Autor: Cecelia Ahern
Tłumaczenie: Joanna Dziubińska
Tytuł: Doskonała
Tytuł oryg.: Perfect
Cykl: Skaza
Tom: 2
Wydawnictwo: Akurat
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Premiera: 19 lipca 2017 r.
Ilość stron: 480
Tytuł: Doskonała
Tytuł oryg.: Perfect
Cykl: Skaza
Tom: 2
Wydawnictwo: Akurat
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Premiera: 19 lipca 2017 r.
Ilość stron: 480
Opis: Trzymająca w napięciu, szokująca i wzruszająca kontynuacja Skazy - powieści, którą znana i ceniona na całym świecie autorka podbiła serca także młodszych czytelniczek. Celestine żyje w świecie opanowanym obsesją doskonałości. Napiętnowana Skazą, decyduje się na bunt przeciwko nieludzkiemu systemowi. Jedyną osobą, której może zaufać, jest Carrick. Czy dwoje młodych, kochających się ludzi ma jakiekolwiek szanse w walce z bezdusznym, skostniałym porządkiem? Czy zapał i gorąca miłość wystarczą, by skierować świat na nowe tory?
Każdy z nas w ciągu swoje życia przechodzi przez okres buntu, mniejszy lub większy, ale przechodzi. Buntujemy się na złość czemuś, z dobrych pobudek albo dlatego, że wydaje nam się to być modne. Inaczej sprawa się ma, kiedy bunt jest wywołany niesłuszną oceną, uznaniem za kogoś złego i niebezpiecznego? Wtedy za tym buntem może się kryć coś więcej. Na przykład podstawy do rewolucji. A tak ma to miejsce w przypadku Celestine North, głównej bohaterki serii autorstwa Cecelii Ahern skierowanej do młodzieży.
Przyznam się bez bicia - nie potrafiłam się wciągnąć w tę książkę, co składam głównie na karb tego, jak przedstawiona jest Celestine. Jak w pierwszej części byłam nią zachwycona, bo była taką dziewczyną z sąsiedztwa, która jeden raz znalazła się o złym czasie w złym miejscu, z czego wynikły jej dalsze problemy, tak w Doskonałej miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć i zapytać, czy potrafi myśleć, bo zachowuje się po prostu głupio. Najbardziej jest to widoczne w jednej scenie, gdzie ja po prostu wydobyłam z siebie pytanie: Dlaczego? To już nie ta sama Celestine, ale niekoniecznie obdarzam ją teraz komplementem. Na tle pozostałych postaci, które były zdecydowanie lepiej zarysowane w tej części, panna North, ta, która porwała kraj do zastanowienia się nad sensem istnienia Trybunału, wypada przeciętnie. Choć za poczucie humoru muszę dać jej małego plusa.
Przyznam się bez bicia - nie potrafiłam się wciągnąć w tę książkę, co składam głównie na karb tego, jak przedstawiona jest Celestine. Jak w pierwszej części byłam nią zachwycona, bo była taką dziewczyną z sąsiedztwa, która jeden raz znalazła się o złym czasie w złym miejscu, z czego wynikły jej dalsze problemy, tak w Doskonałej miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć i zapytać, czy potrafi myśleć, bo zachowuje się po prostu głupio. Najbardziej jest to widoczne w jednej scenie, gdzie ja po prostu wydobyłam z siebie pytanie: Dlaczego? To już nie ta sama Celestine, ale niekoniecznie obdarzam ją teraz komplementem. Na tle pozostałych postaci, które były zdecydowanie lepiej zarysowane w tej części, panna North, ta, która porwała kraj do zastanowienia się nad sensem istnienia Trybunału, wypada przeciętnie. Choć za poczucie humoru muszę dać jej małego plusa.
Doskonała daje nam poznać Carricka, tego chłopaka, którego ledwie poznaliśmy w poprzedniej części. W odpowiednich dawkach poznajemy jego historię oraz charakter. Szczerze mówiąc, losy i przeszłość Carricka zainteresowały mnie bardziej niż to, co robił po wydostaniu się z łap Trybunału. Brakowało mu ikry, którą mógłby mnie zauroczyć. Był dla mnie beznamiętny i taki ogólnie obojętny. Przez to też nie przykładałam zbyt wielkiej wagi do jego związku z Celestine - cały wątek romantyczny, który autorka obrała sobie jako jeden z głównych, nie przemówił do mnie. Wiem, że był, nawet fajnie się zapowiadał, finalnie był... A przekonajcie się sami, ja nie czułam się nim zainteresowana. Być może coś jest ze mną nie tak, zazwyczaj to taki wątek trzyma mnie przy powieściach skierowanych raczej do młodzieży. Chyba naprawdę się już zestarzałam.
Postacią z tych drugoplanowych i epizodycznych, którą pokochałam całym swoim sercem i której stratę przeżyłabym najgorzej, jest dziadek Celestine. Ten mężczyzna od początku dostrzega prawdziwą twarz Trybunału, potrafi myśleć, jest wierny swoim przekonaniom i uważa Naznaczonych nie za podludzi, ale równych sobie. Nie boi się wyrażać swoich opinii, jest tym, który innych obdarza swoją siłą. Przy kimś takim nie da się wątpić we własne spostrzeżenia. Jest najmocniej zarysowaną postacią, która naprawdę zapada w serce. Wśród pozostałych bohaterów można zauważyć, że ich wspólną rolą na kartach powieści jest pokazanie, kim naprawdę są i po czyjej stronie w tej domowej walce stają. Niektórzy zaskakują, każdy coś wnosi do całej historii, ale z podobnymi bohaterami miałam do czynienia wcześniej, przez co nikt nie wydał mi się oryginalny i nie mam wśród nich kogoś, o kim mogłabym opowiadać. Po prostu wiem, że byli, wiem, co zrobili i tyle. Mimo dobrego rysu i nawet sięgania do ich mentalności Cecelii Ahern nie udało się mnie na dobre przykuć do tego towarzystwa. Doskonała jest książką, w której autorka w mocny i wyrazisty sposób pokazała, jak łatwo upodlić człowieka, uczynić go publicznie osobą gorszego sortu. Nie ma tu cackania, a droga do zwycięstwa nie jest prosta i nie ma pewnego wyniku. Występuje manipulacja i dwulicowość oraz kontrolowanie. Można rzecz: taka fikcja brzmi fajnie. Tak się składa, że nasza rzeczywistość właśnie tak wygląda. Ci, którzy dochodzą do władzy, stają się często bardzo chciwi i pragną więcej, nie znając przy tym umiaru. Ci nieliczni, którzy kwestionują sens istnienia Trybunału, są uciszani i ukazywani społeczeństwu jako wrogowie publiczni, choć ich winą jest jedynie widzenie prawdy, nie iluzji, którymi mamią wysoko postawieni. Można uważać, że przekładając to na Ziemię w dwudziestym pierwszym wieku, Cecelia Ahern przedstawiła ludzi w nie bardzo korzystnym dla nich świetle. Jak dla mnie zrobiła to tak, jak powinna - prawdziwie. Podoba mi się również to, że od nikogo nie oczekuje się grzeczności i bycia miłym. Nastały takie czasy, że bycie oschłym i wrednym stanowi mechanizm obronny. Wcale nie dziwię się Celestine, że ta w jednym miejscu najzwyczajniej w świecie przeklina. Na jej miejscu i w tej sytuacji, kiedy to czyni, postąpiłabym identycznie. To był jeden z niewielu momentów, kiedy całkowicie się z nią zidentyfikowałam. Ale ważne, że się w ogóle pojawił, dzięki temu panna North jest taka bardziej… namacalna. Choć nie wiem, czy zdołałbym się z nią zaprzyjaźnić, gdybym ją spotkała któregoś dnia na ulicy. Nie widzę wad w tej książce. Jeżeli coś uznaję za słabo ukazane, to jest to moje odczucie i nie rzutuje na ocenę całości, po prostu ja jestem zachłanna na więcej. Nie ma zbędnych scen czy dialogów, w odpowiednich momentach wyczuwa się emocje towarzyszące Celestine. Widać, że autorka miała nie tylko pomysł, ale też odpowiednio wykorzystała swój dotychczasowy warsztat pisarski i daje to, co ma najlepsze - swój talent. Przykuwa uwagę do zagadnień tak bliskich ludzkości, jak władza i moralność, czyni to w tak subtelny, a jednocześnie mądry i mocny sposób, że nie dziwię się, że ze swoją prozą dotarła do serc i umysłów młodszych czytelników. Ta Irlandka naprawdę wie, co robi. Poza tym w powieści nie ma literówek czy błędów stylistycznych, nic nie odrywa uwagi od głównej akcji i chwała za to redakcji. Naprawdę dobra robota. Podsumowując, Doskonała to nie arcydzieło, ale dobra książka, która na poważnie mówi o tym, jak człowiek może próbować zdobyć całkowitą władzę nad drugim. Ma wyraźnie zarysowane postaci i wyważoną akcję, jest przemyślana. Z czystym sercem można ustawić ją na półce obok Igrzysk śmierci bądź Niezgodnej.
Postacią z tych drugoplanowych i epizodycznych, którą pokochałam całym swoim sercem i której stratę przeżyłabym najgorzej, jest dziadek Celestine. Ten mężczyzna od początku dostrzega prawdziwą twarz Trybunału, potrafi myśleć, jest wierny swoim przekonaniom i uważa Naznaczonych nie za podludzi, ale równych sobie. Nie boi się wyrażać swoich opinii, jest tym, który innych obdarza swoją siłą. Przy kimś takim nie da się wątpić we własne spostrzeżenia. Jest najmocniej zarysowaną postacią, która naprawdę zapada w serce. Wśród pozostałych bohaterów można zauważyć, że ich wspólną rolą na kartach powieści jest pokazanie, kim naprawdę są i po czyjej stronie w tej domowej walce stają. Niektórzy zaskakują, każdy coś wnosi do całej historii, ale z podobnymi bohaterami miałam do czynienia wcześniej, przez co nikt nie wydał mi się oryginalny i nie mam wśród nich kogoś, o kim mogłabym opowiadać. Po prostu wiem, że byli, wiem, co zrobili i tyle. Mimo dobrego rysu i nawet sięgania do ich mentalności Cecelii Ahern nie udało się mnie na dobre przykuć do tego towarzystwa. Doskonała jest książką, w której autorka w mocny i wyrazisty sposób pokazała, jak łatwo upodlić człowieka, uczynić go publicznie osobą gorszego sortu. Nie ma tu cackania, a droga do zwycięstwa nie jest prosta i nie ma pewnego wyniku. Występuje manipulacja i dwulicowość oraz kontrolowanie. Można rzecz: taka fikcja brzmi fajnie. Tak się składa, że nasza rzeczywistość właśnie tak wygląda. Ci, którzy dochodzą do władzy, stają się często bardzo chciwi i pragną więcej, nie znając przy tym umiaru. Ci nieliczni, którzy kwestionują sens istnienia Trybunału, są uciszani i ukazywani społeczeństwu jako wrogowie publiczni, choć ich winą jest jedynie widzenie prawdy, nie iluzji, którymi mamią wysoko postawieni. Można uważać, że przekładając to na Ziemię w dwudziestym pierwszym wieku, Cecelia Ahern przedstawiła ludzi w nie bardzo korzystnym dla nich świetle. Jak dla mnie zrobiła to tak, jak powinna - prawdziwie. Podoba mi się również to, że od nikogo nie oczekuje się grzeczności i bycia miłym. Nastały takie czasy, że bycie oschłym i wrednym stanowi mechanizm obronny. Wcale nie dziwię się Celestine, że ta w jednym miejscu najzwyczajniej w świecie przeklina. Na jej miejscu i w tej sytuacji, kiedy to czyni, postąpiłabym identycznie. To był jeden z niewielu momentów, kiedy całkowicie się z nią zidentyfikowałam. Ale ważne, że się w ogóle pojawił, dzięki temu panna North jest taka bardziej… namacalna. Choć nie wiem, czy zdołałbym się z nią zaprzyjaźnić, gdybym ją spotkała któregoś dnia na ulicy. Nie widzę wad w tej książce. Jeżeli coś uznaję za słabo ukazane, to jest to moje odczucie i nie rzutuje na ocenę całości, po prostu ja jestem zachłanna na więcej. Nie ma zbędnych scen czy dialogów, w odpowiednich momentach wyczuwa się emocje towarzyszące Celestine. Widać, że autorka miała nie tylko pomysł, ale też odpowiednio wykorzystała swój dotychczasowy warsztat pisarski i daje to, co ma najlepsze - swój talent. Przykuwa uwagę do zagadnień tak bliskich ludzkości, jak władza i moralność, czyni to w tak subtelny, a jednocześnie mądry i mocny sposób, że nie dziwię się, że ze swoją prozą dotarła do serc i umysłów młodszych czytelników. Ta Irlandka naprawdę wie, co robi. Poza tym w powieści nie ma literówek czy błędów stylistycznych, nic nie odrywa uwagi od głównej akcji i chwała za to redakcji. Naprawdę dobra robota. Podsumowując, Doskonała to nie arcydzieło, ale dobra książka, która na poważnie mówi o tym, jak człowiek może próbować zdobyć całkowitą władzę nad drugim. Ma wyraźnie zarysowane postaci i wyważoną akcję, jest przemyślana. Z czystym sercem można ustawić ją na półce obok Igrzysk śmierci bądź Niezgodnej.
Ocena: 6/10
Strefa dobrych cytatów
W życiu każdego z nas są wyjątkowi ludzie, którzy mają w sobie nieskończone pokłady miłości i tolerancji dla wszystkich naszych wad.
Nie ma nic złego w popełnianiu błędów. One uczą nas brać odpowiedzialność.
- Czy trzeba być egoistą dla większego dobra. (...)
Aby ktoś mógł wygrać, ktoś musi przegrać. A żeby ta osoba mogła wygrać, najpierw musi coś stracić.
Ironia sprawiedliwości jest taka, że uczucia, które ją poprzedzają, i te, które z niej powstają, nigdy nie są w pełni uczciwe i zrównoważone. Nawet sama sprawiedliwość nie jest idealna.
W życiu każdego z nas są wyjątkowi ludzie, którzy mają w sobie nieskończone pokłady miłości i tolerancji dla wszystkich naszych wad.
Nie ma nic złego w popełnianiu błędów. One uczą nas brać odpowiedzialność.
- Czy trzeba być egoistą dla większego dobra. (...)
Aby ktoś mógł wygrać, ktoś musi przegrać. A żeby ta osoba mogła wygrać, najpierw musi coś stracić.
Ironia sprawiedliwości jest taka, że uczucia, które ją poprzedzają, i te, które z niej powstają, nigdy nie są w pełni uczciwe i zrównoważone. Nawet sama sprawiedliwość nie jest idealna.
Nie wiem czy skuszę się na tę książkę. Może za jakiś czas, bo teraz mam za dużo książek na swojej liście. ;)
OdpowiedzUsuńMądre i ciekawe cytaty przekonały mnie do tej książki.;0
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam, że wstawiłaś recenzję tej książki, to czym prędzej zawitałam na bloga i... czuję się zszokowana.
OdpowiedzUsuńJak Cecelia Ahern mogła zrobić coś tak podłego? Przecież zgorszenie charakteru głównego bohatera to jest coś, za co powinno się karać publiczną chłostą! Czy ona nie widziała opinii ludzi, którzy narzekali na tego typu stan w słynnej trylogii pani Roth? A może widziała i myślała, że jej się upiecze? Ugh, niech tylko ja dorwę ten tytuł w swoje łapy i odkryję, co ona tam jeszcze namieszała (prócz tego, co się dowiedziałam z Twojej recenzji). Ale muszę stwierdzić, że ten fragment związany z wątkiem miłosnym troszkę za dużo zdradza... ;)
Pozdrawiam!
BLUSZCZOWE RECENZJE
Mam do nadrobienia tę serię...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Jakoś tak średnio mnie ciągnie do tej serii :/
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli