o samych
bohaterów, uważam, że każdy został wykreowany w taki sposób, aby wyróżniał się
wśród tłumu i żeby łatwo można go było zapamiętać, na dodatek każdy z nich ma…
interesujące imię! Mamy Alcatraza, głównego bohatera, waleczną i niezadowoloną
Bastylię, fajtłapowatego giganta Singa, dziadka Leavenwortha Smedry’ego, który
jest niepoprawnym optymistą (i zarazem szaleńcem), mroczny okulator Blackburn (dlaczego kojarzy
mi się z energy drinkiem?), surowa bibliotekarka panna Fletcher, czy mówiący
bzdury Quentin. Byłam pod wrażeniem kreacji tych postaci!
Humor w książce. Niektóre żarty
mi się nie podobały, chociaż myślę, że to kwestia mojego wieku. Zapewne dzieci
płakałyby ze śmiechu, gdyby zobaczyły niektóre fragmenty. Nie mogę jednak
powiedzieć, że śmiesznie nie było, bo niektóre dialogi bawiły również mnie,
jednak o wiele bardziej byłam rozbawiona sytuacjami niż wypowiedziami bohaterów.
Czy jest jakaś wada tej
historii? Wydaje mi się, że gdyby nie barwny świat i bohaterowie, w tej książce
tak naprawdę nic by się nie działo, bo większa część fabuły polega na tym, że postacie
chcą odzyskać woreczek piasku i w tym celu poróżują sobie po bibliotece,
załatwiają potwory i inne takie. Czegoś mi w tej podróży brakowało, ale nie
potrafię dokładnie określić czego. Niemniej jednak – i tak jestem zakochana w
Alcatrazie!
Podsumowując. Mimo, że to
książka dla odrobinę młodszych czytelników, myślę, że nawet dorosłe osoby
mogłyby się bawić przy niej dobrze. Jak już wspominałam, jej największa zaleta
to oryginalność i rozwalający umysł absurd. Świetnie się bawiłam i możecie mi wierzyć, za drugi tom wezmę się na pewno. Polecam! A teraz
wybaczcie, idę się szkolić w tajnych technikach bibliotekarskich, żeby już
niedługo dołączyć do mrocznego kultu Bibliotekarzy!
Ocena: 7/10
Za egzemplarz recenzencki dziękuję:
STREFA CYTATÓW:
–
Praktykanci bibliotekarscy – szepnął Sing, wyglądając obok mnie. – Wykonują
swoje zadanie. Gdzieś w tym pomieszczeniu mistrz umieścił źle skatalogowany
tom. Praktykanci muszą go znaleźć.
(…) Z
mojego doświadczenia wynika, że dokonanie odważnego czynu bardzo przypomina
wypowiedzenie głupich słów.
Rzadko
planujesz to z wyprzedzeniem.
Możecie
nawet iść na koniec i przeczytać ostatnią stronę. Wiedzcie jednak, ze jeśli to
zrobicie, złamiecie wszystkie święte i honorowe prawa narracji znane
człowiekowi od zarania dziejów, tym samym wywołując chaos we wszechświecie i
pogrążając niezliczone miliony w żalu.
–
Kaleczenie papierem – powiedziała. – Najgorszy rodzaj tortur.
Świetna recenzja. Pora nadrobić zaległości z Alcatrazem, jednak najpierw muszę skończyć inne powieści ze stosiku. Między innymi najnowszą ,,Lato Eden". Zachęciłaś mnie swoją opinią do książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Super recenzja, ale ja sobie odpuszczę, bo jakoś nie czuję tej książki :).
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałabym Cię zaprosić na małe rozdanie, które jest na moim blogu. Szczegóły pod tym linkiem: http://kreatywna-alternatywa.blogspot.com/2017/05/400-rozdanie.html
Pozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Rozpisałaś się na temat tej książki, aż miło!
OdpowiedzUsuńJa na początku, kiedy to zapowiadano premierę tej książki, nawet nie pomyślałabym, że w jakimś stopniu zostanę nią zainteresowana. Z trybu ignorancji przeskoczyłam na ten powiązany z ciekawością, a kiedy coraz częściej czytałam o absurdach goniących absurdy oraz dziwacznych zabiegach autorach (gdzie on naprawdę mógł wciągać ten piasek i po nim tworzyć), wiedziałam już, że jednak kiedyś dam tej książce szansę. I zapewne także parę śmiesznych tekstów nie przypadnie mi do gustu ze względu na mój wiek, ale sami oryginalni bohaterowie oraz sam fakt naśmiewania się ze stereotypowych superbohaterów kuszą. W ogóle ja lubię takie dziwne lektury!
Ściskam!
BLUSZCZOWE RECENZJE
Ta recenzja jest genialna.
OdpowiedzUsuńPo prostu kocham tę książkę i mam ogromną chrapkę na tom drugi. Och, ogromną.
W końcu jak powiedziałaś, to absurd w tej powieści przyciąga do niej czytelnika. :D
Ściskam,
Izzy z Heavy Books