Autor: Jay Asher
Tłumaczenie: Maria Smulewska
Tytuł: Światło
Tytuł oryg.: What light
Gatunek: Literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Rebis
Premiera: 8 listopada 2017 r.
Ilość stron: 276
Opis: Sierra prowadzi podwójne życie, a jego rytm wyznaczają święta Bożego Narodzenia. Jedni to życie w Oregonie na rodzinnej plantacji drzewek choinkowych. Drugie to życie świąteczne, kiedy przychodzi czas ich sprzedaży i wszyscy przenoszą się do na miesiąc do Kalifornii. Gdy podczas jednej ze świątecznych podróży poznaje Caleba, wszystko się zmienia.
Calebowi daleko do idealnego chłopaka. Kiedyś popełnił ogromny błąd, którego cenę wciąż płaci. Sierra potrafi w nim jednak zobaczyć nie tylko jego przeszłość i jest gotowa zrobić wszystko, by pomóc mu odzyskać wiarę w siebie. Sierra i Caleb odkrywają coś, co może przezwyciężyć nieporozumienia, podejrzliwość i niechęć, które narastają wokół nich: prawdziwą miłość.
Okres przedświąteczny, kiedy zaczyna się gorączka związana z Bożym Narodzeniem, upływa pod znakiem sprzątania i zakupów. Wśród nich jest także kupowanie choinek. Sztucznych, przy których nie trzeba sprzątać, oraz żywych, które swoim zapachem lasu i igliwia nadają świętom niepowtarzalnego klimatu. Ktoś z nas go nie lubi? A jeśli by tak spędzać przy choince nie tylko te kilka tygodni, ale cały rok, dbając o ich wzrost i nawożenie oraz zajmując się ich sprzedażą? Czy znaleźliby się chętni na takie życie? Sierra takie prowadzi, dzieląc swoje życie na dwa etapy, przynajmniej do czasu, aż nie spotyka chłopaka, który wywraca je do góry nogami.
Światło nabyłam przed jego premierą podczas Krakowskich Targów Książki. Cena mniejsza niż sugerowana, bo rabat, autor jest twórcą uwielbianych przeze mnie 13 powodów, a okładka jest po prostu bardzo ładna. Opis zasugerował mi niezobowiązującą lekturę na jakiś chłodniejszy wieczór, sądziłam więc, że będę się dobrze przy niej bawić. Jak się okazuje - niekoniecznie.
Sierra od wielu lat dzieli swój rok na dwa okresy - ten w Oregonie z rodziną i przyjaciółkami, zajmując się choinkami, oraz ten w Kalifornii, gdzie przyjeżdża na Święto Dziękczynienia i jest do Gwiazdki. Po pierwszych rozdziałach wydawało mi się, że polubię tę nastolatkę - radosną, kochając rodziców i najbliższe koleżanki, zachowująca się jak na licealistkę przystało. Ale później wyjechała na Zachodnie Wybrzeże, a myśl, że zdobędzie moją sympatię, powoli odlatywała w siną dal. Właściwie to z każdą kolejną stronę miałam ochotę nią potrząsnąć i kazać się ogarnąć. Na moich oczach z normalnej dziewczyny zamieniła się w księżniczkę, dla której znaczenie ma tylko romans. Potrafię zrozumieć zamysł pana Ashera, by pokazać pierwszą nastoletnią miłość, ale nie warto dla takiego wątku robić z głównej bohaterki idiotki. Nie tędy droga. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
Caleb, choć mam sentyment do tego imienia przez W.I.T.C.H. Czarodziejki, także nie podbił mojego serca. Nie mogę powiedzieć, by był nudną postacią, właściwie to wydawał się być bardzo tajemniczy, a jego zamiłowanie do nieczesania włosów nawet mnie bawiło, ale w dalszej części historii, im więcej wychodziło na jaw, tym bardziej stawał się normalny. Aż zrobiło mi się smutno, że tak sobie pograno z tą postacią. Finalnie mam dla niego więcej neutralnych uczuć niż dla Sierry i chylę czoła za to, w jaki sposób próbował naprawić swoją winę, mimo to myślałam, że polubię go bardziej.
Wśród pozostałych bohaterów nie znalazłam nikogo, o kim chciałabym napisać coś więcej. Nie wydawali się zbędni, każde z nich miało jakieś znaczenie dla opowieści, jednak odnoszę wrażenie, że niektórzy byli zbyt płytki zarysowani, bym mogła powiedzieć o nich coś więcej niż tylko tyle, że byli. Ostatnio dość często spotykam się z mało wyrazistymi postaciami drugoplanowymi i epizodycznymi, a szkoda, bo wiem, że jedna naprawdę dobrze stworzona postać na drugim planie może wnieść pewną lekkość i humor do całości.
Jay Asher w tej powieści chciał pokazać, że młodzi ludzie także borykają się z przeróżnymi problemami o mniejszej lub większej skali, aczkolwiek też muszą walczyć o swoje szczęście. Rozumiem to i cieszę się, że zostały ukazane takie, z którymi jeszcze się nie spotkałam, jednak muszę pomarudzić. Problem Caleba, który przyniósł ze sobą dość bolesne konsekwencje i zniszczył część jego życia, jak dla mnie został wyidealizowany Biorąc pod uwagę to, co uczynił chłopak, nie ma w powieści ani wzmianki o takich następstwach, jakie wystąpiłyby w prawdziwym świecie. Gdyby coś takiego miało miejsce w rzeczywistości, jeszcze życie po tym uczynku wyglądałoby gorzej. To porzucenie realizmu trochę mnie zakuło w oczy, ale to pewnie moje wyczulenie na jakiekolwiek akty przemocy po stażu w prokuraturze. Co do problemu Sierry i jej rodziców - nie mam żadnych zastrzeżeń; ten wątek był naturalny i odpowiednio wpisany w całą fabułę. Uczucia z nim związane były prawdziwe, a ja czułam współczucie dla tej rodziny. Tutaj autor sobie poradził, co każe domniemywać, że jak chce, to naprawdę umie poruszyć pewne kwestie w nieodrealniony sposób.
Nie mam zbyt wielu uwag poza tym, że Światło okazało się nie być książką dla mnie. Jasne, pomysł z choinkami, ich hodowlą i sprzedażą bardzo przypadł mi do gustu - po pracy w sklepie ogrodniczym naprawdę noszę w sobie wielki podziw i szacunek dla ludzi parających się handlem jakimikolwiek roślinami - tak całość okazała się na tyle niewymagająca i przewidywalna, że spędziłam z tą powieścią zaledwie kilka godzin, które mogłam przeznaczyć na coś innego. Nie mówię, że było to strata czasu, raczej, że to nie było coś, co porwałoby moją duszę. A przecież mogło.
Podsumowując, Światło to idealna powieść na przerywnik między cięższymi dziełami literatury. Nosi w sobie świąteczny klimat i drobinki magii pierwszej miłości, ale jeśli liczycie na historię, która wciągnie was na amen, to ona nią nie jest. Niemniej sprawdzi się jako prezent lub towarzysz na święta przy choince. Miłego odpoczywania ze Światłem!
Ocena: 5,5/10
Może kiedyś się skuszę, ale w tym roku już raczej nie zdążę. ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wystarczy mi spotkanie z autorem podczas czytania "13 powodów". "Światło" nie za bardzo mnie intryguje, a widzę, że wykonanie też kuleje.
OdpowiedzUsuń" 13 powodów" zupełnie mi się nie podobało, ale przyjaciółka zachwala " Światło" i teraz jestem rozdarta.:)
OdpowiedzUsuńDopiero teraz ogarnęłam, że to ten sam autor, który napisał "13 powodów". Nie wiem czy przeczytam, na razie chyba nie.
OdpowiedzUsuńxoxo
L. (Www.slowotok-laury.blogspot.com)
Dobra lektura :)
OdpowiedzUsuńJa miałam wręcz przeciwnie. Najpierw nie przepadałam za Sierrą i z każdą kolejną stroną moja sympatia do niej rosła. Caleba również polubiłam. Zgodzę się, że prawdopodobnie w normalnym życiu chłopak odniósłby poważniejsze konsekwencje, chociaż jak dla mnie tutaj ważniejszy był ten motyw przebaczenia.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale może kiedyś po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/12/60-recenzja-gracz-vi-keeland.html
Szkoda, że Cię nie porwała. Ja mam zamiar ją przeczytać, bo czuję, że mi może spodobać mi się nawet bardziej niż "13 powodów" ;)
OdpowiedzUsuń