Autor: Maria Zdybska
Tytuł: Wyspa Mgieł
Cykl: Krucze serce
Tom: 1
Gatunek: fantastyka, young adult
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 15 maja 2017 r.
Ilość stron: 480 stron
Opis: Ona – przybrana córka pirata, uratowana z
morskiej kipieli. W jej przeszłości ukryty jest klucz do potężnej mocy, która
może przynieść wybawienie lub zgubę.
On – potężny mag, wyrzutek, arogant i sybaryta.
Od lat poszukuje, choć sam nie wie, czego i dlaczego.
Kiedy jednak ich drogi się spotykają, przejmują
nad nimi kontrolę siły potężniejsze od nich samych. Bogowie i demony, nieumarli
i czarnoksiężnicy, zapomniana magia i stracone życia – droga do ich poznania
zaczyna się na tajemniczej Wyspie Mgieł.
Recenzję Wyspy Mgieł piszę z
pewnego odstępu czasu. Gdy mnie coś mocno zadowoli bądź zirytuje, muszę
ochłonąć, aby ten pisarski twór był raczej chłodnym zwieńczeniem moich
doświadczeń, niż rozemocjonowaną opinią. Jak to było z dziełem Marii Zdybskiej?
Nie będę was wodzić za nos – po prostu mi się nie podobało. Dla mnie była to
zwyczajna, niewnosząca niczego nowego w moje życie historia, idealna na
dokonanie morderstwa na czasie. Nie mogłam się w nią wkręcić, nieważne jak
mocno próbowałam. Chyba już dawno nie zawiodłam się tak na książce, tym
bardziej, że słyszałam o niej wiele dobrych opinii. Jak widać – każdy podąża
własną ścieżką czytelniczą.
Bardzo lubię zaczynać od wad,
dlatego pozwolę sobie na nieodchodzenie od mojej zwyczajowej rutyny. Najlepiej
od razu przejdę do kwestii, która zabiła we mnie chęć czytania.
Główna bohaterka. Już dawno
żadna nie doprowadzała mnie do takiego szału, że miałam ochotę rzucać lekturą
po ścianach. Początkowo byłam w stanie zaakceptować Lirr, bo pomyślałam sobie:
o, silna i niezależna bohaterka, walczy o swoje. Im dalej jednak brnęłam, do
tej magicznej sentencji zaczęły doczepiać się inne epitety: „kolejna, silna i niezależna
bohaterka”, „kolejna irytująca, silna i niezależna bohaterka”, aż w końcu stwierdziłam: „niech ktoś zatłucze młotkiem ją młotkiem”. Jej
kreacja moim zdaniem była odrobinę przesadzona. Dziewczyna chodziła cały czas
znerwicowana i dosłownie nic się jej nie podobało. Była tak męcząca, że miałam
ochotę wejść do książki, chwycić ją za szyję, potrząsnąć i powiedzieć: „ogarnij
się, nie wszyscy są przeciwko tobie!”. Niby była inteligentna, a jednak nie
bardzo to dostrzegałam. Bo halo – nie lubię matki mojego ukochanego, a mój
ukochany coś kręci, no ale jednak pójdę po lek na jakąś obcą wyspę, bo...
dlaczego nie. Barbarzyńska horda idzie mnie zatłuc, ale co tam, cieszę się, bo
kruk wrócił i to jest najważniejsze, to nic, że za chwilę mogą zabić i mnie i jego. Uratował mnie mag, chociaż nie musiał tego
robić, ale i tak będę chciała go zabić gołymi rękami, bo go nie lubię, a tak
poza tym to jak się z nim nie widziałam kilka dni to mnie na pewno ignorował i
z tego powodu będę wściekła – w sumie jak z każdego innego.
Zdecydowanie nie przepadam za
rozemocjonowanymi nastolatkami, a chyba rozumiecie, że jeżeli gówna bohaterka
komuś się nie podoba to o wiele trudniej przebrnąć przez lekturę.
Przekleństwa. Pominę już to, że
po prostu mi się nie podobały – może ktoś by znalazł w nich jakiś urok, ale ja
nie znalazłam. Moją irytację podwajały ciągłe powtórzenia tych przekleństw. One
były wszędzie. Mnożyły się jak króliki z małymi, czerwonymi oczkami. Ciągle tylko „szczurza jucha”, „łajno
wieloryba”, „chędożony kruk”. Dostawałam szału.
Korekta. Mnóstwo błędów,
literówek, powtórzeń. „W stronę sumienia” zamiast „w stronę strumienia”, „Łowy”
zamiast „Łowcy”, brak kursywy w adekwatnych do tego miejscach i dużo innych
wpadek. Już nie mówię, że to wina autorki, bo halo, od tego jest redakcja i
korektor, żeby wyłapać takie błędy, dlatego się pytam: co się stało? Już
dobrze, mogę pominąć literówki, błędy, ale te powtórzenia! Jak już wspominałam
– nadmierność przekleństw, powtarzanie tych samych stwierdzeń, w pewnych momentach książki widziałam nawet te same zdania. Myślę, że wiele fragmentów
mogłoby zostać stąd wyrzuconych, podobnie jak niektóre momenty w fabule, które
niczego nie wprowadzały do akcji.
Wyspa Mgieł. Zawiodłam się na
tej tytułowej „krainie”. Przez większość czasu jej temat był po prostu spychany
na bok. Fakt, czasem się o niej wspomniało, ale na ogół główna bohaterka była
na niej tylko na moment i nic ciekawego się tam nie zdarzyło. Na dodatek
wizualizacja tego miejsca też nie była jakoś szczególnie interesująca.
Spodziewałam się wielkiego BUM i... po raz kolejny się zawiodłam.
Emocje. W ogóle ich nie czułam,
nieważne jak bardzo się starałam, ale to może dotyczyć akurat mojego
nastawienia do całej lektury. Kiedy coś nam się nie podoba, po prostu brniemy przez to bez
większego entuzjazmu i nic nie jest w stanie nas wzruszyć. Chociażby wszyscy pod koniec powieści zginęli i tak pozostaniemy czytelniczymi kamieniami.
Dobrze, trochę ponarzekałam to
teraz przejdę do zalet. Jedną z nich jest Raiden. Co prawda
początkowe, nadmierne skupianie się na jego wyglądzie trochę irytowało, bo tu
znowuż powtarzały się te same stwierdzenia dotyczące jego osoby, ale sama jego
postać była nadzwyczaj intrygująca. Z perspektywy czasu patrząc, może nie
uznałabym go za najcudowniejszego bohatera męskiego pod słońcem, ale podczas
czytania bardzo podobała mi się jego ironia, bezpośredniość i cały ten czar,
który wokół siebie roztaczał. To była jedna z lepiej wykreowanych postaci z Wyspy Mgieł.
Bardzo przypadła mi do gustu również Asterle – wygrała mnie klepnięciem tyłka
bohaterki. Na dodatek emanowała od niej siła i charakterność, szkoda tylko, że
tak rzadko się pojawiała. Milda również była niczego sobie. To pierwsza
postać, która wzbudziła moje zainteresowanie i choć na krótką chwilę
uprzyjemniła mi lekturę, dając małą nadzieję na to, że może jednak wkręcę się w
książkę. Pełna energii (martwa) dziewczyna, która chwilami zachowywała się jak typowa
kobieta. Była taka urocza, że mimo jej zabójczych zamiarów, chętnie bym ją przygarnęła do serduszka! Lirr, oddawaj ją.
Największą nienawiścią darzę Caela,
bo już pominę to, że zwodził główną bohaterkę i był po prostu kretynem. Nawet
jego kreacja była tak irytująca, że… że miałam ochotę wrzucić go do studni
pełnej wody, gdzie pływa co najmniej dziesięć rekinów (tak, byłoby tam tłoczno), na dodatek przyglądałabym mu się z uśmiechem i pomachała z satysfakcją ręką na do widzenia.
Reszta postaci na ogół wydawała mi się być nijaka i niewarta zapamiętania. W ciągu tygodni ich imiona, jak i role wyparowały z mojej głowy.
Kruk. Muszę przyznać, że ten
pomysł był akurat naprawdę udany. Poczynając od tego dziwnego towarzyszenia
bohaterce, które intrygowało, i kończąc na ostatecznych zawiłościach, które może
nie zaskakiwały, ale okazały się całkiem dobrym rozwiązaniem sprawy. Boli mnie
to, że nie mogę zbyt dużo napisać w tym temacie, ale zwyczajnie nie chcę nikomu
spoilerować, jeżeli już będzie chciał się wziąć za tę książkę!
Podsumowując. Wyspa Mgieł nie
była powieścią, która przypadła mi do gustu. Uważam, że wszystko zniszczyła
główna bohaterka. Fabuła również nie była jakaś emocjonująco zaskakująca, po
prostu płynęła własnym, chwilami niezrozumiałym dla mnie torem. Widziałam
jednak, że jest mnóstwo pozytywnych opinii na temat tej lektury, więc nie mówię nikomu:
nie czytaj. Gusta i guściki. Być może do siebie przekona was pozytywna recenzja
Laurie, która również zainteresowała się tą książką! Zapraszam do jej opinii: <<KLIK>>.
Ocena: 4/10
Za możliwość wzięcia udziału w Book Tourze, dziękuję:
STREFA CYTATÓW:
– Życie
i śmierć to dwie strony jednej monety – dodała, zamykając oczy w skupieniu.
(…) – Nigdy nie wiadomo tylko,
jak upadnie, jeśli ją podrzucisz.
–
Utoczyłeś mi krwi? – Nie mogła skupić się teraz na niczym innym. Zrobiła krok w
jego kierunku, marszcząc brwi.
–
Sądząc po twoim temperamencie, powinienem utoczyć jej nieco więcej. – Wydął z
wyższością usta.
– Arrrghhhhh!
– skomentował kruk, gdy zostali sami. – Arrrrrrr…..!!!!
–
Zgadzam się… – przytaknęła Lirr, z zaskoczeniem uświadamiając sobie
rozczarowanie.
Piękne zdjęcia. Książki jeszcze nie czytałam, ale myślę, że kiedyś to zrobię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/09/54-recenzja-jedyna-kiera-cass.html
Jeżeli książka nie wywołuje we mnie większych emocji, to już na starcie jest dla mnie skreślona.
OdpowiedzUsuńO, po tylu pozytywnych opiniach w końcu natrafiłam na coś zgoła innego. Miła odmiana, a teraz tym bardziej jestem przekonana, że szkoda mi tracić na tę książkę czasu.
OdpowiedzUsuńkonkurs na medycy nie gęsi
Ja się w sumie całkiem dobrze przy niej bawiłam, ale również zauważyłam, że główna bohaterka nie była zbyt ciekawie wykreowana.
OdpowiedzUsuńTak piękna okładka zasługuje na to, aby skrywać lepszą powieść :/ Raczej odpuszczę sobie lekturę, bo główna bohaterka chyba doprowadziłaby mnie do nerwicy. Nie lubię takich narwanych bohaterek. Niektórzy pisarze zapominają, że tak zwane siła i niezależność nie gwarantują jeszcze tego, że bohaterka będzie dobra.
OdpowiedzUsuńOjj chyba jednak nie :(. Chociaż okładka niby nie, ale jednak coś w sobie ma
OdpowiedzUsuńKsiążka mimo należenia do mojego ulubionego gatunku fantastyki nie zagości na mojej liście do przeczytania. I nie chodzi mi o błędy, ale częste powtórzenia czy przekleństwa oraz ogólna miałkość i przewidywalność książki skreśla ją.
OdpowiedzUsuńOpinie o tej pozycji rzeczywiście są bardzo podzielone, być może muszę przekonać się na własnej skórze czy to dobra lektura, czy raczej słaba...
OdpowiedzUsuńCzuję dziwną sympatię do wszelakich książek z wątkiem hmmm... Pirackim? Chyba można to tak ująć. Myślę, że moja małe zauroczenie wszelakiego rodzaju historiami o piratach zawdzięczam ,,Piratom z Karaibów", których uwielbiam bez dwóch zdań. Nigdy wcześniej nie słyszałam o pozycji recenzowanej przez ciebie, autorka też mi niekoniecznie znana. Mam wrażenie, że niewiele tracę jako osoba, która totalnie nie jest zaznajomiona z tą książką. Hmmm chyba wolę nie próbować czytania tej pozycji, coś czuję że moja recenzja miałaby więcej minusów niż plusów :/
OdpowiedzUsuńNie zmienia to faktu, że bardzo ciekawa recenzja! :)
Pozdrawiam x
Zdjęcia genialne. Już nie raz słyszałam o tej książce, że nie jest najlepsza. Może kiedyś po nią sięgnę póki co, jak sama powiedziałaś, nie chcę rzucać ją o ścianę. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie chcę powielać moich poprzedniczek, ale faktycznie bardzo ciekawe zdjęcie. Przeczytałam opinię i kurde, miałam tę książkę w planach, trzeba je niestety nieco zmienić. Nie wejdę w to, w ciemno :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Sara z Niesamowity Świat Ksiażek
Jestem w szoku! Tyle cudownych recenzji na temat tej książki były,a tutaj nie mieszane uczucia masz? Jesteś chyba pierwszą osobą, która ma inne zdanie. Teraz jestem zmotywowana do jej przeczytania. Dzięki 😉
OdpowiedzUsuńWydanie naprawdę przykuwa wzrok,a w środku, hmm... Opisałaś wszystko czego nie lubię w książkach, czyli irytujący główny bohater, nadmiar przekleństw, powtórzenia i literówki - brr - naprawdę ktoś powinien nad tym czuwać! Będę się chyba jednak trzymać z daleka od tej pozycji,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Asia z ucztadladuszy.blogspot.com
Główna bohaterka doprowadzająca Cię do szału? Też tak miałam kiedyś z jedną :) Dosłownie uderzyłabym ją patelnią gdybym mogła :) Niestety fantastyka to nie moja bajka, ale fajnie jest poznać nową autorkę o której wcześniej nie słyszałam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Magda
https://booksbymags.blogspot.com/
Eeee tam, kruki są już mocno oklepane :) bardzo ładna okładka, ale skoro główna bohaterka jest irytująca, to podziękuję :)
OdpowiedzUsuńTaka słaba ocena? Szkoda.. Ja już od dawna mam ochotę na tę książkę, więc mimo wszystko i tak chyba po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńOkładka naprawdę bardzo ładna, ale wole nie ryzykować, za dużo mam książek do przeczytania by marnować czas na książki, które mogą mi się nie spodobać :D
OdpowiedzUsuńZawsze zastanawia mnie, jak to możliwe, że kobiety autorki tak często nie potrafią stworzyć dobrej kobiecej głównej bohaterki. Czy naprawdę w ten sposób postrzegają inne osoby swojej płci? A może uważają, że tak właśnie powinna zachowywać się "silna" postać kobieca? Za książkę podziękuję, nie lubię, gdy główna bohaterka wzbudza we mnie ochotę na popełnienie morderstwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com
Książka zdecydowanie nie w moim guście, choć na widok okładki mocniej zabiło mi serce. Zaintrygował mnie też opis - na samym początku myślałam, że książka inspirowana jest fińską mitologią. Aż mi się przypomniał fragment "Kalevali".
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na herbaciany konkurs z Muminkami.
A zapowiadało się tak ciekawie. Uwielbiam fantastykę, a ta książka wydawała się mieć wszystkie najważniejsze cechy gatunku. Muszę się nad tym poważnie zastanowić bo bardzo mnie ta książka kusi
OdpowiedzUsuń