Tłumaczenie: Anna Klingofer-Szostakowska
Tytuł: Chemik
Tytuł oryg.: The Chemist
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Wydawnictwo: Edipresse Polska S.A.
Premiera: 11 kwietnia 2017
Ilość stron: 568
Opis: Powiedzmy, że nazywa się Alex. Tożsamość i imiona zmienia jak rękawiczki – pracuje dla amerykańskiej agencji rządowej, która jest tak tajna, że nawet nie ma nazwy. Alex zajmowała się przygotowywaniem substancji pomagających śledczym wydobywać zeznania od podejrzanych. Określenie nowoczesne metody tortur byłoby tu na miejscu.
Po zamachu na życie Alex, w którym ginie jej przyjaciel i zarazem współpracownik, kobieta zaczyna się ukrywać. Po kilku latach zgłasza się do niej kolega z departamentu, powierzając jej kolejne zadanie. Ma wynaleźć broń przeciwko zabójczemu wirusowi, by ocalić miliony amerykańskich obywateli. Czy to zasadzka, czy też rzeczywiście od wyjątkowych umiejętności Alex zależy życie wielu ludzi?
Postanawia zaryzykować i zgodnie z otrzymanymi wytycznymi porywa mężczyznę, który, działając na zlecenie mafii narkotykowej, zamierza wywołać epidemię. Najbardziej wymyślne tortury nie pomagają jednak zmusić rzekomego przestępcy do zeznań – zupełnie jakby był niewinny. Alex zaczyna dostrzegać kolejne nieścisłości w przedstawionej historii. Instynkt podpowiada jej, że prawda może być zupełnie inna. Czy przeczucie jej nie myli?
Każdy z nas ma wokół siebie wielu ludzi, czy mu się to podoba, czy też nie. Żyjemy w stało, gdybyśmy wśród tych ludzi mieli kogoś, kto - choć wydaje się przyjacielem i dobrym duchem - chciał nas wykorzystać i zniszczyć? Pewnie czulibyśmy się z tym okropnie. Jeszcze gorzej czulibyśmy się, wiedząc, że zostaliśmy uznani za zagrożenie przez byłego pracodawcę. Jest to do wyobrażenia, ale czy dalibyśmy sobie radę, będąc w takiej sytuacji? Osobiście nie wiem, jak bym się zachowała. Z pewnością chciałabym przeżyć. Ale przeżycie to nie wszystko, co pokazuje Alex w najnowszej powieści Stephenie Meyer.
Alex lub też Juliana Fortis, jak naprawdę nazywa się bohaterka, jest doktorem, a jej dotychczasowa praca skupiała się na tworzeniu zabójczych substancji i przesłuchaniach - mówiąc w wielkim skrócie. Ale coś w jej pracy poszło nie tak i teraz stała się celem. Poznajemy ją, kiedy stara się ukryć na tyle, by kolejny wysłany na nią morderca jej nie dopadł. Wtedy też odzywa się były szef i proponuje jej nowe zadanie. Muszę przyznać, że pod pewnym względem Alex mnie zaskoczyła - myślałam, że jako naukowiec i wielki miłośnik nauk ścisłych będzie w życiu, tym prawdziwym, poza laboratorium, czuła się bardzo niekomfortowo i nie da sobie rady, a jej przetrwanie zakończy się szybciej, niż myśli. Przyjemnie zaskoczyła mnie tym, jak korzystała ze swojej wiedzy i jak dobrze umiała się maskować. Czułam się, jakbym obcowała nie z laborantką, ale ze szpiegiem. Ta część bohaterki do mnie przemówiła - silna postać, która wyszła spod pióra bądź palców pani Meyer, ma prawo stanąć obok Wagabundy z Intruza i podać jej dłoń. Ale nie mogę powiedzieć, bym pokochała Alex zupełnie. Właściwie to przez to, jak bardzo mnie drażniła przez pierwsze dwieście stron powieści, dwukrotnie odkładałam książkę, przez co całość lektury, którą zmuszona byłam kontynuować w wersji elektronicznej, zajęła mi ponad dwa miesiące. Jej początkowa wyniosłość i kamienna twarz oraz przewrażliwienie i wieczny stan gotowości działały mi na nerwy. Jak umiałam zrozumieć, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej, tak czasami z trudem przychodziło mi zrozumienie, dlaczego ta kobieta jest tak poważna. Koniec końców polubiłam ją i miejscami nawet trzymałam kciuki za powodzenie jej misji, by mogła wreszcie zacząć żyć jak człowiek, na zawsze wychodząc z ukrycia.
Drugą istotną postacią tej powieści jest Daniel Beach, mężczyzna, cel Alex, ten, którego porywa. Poznany twarzą w twarz w banalnych okolicznościach wywołał u mnie wpierw westchnienie mówiące: to już chyba gdzieś było, by później przeistoczyć się w: człowieku, nie idź tym utartym schematem. Nie mogę powiedzieć, by był nudną postacią: nauczyciel angielskiego i historii, trener żeńskiej drużyny siatkówki, znakomity kucharz, a do tego budował domy w Meksyku w ramach wolontariatu - brzmi jak mężczyzna bardzo bliski ideałowi wielu kobiet, prawda? A jednak mnie sobą nie zauroczył. Może za wiele miałam już do czynienia z podobnymi bohaterami na kartach książek czy małym lub dużym ekranie, ale nie mogę powiedzieć, bym go polubiła. Właściwie, choć znajdował się w samym centrum wydarzeń, dla mnie był postacią tak nijaką, że ilekroć na niego natrafiałam, przechodziłam obok tego, co mówił lub robił, zupełnie obojętnie. Nie uważam, by autorka czymś go zniszczyła lub wykreowała za mało wyraźnie. Po prostu zabrakło czegoś, co by mnie do niego na dobre przykuło. Mimo to uważam, że jako bohater dobrze pasował do Alex, a ich historia miała szansę wydarzyć się właśnie dlatego, że był, jaki był.
Postaci drugoplanowych nie ma za dużo, jak na dość grubą książkę, ale czemu się tu dziwić: Alex ucieka bądź też stara się zemścić, bo dość szybko odkrywa, że była tylko pionkiem w czyjeś grze, a w niej sobie zakpiono i wykorzystano jej umiejętności oraz wiedzę. Ale muszę powiedzieć, że bohaterowie z drugiego planu zostali wykreowani bardzo mocno, tak wyraźnie, że nie byłam zdziwiona, iż z łatwością mogłam je sobie wyobrazić w scenach, o których czytałam. Gdyby pozbyć się którejś z nich, Chemik mógłby wiele stracić i stać się powieścią niekompletną, w której brakuje wyraźnego bohatera gdzieś w tle, który trzyma to wszystko jako całość, choć może się tak od razu nie wydawać.
Jak wspomniałam powyżej, odkładałam książkę na bok, bo nie umiałam jej czytać. Dlaczego? Bo nie potrafiłam przyzwyczaić się do fali nowych, naukowych informacji, jaką zalewała autorka. Do tego nie zawsze za tą gadką ścisłowców szedł ładny powrót do głównej osi opowieści. Kilkukrotnie po dość ciężkich opisach przychodził kolejny, który wydawał się wyrwany z kontekstu - nie pasował do tego, co było wcześniej, ale też nie prowadził bezpośrednio do tego, co następowało po nim. Jakby kilka fragmentów, które luźno wisiało na dysku, nagle połączono w całość, nie dbając o to, że nie mają ze sobą żadnych punktów zbieżnych. Strasznie mi to zgrzytało i napsuło trochę nerwów, ale kiedy musiałam oddać wersję papierową książki i sięgnąć po elektroniczną, z mniejszymi oczekiwaniami wróciłam do lektury, która przebiegła nie tylko szybko, ale i bez mojego narzekania. Dalsze odpowiednie wyważenie opisów akcji z przygotowaniami i typowo fabularnymi scenami sprawiło, że wczytałam się w tę historię i poczułam, jakbym czytała naprawdę dobry, szczegółowy scenariusz do świetnego filmu sensacyjnego. Jeśli ktoś połakomi się na to, by zekranizować Chemika (na razie żadna taka informacja do mnie nie dotarła), możecie liczyć na to, że ją obejrzę, być może nawet napiszę jeszcze jedną recenzję.
Czy jest coś jeszcze, co mogło nie przypaść mi do gustu? A i owszem. Nie oceniam powieści na złą, co widać poniżej recenzji, ale jeśli coś mogłoby zostać lepiej poprowadzone, to wątek romantyczny, którego początek jest dość łatwy do wychwycenia, a dalszy rozwój na tyle banalny, że samo powiedzenie sobie, że ma się do czynienia z syndromem sztokholmskim, to za mało. Mam wrażenie, że tutaj zabrakło pani Meyer pomysłu, dlatego sięgnęła po to, co właściwie mogliśmy już poznać z jej serii Zmierzch. Nie sądzę, by było to coś bardzo złego, ale weźmy pod uwagę to, że historia o wampirach była opowieścią dla nastolatków, kiedy Chemik bardziej celuje w czytelnika dorosłego, świadomego tego, jak zły, przebiegły i pełen destrukcji jest świat. Wątek nie wybija się w żadnym momencie na pierwszy plan, za co dziękuję, ale mógłby być subtelniejszy. Albo to moja romantyczna strona duszy ma już dość przesytu klasycznymi romansami. Któreś z dwóch na pewno.
Postaci drugoplanowych nie ma za dużo, jak na dość grubą książkę, ale czemu się tu dziwić: Alex ucieka bądź też stara się zemścić, bo dość szybko odkrywa, że była tylko pionkiem w czyjeś grze, a w niej sobie zakpiono i wykorzystano jej umiejętności oraz wiedzę. Ale muszę powiedzieć, że bohaterowie z drugiego planu zostali wykreowani bardzo mocno, tak wyraźnie, że nie byłam zdziwiona, iż z łatwością mogłam je sobie wyobrazić w scenach, o których czytałam. Gdyby pozbyć się którejś z nich, Chemik mógłby wiele stracić i stać się powieścią niekompletną, w której brakuje wyraźnego bohatera gdzieś w tle, który trzyma to wszystko jako całość, choć może się tak od razu nie wydawać.
Jak wspomniałam powyżej, odkładałam książkę na bok, bo nie umiałam jej czytać. Dlaczego? Bo nie potrafiłam przyzwyczaić się do fali nowych, naukowych informacji, jaką zalewała autorka. Do tego nie zawsze za tą gadką ścisłowców szedł ładny powrót do głównej osi opowieści. Kilkukrotnie po dość ciężkich opisach przychodził kolejny, który wydawał się wyrwany z kontekstu - nie pasował do tego, co było wcześniej, ale też nie prowadził bezpośrednio do tego, co następowało po nim. Jakby kilka fragmentów, które luźno wisiało na dysku, nagle połączono w całość, nie dbając o to, że nie mają ze sobą żadnych punktów zbieżnych. Strasznie mi to zgrzytało i napsuło trochę nerwów, ale kiedy musiałam oddać wersję papierową książki i sięgnąć po elektroniczną, z mniejszymi oczekiwaniami wróciłam do lektury, która przebiegła nie tylko szybko, ale i bez mojego narzekania. Dalsze odpowiednie wyważenie opisów akcji z przygotowaniami i typowo fabularnymi scenami sprawiło, że wczytałam się w tę historię i poczułam, jakbym czytała naprawdę dobry, szczegółowy scenariusz do świetnego filmu sensacyjnego. Jeśli ktoś połakomi się na to, by zekranizować Chemika (na razie żadna taka informacja do mnie nie dotarła), możecie liczyć na to, że ją obejrzę, być może nawet napiszę jeszcze jedną recenzję.
Czy jest coś jeszcze, co mogło nie przypaść mi do gustu? A i owszem. Nie oceniam powieści na złą, co widać poniżej recenzji, ale jeśli coś mogłoby zostać lepiej poprowadzone, to wątek romantyczny, którego początek jest dość łatwy do wychwycenia, a dalszy rozwój na tyle banalny, że samo powiedzenie sobie, że ma się do czynienia z syndromem sztokholmskim, to za mało. Mam wrażenie, że tutaj zabrakło pani Meyer pomysłu, dlatego sięgnęła po to, co właściwie mogliśmy już poznać z jej serii Zmierzch. Nie sądzę, by było to coś bardzo złego, ale weźmy pod uwagę to, że historia o wampirach była opowieścią dla nastolatków, kiedy Chemik bardziej celuje w czytelnika dorosłego, świadomego tego, jak zły, przebiegły i pełen destrukcji jest świat. Wątek nie wybija się w żadnym momencie na pierwszy plan, za co dziękuję, ale mógłby być subtelniejszy. Albo to moja romantyczna strona duszy ma już dość przesytu klasycznymi romansami. Któreś z dwóch na pewno.
Podsumowując, Chemik to opowieść idealna dla kogoś, kogo interesuje praca naukowców w zamkniętych laboratoriach na usługach agencji rządowych, kto lubi ucieczki, pościgi i pełne akcji tło. Jest to książka, która porusza zagadnienia moralności i lojalności, wobec których szary człowiek nie przechodzi raczej obojętnie. Dobrze zaprezentowani bohaterowie, fabuła, która w pewnym momencie porywa, i dynamika stanowią o dobrej lekturze. Jeśli sensacja jest gatunkiem, który lubicie, sięgnijcie po tę powieść, a raczej nie pożałujecie ;)
Ocena: 6/10
Strefa dobrych cytatów
Nieuczciwi ludzie nie wierzą w istnienie uczciwych.
– Nie musisz udawać, że wierzysz w ten plan. To tylko dla nas, frajerów, którzy stawiają się na linii ognia.
Miałam nadzieję, że książka będzie wyżej oceniana - co prawda nigdy nie byłam jakąś ogromną fanką "Zmierzchu" ale za to "Intruz" BARDZO mi sie podobał więc jak tylko usłyszałam że Meyer wydaje kolejną książkę która nie ma nic wspólnego z wampirami to przyznam że troche sie podjarałąm ale ostatecznie książka chyba nie jest w moim klimacie :/
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię panią Meyer, "Intruz" to według mnie świetna książka, i sięgnęłabym też po tą, bo fabuła zapowiada się ciekawie, ale.. boje się, że przerośnie mnie to medyczno-naukowe słownictwo. Nie mówię jej nie, może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńZmierzch bardzo lubię. Intruza nie czytałam,ale ta mnie nie kusi.:)
OdpowiedzUsuńMnie ta książka okropnie znudziła, bo było jak dla mnie za mało akcji, zwłaszcza jak na powieść szpiegowską :) Ale jeśli już się coś działo, to robiło się ciekawie. Główna bohaterka wydała mi się straszliwie nijaka, a przecież ktoś taki jak Alex to świetne płótno dla pisarza. No i ten jej Daniel... Straszna z niego Mary Sue. No i zgadzam się, wątek miłosny jest tak zły, że aż śmieszny. Ale w książkach Meyer to norma ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam zachwycona twórczością tej autorki, choć akurat Chemika wspominam nawet pozytywnie. Recenzowałam ją już dość dawno i wyraźnie pamiętam, że coś mi w niej nie pasowało (chyba rozwleczona akcja? Niestety w tym momencie nie jestem już pewna). Potraktowałam ją jako coś typowo rozrywkowego i w takiej roli sprawdziła się okej, nie dostaniemy tu jednak niczego więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ileż już ta książka znajduje się na rynku, a dopiero z Twojej recenzji dowiaduję się, o czym ona jest ;) Generalnie trudno powiedzieć mi cokolwiek o samej Mayer, bo czytałam tylko pierwszą część "Zmierzchu", a było to jeszcze w szkole podstawowej, więc nie wiem, jak teraz bym zareagowała na tę książkę, chociaż filmy lubię. Ścisłym umysłem nie jestem i raczej nie będę, a jeśli sięgnę po "Chemika", to tylko z czystej ciekawości, co jest w stanie napisać oprócz romansu z wampirem i jakąś powieścią science-fiction, której nie czytałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx
http://slowoposlowie.blogspot.com/
Nie mam w domu i raczej mieć nie będę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Nie czytałam i jakoś nie po drodze mi z tą autorką :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2018/01/senny-book-tag.html
Już wcześniej zastanawiałam się czy warto sięgnąć po tą książkę. Po tej recenzji mam wrażenie, że chyba lepiej będzie jak sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNa blogu pozostaję na dłużej!
Pozdrawiam, Daria z book-night