Autorka:
Victoria Schwab
Tytuł:
Okrutna pieśń
Tytuł
oryg.: This Savage Song
Tom: 1
Cykl: Świat
Verity
Gatunek: fantastyka,
literatura młodzieżowa
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Data
wydania: 17 stycznia 2018 r.
Ilość
stron: 432
Opis: Kate Harker i August Flynn są następcami
przywódców podzielonego miasta – miasta, gdzie z przemocy zaczęły rodzić się
prawdziwe potwory. Kate chciałaby dorównywać bezwzględnością ojcu, który
pozwala potworom wałęsać się po ulicach, a ludziom każe płacić za ochronę.
August chciałby być człowiekiem, mieć dobre serce i odgrywać większą rolę w
obronie niewinnych przed potworami – niestety sam jest jednym z nich. Może
ukraść duszę, wygrywając pieśń na swoich skrzypcach. Jednak Kate odkrywa jego
tajemnicę…
Miasto Prawdy przedzielone jest
władzą dwóch rodzin – Harkerów i Flynnów, którzy od sześciu lat prowadzą ze sobą
cichą wojnę. Ci pierwsi pragną zniszczenia, bezwzględnego rządu nad
ludnością i eliminacji wrogów, drudzy pragną głównie pokoju. Obydwie rodziny
starają się działać potajemnie, jedni w otoczeniu Malchajów – potworów żywiących
się ludzką krwią, drudzy Sunajów – potworów żywiących się duszami grzeszników.
Jak to bywa w realnym życiu, wojna nie jest statyczna, a dynamikę w akcji
zapewnia nam dwójka wrogich sobie bohaterów – Kate Harker oraz August Flynn.
Możemy się domyślić, że z połączenia charakternej i niebezpiecznej dziewczyny,
pragnącej atencji ojca, oraz chcącego dobra i walczącego z własną naturą Sunaja
nie wyniknie nic dobrego.
Już raz miałam okazję zakochać
się w twórczości Victorii Schwab, było to przy dwóch tomach Mroczniejszego odcienia magii, wydawanego
nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka (recenzje tutaj: tom 1, tom 2), teraz miałam
okazję zakochać się w pierwszym tomie z serii Świat Verity, który poszedł w literacki świat dzięki wydawnictwu
Czwarta Strona. Gdy tylko usłyszałam o premierze Okrutnej pieśni, zaczęłam piszczeć z
radości jak nastolatka. Czy moja radość była uzasadniona, w momencie, kiedy już
przeczytałam powieść? Jak najbardziej, choć muszę przyznać, że mam kilka
zastrzeżeń.
Odnoszę wrażenie, że obie serie
mają ze sobą dużo wspólnego i nie chodzi tu o samą fabułę, ale o sposób
kreowania całej historii. Na samym początku kompletnie nie możemy wczuć się w
wykreowany świat, informacje są bowiem dawkowane, dopiero po ich powolnym
złączeniu w całość jesteśmy w stanie uzyskać oczekiwany efekt. Wspólny jest
również model zachowania bohaterów – początkowo są sobie wrogami,
później pojawia się pomiędzy nimi cicha akceptacja, ostatecznie walczą razem
przeciwko całemu złu świata (lub światów – jak kto woli), nie ma tu miejsca na
wielkie, miłosne uniesienia – co bardzo mi się podoba, bo przecież nie każda
książka musi być przesiąknięta romansem – w obu seriach znajdują się jednak
momenty, które mogą pod lekkie zainteresowanie płcią przeciwną podchodzić.
Sposób prowadzenia akcji również jest znamienny dla obu historii. Najpierw dużo
wyjaśnień, przez co odrobinę możemy się nudzić, a po połowie powieści następuje
kumulacja emocji i akcji. Jeżeli chodzi o samą fabułę, postacie i świat, muszę
jednak przyznać, że Victoria Schwab wykonała kawał świetnej roboty, ponieważ
nie widzę praktycznie żadnych podobieństw! Cieszy mnie to, bo autorka nie
należy do osób, które powtarzają dobrze znane elementy w innych swoich
powieściach (pomijając te wyżej wymienione, które są dla niej znamienne).
Myślę, że dużym plusem tej
książki są bohaterowie. Może nie jest to najbardziej oryginalny na świecie
sposób łączenia bohaterów, bo dobrze znamy historię w stylu: ona zła, on dobry,
oboje pochodzą z wrogich sobie rodzin, na szczęście w żaden sposób nam to nie
przeszkadza, bo późniejsze relacje tych postaci nie są już takie sztampowe, jak
nam się wydają z założenia.
Jeżeli chodzi o Kate Harker,
muszę przyznać, że praktycznie do samego końca jakoś nieszczególnie za nią
przepadałam. Rozumiałam to, że za wszelką cenę chce zdobyć zaufanie ojca i
pokazać mu, że jest równie silna, co on, rozumiałam jej zachowanie, które
polegało na okazywaniu wrogiego nastawienia ludziom, co nie zmienia
jednak faktu, że jej zachowanie nie robiło na mnie wrażenia. Po prawdzie to nic do niej nie
mam, po prostu była częścią fabuły, dopiero pod sam koniec w jakiś sposób ją
doceniłam i uznałam za nie do końca oczywistą bohaterkę. Cieszę się, że
Victoria Schwab nie uczyniła z niej kluchy, tylko do końca pozostawiła ją taką,
jaka była. Cieszę się też, że choć Kate była wykreowana na waleczną, odczuwała
strach i nie była niezniszczalna.
August Flynn zawładnął moim
sercem. Nie liczyło się to, że był potworem, a to, że starał się ze wszystkich
sił z tym walczyć. Nasz „Freddie” był takim uroczym chłopcem, który naiwnie
pragnął dobra i pokoju. Nie potrafił zostawić nikogo w potrzebie, nawet Kate,
która mogła go wpakować w nie byle jakie kłopoty. Polubiłam go przede wszystkim
za wrażliwą naturę, trochę za jego dziecięce zagubienie i próbę odnalezienia w sobie
człowieka, zyskał u mnie również duży plus za więź z rodziną, którą jego prawdziwą rodziną nie była, a jednak nawet przez moment tak nie
pomyślał. August uratował również kota i… grał na skrzypcach. Czyż to nie ideał
chłopaka? Obawiam się, że znalazłam jednego ze swoich książkowych crashów,
ratunku!
Wcale nie gorzej wypadła reszta
bohaterów. Mam
wrażenie, że autorka bardzo skupiła się na samym kreowaniu potworów, a więc
głównie rodziny Flynnów czy Sloana, który był Malchajem. Nawet wielki pan i władca
Harker nie miał tak wyraźnej barwy, jak oni. Szczególnie mocno intrygowała mnie
postać Ilsy owianej tajemnicą. Spokojnie mogę zaliczyć
ją do najciekawszych kreacji książkowych, choć nie pojawiała się w fabule zbyt
często.
Gdy patrzę na Okrutną pieśń i przypominam sobie akcję,
która się tu działa, przed oczami mam wyłącznie kolor czerwony i czarny, co
doskonale ukazane jest na okładce. Rzadko spotykam powieść, która odznacza się
jakimiś konkretnymi barwami, a tu taka niespodzianka! Niezwykle mi się to
podoba.
Po porcji zachwytów przyszedł
ten kluczowy moment moich recenzji – porcja narzekań. Wbrew pozorom nie ma tu
zbyt wielu przytyków, ale jednak jakieś są, można się domyślić, że chodzi o
fabułę. Bo owszem, była ciekawa, chwilami naprawdę dużo się działo, ale gdy
podsumowałam to wszystko w myślach, zdałam sobie sprawę z tego, że… była
odrobinę schematyczna i nie znalazła się tu żadna rzecz, która by mnie
zaskoczyła w tak wielkim stopniu, że prawie spadłam z krzesła. Nawet nie
obgryzałam paznokci, gdy brnęłam przez historię, a oczekiwałam podobnych
emocji, jak wtedy, gdy czytałam Mroczniejszy
odcień magii. Wszystko opierało się głównie na tym, że był tu jakiś prosty
świat o cechach postapokaliptycznych, walczyły w nim dwie rodziny, istniały
potwory i… w sumie co poza tym? Dwójka dzieciaków, która poszła do szkoły,
zaczęła się ze sobą poznawać, a potem wspólnie współpracować? Nie było tu moim
zdaniem wydarzenia, które szczególnie mocno zapadłoby mi w pamięć, co nie
znaczy, że książka mi się nie podobała, bo wręcz przeciwnie – bardzo miło mi
się ją czytało. Uważam, że jej główną zaletą była jednak kreacja i sam pomysł. Wymyślone przez
Schwab potwory, szczególnie Sunajowie, to coś nowego, ciekawego i niezwykłego. Postacie były świetnie wykreowane, świat może trochę gorzej, bo uważam, że
można było go bardziej rozłożyć na części pierwsze, z drugiej strony muszę mieć
świadomość tego, że to nie taka czysta fantastyka, jakbym tego pragnęła, bo Okrutna pieśń jest w końcu młodzieżówką
i właśnie jako nią powinnam ją odbierać. W świetle podobnych książek ta powieść
błyszczy, w świetle fantastyki może trochę mniej, ale jednak wciąż warto ją
przeczytać. Na zachętę mogę napisać, że całą fabułę widzi się przed oczami,
jakby się oglądało film, co jest całkiem przyjemnym odczuciem, no i nie trzeba
zbytnio wytężać umysłu, aby się skupić na czytaniu, a to głównie dzięki
tłumaczeniu. Całość czyta się niezwykle szybko, a oprawa jest nieziemska, choć minimalistyczna – sposób oznaczania rozdziałów
jako kresek, małe skrzypce przy dolnej paginacji oraz wielkie skrzypce
rozpoczynające dane „wersy”, jak zostało to nazwane. Na plus działa również
wykreowana przez ludzi piosenka o potworach, która przewija się przez całość
powieści. W głowie wciąż mi gra „Sunaj, Sunaj, czarnooki”.
Jeszcze a propos korekty. Muszę
przyznać, że jest bardzo niedokładna. Co rusz natykałam się na brak półpauzy w
miejscu, gdzie powinna się znajdować, na liczne literówki oraz większe i
wyraźniejsze błędy, których już nawet nie wymieniałam. Nie bardzo mi się to
podobało, dlatego mam nadzieję, że przyszły tom będzie pod tym względem
wyglądał zdecydowanie lepiej.
Podsumowując. Okrutna pieśń w świetle twórczości
Victorii Schwab wypada naprawdę nieźle. To przede wszystkim ciekawa,
młodzieżowa historia z fantastycznymi elementami i dobrze wykreowanymi
postaciami (Agust, miłości moja!). Polecam oczywiście nie tylko młodym osobom,
ale również i starszym, choć nie jestem pewna, czy dla prawdziwych koneserów
fantastyki będzie to pozycja satysfakcjonująca. Mnie bynajmniej w dużym stopniu
usatysfakcjonowała, dlatego będę czekać na drugi tom!
Ocena: 7/10
Za egzemplarz recenzencki dziękuję:
Strefa
cytatów:
To okrutny żart wszechświata –
pomyślał August, że czuł się człowiekiem dopiero po zrobieniu czegoś
potwornego.
– Więc czym się trujesz?
Westchnął teatralnie, a potem
pozwolił, by prawda wytoczyła się z jego ust:
– Życiem.
Dużo już o tej książce słyszałam i mam ją w planach. ;)
OdpowiedzUsuńNo to nie ma wyjścia, możesz ją odłożyć na stos "pożyczyć Laur" :D
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty.:)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałbym się, że pod tą przytłaczającą okładką może być coś więcej, niż tylko krew. Pozwoliłem sobie dodać bloga do obserwowanych. Pozdrawiam, Paweł z http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapowiada się nawet interesujaco :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja i dobra ocena zachęcają do sięgnięcia po ksiażkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Ten cytat mnie kupił. Dosłownie.
OdpowiedzUsuńRecenzja również jak najbardziej świetna. Pragnę tej książki! I wszystkiego od Schwabb, koniecznie!
Pozdrawiam,
Iza z Heavy Books