Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Nomen Omen
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 5 lutego 2014
Ilość stron: 420
Opis: Los nigdy nie był łaskawy dla
Salomei Klementyny Przygody. Wystarczy spojrzeć na jej rodzinę: matką chcąca
uwolnić „rozbuchany erotyzm” córki, ojciec żyjący mentalnie w dziewiętnastym
wieku i brat Niedaś – społeczny szkodnik, leń i zakała. Nic więc dziwnego, że
gdy tylko nadarza się okazja, Salka ucieka z rodzinnego miasta do Wrocławia.
Nowe życie nie będzie jednak usłane różami. Na stancji panuje żelazna
dyscyplina, w radiu i telefonie słychać tajemnicze szepty, a współlokatorem
Salki zostaje Roy Keane, dobrze wychowana papuga gustująca w wafelkach. Na
domiar złego studiujący we Wrocławiu Niedaś w nietypowy sposób okazuje siostrze
swoją miłość, próbując utopić ją w Odrze. A to dopiero początek kłopotów...
Czasami każdy z nas pragnie uciec ze swojego
dotychczasowego życia. Rzucić to wszystko w diabły, odciąć się od najbliższych
i zacząć wszystko od początku w całkiem innym miejscu. W takiej sytuacji znajduje się Salomea Klementyna zwana
pieszczotliwie Salką. Wcale jej się nie dziwię – matka próbuje ją swatać z
każdym pojawiającym się na horyzoncie mężczyzną, opowiadając przy tym o
najdrobniejszych szczegółach życia intymnego dziewczyny, ojciec zakochany na
zabój jest w dziewiętnastym wieku, a młodszy brat, Niedaś... Szkoda nawet
gadać. Salka ma przez to kompleksy i ląduje we Wrocławiu na Lipowej, która
przeraża dosłownie wszystkich, poczynając od taksówkarzy, a na babci
Przygodowej kończąc. Tam bowiem mieszkają trzy identyczne siostry w podeszłym
wieku i papuga uwielbiająca wafelki. Niby nic, a jednak tu jest pies
pogrzebany. I to prawie dosłownie.
O prozie Marty Kisiel słyszałam sporo pozytywnych opinii.
Że dobre, że zabawne, że warto przeczytać. Nawet na okładce znalazłam
rekomendację, że podobna do Terry’ego Pratchetta, którego prozy, szczerze
powiedziawszy, nie przeszłam kilka lat temu. Nie nastawiałam się więc na nic
szczególnego i przyznam, że początek rzeczywiście nie przekonywał mnie do
dalszej lektury. Nie był mdły, ale brakowało mi czynnika, który sprawiłby, że
czytałabym z wypiekami na twarzy. Byłam wręcz przekonana, że nic nie zmieni
mojego zdania i „Nomen Omen” pozostanie przeciętniakiem z przeciętną bohaterką
i gromiącą wszystkich wzrokiem staruszką. Myliłam się. Akcja rozkręca się do
tego stopnia, że w pewnym momencie z trudem oderwałam się od książki, chcąc
natychmiast dowiedzieć się, co dalej.
Sami bohaterowie są dość ekscentryczną, choć bardzo
sympatyczną bandą indywiduów. O Salce i jej rodzinie już wspomniałam. Należy do
tego grona dorzucić dość ważną postać babci Przygodowej, która jest
pocieszycielką Salki z awersją do krawiectwa.
W domu przy Lipowej poznajemy trzy siostry Bolesne:
srogą, noszącą się po męsku Matyldę, dawną psorkę od łaciny, przed którą nadal
drży wrocławska elita, dużo bardziej kobiecą, otwierającą się na nowości Jagę
oraz Milę, którą poznajemy najmniej, ale także mającą ważny udział w
wydarzeniach, których jesteśmy świadkami przy lekturze. Już na początku byłam
bliska ich prawdziwej tożsamości, ale potem przyszło skojarzenie z serialem
„Czarodziejki”. Mylne, może na szczęście. Bardzo podoba mi się relacja pomiędzy
siostrami. Każda z nich jest inna, potrafią być ze sobą do bólu szczere, mieć
odmienne zdanie, ale zawsze, gdy sytuacja tego wymaga, działają razem. Chyba
nic nie potrafi ich skłócić.
Na koniec pozostają jeszcze Bartek i Basia. Ten pierwszy
to typowy filolog języka polskiego, obecnie doktorant, którego Salka poznaje w
uczelnianej księgarni, gdzie pracuje. Humanista szukający odpowiedzi na
wszystko w bibliotece, sypiący wierszami jak z rękawa, z dobrym sercem i słabą
kondycją.
Basia zaś stała się moją ulubienicą z powieści. Nie tylko
przez zbieżność imion, ale ta drobna blondyneczka nosząca nieśmiertelne glany,
uwielbiająca Warcrafta – dalej nie rozumiem wielu rozmów jej i Niedasia – i
niedająca sobie w kaszę dmuchać nawet umarlakom zyskała moją sympatię bojową
postawą i sposobem, w jaki dołączyła do tego towarzystwa. Lepiej takiej
schodzić z drogi, bo można skończyć jak Niedaś. A może nawet gorzej.
Styl Marty Kisiel jest dość przyjemny dla czytelnika.
Lekki, bez nadmiernych kolokwializmów, z odpowiednio dopasowanymi, naturalnymi
dialogami i szczyptą humoru, która w kilku miejscach sprawiła, że nie mogłam
przestać chichotać.
„Nomen Omen” to dobra książka. Niewybitna, niewnosząca
literatury fantasy na wyższy poziom, ale wciąż dobra. Nieco ciężkawy początek
nie zachęca, ale sympatyczne postacie i akcja, która zaczyna nabierać tempa aż
do szalonego finału wynagradzają tę niedogodność, więc z czystym sumieniem mogę
ją polecić na wolny wieczór po ciężkim dniu.
Ocena: 8/10
Strefa
dobrych cytatów:
– Rany boskie,
siostra, na jakim ty świecie żyjesz?!
–
Prawdziwym – odparła sucho Salka. – Praca, codzienne obowiązki, ludzie, których
można pomacać. Kojarzysz klimaty? (...)
–
Przepraszam, czy ja czuję palone... pierze?
–
Rrrany banany!!!
–
Miniaturka! Siad! – Dębowa laska pani Matyldy wymownie postukała o ostatnie
wolne krzesło.
Dziewczyna
aż się zatchnęła.
–
Wypraszam sobie takie...
–
Powiedziałam siad! A nie daj głos!
–
Obstawiam, że będzie szukał – wydusił w końcu.
–
Brawo, marchewka dla bohatera. No to drugie pytanie. Jak sądzisz, do kogo
zapuka przemiły pan prokurator w asyście policji, kiedy pojawi się kolejna
blond ofiara, mniej lub bardziej nieżywa?
Na
dobry złego początek stanęła przez lustrem i spojrzała prawdzie w oczy. Istne
dzieło sztuki. Z figury Rubens, z fryzury Tycjan, z gęby zaś, wypisz, wymaluj,
Picasso. Nic tylko się powiesić – w muzeum, znaczy najlepiej w jakimś ciemnym
kącie.
–
Siostra, ty mi zwyczajnie nie ufasz! Ja ci daje słowo, a ty masz je gdzieś!
–
Brawo, Sherlocku. Zajęło ci to co prawda dwadzieścia lat, ale wreszcie
załapałeś. Jestem z ciebie dumna!
Czytałam Dożywocie tej autorki i bardzo mi się podobało, dlatego z pewnością sięgnę i po tą jej książkę! humor jest chyba niezmienny :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zaczytana-w-fantastyce.blogspot.com
Nomen omen ze swoją historią o Breslau nie porwało mnie jak dożywotnicy, ale spędziłam miło czas ma lekturze i utwierdziłam się w tym, że Marta Kisiel to perełka polskiej fantastyki. :)
OdpowiedzUsuńTo tetaz chwytaj za Licho i spółkę! :D
Nie jestem przekonana co do tej książki. Nie mówię jej stanowczego nie, ale też nie będę jej szukać na złamanie karku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]