Ostatnio zauważyłam jedną istotną rzecz.
Wielu ludzi nie wie, że tego bloga prowadzą 4 różne osoby.
Proszę, zwróćcie na to uwagę, bo nie warto wrzucać nas wszystkie do jednego
worka ;). Każda pisze inaczej, każda ma inne zdanie, styl i recenzuje inne
rzeczy. SadisticWriter jest założycielką (tak, to ja!) Zniewolonych,
Cleo M. Cullen zastępczynią założycielki, a potem są jeszcze
nasze genialne recenzentki: Franklin (ta pani od felietonów i wierszy!) oraz Paula,
wielbicielka romansów i dramatów! Zapraszam do zakładki: "O nas".
Tytuł: Ktoś
mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań
Tytuł oryg.: Summer Days & Summer
Nights: Twelve love stories
Gatunek: Literatura
młodzieżowa
Wydawnictwo: Otwarte (moondrive)
Ilość stron: 480
Opis: Geek
filmowy podkochuje się w koleżance z pracy. Do zrobienia pierwszego kroku
popycha go… zombie.
Mark i Margaret utknęli w czasie. W kółko
przeżywają ten sam dzień, 4 sierpnia.
Chłopak w śpiączce i jego najlepsza
przyjaciółka mają szansę powrócić do przeszłości i na nowo przeżyć najlepsze
wspólne chwile. Co się stanie, jeśli jedno z nich postanowi zmienić bieg
wydarzeń?
Przejażdżki na motorze, skoki z klifu,
seanse filmowe, szalone spiski animatorów w ośrodkach wczasowych, ogniska na
campingu i zapach morza – w tych opowiadaniach jest wszystko, czego oczekujesz
od wakacji życia.
Odważ się zrobić pierwszy krok do
spełnienia marzeń. Kto wie, może miłość czeka na Ciebie tuż za rogiem?
Przecież wszyscy pragniemy tego samego: by
ktoś nas pokochał.
Wakacje
i miłość. Te dwa zjawiska idą ze sobą w parze i szczególnie mocno oddziałują na
naszą wyobraźnie. Prawie każda nastolatka marzy o przeżyciu jakiejś wakacyjnej,
miłosnej przygody. Szalona nocka pod namiotami i ten jedyny, nieziemski,
seksowny i pociągający chłopak. Morskie fale uderzające o piaszczysty brzeg,
zachód słońca w ciepłych barwach i namiętny pocałunek pachnący solą (matko, czy
sól pachnie? Chyba bycie poetą mi nie wychodzi). Ciepła noc spędzona pod
milionami gwiazd w ramionach nadludzkiej istoty, promieniującej blaskiem nie z
tej Ziemi (i z gołym torsem, oczywiście). Niektórzy, jak na przykład ja, nie
szukają wakacyjno-miłosnych przygód i wolą zostać tylko przy tej jedynej…
książce. Dla takich osób, zbiór 12 opowiadań o nazwie „Ktoś mnie pokocha”
będzie idealną przygodą, która pozwoli poczuć letni klimat całym sobą.
Stephanie
Perkins zebrała antologię związaną z miłością już po raz drugi. Pierwsze jej
dzieło nosi nazwę „Podaruj mi miłość” i dotyczy świąt. Jeżeli mam być szczera,
polubiłam obydwie części. To dobry sposób na wdrążenie się w klimat świąteczny
czy wakacyjny, jeżeli nie jesteśmy w stanie go poczuć.
Wielkim
dla mnie plusem są typowo zaprojektowane dla nastolatek okładki. Osobiście
uważam, że nic nie pobije tej świątecznej wersji, ale wakacyjna też ma swój
urok, przyciąga oko. Twarda okładka została wzbogacona o brokat, jak w
przypadku poprzedniej części, co niesamowicie mi się podoba. Myślę, że nawet
osoby, które nie sięgają zazwyczaj po książki, z chęcią mogłyby przyjąć w
ramiona wakacyjną antologię. Te opowiadania nie są wymagające, a całkiem
przyjemne i proste w przekazie.
Recenzję
podzielę na dwie części, a każdym z opowiadań zajmę się z osobna, mam nadzieję,
że Was nie zanudzę! Zostańcie do końca – myślę, że warto.
Leigh
Bardugo – „Łeb i łuski, jęzor i ogon”
Uważam, że to doskonały wstęp do całej
antologii. Już od pierwszych stron wyraźnie czuć zapach lata. To co mi się
podobało to legenda o nadmorskim stworze, stworzona przez mieszkańców miasta.
Od samego początku opowiadania, mamy świadomość, że jest nim główny bohater, to
zaoszczędza nam zaskoczeń. Gracie, główna bohaterka, okazała się być lekko…
bezbarwna, niemniej jednak, poważny Eli został nakreślony idealnie. Ta historia
dowodzi temu, że nawet prosto opisywane czynności mogą być naprawdę
interesujące.
Uważam, że pierwsze
opowiadanie było klimatyczne i urocze. Nie mogę mu też odmówić swoistej
oryginalności, a oryginalność to coś, co cenię najbardziej. Przyjaźń Eliego i
Gracie, która przerodziła się w miłość, bardzo przypadła mi do gustu.
7/10
„ – Fajnie było – powiedział.
– Tak – zgodziła się Gracie nieco zbyt
entuzjastycznie.
– Pojedźmy jutro na rowerach do Robin Ridge.
– Wszyscy?
Między brwiami Elego pojawiła się zmarszczka.
– No tak – odparł. – Ty i ja.
Czyli wszyscy."
Nina
Lacour – „Koniec miłości”
W poprzedniej części antologii przedstawiona
była miłość homoseksualna z punktu widzenia chłopców, teraz mamy homoseksualizm
z punktu widzenia dziewcząt. Tym razem nie jest to jednak traktowane jako
wielka tajemnica, ale jako… coś zwyczajnego, normalnego, co wszyscy dookoła
akceptują.
Flora to główna
bohaterka naszego opowiadania. Wakacje co roku spędza na dodatkowych lekcjach z
matematyki, których tak naprawdę nie potrzebuje, bo jest matematycznym
geniuszem. Flora próbuje uciec od problemów. Jej dramat związany z rozwodem
rodziców poruszył mnie i uważam, że był bardzo dobrze opisany. Niemniej jednak,
to opowiadanie nie należy do moich ulubionych. Jest słabe. Miało potencjał, ale
nie został on wykorzystany.
Flora względem Mimi
zachowuje się jak psychofanka. „O Jezu, Mimi piła z tego samego kubka, jej usta
go dotykały!” – nie, nigdy nie rozumiałam tej nadmiernej, wręcz drobiazgowej
fascynacji takimi rzeczami w miłosnych historiach.
Sam wątek tytułowego
„końca miłości” był dla mnie przedramatyzowany. Aspekt rodzinny choć ciekawy –
przytłumił trochę ten miłosny, który powinien być kulminacją fabuły. Przy całym
opowiadaniu, miałam wrażenie, że autorka bała się przesadzić z dziewczęcą
miłością. Podchodziła do tego trochę za ostrożnie, przez co wątek zakochanych
dziewczyn był dla mnie sztywny i nieciekawy, chociaż nie mogę odmówić historii
wakacyjnego klimatu.
5/10
„ – Chcę sobie zrobić tatuaż – mówię. – Już go
zaplanowałam.
Pokazuję im miejsce na wewnętrznej stronie
ramienia.
– Jaki? – pyta Travis.
– Słowa. Myśl. „Koniec miłości”.
Mimi mruży oczy.
– Z czego to?
– Z mojej głowy”
Libba
Bray – „Ostatni bój w Horrelaksie”
Jedna z moich ulubionych historii tej antologii.
Opowiada o przyjaciołach pracujących w dziwnym kinie, wyświetlającym horrory.
Główny bohater Kevin, podkochuje się w malarce o imieniu Dani.
Autorka w ciekawy sposób
naśmiewa się ze schematów horrorów. Do tego kreacja głównego bohatera, który
jest maniakiem filmowym. Uważam, że sceny, które wymyślał w głowie były
cudownym pomysłem i nadały opowiadaniu niepowtarzalnej barwy. Każdy z bohaterów
był tutaj nakreślony w dokładny i ciekawy sposób. Każdego z nich polubiłam.
Wręcz uwielbiam
opowieści, które mają w sobie mnóstwo humoru. Już sam wstęp, gdy Dave robił
„słit focię” z Kevinem, potwierdził, że opowiadanie będzie ciekawe.
„Ostatni bój…” to
trochę mieszanka oryginalności ze schematami, ale te schematy są przedstawione
w parodyjnie udany sposób.
Nie spodziewałam się, że
film wyświetlany w kinie okaże się żywą klątwą, zamieniającą kinomanów w
demony. Na początku się przestraszyłam, ale humor głównych bohaterów uczynił tą
sytuację dosyć lekką i błahą. Do tej pory po głowie chodzi mi wesoło wyrzucony
z ust Kevina cytat: „Ej,
Bryan, polać masełkiem?!” –
który wykrzykuje do demonów.
Sam motyw ludzi żyjących
w filmie był genialny! Wakacje na dobrą sprawę nie były tu nawet wspomniane, a
mimo tego poczułam ich klimat. To jest dopiero plus dla autora! W końcu, komu
kino i horrory nie kojarzą się z wakacyjnymi maratonami?
Może miłosny wątek nie
jest tu dominujący, ale jest doskonałym dodatkiem do emocjonującej całości.
Cytatów zaznaczyłam
tutaj od groma, ale podzielę się tylko jednym z nich, aby nie niszczyć nikomu
zabawy.
8/10
„WNĘTRZE. Piwnica. Naprawdę okropna noc. Horda
zombie atakuje Kevina, ale zamiera, gdy sobie uświadamia, że nie da się zabić
kogoś bez mózgu. Cięcie, napisy, fin”
Francesca
Lia Block – „Sick pleasure”
To opowiadanie jest beznadziejne. Naprawdę. W
dwóch antologiach nie znalazłam jeszcze tak niepotrzebnej opowieści bez fabuły.
Stwierdziłam, że nawet ja napisałabym lepszą niż autorka. Wiele osób napisałoby
coś lepszego, nie będąc z zawodu pisarzami.
Nie było tu imion
bohaterów. Nadmiar liter od ich pierwszych imion był tak denerwujący, że do tej
pory nie pamiętam, która przyjaciółka I była L, a która J. Zabieg jednoliterowy
sprawdza się dobrze w opowieściach z ograniczoną ilością bohaterów – np.
wyłącznie z dwoma. Były też jakieś głupie nazwy na ludzi, których zgraja
imprezowych dziewczyn poznawała. Ostry, Szczur, bla bla.
Klimat od początku był
dziwny, nierealny. Czułam się, jakbym była w świecie robokopów, które tańczą w
klubie, co jest ich jedynym celem w życiu i mówią do siebie krótkimi zdaniami
niemającymi większego sensu: „Dlaczego?”, „Bo muszę”.
Jeżeli miałabym streścić
fabułę tej historii, wystarczy, że powiem: alkohol, głupie dziewczynki,
myślące, że są super na imprezach, o, penis, o, nagle na imprezie zachciało mi
się stracić dziewictwo; a każda impreza kończy się tekstem: „musimy już iść” –
którejś z koleżanek.
I i A jadą motorem.
Wywalili się. O. Ale wypadek. I następna scena. Sugeruję, że pojawia się tu za
dużo bezsensownych i niepotrzebnych wstawek. Najbardziej zbulwersował mnie
fakt, że I bez większego powodu po prostu rozstała się z A, którego przecież
tak wielce kochała. Po kilku imprezach, poszła do domu jakiegoś obcego gościa,
pomyślała, że chce stracić dziewictwo, wciągnęła kokainę i przeleciała się z
chłopakiem, którego znała 2 dni. Do tego ten wielki dramat, że A już nie ma, że
jej ojciec ma raka, a fakt ten zdradziła dwóm obcym facetom, jakby oczekiwała
współczucia. Czy to miało wzbudzić litość? Mnie tylko zniechęciło.
Historia wygląda, jakby
ktoś kazał autorce ją maksymalnie skrócić. Czy ona ma na swoim koncie
jakiekolwiek książki? Mam wątpliwość co do tego, czy chciałabym je przeczytać.
2/10
(choć z chęcią dałabym 0)
– Och – powiedziałam.
– Przepraszam.
– W porządku. – Też chciałam mu coś wyznać.
– Mój tata ma raka, a ja jesienią musze wyjechać na studia.
– Och, to do dupy.”
Stephanie
Perkins – „Za półtorej godziny skręć na północ”
Tu muszę podkreślić, że opowiadanie napisała
sama twórczyni całej antologii. W pierwszej części również pojawiła się jej
historia. Musiałam otworzyć stary zbiór opowiadań, żeby przypomnieć sobie o
czym pisała i czy mi się podobało. „Cud Charliego Browna” głosił tytuł. Bardzo
mi się spodobał i ze zdziwieniem stwierdziłam, że historia z „Ktoś mnie
pokocha” to jej kontynuacja! Ale jaka kiepska kontynuacja. Dłuży się. Zawiera
masę dobrych opisów, ale tak naprawdę niepotrzebnych. Wątek miłosny jest nimi
przytłoczony.
Marigold przyjeżdża do
Northa, swojego byłego chłopaka, który niedawno z nią zerwał, bo… tak naprawdę
nie wiadomo dlaczego. Szczególnie nie rozumiem tego momentu, kiedy North się
dziwi, że przecież z nią nie zerwał. Dialogi są sztuczne, a wypowiedzi Northa
pracującego przy kolejce górskiej są tak suche, że dziwię się, że ten tłum
turystów się śmiał, ja bym go obrzuciła popcornem za słabe przedstawienie.
Opowiadanie bardzo
odrealnione, niemające większego sensu. Bohaterowie robią aferę z niczego,
kłócą się o nie wiadomo o co, a Marigold sprawia wrażenie… hmm, łagodnie
mówiąc: kogoś o niezbyt wielkiej inteligencji. Nie wiedziała po co pojechała do
Northa, a na koniec ambitnie uświadomiła sobie, że dlatego, iż wciąż go kocha.
Opowiadanie po prostu słabe, choć sama końcówka była w porządku. Zmieniłabym na
pewno tytuł. Bo wzmianka o nim jest tak naprawdę bez związku z tematem
opowiadania. To tylko jakieś niepotrzebne przypomnienie zrodzone z głowy
Marigold.
Wakacje czuję tylko na
początku i na końcu, w środku, jakimś dziwnym trafem góry przywodzą mi na myśl
zimę – może to dlatego, że autorka wciąż wspomina, że głównej bohaterce jest
zimno i mokro? Może.
4/10
– Wyglądasz idiotycznie w tym ubranku –
powiedziała.
– Wyglądam niesamowicie.
– Niesamowicie idiotycznie.
– Niesamowicie przystojnie.
Tim
Federle – Pamiątki
Jedno słowo: homoseksualiści. Po raz drugi w tej
antologii, po raz trzeci wśród dwóch zbiorów. Ostatnio ich temat stał się
naprawdę popularny. Nie wiem czy mnie to irytuje, czy raduje. Z odrobinę
zepsutym nastawieniem pochodziłam do tego opowiadania. Na początku nie podobały
mi się wstawki znikąd (od tyłka do pizzy – dosłownie), które stosował Matt. Z
drugiej strony uznałam, że to właśnie nadaje mu charakteru, bo tak,
rzeczywiście jest trochę dziwny. Jego chłopak z którym jest od pięciu tygodni
to Kieth – chcąc nie chcąc, zawsze widzę to imię jako „kiep”, przepraszam, mimo
tego uważam, że tak samo jak Matt jest świetnie wykreowaną postacią. Z
charakterem, z mocno podkreślonymi wadami i zaletami.
Opowiadanie opiera się
głównie na tym, że obydwoje – Matt i Kiep, pracują w parku rozrywki. Tytuł jest
tutaj wieloznaczny, co mi się podoba. Z jednej strony chodzi o to, że Matt
pracuje w sklepie z pamiątkami, z drugiej o to, że Kieth zostawia mu po sobie
pamiątkę. Samo zakończenie jest realne, takie, jakie oczekiwałam: ustalili
pożegnanie i się pożegnali, bez żadnych romantycznych powrotów i tekstów:
„rzucam dla ciebie studia!”.
Opowiadanie mocno
zapulsowało u mnie końcem. Wątek z pizzą też wypadł dobrze na tle historii. No
i rozmowa Matta z jego matką, każdy chciałby poznać taką kobietę. Na tym kończą
się pozytywy. Co mnie irytowało?
Matt ciągle beczy. Wiem,
autor chciał pokazać, że mężczyźni są bardzo wrażliwi, ale koniec końców nie
wyszedł nam wrażliwy facet, a klucha tonąca w morzu łez. Nawet dziecko, któremu
spadają na ziemię lody wydaje się być bardziej dorosłe niż on.
Wiecie czego nie
chciałam wiedzieć? Że dwójka chłopaków ukrywająca się w toalecie śmieje się, bo
nie mogą zapiąć swoich rozporków. Nie, nie uwierzę, że po prostu sobie tam stali,
mam za wielką wyobraźnię.
„Uwielbiam twoje wielkie
stopy” – matko, wyobrażacie sobie taki tekst na podryw? Bo ja nie.
Pojawił się również śmieszny błąd w tekście, który rozbawił mnie bardziej niż
jakikolwiek fragment w opowiadaniu: „gumy do ŻYCIA”. I co sobie może pomyśleć
człowiek, który czyta o gejach? Ja stwierdziłam, że gumy do ŻYCIA wcale nie są
im potrzebne, bo i tak nikogo nie spłodzą.
5/10
„Będzie mnie
bolał brzuch, ale warto. Przecież to pizza. Czym jest życie bez sporadycznego
ryzyka w postaci pizzy?”
Głośno ostatnio o tym zbiorze, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Co mnie zaskoczyło, to fakt, że nie jest to taki typowy romans w każdym opowiadniu, ale tak jak było wymienione na początku w opisie - zdarzają się nadnaturalne motywy jak powrót do przeszłości, czy to opowiadanie, w którym ludzie zamieniali się w demony. Swoją drogą, to nie jest za duży spoiler do opowiadania? Tak z ciekawości pytam :) Jakby nie było i tak nie sięgnę...
OdpowiedzUsuńTak, przyznaję, recenzja rozległa i sporo w niej jest, ale nie zdradzam całej fabuły XD. Na szczęście.
UsuńPo przeczytaniu recenzji wiem jedno - chcę się przekonać, czy myślimy podobnie. Dlatego zaklepuję sobie tę książkę, jak wpadnę, to ją przeczytam, to tylko niecałe pięćset stron.
OdpowiedzUsuńŚciskam! :*
Jakoś nie przepadam za zbiorami więc odpuszczę :) przyznam, że nieco dziwne te opowiadania i chyba nie w moim guście :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam za zbiorami opowiadań, aż w zeszłym roku trafiłam na wspomniane "Podaruj mi miłość i...UWIELBIAM ZBIORY OPOWIADAŃ! :D Wakacyjnego jeszcze nie czytałam, ale bardzo chcę to zrobić (tym bardziej, że autorką jednego z opowiadań jest Libba Bray, którą niesamowicie lubię).
OdpowiedzUsuńPS. Głęboko ubolewam nad tym, że mój zimowy zbiór jest w wersji bez brokatu. Serio. To smutne.
PS 2. Wydaje mi się, że sól ma zapach. Tak samo jak żelazo (pierwiastek :D ) ma według mnie smak :P
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Właśnie jestem w trakcie czytania, a raczej może takiego delektowania się, bo sobie powolutku, po opowiadanku czytam, ale muszę się z Tobą zgodzić, że już od samego początku, czuć, że to książka idealna na lato. Ten wakacyjny klimat sprawia, że aż się miło człowiekowi robi. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam całą czwórkę ;)
Amanda Says
Ale fajnie, że jest was cztery :) każda na tym zyskuje a my - czytelnicy - również :)
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście przyciąga wzrok i myślę, że publikacja będzie idealna dla mojej siostrzenicy. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńNie tylko ty czułaś w opowiadaniu Stephanie klimat zimy ;) Ja też go czułam, ale gdybym nie przeczytałabym tego u Ciebie w życiu bym na to sama nie wpadła, tylko dalej myślałabym, że coś mi nie gra xD.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
SZELEST STRON
A ja pamiętam, że jest Was więcej :)
OdpowiedzUsuńSzczegółowa recenzja, ale dla osób zastanawiających się nad przeczytaniem tej książki - idealna. Ja raczej ją sobie odpuszczę, niemniej jednak kusi mnie opowiadanie "Ostatni bój w Horrelaksie".
Ja pamiętałam, że jest Was więcej:):)
OdpowiedzUsuńMyślę, że odnalazłabym się w tym zbiorze tylko musiałabym poświęcić mu więcej czasu:)
Zaczęłam czytać tę antologię, ale na razie mam mieszane uczucia, gdyż opowiadania są bardzo rożne. Jedne zachwycają, inne rozczarowują.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tym zbiorze i przyznam szczerze, że mimo wszystko bardzo mnie ciekawi. Jak sama piszesz, są opowiadania lepsze i gorsze :)
OdpowiedzUsuńJestem na waszym blogu po raz pierwszy i obiecuję, że będę się starała was nie mylić (co chyba nie będzie szczególnie trudne, w końcu, jak wspomniałaś, każda z was jest inna:))
Nie przepadam za zbiorami więc raczej nie sięgnę, no chyba, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności trafi w mojej ręce ;)
OdpowiedzUsuńFajnie podzieliłaś opis tych opowiadań. Chyba najbardziej rozbudowana recenzja tej książki, jaką czytałam jeżeli chodzi o tę pozycję :) Mam na nią ochotę :)
OdpowiedzUsuń4... az 4 wow ale to odbrze kazda pisze o tym co lubi :D ja tak czytam te recenzje i sei zastaawiam i chyba dochodze od wniosk ie nei warto sie za to brac :D pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTen zbiór był rozdawany u mnie w szkole na koniec roku i w sumie chyba dobrze, że go nie dostałam. Generalnie nie lubię takich zbiorów, zazwyczaj mnie nudzą i widzę, że ciebie też nie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze tutaj trafiłam.
Pozdrawiam serdecznie
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/
Zawsze podziwiałam takie grupowe blogi.
OdpowiedzUsuńNiestety książka zdecydowanie nie dla mnie. Przypomina mi "12 świątecznych opowiadań", o których było głośno zimą, a które okazały się zwykłą chałą.
Pozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
polece ją mojej mamie bo lubi takie :D
OdpowiedzUsuń