Tłumacz: Tomasz Biedroń
Tytuł: Kształt wody
Tytuł oryg.: The Shape of Water
Gatunek: fantastyka, sci-fi
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 27 luty 2018
Ilość stron: 431
Opis: Tajny rządowy Ośrodek Badań Kosmicznych
Occam w Baltimore otrzymuje do analizy niezwykły obiekt: ziemnowodną
humanoidalną istotę schwytaną w Amazonii. W laboratorium toczy się gra wywiadów
i sprzecznych stanowisk: jedni naukowcy chcą stworzenie uśmiercić i zbadać jego
organizm, by odkryć tajemnicę odległych podróży kosmicznych, inni natomiast
proponują utrzymywać go przy życiu dla dobra postępu technologicznego. W
międzyczasie pomiędzy istotą a opiekującą się nim w tajemnicy jedną z woźnych,
niemą kobietą, która porozumiewa się ze stworem za pomocą języka migowego,
nawiązuje się dziwna i głęboka więź…
Miłość to wbrew pozorom temat
kontrowersyjny. Im bardziej obiekt naszych westchnień się od nas różni, tym
większa szansa, że napotkamy wielu przeciwników w drodze do miłosnego
spełnienia. Wpływ na to może mieć wiele czynników – chociażby wiek, płeć, czy jak
w przypadku Elisy z Kształtu wody…
gatunek. Bo o ile wszyscy wyobrażamy sobie miłość czysto człowieczą, tak już
wobec innych stworów mamy pewne wątpliwości!
Wiele osób może kojarzyć Kształt wody z całkiem niedawno
odbywającą się galą rozdania Oscarów 2018, film o tej nazwie zdobył bowiem aż
cztery statuetki. Do tej pory byłam pewna, że to jeden z dosyć rzadkich
przypadków, kiedy film przerabiany jest na książkę. Jak się okazało, wcale tak
nie jest! Najpierw powstał pomysł, który Daniel Kraus (autor powieści Kształt wody) wyłowił ze snów.
Opowiedział o nim znanemu reżyserowi – Guillermo del Toro, który uznał, że
właśnie to będzie tematem jego następnego filmu. Początkowo scenariusz miał się
opierać na książce, którą Daniel Kraus pisał, ostatecznie powstały jednak dwa
odrębne dzieła, z czego scenariusz został ukończony szybciej, niż książka.
Oczywiście zarówno film, jak i powieść mają ze sobą dużo wspólnego – niektóre
zdarzenia się pokrywają – ale to wciąż dwie różne perspektywy historii Elisy i
jej ukochanego stwora.
Aby napisać tę recenzję,
specjalnie obejrzałam film. Chciałam bowiem porównać oba te dzieła i
ostatecznie zadecydować, która wersja bardziej przypadła mi do gustu. Jeżeli
mam popełnić akt spoilerowania samej siebie już na początku, muszę przyznać,
że… zarówno film, jak i książka mają swoje wady i zalety, ostatecznie wybieram
jednak wersję zekranizowaną. Dlaczego? O tym się zaraz dowiecie.
Chciałabym powiedzieć, że
wersja powieściowa Kształtu wody, to
wyłącznie historia Elisy i Deus Branquia (bo tak nazwany został w książce nasz
wodny stwór), przez całą powieść odnoszę jednak wrażenie, że to nie oni wiodą
tutaj trym. W przeciwieństwie do filmu, przeważa tutaj Strickland – czyli nasz
psychopatyczny wojskowy, który działa pod skrzydłami generała Hoyta. Z jednej
strony cieszyło mnie, że jak w przypadku wielu postaci, które się tutaj
pojawiły, również Strickland zyskał miejsce na wytłumaczenia swoich
postępowań, niemniej jednak wolałabym, aby było w tym wszystkim więcej Elisy,
bo to jej historia najbardziej przyciągała.
Kształt
wody
to bardzo psychologicznie i filozoficznie rozbudowana powieść. Pojawia się tu
znikoma ilość dialogów, częściej uraczeni jesteśmy długimi, przepełnionymi emocjami
opisami. Muszę przyznać, że pod względem stylu powieść wygląda naprawdę
znakomicie. Nawet, kiedy nic szczególnego się nie działo, a akcja odchodziła na
dalszy plan, bardzo przyjemnie czytało mi się o tym, co w danym momencie robią
poszczególne postacie, a przede wszystkim o tym, co czują. Niestety, mniej więcej po
połowie książki uznałam, że Daniel Kraus przesadził z ilością zbędnych opisów.
Owszem, były miłe w odczycie, ale jednak połowa tych historii nie wprowadzała
niczego nowego, przez co miałam wrażenie, że stoję w miejscu. Gdyby tak
skrócić powieść i usunąć zbędne wątki, myślę, że wtedy książka mogłaby przebić
film, niestety, nie cofniemy już czasu.
Skupmy się teraz na zaletach
książki, bo wbrew pozorom, jest ich naprawdę dużo. Jak już wspominałam, książka
ma bardzo dobrze zarysowaną sferę psychologiczną. Dzięki
temu jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego Strickland postępował w taki, a nie
inny sposób. Dowiadujemy się, że jest człowiekiem po nie byle jakich przejściach
(i że przydałyby mu się wakacje spędzone w psychiatryku), zwyczajnie nie jest
sobie w stanie poradzić z niektórymi wspomnieniami. Ja bym to po cichu nazwała
zespołem stresu pourazowego. Prawdopodobnie gdyby nie wyprawa do Amazonii, skąd
został przywieziony stwór, Strickland mógłby być trochę… normalniejszy. Nie
powiem jednak, że mu współczuję, bo był jedną z tych postaci, która narobiła
największego hałasu. Gdyby nie on, prawdopodobnie ta powieść byłaby
zdecydowanie lżejsza, ale to moim zdaniem tylko zaleta, bo nie było zbyt
cukierkowo.
Przedstawiona bliżej została
również żona Stricklanda – Lainie. W filmie pojawia się tylko w bodajże dwóch
scenach i kojarzyła nam się z idealną żoną lat 60, która ma we władaniu calutki
dom i nie popełnia nawet najmniejszego błędu, zupełnie jakby była robotem. W
powieści jest ona ciekawszą postacią, zdecydowanie mniej sztuczną. Dowiadujemy
się, co czuje, co sądzi o swoim mężu i przy okazji zapoznajemy się z jej
historią. Pan i pani Strickland są zdecydowanie najbardziej rozwiniętymi – w przeciwieństwie
do filmu –postaciami. Przynajmniej dzięki książce jesteśmy w stanie zrozumieć
ich postępowanie. Inni bohaterowie, jak Giles (artysta, przyjaciel Elisy),
Zelda (jej przyjaciółka), czy Hoffstetler (rosyjski doktor pracujący w
laboratorium, będący równocześnie sowieckim szpiegiem), nie miały już tak
bardzo rozbudowanej historii. Fakt, dowiadujemy się o nich zdecydowanie więcej
niż w filmie, co jest wielkim plusem, ale nie jest to dla nas zaskoczenie,
ponieważ wielu z tych rzeczy można było się domyślić wyłącznie po samym oddaniu się w ręce ekranizacji. Już tak
ogólniej patrząc na bohaterów – muszę przyznać, że byli naprawdę dobrze
wykreowani, szczególnie jeżeli chodzi o emocje, które odczuwali. Można
powiedzieć, że każdy z nich był samotny na swój własny sposób, co autor genialnie
przedstawił.
Osobny akapit poświęcę Elisie i
Dewończykowi (jak nazywał stwora doktor Hoffstetler). Fakt, w filmie ich
wątek został przedstawiony subtelniej i jakoś tak grzeczniej, za to w książce w
poszczególnych momentach było trochę… ostrzej. Dodatkowo co mi przypadło do
gustu, było o wiele więcej sytuacji z nimi w roli głównej i stanowiły one moją
ulubioną część tej powieści. Jeżeli mam być szczera, to nic w filmie nie
zostało przedstawione identycznie jak w książce. W poszczególnych scenach było dużo,
dużo zmian, chociażby w tej łazienkowej, gdzie nasza nieziemsko-ziemska para
się obściskiwała, czy na samym końcu, gdzie musieli uciekać. Zarówno film, jak
i książka sadowią się jednak w kategorii „dobrze wykonane”, jeżeli chodzi o
Elisę i stwora. Kocham ich i w kinowym, i papierowym wydaniu. Dodatkowy plus
dla książki za to, że mogliśmy zapoznać się z myślami woźnej-niemowy. Było mi
to potrzebne, aby zrozumieć niektóre z jej nieskomentowanych słownie zachowań.
Kształt
wody
porusza różne problemy, co idealnie oddają bohaterowie. Trauma, niemożność
odnalezienia się w realiach doczesnego życia, ograniczenia, zniewolenie,
rasizm, i przede wszystkim samotność. Autor nie podaje nam tego jak na tacy,
dlatego dodatkową frajdą jest samoczynne rozszyfrowywanie, co miał nam do
przekazania.
Jeżeli mam być szczera, aby Kształt wody był idealny, połączyłabym
zarówno film, jak i książkę – z książki wzięłabym na pewno różne dodatkowe, ale
cenne sceny, które nie pojawiły się w ekranizacji, rozwinęłabym również historię traumy
Stricklanda, aby lepiej go zrozumieć; to rozszerzyłoby czasowo film, który
chwilami wydawał mi się pędzić za szybko.
Jak widać, książka poszła w drugą stronę, a autor trochę przedobrzył.
Moim zdaniem Kształt wody to książka będąca
kwintesencją zarówno ludzkości, jak i jej braku. Historia Elisy i stwora to
tylko zwieńczenie, a zarazem połączenie wszystkich tych wątków, które pojawiły
się w książce. Przyznaję, że powieść czytało się przyjemnie, ale na pewno sporo
zmian bym tutaj wprowadziła. Niemniej jednak była to lektura, którą miło będę
wspominać, chociażby ze względu na ilość poruszanych, często kontrowersyjnych
tematów.
Ocena: 6/10
Tak poza recenzją... Przyznajcie, że okładka jest genialna!
Za egzemplarz dziękuję:
STREFA
CYTATÓW:
–
Najinteligentniejsze stworzenia – mówi łagodnym tonem – często wdają z siebie
najmniej dźwięków.
–
Nie! W moim kinie! Jest deszcz w moim kinie!
– Chce pan, żebym poświadczył cud czy ma pan na
myśli przeciek?
–
To my go skrzywdziliśmy. Przywlekliśmy go tutaj. Torturowaliśmy go. Jaki będzie
następny krok, Leo? Jaki gatunek wytępimy? Może siebie samych? Mam nadzieję.
Zasłużyliśmy na to.
jakoś mnie nie kusi.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńFilm mnie zawiódł - nie było w nim nic odkrywczego, to "Labirynt fauna" podobał mi się o wiele bardziej. Obejrzałam całość głównie dlatego, że Strickland został zagrany po mistrzowsku.
Kusisz mnie do sięgnięcia po powieść, by dowiedzieć się czegoś więcej i bohaterach, którzy w filmie byli, ale niewiele się o nich dowiedziałam. Jak uporam się z obecnymi powieściami do czytania, zgłoszę się do Ciebie po Kształt wody.
Pozdrawiam!
Ten tytuł budzi tyle emocji, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie poznać tej historii, choć może sięgnę po film.
OdpowiedzUsuńMój tata ostatnio oglądał ten film i stwierdził że to dno. Wierzę w to, że książka może być zupełnie inna. Jestem jej ciekawa, chociażby ze względu na te kontrowersyjne tematy.Ale i na Tobie widzę nie zrobiła piorunującego wrażenia.
OdpowiedzUsuńKsiążka i film w planach tylko nie wiem jeszcze w jakiej kolejności ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o filmie, gdzieś mi tam gdzieś mignęła okładka książki, ale dopiero teraz czuję się zaintrygowana :) Chyba sięgnę w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńŻeby nie było, że jestem aspołeczną mendą, która nie odwiedza blogów i nie komentuje, postanowiłam Cię odwiedzić i przeczytać Twoją opinię. Koniec tłumaczeń, idziemy dalej.
OdpowiedzUsuńO [Kształcie wody] dowiedziałam się dopiero w chwili, gdy wszelkie media trąbiły o tym wielkim filmowym wydarzeniu ze względu na nominacje. Nie powiem, już wtedy czułam delikatną nutkę ciekawości i jakież było moje zdumienie, kiedy odkryłam, że jest też... książka! To odkrycie zaowocowało chłonięciem Twoich słów, przez co z sekundy na sekundę coraz bardziej pragnęłam poznać historię Elisy i stwora. Pragnę dowiedzieć się, czy ukazane tutaj uczucia, wszelkie przeciwności losu oraz ludzkie odrzucanie czegoś,co nie jest im znane, wywarłyby na mnie wrażenie. No i - rzecz jasna - nadrobię jeszcze film, aby porównać sobie niby tę samą historię, ale jednak inną.
Pozdrawiam cieplutko i czule, i czekam na Twoją opinię na temat jednej książki. :p
BLUSZCZOWE RECENZJE
Widziałam film, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak zabrać się za książkę, coby porównać fabułę, bo widzę, że jest wiele różnic. Ciekawe, jak mnie przyjdzie to wszystko ocenić. Obym się nie zawiodła, bo zacznę krzyczeć z rozpaczy ;P.
OdpowiedzUsuńFilm i książka są mi obce. Nie wiem tak narpawdę, co myśleć. Film wygrał, więc nim ja do tego sięgnę minie 5 lat :D
OdpowiedzUsuńPS: Wypełniłam ankietę wedle prośby :) Daj mi znać jakie otrzymałaś wyniki. To mega super pomysł na prace dyplomową!
Widziałam film i sądzę, że Oskar za najlepszy film dostał jak najbardziej zasłużenie! Według mnie ta produkcja odbiega od wszystkiego, co miałam okazję dotychczas oglądać. Klimat naprawdę niesamowity, ale według mnie najlepsze przesłanie. Ten film ukazuje ogromną tolerancję :) To czego w dzisiejszym świecie naprawdę brakuje... Szkoda tylko, że niektóre wątki zostały tak skrócone, że mało co się dowiadujemy o postaciach... Myślę, że ten fakt może mi zrekompensować ta książka. Chętnie przeczytam żeby dopełnić sobie tą historie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie