niedziela, 11 lutego 2018

[Recenzja książki] Ramiro Pinilla - "Jeszcze tylko jeden nieboszczyk"

Autor: Ramiro Pinilla
Tłumaczenie: Aleksandra Wiktorowska
Tytuł: Jeszcze tylko jeden nieboszczyk
Tytuł oryg.: Sólo un muerto más
Seria: Samuel Esparta
Cykl: Gorzka Czekolada
Wydawnictwo: Media Rodzina
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Premiera: 18 kwietnia 2014 r.
Ilość stron: 264

Opis: Księgarz, którego pasją są kryminały, nie potrafi przebić się na rynku ze swoim dziełami. Gdy kolejny maszynopis wraca odrzucony przez wydawców, postanawia on wcielić się w postać prywatnego detektywa Samuela Espartę i przeprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa, które wydarzyło się w miasteczku przed 10 laty, kiedy to jeden z mieszkańców małej rybackiej miejscowości spod Bilbao przykuł do skały bliźniaków, rzezimieszków i szubrawców, zakałę miasteczka, licząc na to, że przypływ pozbawi ich życia. Tymczasem jednemu z bliźniaków udało się przeżyć. Historia ta ma stanowić kanwę jego nowej powieści. Sprawnie i oryginalnie nakreślona intryga.
     Jeszcze jeden nieboszczyk to doskonała proza postmodernistyczna. Autor prowadzi z czytelnikiem fascynującą grę na wielu poziomach, odwołując się do dzieł innych autorów powieści kryminalnych (Hammeta, Christie, Chandlera) oraz stworzonych przez nich detektywów. Powstaje ciekawy łańcuch zależności: czytelnik staje się pisarzem, który staje się bohaterem swojej powieści.
(źródło opisu: http://mediarodzina.pl/)

     Zapewne większość z nas słyszała lub czytała o jakieś zbrodni, która wydarzyła się gdzieś w pobliżu. Mam nadzieję, że nikt z Was żadnej na własne oczy nie widział, a całość zna tylko z przekazu. Kiedy dociera do nas informacja o najgorszym przestępstwie, jakim jest morderstwo, zastanawiamy się, co kierowało zabójcą i jak on w ogóle mógł tak postąpić. Morderstwa dokonywane są codziennie we wszystkich zakątkach świata, część z nich pozostaje bez najważniejszej odpowiedzi: kto zabił? I właśnie ta pozostawiona zagadka może kusić do tego, by na swoje barki wziąć odpowiedzialność za poznanie prawdy, choć nie koniecznie ma się do tego predyspozycje. Rozwiązanie tej zagadki może dać satysfakcję, ale też być dobrym punktem wyjścia dla napisania powieści, która stanie się w zamyśle bestsellerem. W takich okolicznościach poznajemy Sancho Bordaberriego, głównego bohatera omawianej lektury.
     Sancho Bordaberri lub też Samuel Esparta, jakie to imię przyjmuje, a bardziej przejmuje od swojego bohatera szesnastu powieści, które nie zostały wydane, bo są notorycznie odsyłane przez wydawnictwa z powrotem, jest mężczyzna przed trzydziestką, jak można wnioskować z treści, półsierotą, księgarzem i niespełnionym pisarzem, którego kunsztu nikt nie potrafi docenić, nawet jego pracownica, która odrobinę się z niego naśmiewa. Trudno jest mi powiedzieć, czy był dobrym pisarzem, bo jako czytelnik nie zostałam zaznajomiona z jakimkolwiek jego złożonym tekstem - Sancho pisze swoją książkę we własnej głowie, tak możemy się dowiedzieć, w jaki sposób chce prowadzić narrację, co uznaje za istotne, by znalazło się w powieści i jakim stylem zostałoby przez niego przedstawione. Im bardziej go poznawałam, tym częściej uważałam, że się doigra i oberwie. Nie zdradzę, czy tak się dzieje, muszę tylko przyznać, że takiego detektywa-amatora nie chciałabym na swojej drodze spotkać, bo chyba bym nim potrząsnęła. Swoją znajomość pracy detektywa Samuel czerpie z powieści swoich literackich mistrzów, stara się być jak oni, dlatego też wkłada na siebie garnitur, ale nie da się powiedzieć, że mu to wychodzi. To, w jaki sposób przesłuchuje świadków zdarzenia sprzed dziesięciu lat, które nie doczekało się porządanej odpowiedzi, jest tak prostym procesem i do tego tak wolno daje cokolwiek, że aż mi przykro, że się męczyłam, czytając o tej próbie amatorskiego śledztwa. Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Esparta się go podjął, ale nie mogę powiedzieć, bym go polubiła. Szczerze mówiąc, znając już jednego fikcyjnego pisarza-detektywa, spodziewałam się czegoś lepszego, bardziej kryminalnego. Tego mi nie dostarczono, co mnie smuci.
    Kiedy mowa o postaciach drugoplanowych, mamy tutaj Koldobike, pracownicę księgarni Sancho, która przez większość czasu ma głowę na karku i właściwie to ona prowadzi biznes. Jest także ama, czyli mama Samuela, oraz jego siostra. Mieszkańcy, świadkowie wydarzeń, które pozostały zagadką. Jeden z bliźniaków, który przeżył próbę straszliwego mordu, którego samo wyobrażenie wywołuje ciarki na plecach. Żołnierze, którzy nadal próbują przywrócić pokój po zakończeniu wojny domowej. Tylu bohaterów, a wśród nich nikogo, nad kim chciałabym się głębiej pochylić. Owszem, każde z nich miało do odegrania swoją, ważną, a czasami bardzo istotną rolę, jednak żadne nie zatrzymało mnie przy sobie na tyle, bym chciała wyrobić sobie o tej postaci jakiekolwiek zdanie. Nawet Koldobike, ta, która studziła zapał Sancho, a także była niezastąpioną pomocą, przypomina mi tyle sekretarek drugiego planu poznanych w książkach i serialach, że niczym mnie nie zaskoczyła ani też nie zaintrygowała.
     Inaczej sprawa wygląda z czasami, w których osadzona została fabuła i akcja. Rok 1945 to szósty rok po zakończeniu wojny domowej w Hiszpanii, która dopadła także i zmiażdżyła Kraj Basków, gdzie przenosi nas autor. Gospodarka nadal leży, ludziom nie zależy za bardzo nad czymś innym niż przeżycie, korupcja miewa się dobrze, a nad miastem nadal unosi się pamięć o tym, co wydarzyło się pewnego letniego dnia. Sam pomysł morderstwa bliźniaków w sposób, jaki wymyślił to Ramiro Pinilla, jest godny uchylenia czoła przed tym hiszpańskim pisarzem. Naprawdę byłam pod wrażeniem, że tak sprawnie i plastycznie przedstawił wizję tego zdarzenia. Przez chwilę poczułam, jakbym sama tam była. Taka zbrodnia zapowiadała mi ciekawą historię, ale na samych zapowiedziach się skończyło. Im dalej w treść, tym bardziej znudzona się czułam. Jest to wynik tego, że gdzieś w połowie książki na pierwszy plan nie wysuwa się zbrodnia i teoria, którą ktoś wysnuł, a którą należało sprawdzić, a to jak żołnierz-poeta stara się również sprawdzić w roli powieściopisarza i zaczyna rywalizować z Samuelem. Naprawdę nie o tych chciałam czytać. Pragnęłam licznych poszlak, ślepych zaułków, może jakieś pomniejszej zbrodni po drodze ku prawdzie, a otrzymałam jakiś konkurs. Przez to cała radość z lektury zniknęła szybciej, niż się pojawiła. Nie na coś takiego liczyłam.
     Podsumowując, Jeszcze tylko jeden nieboszczyk to powieść, która może i stoi na regale z kryminałami, ale nie ma go w sobie tyle, by zatrzymać przy sobie fanów gatunku na dłużej. Wspaniale pokazuje lata powojenne w Kraju Basków, ma swój klimat, jeśli chodzi o świat przedstawiony, ale trudno znaleźć w niej coś, co porządnie zaskoczy i sprawi, że będziemy chcieli zapoznać się z całością w jak najkrótszym czasie. Dobra jako przerywnik po mocniejszych lekturach.

Ocena: 5,5/10

Strefa dobrych cytatów

     - Dobra historia zawsze będzie dobra, choćby nawet ktoś ją źle opowiedział.

     - Czasami nie możemy mówić o czymś, co nosimy w sobie, bo jest zbyt przerażające.

     To, co zaczyna się od iskry, w parę sekund nabiera wielkiego blasku.


6 komentarzy:

  1. Tym razem, decydowanie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Początkowo ucieszyłam się, że to kryminał :) ale skoro jest słaba, to raczej nie będę rozglądać się za tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako fanka kryminałów, będę unikała tego tytułu. Uwielbiam książki z tej serii, ale widocznie nie wszystkie mogą być rewelacyjne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze ale myślę, że narazie sobie ją odpuszczę :)

    Pozdrawiam Agaa
    https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. A wchodząc miałam nadzieję na jakąś dobrą i wartościową książkę :|

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.