Autorki: Amie Kaufman, Meagan Spooner
Tytuł: W spojrzeniu wroga
Tytuł oryg.: This Shattered World
Cykl: Starbound
Tom: 2
Gatunek: fantastyka, science-fiction
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Data wydania: 11 stycznia 2017 r.
Ilość stron: 352
Opis: Kapitan Lee jest piękna i odważna. Dowodzi
oddziałami wysłanymi na planetę Avon, które mają stłumić wywołany działaniami
wielkich korporacji bunt mieszkańców. W zamian za ciężką pracę obiecano im
lepsze życie, ale słowa nie dotrzymano. Lee musi być silna i bezwzględna, ma
także osobiste powody, by nienawidzić rebeliantów.
Flynn ma
bunt we krwi. Jego siostra zginęła w powstaniu przeciwko korporacjom. Udaje mu
się uwięzić Lee, jednak gdy jego towarzysze chcą ją zabić, Flynn
niespodziewanie podejmuje decyzję, która zmienia jego życie na zawsze.
Ona dowodzi wojskiem, które stara
się walczyć z buntownikami, on jest rebeliantem, który przed takimi jak ona
stara się uciekać. Każdy z nich ma swój świat, choć mieszkają na jednej
planecie. Różnią się między sobą jak ogień i woda, a jednak pragną tego samego:
pokoju. Jak to mówi stare przysłowie:
przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej – Jubilee i Flynn
idealnie się w to wpisują.
W
spojrzeniu wroga przeczytałam rok temu, także ta recenzja jest bardzo stara. Kiedy chciałam ją wstawić, nie zauważyłam, że dziś mija dokładnie dwanaście miesięcy, odkąd ta książka została wydana! Zbieg okoliczności, który najwyraźniej mi się udał, także wszystkiego najlepszego dla drugiego i trzeciego tomu Starbound (bo zostały wydane w Polsce równolegle). Zawsze będę pamiętać to, jak się za wami nachodziłam! A teraz przejdźmy do właściwej części recenzji.
W spojrzeniu wroga bardzo różni się od pierwszej części, czyli W ramionach gwiazd. Bałam się,
że fabuła znów będzie się powoli rozwijać i sporo czasu minie, zanim na nowo
wciągnę się w zupełnie inną historię z innymi bohaterami w tle, ale na
szczęście moje pełne strachu wyobrażenia się nie ziściły. Pomimo dziwnego
początku i wrzucenia nas prawie od razu w wir niepojętych zdarzeń, byłam w najwyższym
stopniu usatysfakcjonowana. Nawet nie
doszłam do setnej strony, a już obgryzałam z nerwów paznokcie! Może gdzieś w
trakcie trwania fabuły przestałam się tak emocjonować, bo niektóre wątki mnie
nie zaciekawiły, ale jednak drugi tom dorósł do pięt pierwszemu. Cieszę się, że
autorki nie popadły w tendencje spadkową – od najlepszego do najgorszego, tylko
przez całą trylogię trzymały poziom. Muszę jednak przyznać, że ze wszystkich
tomów ten podobał mi się akurat najmniej. Dlaczego?
Niektórych momentów lektury nie
byłam w stanie zrozumieć. Mam wrażenie, że albo czytałam niedokładnie, albo po
prostu pogubiła mnie pokrętność niektórych zdarzeń czy tłumaczeń. Zdarzało się,
że nie miałam pojęcia o co chodzi, nawet jeśli czytałam jedno zdanie po kilka
razy, ale dobrze, zrzucę to na moje powszechne nieogarnięcie. Myślę, że każdy
może mieć w pewnym momencie tej lektury mętlik. Na szczęście wszystko, co nam
namieszało w głowach przynajmniej częściowo wyjaśnia się pod koniec – dzięki
temu mamy od razu chętkę wziąć się za ostatnią część trylogii.
W drugim tomie więcej jest akcji
niż tłumaczeń. Pojawia się w nas jeszcze więcej pytań niż przy W ramionach gwiazd, przez co ostatecznie
możemy czuć się zagubieni – przynajmniej do czasu, kiedy nie sięgniemy do
ostatniego tomu, bo to tam wszystko staje się nagle jasne. Tu chwilami mamy
ogromny wybuch niezrozumienia i coś, co można porównać do mindfucka,
szczególnie, jeżeli chodzi o te popularne wstawki poza rozdziałami, pisane
kursywą. Wbrew pozorom – nie było tu zbyt wielu zaskoczeń (poza zakończeniem),
bo zaskoczenia powinny być nierozłączne z wytłumaczeniem faktów, które były
dotąd niewytłumaczalne, a skoro niewiele się wyjaśniło, nie było palpitacji
serca.
Co na temat bohaterów? Muszę
przyznać, że od razu pokochałam Jubilee i Flynna. Z czystym sumieniem mogę
powiedzieć, że to moja ulubiona para w całej trylogii! Dlatego bardzo żałuję,
że pojawiło się tak mało wątków romantycznych z nimi w roli głównej. Na koniec
dodałabym odrobinę więcej jasności do ich relacji, nie zostawiałabym tego jako
otwarte rozwiązanie. To jedno z najsłabszych romantycznych powiązań serii Starbound, a jednak wciąż są moim
ulubionym paringiem. Szkoda tylko, że autorki w pewnym momencie pozbyły się tej
zabawnej ironii, która pomiędzy nimi była.
Co takiego jest w Jubilee i
Flynnie, że ich kocham? Jubilee to twarda żołnierka z trudną przeszłością,
wszyscy uważają ją za bezlitosną, ale w głębi duszy nie wiedzą, że jest
wrażliwa – tę właśnie cechę dostrzega w niej Flynn, który przegonił w moim
rankingu miłości Tarvera. Dziwne jest to, że nawet nie jestem w stanie wiele o
nim powiedzieć. Myślę, że poruszyła mnie w nim ta prosta cecha – dobroć. Nie
patrzył na świat poprzez zaślepione nienawiścią oczy, nie szedł po trupach do
celu, po prostu żądał sprawiedliwości. Zdecydowanie wyróżniał się na tle reszty
swoich sojuszników.
W książce podoba mi się to, że w
pewnym momencie pojawiają się wszyscy bohaterowie całej trylogii. Poznajemy
nawet te postacie, które będą miały swoje własne miejsce w ostatniej powieści
spajającej serię. Nic jednak nie pobije mojego szerokiego banana na twarzy,
kiedy w pewnym momencie trwania fabuły pojawia się Tarver i Lilac z pierwszej
części. Momentalnie dostałam wypieków na twarzy. Muszę jednak przyznać, że ich
związek stał się dziwnie… przesłodzony. Nie irytowali mnie, ale przestali w ogóle zachwycać. Byli za idealni.
W
spojrzeniu wroga to świetna kontynuacja pierwszego tomu i mimo
tego, że niewiele nam wyjaśnia, to jednak trzeba przyznać, że fabuła została
przeprowadzona dosyć dobrze. Moja ocena była trochę niższa, zanim nie
przeczytałam ostatniego tomu – to dzięki niemu dostrzegłam, że to zamieszanie
było konieczne.
Jeżeli mam się jeszcze czepić
estetyki – okładka do tego tomu jakoś mnie nie zachwyca. Uważam, że postacie
nie bardzo pasują swoim wyglądem do takiego koloru okładki. Efekt jest taki, że
nie są kompatybilne z tłem i wyglądają jak na siłę doklejone. Ale to niewielki
mankament, bo jak wiemy – liczy się to, co książka ma w środku.
Przede wszystkim polecam zapoznać
się z pierwszym tomem, jeżeli jeszcze go nie czytaliście, a jeśli wam się
spodoba – uzbrójcie się od razu w dwa kolejne, bo nie będziecie się mogli
oderwać! Jeżeli ciekawi was recenzja pierwszego tomu, poniżej znajdziecie link.
Ocena: 7/10
W ramionach gwiazd | W
spojrzeniu wroga | W sercu światła
STREFA DOBRYCH CYTATÓW:
–
Potrzymam manierkę – mówi cicho, kucając przy mnie.
– Mój ty
bohaterze.
– Każdy
ma jakąś przeszłość – mówi do niej, wskazując na tatuaże, które nagle wydają
się nabierać życia. – Ale tylko od ciebie zależy, czego będziesz się trzymać.
–
Spokojnie, jestem pewien, że patrzyła w ścianę. Lee jest niezwykle dyskretna i
nie wierzy w magię romantyzmu.
– Ja
jestem tym, który chce rozmawiać – wyjaśniam cicho. – Ona wolałaby połamać ci
nogi. Proponuję zacząć od rozmowy.
Tym razem nie dla mnie.:)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie ten gatunek, ale podpowiem Koleżance :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.recenzjezpazurem.pl/
Ja się jeszcze waham nad tym... Pierwsza część do mnie kompletnie nie trafiła, ale to, co napisałaś o ostatniej części trochę wyjaśnia... Chyba wrócę do tej serii ;)
OdpowiedzUsuńCzaję się na tą serię od kiedy dopatrzyłam się premiery pierwszego tomu na zagranicznym booktube - lata świetlne temu :) Tyle czasu czekałam na te książki że mój zapał odrobinę opadł ale w dalszym ciągu mam ją w planach!
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/
Minął rok od wydania tych dwóch tomów, a ja jeszcze ich nie kupiłam ;/ A pamiętam, że tak nie mogłam się doczekać ich premiery...
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, ale zanim przeczytam ten tom, to tak jak radzisz zaczęłabym jednak od pierwszego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)