piątek, 10 marca 2017

[Recenzja książki] Marcin Jamiołkowski - Okup krwi

Autor: Marcin Jamiołkowski
Tytuł: Okup krwi
Tom: 1
Cykl/seria: Herbert Kruk
Gatunek: urban fantasy
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 29 września 2014
Ilość stron: 210

Opis: Herbert wiedzie spokojne życie w jednej z podwarszawskich miejscowości, gdzie nikt nie zna jego mrocznej przeszłości. Nawet przed ukochaną kobietą skrzętnie skrywa, kim jest naprawdę. Bycie skromnym krawcem z Podkowy Leśnej jest spełnieniem jego marzeń.
          Przeszłość jednak nie pozwala o sobie zapomnieć. Melania zostaje uprowadzona i jej życie zależy tylko od tego, czy Herbert zdąży na czas dostarczyć tajemniczą przesyłkę do Warszawy – miasta, od dawna pozbawionego magii, w którym moce Herberta nie działają. Pokonanie 30 kilometrów w kilka godzin nie wydaje się być wielkim wyzwaniem. Staje się nim jednak, kiedy jego tropem ruszają: magowie, wysłannicy tajemniczego „Bractwa Miast”, wyznawcy Bazyliszka, najemnicy i policja. Przeszkody piętrzą się na każdym kroku i tylko poznani przypadkowo sojusznicy oraz niespodziewanie budząca się do życia magia, dają szanse na ocalenie ukochanej. Czasu jest coraz mniej.
         Warszawa nie miała do tej pory swojego maga. Teraz już ma! Nazywa się Herbert Kruk.

  Każdy z nas chciałby czasami przeżyć przygodę – wyruszyć z plecakiem ku nieznanemu, co wiązałoby się z nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Tylko czy to naprawdę jest tak przyjemne, jak nam się wydaje?
     Herbert Kruk jest krawcem, jednak skrywa w sobie pewien sekret. Jest też magiem i właśnie ta profesja sprawia, że pewnego dnia przychodzi do niego niespodziewany klient z ofertą nie do odrzucenia. Herbert ma dostarczyć do Warszawy, miasta pozbawionego magii, tajemniczą przesyłkę. Cóż, 30 kilometrów do pokonania nie jest wyczynem dla protagonisty powieści. Jednak gdy pojawiają się przeszkody, całość staje się bardzo awanturniczą podróżą.
      Przyznam szczerze, że kilka pierwszych stron tej dwustustronicowej powieści jakoś nie zachęcało mnie do dalszej lektury. Piszę o stronach, bo „Okup krwi” pozbawiony jest jednolitego podziału na rozdziały, do czego nie mogłam się przyzwyczaić. Zrobienie przerwy w czytaniu było tu dość trudne, bo oznaczało urwanie fabuły. Sama zaś historia rozwija się i zaczyna pędzić do tego stopnia, że trudno przewidzieć kolejne wydarzenia i się oderwać od lektury. Tylko dzięki szczęściu, którego Herbert ma pod dostatkiem, i przypadkowym sojusznikom głównemu bohaterowi udaje się wyjść z tarapatów w jako takiej całości. Wciąż walczy z nieubłaganym czasem, by ocalić ukochaną Melanię.
    Nie powiedziałabym, że Herbert należy do osób bardzo walecznych. Gdyby nie groźba śmierci Melanii, nie kiwnąłby palcem i nie ruszyłby na „przygodę” życia. Chciał trzymać się z daleka od magii, miał ku temu powody związane z przeszłością. To z jego perspektywy obserwujemy rozwój wydarzeń, wszystkiemu towarzyszą jego czasami bardzo ironiczne komentarze. Ten czarny humor świetnie wpisuje się w opowieść, która przypomina starsze pozycje awanturniczych przygodówek.
   Mimo braku wyraźnej waleczności Herbert się nie poddaje i uparcie dąży do celu, choć niejednokrotnie podejmuje bardzo głupie decyzje o opłakanych skutkach. Z pewnością sam nigdy nie pokonałby tych trzydziestu kilometrów.
      Jednak od czego są towarzysze. W „Okupie krwi” są oni dość przypadkowi, Herbert spotyka ich już w czasie podróży, a oni postanawiają mu pomóc.
       Pierwszy z nich to Wyga. Chłopak niedawno uciekł z domu, jednak nie wspomina o powodach. Za drobną opłatą pomaga Herbertowi, po czym ich drogi mają się rozejść. Jednak nie tak szybko. Wyga pojawia się znowu i towarzyszy naszemu krawcowi niemal do samego końca. Magia Herberta go nie przeraża, jest raczej nią zafascynowany. Początkowo zdaje się, że Wyga to zwykły chuligan, może z problemami w domu, ale daje się poznać jako chłopak inteligentny i oczytany. Wymienia z Herbertem wiele ironicznych uwag, co wywołuje u czytelnika uśmiech.
     Drugą ważną „pomocnicą” jest Anna, prywatny detektyw, którą Herbert ratuje przed chuliganami, zaczepiającymi kobietę w czasie śledztwa. Co prawda Anna poradziłaby sobie sama, ale już kilkanaście minut później może odwdzięczyć się Krukowi, ratując go z łap wyznawców Bazyliszka. Ania ma twardy kręgosłup moralny, ale też nie podejmuje decyzji zbyt pochopnie. Wie, że skoro Herbert jest poszukiwany, powinna zgłosić policji, że ma z nim kontakt, ale jednocześnie najpierw postanawia sama zrozumieć, o co chodzi w całej sprawie. Ma też swoje chwile słabości – na całą magiczną część tej historii reaguje dość emocjonalnie, nie do końca chce wierzyć w to, co widzi.
      Przeciwnicy Herberta zostali stworzeni równie dobrze. Wielu z nich jest silniejszych od głównego bohatera w różnych aspektach, co nadaje opowieści odpowiedniej pikanterii. Choć możemy się domyślać, że Herbert wyjdzie z tarapatów obronną ręką, mamy wrażenie, że tych wrogów nie da się pokonać i tym bardziej kibicujemy głównemu bohaterowi.
      Wśród nich jest Gerhard Schrödinger, który zainicjował całą przygodę, zmuszając Herberta do podróży do Warszawy z tajemniczą przesyłką, Bractwo Miast zajmujące się likwidowaniem przejawów magii, któremu, moim zdaniem, przypadło i tak za mało miejsca, czy wyznawcy Bazyliszka, którzy na całej tej awanturze próbowali zarobić.
      Jeśli miałabym wskazać postać, która została najbardziej okrojona, byłaby to Melania. Poznajemy ją jedynie dzięki retrospekcjom Herberta z początku ich znajomości i samym jego słowom na jej temat. Dziewczyna jest jedynie powodem tej szalonej, nocnej podróży, ale nic poza tym, przez co mam wrażenie, że nieco spłycono jej znaczenie.
    Styl Jamiołkowskiego jak na debiut jest całkiem przyjemny. Prosty, bez zbędnego patosu czy nadmiaru kolokwializmów, ale bardzo dynamiczny, co widać szczególnie w scenach walki, które czyta się naprawdę dobrze. Dialogom również nie mogę niczego zarzucić, są naturalne, a każda z postaci ma swój indywidualny styl wypowiedzi.
    Przyczepić się mogę za to do samego składu książki. Wspomniałam już o braku podziału na rozdziały. Drugą irytującą rzeczą jest korekta, która od połowy powieści (dwustustronicowej, przypominam) została zrobiona chyba od niechcenia, bo nie wyeliminowała najbardziej rzucających się w oczy błędów. Jest to jedna z pierwszych powieści wydanych przez Genius Creations, więc mam nadzieję, że w późniejszych publikacjach takie potknięcia zostały wyeliminowane.

fot. Stanisław Gęsiorski

       „Okup krwi” to przyjemna powieść z nurtu urban fantasy. Gdy już czytelnik przebije się przez niezbyt zachęcający początek, akcja idzie wartko i wciąga. Dobrze zarysowani bohaterowie i lekki styl sprawiają, że debiut Marcina Jamiołkowskiego zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy przygód Herberta Kruka.

Ocena: 6,5/10

STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

            – Chyba zaszyło ci mózg – mruknąłem. Ha! Krawiecki żarcik.

            Na stronie kliknij najpierw zwykły krzyż, potem krzyż lotaryński i na koniec krzyż trójramienny. Hasło to: niechcemisienicwymyslac1.

            Proste jak przełącznik – Herbert jest pobliżu – magia działa. Nie ma magii – nie ma Herberta!

            Po całonocnej gonitwie i waleniu mnie po łbie nie nazwałbym siebie demonem prędkości. W ogóle bym tak siebie nie nazwał. Demon świńskiego truchtu – o, tak!

            Złapałem krąg blachy za krawędź, złożyłem się jak dyskobol i wypuściłem go w stronę moich prześladowców z całą siłą, na jaką mnie było stać, z całą nienawiścią i nagromadzoną wściekłością.

            – Leć, Adam, leć – wyszeptałem patriotycznie.


2 komentarze:

  1. Książka bez wydzielonych rozdziałów to już chyba rzadkość, też by mi chyba było ciężko się od nowa do czegoś takiego przyzwyczaić. Ale po tę książkę nie sięgnę, bo nic zupełnie mnie do niej nie ciągnie, a i po recenzji widzę, że szału nie ma. ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, no i mam zagwozdkę. Bo z jednej strony ilość nieprzyjaciół Herberta mnie odrzuca, z drugiej on sam mnie jakoś przyciąga do siebie. Zobaczymy, jak to wyjdzie, ale możliwe, że przeczytam.
    Ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.