Tytuł: Do trzech razy śmierć
Cykl: Róża Krull na tropie
Tom: 1
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Wydawnictwo: Filia
Premiera: ~luty 2017 r.
Ilość stron: 328
Opis: Autorka powieści kryminalnych, Róża Krull, otrzymuje zaproszenie na zjazd pisarzy, odbywający się we dworku pod Krakowem. Już pierwszego dnia jej koleżanka po piórze zostaje otruta. Wszystko wskazuje na to, że morderca, który zostawił na miejscu zbrodni czarną różę, wciela w życie fabułę jednej z powieści Krull. A inni zaproszeni pisarze wcale nie są tak niewinni, jak się wydaje...
Pisarka rozpoczyna prywatne śledztwo. Pomagają jej w tym zakochany w gotowaniu specjalista od public relations, zafascynowany kryminałami boy hotelowy oraz trzy szalone blogerki. Czy detektywi-amatorzy okażą się skuteczniejsi od policji?
Jak pewnie zdołaliście zauważyć, lubię kryminały. Lubię, kiedy główną osią fabuły jest prowadzone śledztwo bądź dochodzenie, kiedy są zwłoki, a nie ma sprawcy. Lubię ten czas poszukiwań i rozwiązywanie zagadki. A jeśli autorem jest polski pisarz, to tym bardziej jestem ciekawa, jak opisał cały ten proces od odnalezienia ciała do wsadzenia winnego za kratki. Do tej pory książę komedii kryminalnej, Alek Rogoziński, mnie nie zawiódł. A jak jest z jego najnowszym cyklem? Czy wciąż go uwielbiam? Odpowiedzi znajdziecie poniżej.
Róża Krull to ponad trzydziestoletnia pisarka, autorka poczytnych kryminałów, którą dopadł brak weny na kolejną powieść. Dostaje zaproszenie na zjazd prozaików, na który wybiera się niechętnie - co się dziwić, w końcu to na owym zjeździe dochodzi do morderstwa. Nieoczekiwanie daje jej to szansę zabawienia się w detektywa. Jej chęć odnalezienia zabójcy powinna sprawić, że ją polubię. Cóż, to nie nastąpiło szybko. Właściwie kończąc tę powieść, miałam mieszane uczucia co do Róży. Szczerze mówiąc, pisarka przez większość książki irytowała mnie swoją lekkomyślnością, a jej pchanie się prosto w objęcia niebezpieczeństwa kazało sądzić, że jest masochistką. Zdołałam się jednak do niej przekonać, bo rozbrajała mnie swoimi wypowiedziami, nie mogę też odmówić jej pewnego uroku.
Paweł, zwany Pepe, to agent Róży, jeden wielki kulinarny talent, mężczyzna z głową na karku, którego - w przeciwieństwie do pracodawczyni - polubiłam ogromnie już od pierwszego pojawienia się! Potrafi utemperować infantylne zachowanie panny Krull, ze stoickim spokojem wysłuchuje jej pomysłów i jest takim dobrym duchem całej opowieści. To postać, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić, bo i ugasi zbyt wielki entuzjazm, ale też pozwoli sobie na pewną spontaniczność.
Betty i Krzystof Darski to postaci, które poznałam przy poprzednim cyklu autora. Jeśli tam ich polubiłam osobno i w duecie, to w Do trzech razy śmierć nie mogłam ich odlubić. Głos rozsądku i para tworząca teorie - tak najlepiej mi jest określić tę dwójkę. W dalszym ciągu uwielbiam ich przekomarzania i chcę o nich czytać jak najdłużej!
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, poznajemy ich podczas zjazdu. Pisarki i ich towarzysze to grupa kilkunastu różnych postaci. Wraz z ich pojawieniem się w książce swoje miejsce znajdują zazdrość, plotki i płytka przyjaźń, udawana serdeczność oraz zawiść. Po zapoznaniu się z postaciami mniej więcej zdołałam się zorientować, dlaczego ktoś może nie lubić, ale pojawił się inny problem. Jak wspomniałam - w zjeździe udział bierze kilkanaście osób. Każda z nich została lekko zarysowana przed rozpoczęciem historii, co należy już chyba do znaku rozpoznawczego powieści Alka Rogozińskiego, nie pomogło mi za wiele i aż do końca lektury myliłam ze sobą trzy bohaterki. Do samego końca! Mnogość imion sprawiła, że momentami nie skupiałam się na akcji, ale starałam się przekonać siebie, że umiem je rozróżnić. Przegrywałam jednak z kredensem, a przez to, że myliły mi się postaci, nie zdołałam się do żadnej przywiązać i polubić. Nawet Kuba, pracownik zajazdu, który również bierze udział w szukaniu zabójcy, jedynie migał mi w rozdziałach i tyle. Trzysta stron okazało się być za małą liczbą, bym zdobyła się na jakiekolwiek uczucia wobec tego grona. Przynajmniej mordercę wytypowałam na czas.
Głównym wątkiem powieści jest morderstwo, którego ktoś dopuszcza się podczas zjazdu, a dokonuje go według wskazówek jednej z powieści Róży Krull. A za nim, jak w książce, powinny nadejść kolejne dwie zbrodnie. Brzmi dobrze, ale czy oryginalnie? Nie bardzo. Z podobnym wątkiem spotkałam się dobre sześć lat temu, zaczynając swoją przygodę z serialem Castle, która zaowocowała spędzaniem czasu przy wszystkich ośmiu sezonach i wieczną miłością. Znając ten serial i pamiętając, jak tam pozorowano zbrodnie na te literackie, odrobinę czułam się rozczarowana powieścią Alka, albo bardziej nieusatysfakcjonowana. Być może liczyłam na trochę więcej inwencji własnej. Ale się nie nudziłam, co należy uznać za duży plus - niektóre kryminały zagranicznych autorów naprawdę wywołały u mnie znużenie; jak dobrze, że rodzimy autor trzyma się nieźle! Akcja sukcesywnie posuwa się do przodu, gdzieniegdzie pojawia się ewidentnie bawiący humor, różne poszlaki prowadzą od podejrzanego do podejrzanego, więc biorąc pod uwagę całość, czytelnik ma szansę na dobrą zabawę w wolne popołudnie.
Czy jest coś, co bardzo mi się nie podoba w Do trzech razy śmierć? Tak, jest, ale w tym punkcie Alek może odetchnąć z ulgą, bo nie tyczy się to jego prozy, a redakcji i licznych błędów w tekście. Do tej pory, a minęło kilka tygodni od skończenia lektury, nie wiem, kim jest treściowa, a takie słowo pojawia się już na początku książki, bo przy opisie bohaterów! Czy nikt nie zwrócił uwagi, że to słowo właściwie nawet nie brzmi po polsku? Dodatkowo pojawia się zdanie, w którym wyraz pewno w ogóle nie pasuje pod względem odmiany do innych słów. Z kontekstu da się wynieść, że powinno ono brzmieć pewnie, ale sam kontekst nie sprawi, że zdanie nie będzie zgrzytać, kiedy się je przeczyta na głos. Jak przymykam oko na literówki w niepolskojęzycznych powieściach, tak w naszych dziwię się, że teksty z widocznymi bykami trafiają do druku. Cenię sobie naszych korektorów za ich ciężką pracę, ale proszę o więcej skupienia mimo wyścigu z czasem, wtedy nie będę się o nic czepiać.
Podsumowując, Do trzech razy śmierć to powieść, która wpisuje się całą sobą w to, co do tej pory serwował czytelnikom Alek Rogoziński. Są zwłoki, są podejrzani, jest zagadka do rozwiązania. Nowa główna bohaterka, pisarka z kilkoma wadami, daje sobie radę, choć może nie zbudzić od razu wielkiej i gorącej sympatii, mimo to warto dać jej szansę. Dobrze wyważona akcja, sarkazm i humor oraz nietuzinkowe postaci wprowadzą chętnych na ten zjazd pisarzy, z którego nie każdy wraca. Dobra zabawa gwarantowana!
Paweł, zwany Pepe, to agent Róży, jeden wielki kulinarny talent, mężczyzna z głową na karku, którego - w przeciwieństwie do pracodawczyni - polubiłam ogromnie już od pierwszego pojawienia się! Potrafi utemperować infantylne zachowanie panny Krull, ze stoickim spokojem wysłuchuje jej pomysłów i jest takim dobrym duchem całej opowieści. To postać, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić, bo i ugasi zbyt wielki entuzjazm, ale też pozwoli sobie na pewną spontaniczność.
Betty i Krzystof Darski to postaci, które poznałam przy poprzednim cyklu autora. Jeśli tam ich polubiłam osobno i w duecie, to w Do trzech razy śmierć nie mogłam ich odlubić. Głos rozsądku i para tworząca teorie - tak najlepiej mi jest określić tę dwójkę. W dalszym ciągu uwielbiam ich przekomarzania i chcę o nich czytać jak najdłużej!
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, poznajemy ich podczas zjazdu. Pisarki i ich towarzysze to grupa kilkunastu różnych postaci. Wraz z ich pojawieniem się w książce swoje miejsce znajdują zazdrość, plotki i płytka przyjaźń, udawana serdeczność oraz zawiść. Po zapoznaniu się z postaciami mniej więcej zdołałam się zorientować, dlaczego ktoś może nie lubić, ale pojawił się inny problem. Jak wspomniałam - w zjeździe udział bierze kilkanaście osób. Każda z nich została lekko zarysowana przed rozpoczęciem historii, co należy już chyba do znaku rozpoznawczego powieści Alka Rogozińskiego, nie pomogło mi za wiele i aż do końca lektury myliłam ze sobą trzy bohaterki. Do samego końca! Mnogość imion sprawiła, że momentami nie skupiałam się na akcji, ale starałam się przekonać siebie, że umiem je rozróżnić. Przegrywałam jednak z kredensem, a przez to, że myliły mi się postaci, nie zdołałam się do żadnej przywiązać i polubić. Nawet Kuba, pracownik zajazdu, który również bierze udział w szukaniu zabójcy, jedynie migał mi w rozdziałach i tyle. Trzysta stron okazało się być za małą liczbą, bym zdobyła się na jakiekolwiek uczucia wobec tego grona. Przynajmniej mordercę wytypowałam na czas.
Głównym wątkiem powieści jest morderstwo, którego ktoś dopuszcza się podczas zjazdu, a dokonuje go według wskazówek jednej z powieści Róży Krull. A za nim, jak w książce, powinny nadejść kolejne dwie zbrodnie. Brzmi dobrze, ale czy oryginalnie? Nie bardzo. Z podobnym wątkiem spotkałam się dobre sześć lat temu, zaczynając swoją przygodę z serialem Castle, która zaowocowała spędzaniem czasu przy wszystkich ośmiu sezonach i wieczną miłością. Znając ten serial i pamiętając, jak tam pozorowano zbrodnie na te literackie, odrobinę czułam się rozczarowana powieścią Alka, albo bardziej nieusatysfakcjonowana. Być może liczyłam na trochę więcej inwencji własnej. Ale się nie nudziłam, co należy uznać za duży plus - niektóre kryminały zagranicznych autorów naprawdę wywołały u mnie znużenie; jak dobrze, że rodzimy autor trzyma się nieźle! Akcja sukcesywnie posuwa się do przodu, gdzieniegdzie pojawia się ewidentnie bawiący humor, różne poszlaki prowadzą od podejrzanego do podejrzanego, więc biorąc pod uwagę całość, czytelnik ma szansę na dobrą zabawę w wolne popołudnie.
Czy jest coś, co bardzo mi się nie podoba w Do trzech razy śmierć? Tak, jest, ale w tym punkcie Alek może odetchnąć z ulgą, bo nie tyczy się to jego prozy, a redakcji i licznych błędów w tekście. Do tej pory, a minęło kilka tygodni od skończenia lektury, nie wiem, kim jest treściowa, a takie słowo pojawia się już na początku książki, bo przy opisie bohaterów! Czy nikt nie zwrócił uwagi, że to słowo właściwie nawet nie brzmi po polsku? Dodatkowo pojawia się zdanie, w którym wyraz pewno w ogóle nie pasuje pod względem odmiany do innych słów. Z kontekstu da się wynieść, że powinno ono brzmieć pewnie, ale sam kontekst nie sprawi, że zdanie nie będzie zgrzytać, kiedy się je przeczyta na głos. Jak przymykam oko na literówki w niepolskojęzycznych powieściach, tak w naszych dziwię się, że teksty z widocznymi bykami trafiają do druku. Cenię sobie naszych korektorów za ich ciężką pracę, ale proszę o więcej skupienia mimo wyścigu z czasem, wtedy nie będę się o nic czepiać.
Podsumowując, Do trzech razy śmierć to powieść, która wpisuje się całą sobą w to, co do tej pory serwował czytelnikom Alek Rogoziński. Są zwłoki, są podejrzani, jest zagadka do rozwiązania. Nowa główna bohaterka, pisarka z kilkoma wadami, daje sobie radę, choć może nie zbudzić od razu wielkiej i gorącej sympatii, mimo to warto dać jej szansę. Dobrze wyważona akcja, sarkazm i humor oraz nietuzinkowe postaci wprowadzą chętnych na ten zjazd pisarzy, z którego nie każdy wraca. Dobra zabawa gwarantowana!
Ocena: 6/10
Strefa dobrych cytatów
Moje biedne serce jest tak skołowane jak dusza anioła, gdy patrzy na ludzką duszę.
Autor: Alek Rogoziński
Tytuł: Lustereczko, powiedz przecie
Cykl: Róża Krull na tropie
Tom: 2
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Wydawnictwo: Filia
Premiera: 27 września 2017 r.
Ilość stron: 320
Opis: Znana autorka powieści kryminalnych Róża Krull jest świadkiem samobójstwa jednego z uczestników konkursu Mister Polonia. Wkrótce okazuje się, że nie miał on żadnego powodu, aby zdecydować się na tak desperacki czyn. Zaintrygowana Róża rozpoczyna śledztwo i szybko przekonuje się, że w świecie facetów, którzy wiedzą o kosmetykach i modzie więcej niż ona sama, znajdują się też psychopaci, gotowi na wszystko, aby tylko zdobyć tytuł Najprzystojniejszego Polaka Roku...
Druga część przygód Róży Krull i jej współpracowników, Betty i Pepe, ma zdecydowanie inny klimat od pierwszej, a do tego zupełnie innego rodzaju zbrodnię, więcej intryg i więcej mężczyzn na drugim planie. Czy i tym razem chętnie dołączyłam do śledztwa? Oczywiście! Choć czy jestem usatysfakcjonowana? Odpowiedź poniżej. Jak wspomniałam w recenzji Do trzech razy śmierć, kiedy przekonam się już do jakiegoś literackiego bohatera, trzeba naprawdę olbrzymim prób, bym go choć trochę znielubiła. W przypadku wspomnianej trójki moje uczucia się nie zmieniły - uwielbiam tych detektywów-amatorów! - także sympatia do policjanta Darskiego nie opadła (jakżeby mogła, skoro ma aparycję jednego z moich ulubionych aktorów, który dodatkowo był twarzą dla postaci z mojego własnego opowiadania?). Sytuacja przedstawia się inaczej, jeśli chodzi o drugoplanowych i epizodycznych bohaterów Lustereczko, powiedz przecie. Otóż udało mi się kogoś znielubić! Kogoś, kto pławił się w oszustwie i manipulacji. Lubię, gdy się pojawiają, ich obecność nadaje smaczku opowieści, jednak ich samych zazwyczaj nie trawię. W tej książce znajdzie się kilka postaci, które mnie osobiście nie będę się za dobrze kojarzyły, ale chociaż będę je pamiętać. Na kilka słów zasługuje niewątpliwy władca tej opowieści, a mianowicie Mario. Youtuber, który na makijażu zna się zdecydowanie lepiej ode mnie, choć to ja tu jestem kobietą, i zna chyba n każda płytkę w kraju. Jego spostrzegawczość oraz zdolność szybkiej analizy sprawiły, że to właściwie on jest Sherlockiem w tym śledztwie. Dodamy do tego jeszcze urok osobisty i poczucie humoru, a gwiazda wychodzi sama! Marii zdecydowanie przyćmiewa swoim blaskiem kandydatów na Mistera Polonii, szkoda że nie jest jednym z nich, chętnie dałabym mu koronę. W Lustereczko… pojawia się postać, którą możemy kojarzyć z artykułów w kolorowych gazetach - Rafał Maślak. W rzeczywistości Mister Polski 2014, w fikcji literackiej Mister o niekoniecznie swojej osobowości (ale podejrzewam, że strasznie zbliżonej). Autor uzyskał carte blanche na opisanie tej postaci i uważam, że wyszło to znakomicie, a z żadnym idiotą nie mamy tu do czynienia! Rafał czynnie bierze udział w śledztwie od momentu, kiedy pojawia się w historii i niewątpliwie ma tu kilka stron, by dać się poznać jako świetna osoba. Polepsza to całą historię. Jak teraz o tym myślę, to bez postaci Rafała w książce zabrakłoby pewnej świeżości i humoru, czuć by było pewną pustką. Ale to moje odczucie. Jeśli chodzi o samą fabułę - jestem prawie że zauroczona! Samobójstwo, które być może jest czymś więcej to idealny pomysł, by mnie zainteresować i przykuć do lektury na wiele godzin. Jest tu więcej niedomówień, których czytelnik musi się domyślać, więcej wątków, które się przenikają i afera na większą skalę, ale mnie się to bardzo podobało! Właściwie to żałuję, że ta powieść jest taka krótka, chętnie poczytałabym więcej w tym klimacie, koniecznie z Mario w roli wiodącego bohatera. Panie Alku, czy można na coś liczyć w tej kwestii? W przeciwieństwie do Do trzech razy śmierć w drugiej części przygód Róży Krull nie miałam problemu z rozróżnieniem postaci. Podejrzewam, że związane to jest z większą liczebnością męskich bohaterów, których z natury swej lepiej rozpoznaję. Poza tym byli dobrze zarysowani, dość szybko przywykłam do charakteryzujących ich cech i sposobu, w jaki się zachowywali bądź wypowiadali. Do tego byli znośni i dość konkretni, choć też plotkowali. Fajne grono bohaterów, z których można by wycisnąć coś więcej. Samo śledztwo jak zwykle naszpikowane zostało poszlakami i domysłami, podejrzani to liczba mnoga, a ilość zdobytych podczas lektury nowych informacji może uczyni mnie mądrzejszą. Dobrze się bawiłam podczas poszukiwań zabójców, a to zasługa dobrze przemyślanej fabuły, odpowiednio wyważonego dawkowania teorii. Rozbicie akcji na kilka miejscu także przypadło mi do gustu, a wielowątkowość dawała znakomity obraz na całe szaleństwo związane z wyborami i samobójstwem-morderstwem. Czy w tym wszystkim jest coś, co mi się nie podobało? A tak, jest. Literówki i inne błędy językowe. Nie tak rzucające się w oczy, ale jednak się pojawiły i raziły, gdy natrafiłam na nie wzrokiem, nie wybiły jednak z rytmu, więc cieszyłam się w pełni lektura, zamiast warczeć pod nosem, że znowu coś jest nie tak. Podsumowując, Lustereczko, powiedz przecie rzuca trochę więcej światło na to, jak wyglądają wszelakie konkursy, gdzie wybiera się osobę będącą naj pod jakimś względem. Do tego ma bardzo dobrze zarysowany wątek kryminalny i bohaterów, którzy są znakomitymi detektywami-amatorami. Lektura obowiązkowa na leniwe popołudnie przy kubku herbaty, jeśli ważne dla czytelnika jest nie tylko odnalezienie zabójcy, ale i dobra zabawa.
Druga część przygód Róży Krull i jej współpracowników, Betty i Pepe, ma zdecydowanie inny klimat od pierwszej, a do tego zupełnie innego rodzaju zbrodnię, więcej intryg i więcej mężczyzn na drugim planie. Czy i tym razem chętnie dołączyłam do śledztwa? Oczywiście! Choć czy jestem usatysfakcjonowana? Odpowiedź poniżej. Jak wspomniałam w recenzji Do trzech razy śmierć, kiedy przekonam się już do jakiegoś literackiego bohatera, trzeba naprawdę olbrzymim prób, bym go choć trochę znielubiła. W przypadku wspomnianej trójki moje uczucia się nie zmieniły - uwielbiam tych detektywów-amatorów! - także sympatia do policjanta Darskiego nie opadła (jakżeby mogła, skoro ma aparycję jednego z moich ulubionych aktorów, który dodatkowo był twarzą dla postaci z mojego własnego opowiadania?). Sytuacja przedstawia się inaczej, jeśli chodzi o drugoplanowych i epizodycznych bohaterów Lustereczko, powiedz przecie. Otóż udało mi się kogoś znielubić! Kogoś, kto pławił się w oszustwie i manipulacji. Lubię, gdy się pojawiają, ich obecność nadaje smaczku opowieści, jednak ich samych zazwyczaj nie trawię. W tej książce znajdzie się kilka postaci, które mnie osobiście nie będę się za dobrze kojarzyły, ale chociaż będę je pamiętać. Na kilka słów zasługuje niewątpliwy władca tej opowieści, a mianowicie Mario. Youtuber, który na makijażu zna się zdecydowanie lepiej ode mnie, choć to ja tu jestem kobietą, i zna chyba n każda płytkę w kraju. Jego spostrzegawczość oraz zdolność szybkiej analizy sprawiły, że to właściwie on jest Sherlockiem w tym śledztwie. Dodamy do tego jeszcze urok osobisty i poczucie humoru, a gwiazda wychodzi sama! Marii zdecydowanie przyćmiewa swoim blaskiem kandydatów na Mistera Polonii, szkoda że nie jest jednym z nich, chętnie dałabym mu koronę. W Lustereczko… pojawia się postać, którą możemy kojarzyć z artykułów w kolorowych gazetach - Rafał Maślak. W rzeczywistości Mister Polski 2014, w fikcji literackiej Mister o niekoniecznie swojej osobowości (ale podejrzewam, że strasznie zbliżonej). Autor uzyskał carte blanche na opisanie tej postaci i uważam, że wyszło to znakomicie, a z żadnym idiotą nie mamy tu do czynienia! Rafał czynnie bierze udział w śledztwie od momentu, kiedy pojawia się w historii i niewątpliwie ma tu kilka stron, by dać się poznać jako świetna osoba. Polepsza to całą historię. Jak teraz o tym myślę, to bez postaci Rafała w książce zabrakłoby pewnej świeżości i humoru, czuć by było pewną pustką. Ale to moje odczucie. Jeśli chodzi o samą fabułę - jestem prawie że zauroczona! Samobójstwo, które być może jest czymś więcej to idealny pomysł, by mnie zainteresować i przykuć do lektury na wiele godzin. Jest tu więcej niedomówień, których czytelnik musi się domyślać, więcej wątków, które się przenikają i afera na większą skalę, ale mnie się to bardzo podobało! Właściwie to żałuję, że ta powieść jest taka krótka, chętnie poczytałabym więcej w tym klimacie, koniecznie z Mario w roli wiodącego bohatera. Panie Alku, czy można na coś liczyć w tej kwestii? W przeciwieństwie do Do trzech razy śmierć w drugiej części przygód Róży Krull nie miałam problemu z rozróżnieniem postaci. Podejrzewam, że związane to jest z większą liczebnością męskich bohaterów, których z natury swej lepiej rozpoznaję. Poza tym byli dobrze zarysowani, dość szybko przywykłam do charakteryzujących ich cech i sposobu, w jaki się zachowywali bądź wypowiadali. Do tego byli znośni i dość konkretni, choć też plotkowali. Fajne grono bohaterów, z których można by wycisnąć coś więcej. Samo śledztwo jak zwykle naszpikowane zostało poszlakami i domysłami, podejrzani to liczba mnoga, a ilość zdobytych podczas lektury nowych informacji może uczyni mnie mądrzejszą. Dobrze się bawiłam podczas poszukiwań zabójców, a to zasługa dobrze przemyślanej fabuły, odpowiednio wyważonego dawkowania teorii. Rozbicie akcji na kilka miejscu także przypadło mi do gustu, a wielowątkowość dawała znakomity obraz na całe szaleństwo związane z wyborami i samobójstwem-morderstwem. Czy w tym wszystkim jest coś, co mi się nie podobało? A tak, jest. Literówki i inne błędy językowe. Nie tak rzucające się w oczy, ale jednak się pojawiły i raziły, gdy natrafiłam na nie wzrokiem, nie wybiły jednak z rytmu, więc cieszyłam się w pełni lektura, zamiast warczeć pod nosem, że znowu coś jest nie tak. Podsumowując, Lustereczko, powiedz przecie rzuca trochę więcej światło na to, jak wyglądają wszelakie konkursy, gdzie wybiera się osobę będącą naj pod jakimś względem. Do tego ma bardzo dobrze zarysowany wątek kryminalny i bohaterów, którzy są znakomitymi detektywami-amatorami. Lektura obowiązkowa na leniwe popołudnie przy kubku herbaty, jeśli ważne dla czytelnika jest nie tylko odnalezienie zabójcy, ale i dobra zabawa.
Ocena: 7/10
Strefa dobrych cytatów
- Białko i buraki - wyjaśniła Róża, widząc zdziwione spojrzenie swoich współpracowników. - Pięknie wygładziło mi zmarszczki…
- I przy okazji korę mózgową - mruknął Pepe. - O ile było tam jeszcze co wygładzać…
- Białko i buraki - wyjaśniła Róża, widząc zdziwione spojrzenie swoich współpracowników. - Pięknie wygładziło mi zmarszczki…
- I przy okazji korę mózgową - mruknął Pepe. - O ile było tam jeszcze co wygładzać…
- Użyłeś mnie jako przynęty? - zapytała Róża z oburzeniem.
Po chwili z zaskoczeniem dodała:
- I on w to uwierzył? Że chce sobie zrobić reklamę? Co za baran!
- Kotku… - Mario spojrzał na nią z politowaniem. - Naprawdę jeszcze nie zauważyłaś, że jesteś wśród osób, które oddałyby nerkę, upubliczniły swoje prześwietlenia rentgenowskie i wymordowały pół Polski za chwilę sławy?
Bardzo lubię takie książki. Nie miałam jeszcze okazji poznać twórczości tego autora, ale chętnie bym to zmieniła. ;)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z książką... ale za to byłam na spotkaniu autorskim z autorem i po prostu to jest tak fantastyczny, pozytywny i zabawny człowiek, że nie sposób go nie lubić. Z czystej sympatii do pana Alka sięgnę po jego książki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Nic jeszcze od Alka nie czytałam, ale po recenzjach mam co nadrabiać :)
OdpowiedzUsuńNie znam autora, ale brzmi zachęcająco.
OdpowiedzUsuńBardzo nie lubię wszelakich literówek. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo do błędów, ale jednak od tego jest korektor, aby wyłapywać takie byki. Niemniej od dawna pragnę poznać twórczość Rogozińskiego, więc na pewno niebawem sięgnę po jego powieści.
OdpowiedzUsuńKomedie kryminalne uwielbiam :)
OdpowiedzUsuń