poniedziałek, 26 lutego 2018

[Recenzja książki] Wm. Paul Young - "Rozdroża"

Autor: William Paul Young
Tłumaczenie: Maria Gębicka-Frąc
Tytuł: Rozdroża
Tytuł oryg.: Cross Roads
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Nowa Proza
Premiera: 28 listopada 2012 r.
Ilość stron: 320

Opis: Anthony Spencer jest egoistycznym człowiekiem interesów, który sukces zawdzięcza wyłącznie sobie, choć koszt wygranej okazuje się boleśnie wysoki. Guz mózgu sprawia, że Tony zapada w śpiączkę i trafia do szpitala na OIOM. "Budzi się" w surrealistycznym świecie, gdzie "żyjąca" ziemia odzwierciedla wymiary jego dotychczasowego życia - od piękna po zepsucie. Tu spotyka się z osobami, które uznaje za wytwory swojej podświadomości, ale mimo to postępuje zgodnie z ich wskazówkami, w nadziei, że mogą one prowadzić do odkupienia. To zdarzenie pozwala mu na nawiązanie głębokich relacji z ludźmi. Tony może dosłownie patrzeć poprzez ich oczy i doświadczać ich uczuć, choć pozostaje "ślepy" na konsekwencje ukrywania swojego osobistego planu i poniesienia straty, a to prowadzi do konfliktu z procesem uzdrawiania. Czy niespodziewany splot wydarzeń sprawi, że Tony przeanalizuje swoje życie i zrozumie, że zbudował domek z kart na zatrutym gruncie pękniętego serca? Czy będzie miał odwagę dokonać krytycznego wyboru, który może naprawić wielką niesprawiedliwość, jaką wyrządził przed zapadnięciem w śpiączkę.

     Może się nam wydawać, że mamy wszystko. Rodzinę, dom, znajomych, sukcesy w życiu. A gdybyś z jakiegoś powodu stracili część tego? Kogo byśmy obwiniali? Niekoniecznie siebie, raczej innych. Najlepiej obwiniać byłoby Boga, bo w końcu to ponoć on steruje tym światem. Tylko czy odwrócenie się od niego przyniosło by odkupienie, czy może cierpielibyśmy jeszcze bardziej? Anthony Spencer ma okazję przekonać się na własnej skórze, co może przynieść mu odkupienie, choć całe jego życie legło w gruzach.
    Tony to mężczyzna, do którego nie da się od razu zapałać sympatią. Biznesmen z niemałą obsesją na swoim punkcie, który uważa, że wszyscy mogą chcieć go zniszczyć. Paranoik, do tego wpatrzony w siebie nie umiał utrzymać przy sobie rodziny. Poza zarabianiem pieniędzy i kolejnymi szpiegowskimi cudeńkami, które go ochronią przed światem, nic go nie interesuje. Aż tu guz mózgu daje o sobie znać i bohater "trafia" do świata gdzieś pomiędzy naszym światem a światem po życiu. Tam ma szansę spojrzeć w siebie i możliwość, by z "pomocą" innych ludzi naprawić jeszcze co nieco, zanim odejdzie. Muszę przyznać, że pomysł na postać wrzuconą do takiej fabuły się autorowi udał, choć wykonanie nie jest on nieskazitelnie piękne. Jak dla mnie przemiana Tony'ego nastąpiła za szybko i w dość łagodny sposób, patrząc na wszystkie okoliczności. Brakowało mi w jego postawie gniewu, obok żalu był najbardziej wyczekiwaną przeze mnie emocją. No ale nie możemy mieć wszystkiego.
     Bohaterów drugoplanowych należy rozpatrywać na dwóch płaszczyznach, bo i oni przynależą do dwóch światów: rzeczywistość, gdzie żyją ci, dzięki którym Tony może  "patrzeć", oraz bohaterowie z międzyświata, gdzie są i ci dobrzy, i ci, którzy zostali powołani do życia przez wady i złe pragnienia. W obu tych światach są bohaterowie, którzy dostali odpowiedni rys, dzięki czemu czytelnik jest sobie w stanie wyrobić zdanie praktycznie o każdym z nich, nawet o pielęgniarkach, które mają tylko parę kwestii i pojawiają się równie szybko, co znikają. William Paul Young zadbał o to, by każdy z drugoplanowych bohaterów miał jakiś swój wkład do całej historii, za co jestem mu wdzięczna - nie lubię, kiedy dla zapełnienia pustki na kartce tworzy się kogoś, kto właściwie mógłby dla całej opowieści nie istnieć, bo poza bytowaniem jest tylko tłem, a nie o to chodzi w kreowaniu bohaterów. W gronie poznanych drugoplanowych osób najbardziej polubiłam Maggie, główne "oczy" Tony'ego. Pełna ciepła, radości i ufności w Bogu - z kimś takim w roli towarzysza pan Spencer musiał poradzić sobie z tym, co mu przyszykowano.
     Jak wspomniałam, fabuła podzielona jest na dwie przestrzenie, w których dzieje się akcja, a które przeplatają się ze sobą mniej więcej stałym rytmem. Początkowo takie przerzucanie może być nam nie w smak, ale da się do tego przywyknąć i jak Tony "skakać" między rzeczywistością a międzyświatem. Miałam lekkie obawy, czy autorowi uda się dobrze oddać tę drugą płaszczyznę, gdzie to Tony właściwie wnika wgłąb siebie i mierzy się z tym, ci zdołał stworzyć przez lata swojego istnienia. Przy okazji pokazał, jak łatwo jest zatracić podstawową wiedzę o Bogu i jego miłości w codziennym wyścigu za pieniądzem  tym, co powinno przynosić szczęście, a jakoś ledwie zapełnia pustkę po wielkiej stracie. Nie ma tu nic odkrywczego dotyczącego wiary, ale uważam to za plus - gdybym spotkała się tu z próbą ewangelizacji i przymusowego nawrócenia, porzuciłabym "Rozdroża" i nie doczytała do końca przez resztę swojego życia. Autor za punkt zaczepienia obrał sobie najważniejsze przykazanie i nim się wspomagając, pokazał przemianę głównego bohatera. Bez patosu czy wielkich cudów, w sposób fantastyczny, ale też taki, który czytelnik jest w stanie zaakceptować, choć jest on nierealny.
     Czy powieść ma jakieś swoje minusy? A, i owszem. Nagłe pojawienie się jednej z pobocznych postaci, choć wyraźnie zaznaczone było, że niedawno odeszła. To tak, jakby rozstać się z jednym znajomym i oddać rozmowie z dwoma innymi, by po chwili zorientować się, że te pierwszy znajomy znowu jest tuż obok. Nie czulibyście się odrobinę zdezorientowani? Ja byłam. Do tego dochodzi niedokładna edycja - pod sam koniec książki Tony zostaje nazwany Tomym, w połowie powieści jedna z postaci, do której już przywykliśmy, zostaje nazwana imieniem bohatera, który ledwie raz się pojawił, a dopiero później zostanie wprowadzony do fabuły na dobre. Tego typu błędy, moim zdaniem, nie powinny się zdarzać, tym bardziej, że autor wyraźnie zaznacza, z kim mamy w danym momencie do czynienia.
     Podsumowując, "Rozdroża" to dobra próba pokazania, jak w obliczu śmierci i szansy na naprawienie błędów człowiek jest w stanie wejrzeć w siebie i dostrzec, co robił źle i że może to jeszcze naprawić. Powieść nie jest z pewnością przeznaczona dla każdego - czytelnicy będący na innej drodze niż wiara i Kościół mogą czuć się znudzeni - ale ma w sobie coś, co może przyciągnąć. Dobrze rozplanowana, z ładnie wykreowanymi postaciami rzeczywistymi i tymi z międzyświata, próbująca pochylić się nad kruchością ludzkiego życia i tego, jak łatwo można zranić, a jak trudno znowu kogoś do siebie przekonać. Jeśli ktoś czuje się na siłach, by zmierzyć się z tą historią, gorąco zachęcam do lektury.

Ocena: 6/10

Strefa dobrych cytatów

"Gdy okazuje się łaskę, o wiele łatwiej można manipulować ludźmi."

"Skoro nadzieja jest mitem, nie może być wrogiem."

"Wnętrze jest większe niż zewnętrze, gdy ma się oczy, żeby to zobaczyć."

"- (...) nic nie jest sprawiedliwe w ułomnym świecie pełnym ułomnych ludzi."


4 komentarze:

  1. Teraz jakoś bardzo mnie ta książka nie kusi, ale może kiedyś... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o fenomenie "Chaty", ale szczerze mówiąc jestem trochę sceptycznie nastawiona do książek tego autora. Boję się, że będą zbyt przeintelektualizowane, na siłę uduchowione i patetycznie, co zresztą po troszę potwierdzasz swoją recenzją.


    Pozdrawiam,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Póki co odpuszczam ją sobie, wolę poczytać coś luźniejszego :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.