środa, 4 kwietnia 2018

[PREMIERA] Aleksandra Janusz-Kamińska - "Dom Wschodzącego Słońca"

Autor: Aleksandra Janusz-Kamińska
Tytuł: Dom Wschodzącego Słońca
Tom: 1
Cykl/seria: Miasto Magów
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 4 kwietnia 2018
Ilość stron: 416

Opis: Mag-szermierz Lloyd zmierzy się ze swoją mroczną przeszłością. Błyskotliwy informatyk Timothy wyjdzie poza wirtualny świat. Narcystyczny rockman Gabriel wreszcie zacznie podejmować własne decyzje. Razem z zakonnicą Weroniką, wiekowym Krzysztofem oraz niespodziewanym przybyszem z odległych stron stawią czoło mitycznym bestiom oraz dawnym - i nowym - wrogom. Czy znajdą odpowiedzi na zagadki, jakie zostawiła po sobie legendarna Kaja Modrooka? I czy Eunice wyjdzie zwycięsko z próby, jaką postawi przed nią los?

Magowie zwykle kojarzą się z długimi szatami, szpiczastymi kapeluszami i różdżkami w dłoniach. Tak, „Harry Potter” doskonale wpisuje się w ten kanon. Nie jest to jednak takie proste – czasami magowie są wśród nas i nawet o tym nie wiemy.
Przekonała się o tym Eunice Wight, uczennica liceum w Farewell, która od pewnego czasu z całym zaangażowaniem rozwiązuje łamigłówki wrzucone do Internetu przez niejakiego Srebrnego Rycerza. Szkopuł w tym, że są one przeznaczone jedynie dla magów, więc zwyczajna, nieco zbuntowana dziewczyna nie powinna mieć do nich nawet dostępu. A jednak Eunice nie jest taka zwyczajna. I dzięki temu trafia do Domu Wschodzącego Słońca zamieszkałego na stałe przez trzech indywidualistów, którzy w normalnych okolicznościach nigdy by się nie spotkali.
Przyznam szczerze, że opis mnie trochę zmylił i spodziewałam się trochę innej opowieści. Bardziej klasycznego fantasy. Nie jestem jednak zawiedziona. Nawet nie wiem, kiedy zostałam wciągnięta w świat Eunice i jej starszych kolegów, a każdy powrót do rzeczywistości zdawał się być karą.
Największym atutem książki z pewnością są bohaterowie. Dawno nie spotkałam się z tak barwną grupą. Sama Eunice pomimo buntowniczego wieku wykazuje się rozsądkiem i roztropnością, doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń i potrafi przerzucić przewyższające ją zadanie na barki bardziej doświadczonych towarzyszy, ale też całkiem nieźle przemówić im do rozsądku, kiedy zachowują się jak dzieci.
Ci, którzy mnie dobrze znają, z całą pewnością trafnie wytypowali mojego faworyta z powieści. Lloyd Dark – pół-Anglik, pół-Japończyk nierozstający się ani na chwilę ze swą kataną, wiecznie ubrany na czarno, posługujący się nieco staroświeckim stylem mówienia bardzo szybko zyskał moją sympatię, choć z pewnością jestem bardzo stronnicza w tym przypadku.
Zresztą Gabriel, dość narcystyczny wokalista zespołu „Nevermind”, którego teksty można poczytać w powieści – jak dobrze pasują do poszczególnych części – oraz cyber-mag Timothy zmagający się ze skutkami klątwy również nie dają się nie lubić. Gabryś pomimo swych uzdrowicielskich zdolności panicznie boi się widoku krwi, do tego jest tchórzem, zaś Timmy to studnia bez dna sarkazmu, którego słuch absolutny nigdy nie zawodzi.
Każdy z mieszkańców Domu Wschodzącego Słońca jest inny i w życiu bym nie pomyślała, że taka zbieranina może się dogadać ze sobą. A jednak są dla siebie rodziną, która wzajemnie się wspiera i broni, gdy przychodzi zagrożenie, ale też w codziennych zmaganiach z rzeczywistością.
Trochę jednak brakuje mi historii pozostałych postaci – magowie z Mandali czy Krzysztof Podróżnik (Polak, swoją drogą) zostali potraktowani nieco po macoszemu. Zresztą o tym, co doprowadziło Timmy’ego do obecnego stanu zdrowia, dowiadujemy się nieco przy okazji, do tego historia jest dość zdawkowa. Lloyd i Gabryś dostali swoje retrospekcje, więc czuję się trochę zawiedzona i mam nadzieję na jakąś rehabilitację ze strony autorki.
Fabuła przyciąga, ale nie trudno zauważyć, że całość wygląda trochę jak zbiór opowiadań niż jednolita powieść. Dopiero ta ostatnia część jest dużo bardziej rozbudowana. Nie sposób się jednak nudzić, całość jest ciekawa i intrygująca. Do tego teksty „Nevermindu” dodają smaczku, opisując trochę to, co dzieje się w powieści. I oczywiście dialogi – często pełne sarkazmu – wzbudzające mój uśmiech, a nawet wybuch śmiechu.
Styl pani Aleksandry jest prosty i przejrzysty, nie dominują tu ani dialogi ani opisy, wszystko jest dość wyważone. Widać, że fabuła i osadzenie postaci zostało przemyślane, nie ma tu też żadnych nieścisłości, które rzuciłyby mi się w oczy.
„Dom Wschodzącego Słońca” to naprawdę dobra pozycja i każdy, kto lubi urban fantasy, nie powinien się zawieść. Sympatyczni bohaterowie i ciekawa fabuła tylko zachęcają, przez co jestem w stanie wybaczyć tych kilka mankamentów, które usatysfakcjonowałyby mnie do końca. Z niecierpliwością czekam na kontynuację. A już od dziś możecie dostać ją w księgarniach.

Ocena: 8/10

Za egzemplarz dziękuję










Strefa dobrych cytatów:

– Masz sumienie? – zainteresowała się dziewczyna. – Gdzie dostałeś? Kurczę, to musiało być na jakiejś promocji.
– Instynkt macierzyński mi się odzywa.
– Jezus Maria, Gabriel jest w ciąży – jęknęła Eunice z udawaną grozą. – Cud natury.

– Oszczędzaj sarkazm. Będziesz mógł odkładać go na procent.
– Już i tak korzystam z odsetek. (...)

(...) Ludzie, trochę szacunku do literatury. Skądś muszę brać lektury, w miejskiej są zawsze wypożyczone.

4 komentarze:

  1. Zaczęłam już czytać i przyznam, że jestem mocno zaintrygowana ;) Nie czytałam wcześniej takiej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa recenzja, ale nie mój gatunek. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak myślałam, że twoim ulubionym bohaterem będzie Lloyd :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To niestety jednak nie mój gatunek...

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.