Tłumacz:
Edyta Świerczyńska
Tytuł: Odrobina brokatu
Tytuł: Odrobina brokatu
Tytuł oryg.: Glitter and Sparkle
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Gatunek: literatura młodzieżowa
Premiera: 21.06.2018 r.
Ilość stron: 310
Opis: Lauren
ma prosty plan nażycie: skończyć szkołę, dalej rozwijać swojego bloga DIY i
poślubić kogoś sławnego. W swojej przyszłości widzi jeszcze dwa słodkie pieski
i bardzo dużo brokatu. Klasyczne „i żyli długo i szczęśliwie”.
Plany
krzyżuje Harrison, szkolny przyjaciel jej brata, który nagle postanawia
zamieszkać w ich domku gościnnym. Przecież to studio nagraniowe Lauren! Gdzie
ma teraz kręcić nowe filmy dla swoich fanów?
Dziewczyna
decyduje się na ignorowanie intruza. Jakoś przeczeka jego niechcianą obecność i
wróci do swojej kreatywnej codzienności. Gdyby tylko Harrison nie był taki
przystojny… i zabawny… i zdolny… i wkurzający!
Kiedy tylko zobaczyłam
zapowiedź książki Odrobina brokatu,
wiedziałam, że to coś, co koniecznie chcę przeczytać. Już sama okładka mówi nam
o tym, że dostaniemy młodzieżową, dosyć uroczą powieść obtoczoną chmurą
brokatu. Co prawda bałam się, że może nastąpić przesyt słodyczy i moje serce
zostanie nakarmione zbyt dużą ilością różu, ale na szczęście tak nie było. Co
mi się podobało, a co nie? Dowiecie się tego poniżej.
Lauren nie jest skomplikowaną
nastolatką, ale muszę przyznać, że niekiedy lekko roztrzepaną i… dosyć typową. To
znaczy, że nie ma jakichś wielkich ambicji na życie, po prostu chce skończyć
szkołę, pójść na studia (sama jeszcze nie wie na jakie) i poślubić bogatego
faceta. Nie jest to plan zasługujący na nagrodę Nobla, ale bądźmy ze sobą
szczerzy – wiele dziewcząt w tym wieku właśnie o tym myśli, choć nie wszystkie
się do tego przyznają. To, co mi się w Lauren podoba, to jej zainteresowanie do
tworzenia DIY, jednocześnie ubolewam nad tym, że w książce było tak mało
niesamowitych sposobów na zrobienie czegoś własnoręcznie, bo to z pewnością
ubarwiłoby powieść i sprawiłoby, że hobby Lauren stałoby się bardziej
wiarygodne. Początkowo to właśnie tworzenie przez nią vloga zachęciło mnie do
tej książki, a okazało się, że koniec końców takich wątków nie było w powieści
zbyt wiele. Szkoda, bo dzięki temu byłaby jeszcze ciekawsza.
Co na temat Harrisona? Może nie
był skomplikowaną postacią, za to jego relacja z Lauren była bardzo
interesująca – stała gdzieś na pograniczu zabawnej irytacji i nie tak znowu głęboko
skrywanego zauroczenia. Z perspektywy czasu patrząc, polubiłam zarówno
Harrisona i Lauren, choć muszę przyznać, że nasza dziewczęca bohaterka była
niekiedy płytka. Odrobina brokatu
dowodzi temu, że nie trzeba tworzyć nie wiadomo jak skomplikowanych postaci i
nie wiadomo jak górnolotnych dialogów, żeby je polubić. Ta kreacja akurat
autorce wyszła, łącznie z innymi bohaterami, takimi jak nadopiekuńczy rodzice
Lauren, jej energiczna przyjaciółka – Riley, Carla organizująca eventy czy
tymczasowy chłopak będący nałogowym sportowcem – Grant. Choć te postacie nie
miały wyraźnie nakreślonych charakterów, były całkiem
przystępne w odbiorze.
Odrobinę
brokatu czytało się… miło. Nie wiem, czy mogę powiedzieć coś więcej,
ponieważ wbrew pozorom nie była to tak oryginalna i ciekawa książka jak tego
oczekiwałam. Shari L. Tapscott raczej nie można uznać
za drugą Kasie West, a i ta autorka nie pisze tak wspaniałych młodzieżowych książek, jakbyśmy tego chcieli –
trzeba jednak przyznać, że coś w sobie mają. Odrobina brokatu jest mało charakterystyczna i ciężko ją
zapamiętać. Po tygodniu odkąd ją przeczytałam, pamiętam tylko końcowe, kluczowe
wydarzenia, ponieważ podczas całej lektury niewiele się działo. Nie oznacza to
oczywiście, że całej opowieści nie czytało się miło – owszem, była przyjemna na
swój zwyczajny, sztampowy, odmóżdżający sposób, ale to tylko taka lektura na
odpoczynek, ewentualnie na zabicie czasu. Nawet jeżeli bardzo bym tego chciała,
nie mogę stworzyć długiej i wnikliwej recenzji, która właściwie opisałaby
fabułę tej książki, bo ona przez większość czasu tyczyła się tego samego.
Szkoły, przyjaciół, przekomarzania się głównych bohaterów, romansów. Owszem,
zdarzały się sytuacje, które mój umysł skutecznie zapamiętał, ale to wciąż nie
jest fabuła, która wyróżniałaby Odrobinę brokatu spośród miliona młodzieżowych książek. To, co ją ratuje, to lekkość, przyjemni bohaterowie i…
brokat, bo miał tu znaczącą rolę.
Była jedna rzecz, która chwilami lekko mi przeszkadzała, a mianowicie: skrótowość opisów. Czasami nawet przesadna skrótowość, ponieważ autorka przeskakiwała w jednym zdaniu z jednej sytuacji do drugiej. Jestem fanką dłuższych tłumaczeń, które fundują nam autorzy. Tu niektórych spraw musieliśmy się przez ten niedobór domyślać sami. Mam wrażenie, że ta tendencja utrzymywała się mniej więcej do połowy książki, pod koniec nie czułam już, że czegoś brakuje. Albo to autorka rozkręciła się z pisaniem, albo to ja się rozkręciłam z czytaniem.
Była jedna rzecz, która chwilami lekko mi przeszkadzała, a mianowicie: skrótowość opisów. Czasami nawet przesadna skrótowość, ponieważ autorka przeskakiwała w jednym zdaniu z jednej sytuacji do drugiej. Jestem fanką dłuższych tłumaczeń, które fundują nam autorzy. Tu niektórych spraw musieliśmy się przez ten niedobór domyślać sami. Mam wrażenie, że ta tendencja utrzymywała się mniej więcej do połowy książki, pod koniec nie czułam już, że czegoś brakuje. Albo to autorka rozkręciła się z pisaniem, albo to ja się rozkręciłam z czytaniem.
Odrobina
brokatu to przyjemna książka, którą szybko się czyta. Czasami mogą
irytować nas dopowiedzenia głównej bohaterki, która cierpi na manię
zatytułowaną: „O Boże, jakie ciacho, schrupałabym”, ale nie jest to tak
irytujące, jak mogłoby się wydawać. Może książka nie wyróżnia się jakoś
szczególnie pośród innych młodzieżówek, ale jeżeli ktoś chce się odprężyć – to dobra
pozycja. Na pewno bardziej spodoba się nastolatkom będącym w fazie ciągłego zakochiwania
się. Znajdziecie tu pewną dawkę słodyczy zwieńczoną idealnym happy endem, ale
nie tak, że wypali wam oczy i dostaniecie nagłej cukrzycy. Spróbujcie, może
akurat przypadnie wam do gustu!
Ocena: 6/10
Za egzemplarz dziękuję:
Myślę, że jako wakacyjna lektura sprawdzi się idealnie. 😊
OdpowiedzUsuńCzasami takie lekkie książki czytam :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i mam dokładnie to samo zdanie. I też miałam drobny problem z pisaniem recenzji, bo w sumie wszystko, co można powiedzieć o tej książce, da się zawrzeć w 3-4 zdaniach :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Już do mnie zmierza, więc niebawem sama się przekonam co o niej sądzić :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że to taka idealna książka na lato...
OdpowiedzUsuń