piątek, 6 kwietnia 2018

[Recenzja książki] E. Lockhart - "Kłamczucha"

Autor: E. Lockhart
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Gatunek: literatura młodzieżowa, thriller
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 31.01.2017
Ilość stron: 320

Opis: Wierzyła, że im więcej wypocisz na treningu, tym mniej wycierpisz w walce.
Wierzyła, że najlepszym sposobem, by uniknąć złamanego serca, jest udawać, że się go nie ma.
Wierzyła, że to, jak mówisz, jest często ważniejsze niż to, co masz do powiedzenia.
Wierzyła też w filmy akcji, trening siłowy, potęgę makijażu, ćwiczenie pamięci, równe prawa oraz to, że z filmików na YouTube można się nauczyć miliona rzeczy, których na próżno szukać w college’u.
Jule West Williams to wojowniczka, dziewczyna kameleon, zawsze gotowa do ataku.
Imogen Sokoloff to dziedziczka fortuny i zagubiona w życiu sierota. Co przyniesie przyjaźń tych dwóch tak różnych dziewczyn?

Rodzice od dziecka powtarzali nam „kłamstwo ma krótkie nogi”, z czego płynął złoty, choć prosty przekaz, że nie należy kłamać, bo prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw. Wobec tej przestrogi baliśmy się, że nasze małe kłamstewka ujrzą światło dzienne i zostaniemy ukarani. Czy bohaterka powieści „Kłamczucha” miała takie same obawy? Z przykrością muszę przyznać, że nie. Korzystając ze wstępu ostrzegę was, że w recenzji może pojawić się kilka spoilerów, więc jeżeli nie chcecie zdradzać sobie niektórych wątków fabuły, po prostu jej nie czytajcie.
Nie zaprzeczę, że „Kłamczucha” to specyficzna powieść. Dopóki nie przekroczyłam połowy książki, myślałam, że wszystko, co jest tu opisywane nie ma najmniejszego sensu, ponieważ zdarzenia się ze sobą nie łączą. Trochę się myliłam,  bo okazało się, że historia opowiadana jest… od tyłu. Przyznaję, to niesamowity i oryginalny pomysł, boli mnie tylko fakt, że to wszystko zostało źle poprowadzone. Chwilami naprawdę gubimy się w fabule i nie rozumiemy, co autorka ma na myśli, w efekcie zamiast czerpać z historii przyjemność, czujemy się skonsternowani. Rozumiem, gdyby fabuła rzeczywiście chronologiczne szła od tyłu, ale niestety chwilami mamy dziwne powroty do innych wątków, które przeplatają się z tymi przyszłymi. To jest już przesada. Myślę, że to poplątanie jest jedną z najgorszych wad książki, a muszę przyznać, że jest ich zdecydowanie więcej.
Jule West Williams to dziewczyna, która żyje życiem innych ludzi. Sama uważa siebie za super silną bohaterkę, która jest w stanie wszystko osiągnąć. Jej ucieczki, przebieranki i kiepskie pomysły miały z niej zrobić superagentkę, a dla mnie wyglądała po prostu jak psychopatka zatracona w kryminalnym filmie, który sama sobie wymyśliła. Nie przepadałam za  nią właściwie ze względu na to, że była chora psychicznie i nikt sobie z tego najwyraźniej nie zdawał sprawy. Boli mnie też samo zakończenie, bo spodziewałam się, że ostatecznie zostanie ukarana w konkretny i mocny sposób. Nie doczekałam się tego, dlatego jestem zła. Taka osoba nie powinna w ogóle stąpać po świecie, nawet tym książkowym.
Tylna strona okładki powiadamia nas o tym, że „Kłamczucha” będzie cudownym thrillerem psychologicznym pełnym intryg i zwrotów akcji. Wobec tego stwierdzenia mogę się tylko ironicznie uśmiechnąć. Dla mnie elementów thrillera było tutaj jak leku na rzadką chorobę. Prędzej czułam się, jakbym szła po ciemku, otulona mgłą i… spadającymi z góry dolarami. Nawet przez moment nie byłam zaskoczona tym, co się działo, a wątek który powinien być wielkim uderzeniem w samo serce, okazał się przewidywalny i mało emocjonujący. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, ale styl tej historii jest tak prosty, że aż sztuczny, a w efekcie pozbawiony barw. W żadnym z bohaterów nie dostrzegałam człowieka z krwi i kości, wszyscy zachowywali się jak puste marionetki bez cech charakteru, nawet jeżeli o ich cechach wielokrotnie wspominano. To było coś na zasadzie: przyszłam, wydawałam hajsy, wyszłam. Nie, to nie jest thriller psychologiczny, dla mnie to po prostu słaba, mało logiczna młodzieżówka, której układ nie został rozplanowany z rozmysłem. Jeszcze co do logiki, o której wyżej wspomniałam – wciąż mnie zastanawia, jak bohaterka mogła kraść paszporty i przy odprawie nikt się nie zorientował, że korzysta z cudzej tożsamości. To tacy ludzie nie zgłaszają, że ktoś ukradł im paszport? I nie przyłapują tych, którzy z nich korzystają? Jeżeli tak, to jestem zszokowana.
Wiecie, co najbardziej mnie boli? To, że zostaliśmy wrzuceni w świat przepychu i na każdym kroku autorka opisuje, czego to bohaterka nie robiła ze swoimi pieniędzmi. Tu bogactwo wycieka z każdej strony. Pani Lockahrt po prostu podróżowała najniższą linią oporu, bo wiadomo, że kto ma dużo dolarów, to ma władzę i może robić wszystko, a przez to fabuła będzie jak z bajki o bogatych księżniczkach. Bardzo mi się to nie podobało. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby niektóre nastolatki pomyślały po tej lekturze, że fajnie byłoby kraść tożsamość bogaczom i do woli wydawać ich pieniądze, bo nie ma tu nawet wyraźnego morału, że to złe. A tak poza tym, to Jules nas uczy, że jeżeli chcesz się czegoś zdobyć niezbędną do życia wiedzę, to wszystko znajdziesz na YouTubie, tak odchodząc od tematu.
Wątek romantyczny, bo czym byłaby młodzieżówka bez miłości? W tym przypadku to tak zbędny zapychacz, że to aż boli. Nie dość, że chwilowy romans Jule był sztuczny, to jeszcze nie pasował mi do głównej, psychopatycznej bohaterki. Jej uczucia wydawały się takie... naciągane.
Do tej pory tylko narzekałam. Czy jest coś, co spodobało mi się w tej książce? Powiedzmy, że gdzieś po połowie był taki moment, że nawet lepiej mi się czytało tę historię i cieszyło mnie to, że tak łatwo się przez nią płynie, przez co nie zmarnuję tyle cennego czasu, ale ostatecznie chociaż się starałam, nie znalazłam tu konkretnej zalety. Dla mnie „Kłamczucha” to nieudana lektura, która w przeciągu najbliższego miesiąca zapewne wyleci mi z głowy. Mogę jedynie docenić sam pomysł (nie wykonanie) na opowiadanie historii od tyłu i to, że nie ma tu słodkiego nawracania się – jeśli bohaterka jest psychopatką, to jest nią do końca. 
Jeżeli chcecie zapoznać się  „Kłamczuchą”, nie bronię wam tego. Istnieje możliwość, że byłam zbyt krytyczna, albo po prostu ta historia nie wpadła w moje gusta, może wy będziecie mieli o niej inne zdanie.

Ocena: 4/10

Za egzemplarz dziękuję:


6 komentarzy:

  1. Szkoda, że książka tak bardzo Cię zawiodła. Jeśli chodzi o mnie, to czytałam tak skrajnie różne opinie na jej temat, że postanowiłam przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też czytałam o tej książce różne opinie, więc chciałabym wyrobić sobie własną. Jestem ciekawa jak ja ją odbiorę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam zamiar przekonać się na "własnej skórze" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam poprzednią ksiażkę autorki i na fali ciepłych wspomnień chciałam sięgnąć również po ten tytuł, ale już czuję, że nie zdobyłby on mojej sympatii.

    OdpowiedzUsuń
  5. Generalnie od początku nie ciągnęło mnie do tej książki i widzę, że tym razem intuicja mnie nie zawiodła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie żałuję, że nie skusiłam się na tę książkę, gdy miałam okazję :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.