Ostatnio weszłam do
księgarni. Jestem tego typu człowiekiem,
który gwałci wszelkimi zmysłami rzeczy potencjalnie własne. Dlatego weszłam do
księgarni. I wszystkie książki były moje. Miałam 20 egzemplarzy „Potopu”( a świadomość,
że nigdy nie przeczytam ani jednego w ogóle mi nie przeszkadzała) . Miałam
wszystkie tomy „Harrego Pottera”, najnowszego Kinga i nawet Grocholę, z której
już wyrosłam. A potem podeszłam do kasy. I czar prysł. I to wcale nie cena była
przyczyną wisielczego nastroju. Przypominam – byłam w KSIĘGARNI. Skoro byłam w
KSIĘGARNI, to dlaczego zobaczyłam przy kasie prezerwatywy? To byłoby nawet
zabawne, gdyby tuż obok ktoś umieścił literaturę erotyczną, ale nie… Sąsiadem
„Durexów” był „Mikołajek”. Nie, to nie jest żart.
Zauważyłam pewną
zależność. Nie tylko książki są tam, gdzie prezerwatywy, ale także prezerwatywy
są tam gdzie książki. Jednak to chyba nie oznacza, że nie mogą bez siebie żyć…
Powiedziałabym nawet, że bardziej adekwatny byłby papier toaletowy – wszak
pisarz wydala nie tylko słowa. Mówisz i masz! Przecież książki są także w
supermarketach, a widzieliście kiedyś supermarket bez papieru toaletowego?
W domach handlowych
książki czekają na potencjalnych czytelników pomiędzy pomidorem, a ogórkiem. I
najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że to znowu nie jest żart. Tak sobie pomyślałam, iż to nieumiejętne
rozprowadzanie towaru wynika z domniemanego humanizmu modelek, aktorek i
piosenkarek.
„Dzień dobry, nie,
nie jestem pisarką hehe, no gdzie… Piszę Tą(i tu Profesor Bralczyk płacze, bo
przecież Tę) książkę dla was - żebyście
wiedzieli, że ja też kiedyś byłam zwykłą dziewczyną. Moje życie nie było łatwe,
zawsze miałam pod górkę. Pomogła mi dobra dieta i sport. Zawsze miałam dużo
samozaparcia. (…)” – ona samozaparcia, ja czytając to mam zaparcia…
Książki z cyklu, a
raczej z serii: „jak być mną?” są coraz bardziej popularne. I kto jest temu
winien? Ci, którzy żartują sobie w ten sposób z literatury, czy ci którzy
kupują te dowcipy?(dosłownie i w przenośni).
O zgrozo! Jak dobrze
byłoby, gdyby wytwory gwiazd kończyłyby się wyłącznie na autobiografiach. Swoją
drogą, ciekawe czy w takich dziełach występują wyłącznie zakończenia otwarte?
Pisanie autobiografii świadczy o pewności siebie. Pewności o tym, że ludzie chcą znać kogoś
takiego jak ja, a co więcej chcą być kimś takim jak ja… Narcyzm do kwadratu,
prawda?
Czasem gwiazdy chcą
być bardzo konsekwentne. Jeżeli kobieta gotuje na ekranie, to wydaje książkę
kucharską. Jeśli interesuje się wróżbiarstwem… „hokus-pokus” i mamy kolejne
dzieło o magii tarota! I to nie byłoby takie złe, gdyby prócz konsekwencji
istniał jeszcze profesjonalizm.
Jestem zła. Jestem
wściekła, że taka profanacja literatury to nic innego jak pstryczek w naszą
stronę. Wypróbowane recepty na szczęście, dobry orgazm i jeszcze lepszy
organizm. Pozwolę sobie zrymować – skąd ten onanizm? Co jest złego w fikcji literackiej, w
kostiumie historycznym, hiperbolach, parabolach… Oh… ja wiem co jest złego. Trzeba
myśleć! A gdy Małgorzata Rozenek pisze, że do sprzątania używamy niebieskich
rękawiczek, a do prac ogrodowych konieczne są żółte, to w tym nie ma metafory.
To jest rada wykreowanego autorytetu - i
tutaj kłania się jedna z zasad wywierania wpływu, ale o tym może napiszę kiedyś
inny felieton.
No i co? Jest to
literatura, czy nie? Książka jest książką, gdy zawiera treść i jest
przygotowana do rozpowszechniania. Książka jest książką, gdy ma odpowiednią
ilość stron. Ale kiedy jest literatura? Gdzie jest ta granica? Czy jest ona
nieostra na tyle, że nikt jej nie zauważa?
Literatura, czy też
wszelkie dzieła sztuki powinny inspirować przyszłych potencjalnych twórców.
Powinna zawierać myśl, ideę… Nie, nie musi być to Soplica. Wystarczy zwykła
Wyborowa. Jak odróżnić dobrą książkę od
złej? Nie ma jednej odpowiedzi. Odpowiedzi powinno być milion. Każdy powinien
„jeść” książki z różnych półek żeby uzmysłowić sobie, czego więcej nie „zje”, a
po co sięgnąłby drugi raz. Jednak idąc za głosem głośnego tłumu możemy
wylądować w Fast Foodzie, i jedyne co nam pozostanie to zapytać ekspedientkę z
żółtym M na lewej piersi, czy będzie jadła to krzesło. Myślmy co czytamy,
czytajmy co myślimy.
PS. Gdy opowiedziałam mojemu przyjacielowi o wizycie w księgarni podsunął mi logiczną myśl... Może te prezerwatywy obok książeczek dla dzieci to taki chwyt marketingowy? Albo kupisz co trzeba teraz, albo przez najbliższe kilka lat będziesz konsumentem literatury dziecięcej. ;)
Moja droga, wytłumaczenie tych prezerwatyw w księgarni jest proste - czytanie jest sexi a widok czytającego partnera podniecający! Stay save!;)
OdpowiedzUsuńSą książki dobre i złe, nawet jakby się ktoś ogromnie starał, to prędzej czy później wybierze złą. A jak z góry wiemy, że dany plik papierów w ładnej okładce nadaje się tylko do tego, aby sobie nim tyłek podetrzeć, to lepiej ominąć to szerokim łukiem, wybrać coś, co według nas będzie zdecydowanie lepsze i kupić sobie papier toaletowy za 4 złote, a nie za 40 :) Taniej i więcej :D A poza tym spokojne nerwy.
OdpowiedzUsuńGumki mnie nie dziwią, ostatnio widziałam w księgarni kubki, poduszki i jeszcze inne dziwne rzeczy, które wcale nie nawiązywały do czytania.
Haha, o jeju pierwszy raz słysze, żeby w księgarni były prezerwatywy.. no ludzie, serio? wciąż ciężko mi w to uwierzyć. Gdyby mi się to przydarzyło, to czułabym się co najmniej dziwnie...Ale najlepszy tekst Twojego przyjaciela haha <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
(recenzentka-ksiazek.blogspot.com)
Fajny i trafny komentarz przyjaciela :) Ale masz rację. Ja co prawda prezerwatyw w księgarni jeszcze nie spotkałam, ale widziałam tysiące innych, również nieksiążkowych rzeczy. Tęsknię za takimi klimatycznymi księgarniami, przytulnymi, wyłącznie z książkami.
OdpowiedzUsuńCzyżby "Mikołajek" budził popęd u panów? Chyba trzeba zakupić.
OdpowiedzUsuń