Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Toń
Gatunek: kryminał, fantastyka
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 23 maja 2018
Ilość stron: 416
Opis: Kiedy Dżusi Stern decyduje się oddać przysługę ciotce, jeszcze nie wie, że
uruchomi lawinę wydarzeń, których nie da się już cofnąć. Trzpiotowata
dziewczyna, jej poukładana siostra oraz kąśliwa ciotka nieoczekiwanie wplątują
się w morderstwo — a to dopiero początek niebezpieczeństw, jakie na nie
czyhają.
Przesiąknięta krwią i chciwością historia Wrocławia i Dolnego Śląska,
rodzinne tajemnice i groza nie z tego świata. Bo dobra powieść zaczyna się od
morderstwa, a później napięcie tylko rośnie.
Książki Marty Kisiel mają to do siebie, że gwarantują
całkiem niezłą zabawę, o ile ktoś nie nastawia się na coś, co miałoby zmienić
jego życie. Pamiętacie, jak w recenzji „Nomen omen” skarżyłam się, że początek
jest nieco mdły i niczego nie spodziewałam się po tej powieści? Potem było już
tylko lepiej, a gdy Uroboros ogłosił datę premiery „Toń”, byłam już tylko
podekscytowana.
Zaczyna się dość poważnie, bo od morderstwa i dwóch tajemniczych
postaci, które komentują ten fakt. Potem zaś poznajemy Dżusi, czy raczej
Justynę Stern, która wraca do rodzinnego domu trochę nie z własnej woli i od
razu łamie jedną z trzech zasad, które zawsze rządziły życiem jej, ciotki i
siostry. Bo to właśnie ciotka wychowała Dżusi i Eleonorę, choć wiele było
pomiędzy kobietami zgrzytów. No i tak uruchamia się lawinę zdarzeń, które
zmieniają bardzo wiele w życiu panien Stern.
Brzmi to jak kryminał i po części ta powieść kryminałem
jest. Mamy podejrzanego antykwariusza Ramzesa, z czasem giną kolejne osoby,
jest też zagadka zniknięcia rodziców dziewcząt do rozwiązania. I ktoś mi pewnie
zaraz powie, że to przecież Uroboros i Marta Kisiel, że to fantastyka miała
być. I jest. Istnieje bowiem ktoś taki jak psychopomp – istota przeprowadzające
dusze zmarłych, a nawet mówiąc kolokwialnie, podróżująca w czasie. I takim psychopompem
jest Klara Stern, ciotka naszych dziewcząt. Legendarnym w branży, zauważmy.
Zresztą nie tylko Klara ma w sobie coś magicznego. Wokół jest więcej osób,
które niekoniecznie można nazwać zwykłymi osobami. Chociażby wspomniany przeze
mnie nieco wcześniej Ramzes, którego magnetyzm sprawia, że ludzie robią to,
czego chce. Stawiałam, że jest wampirem i w sumie niewiele się pomyliłam. No i
mamy panią Matyldę. Tak, TĘ panią Matyldę Bolesną, bohaterkę „Nomen omen”.
Powiem Wam szczerze, że dawno nie musiałam się aż tak kontrolować w czasie
jazdy tramwajem do pracy, jak w momencie, gdy zrozumiałam, kto rozstawia
Eleonorę po kątach. I tak wybuchłam śmiechem i jestem za to bardzo wdzięczna
autorce, bo panią Matyldę naprawdę uwielbiam.
Skoro już przy tym jesteśmy, to nie sposób nie powiedzieć
nic o bohaterach, a jednocześnie nie wiem, czy powinnam psuć Wam frajdę z
poznawania ich osobiście. Są barwni, nieidealni – nawet niewzruszony całą historią
Ramzes – i naprawdę da się ich lubić. Taka Dżusi wydaje się na początku nieco
pustą, zawsze porządnie umalowaną miniaturową seksbombą – zresztą im bardziej o
tym myślę, tym bardziej przypomina mi się Basia z „Nomen omen”, która też
przecież wzrostem nie grzeszyła, a mało osób potrafiło ją skutecznie uciszyć –
a jednak kiedy siostra potrzebuje jej pomocy, rusza niemal natychmiast z
powrotem do Wrocławia.
Ciekawą postacią jest też Gerd, młody zegarmistrz, który
współpracuje z Ramzesem. Trochę buntownik wychowany w rodzinie, która dba
zawsze o doskonałe wykształcenie i tytuły naukowe, ale bardzo sympatyczny. Do
tego wątek pomiędzy nim a Eleonorą jest poprowadzony w taki sposób, że nie
trudno się uśmiechać na samą myśl. Tam nie ma lukru, którego nie znoszę, jest
po prostu życie.
Chyba nie ma rzeczy w tej powieści, do której mogłabym się
przyczepić. Nawet otwarte wątki, które autorka pozostawia na końcu, nie psują
mi odbioru całości. Powieść jest napisana lekkim piórem, z odpowiednią dozą
humoru sytuacyjnego i zapewnia świetną rozrywkę. Do tego oprawa graficzna to
cud, miód i orzeszki. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z „Toń” i tylko
czekam na coś nowego spod pióra pani Marty Kisiel. Jeśli to was nie przekonuje,
to nie wiem, co mogłoby zrobić to lepiej.
Ocena: 9/10
Za
egzemplarz dziękuję:
Strefa dobrych cytatów:
– Może więc pora
przestać uciekać, skoro uciec nie sposób? – odezwała się pani Matylda,
wkraczając dostojnie do pokoju z filiżanką herbaty na spodku w dłoni i czarnym
kocurem przy nodze. – Czy zamiast uciekać na oślep, nie lepiej zawrócić, stawić
czoło prawdzie, choćby i najszpetniejszej, i w końcu się z nią pogodzić?
– Titku, przecież ty
wzrostem wdałaś się w ojca...
– I właśnie dlatego
noszę szpilki.
– Chyba nie oczekujesz,
że zatrzepoczę rzęsami, złożę usteczka w ciup i zapytam w odpowiedzi, czy o
mnie?
Hej :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że również uwielbiam prozę Marty Kisiel, "Toń" mam wpisaną na swoją listę książek do przeczytania. Szkoda, że nie uda mi się przyjechać na spotkanie autorskie, ale jak tylko książka znajdzie się w księgarni, pobiegnę, by na nią popatrzeć, a później namówię bibliotekę na jej zakup. W końcu jest tu Matylda, a skoro ona tu jest, to historia musi być świetna!
Pozdrawiam :)
Ale ja Ci ją mogę pożyczyć przecież. To nie będzie żaden problem.
UsuńSporo już słyszałam o twórczości autorki i na pewno się z nią zapoznam. Tę książkę mam w planach. :)
OdpowiedzUsuń