piątek, 19 maja 2017

[Recenzja książki] Brandon Sanderson - "Piasek Raszida"

Autor: Brandon Sanderson
Tłumacz: Jacek Drewnowski
Tytuł: Piasek Raszida
Tytuł oryg.: Alcatraz Versus the Evil Librarians
Tom: 1
Cykl: Alactraz kontra bibliotekarze
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantastyka
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 15 lutego 2017 r.
Ilość stron: 312

Opis: Alcatraz Smedry, wychowywany przez rodziców zastępczych, nie wydaje się przeznaczony do niczego poza katastrofami. Na trzynaste urodziny otrzymuje przesyłkę ze spadkiem po nieżyjących rodzicach – a w niej zwykły woreczek ze zwykłym piaskiem. Zostaje on jednak niemal natychmiast skradziony przez tajemniczą organizację Bibliotekarzy. To wywołuje łańcuch wydarzeń, które uświadomią Alcatrazowi, że jego rodzina jest częścią grupy bojowników sprzeciwiających się Bibliotekarzom – tajnej, niebezpiecznej i złowrogiej organizacji, która faktycznie rządzi światem. Piasek Raszida ma pozwolić Bibliotekarzom przejąć pełną władzę nad światem. Alcatraz musi ich powstrzymać… uzbrojony wyłącznie w okulary i wyjątkowy talentem do bycia wyjątkową ofiarą losu…

Co byście zrobili, gdyby ktoś przedstawił wam niezbite dowody na to, że świat, w którym żyjecie nie jest tym, za jakiego naprawdę go macie? Że gdzieś tam daleko wciąż istnieją dinozaury, które zachowują się jak angielscy dżentelmeni, do innego królestwa można przejść przez lodówkę z napojami, auta same się prowadzą i że bibliotekarze to tak naprawdę mroczni władcy naszego świata zwanego Ciszlandem, którzy zarządzają informacjami w taki sposób, abyśmy o niczym się nie dowiedzieli? I pomyśleć, że studiuję bibliotekoznawstwo.
Pierwszym powodem dla którego zabrałam się za tę książkę był kierunek moich studiów. Rzadko widuję jakiekolwiek książki tematycznie trzymającej się bibliotek. Poza tym jestem takim małym chochlikiem, który zawsze kibicuje złu. Przy okazji tej lektury mogłam się poczuć jak przyszły władca świata, który już za rok dołączy do mrocznego kultu Bibliotekarzy!
Drugim powodem mojego pochwycenia książki jest renoma samego autora – Brandona Sandersona, który zazwyczaj pisze dzieła dla starszych czytelników. Nie od dzisiaj popularnym zjawiskiem jest tworzenie przynajmniej jednej książki dla dzieci i młodzieży przez popularnych autorów, dlatego chciałam się przekonać, jak ktoś taki jak Sanderson poradził sobie z literaturą młodzieżową. I wiecie co? Wbił mnie w siedzenie swoją dziecięcą fantazją.
Co takiego jest w Alactrazie, że przyciąga ludzi? Przede wszystkim absurd. Tu nic nie jest logiczne. Dzieją się rzeczy od jakich zaczyna nam się kręcić w głowie! Nieraz wybuchamy śmiechem jak bomba atomowa, ale najczęściej marszczymy czoło, zastanawiając się: co takiego autor brał, kiedy pisał tę książkę, bo niewątpliwie był to mocny towar, którym mógłby się z nami podzielić. Jakkolwiek sarkastycznie to brzmi – uważam, że Brandon Sanderson odwalił kawał świetnej roboty.
Piasek Raszida to wyróżniające się spośród tłoku innych książek dzieło. Jest specyficzne, dziwne, sarkastyczne, zabawne i przy okazji oryginalne. Nawet jeśli się komuś nie spodoba, myślę, że na długo zapadnie mu w pamięć. Autor bawi się słowem, próbuje nas oszukać, co na szczęście mu wybaczamy, ma ciekawe wtrącenia i takie pomysły, które pozytywnie nas zaskakują. 
Za jedną z największym zalet tej historii uważam wykreowany przez Sandersona świat. Początkowo irytowało mnie to, że zostaliśmy wrzuceni w wir zdarzeń bez tłumaczeń, przez co fabuła w mocnym zetknięciu z absurdem mogła się najpierw wydawać zniechęcająca, na szczęście potem dostajemy cały pakiet zgrabnych tłumaczeń na temat Ciszlandu (dlaczego dopiero teraz zorientowałam się, że może to nawiązywać do ciszy, która obowiązuje w bibliotekach?!) i Wolnych Królestw. Bardzo fajnym pomysłem byli też okulatorzy, czyli ludzie, którzy walczą z pomocą okularów mających różne funkcje – co ciekawe, wytapiało się je z pomocą piasku, czy to już samo w sobie nie brzmi genialnie (i przy okazji absurdalnie)? Ciekawe były również talenty bohaterów – np. spóźnianie się, niszczenie rzeczy (i nie tylko) dotykiem, czy potykanie się. Na początku brzmi to głupio, ale autor zastosował tak ciekawe tłumaczenia tych dziwnych mocy, że nabrały one nowego znaczenia! Czyż to nie jest naśmiewanie się z bohaterów fantastyki młodzieżowej, którzy zawsze mają super przydatne moce, do bólu powtarzające się w ciągłości schematów? Tak, dokładnie! Sanderson łamie schematy i na dodatek się z nich naśmiewa! Alcatraz sam o sobie mówi, że nie jest dobry, a przecież stoi po stronie dobra, ma również cechy, które świadczą o tym, że wcale nie jest takim cudownym superbohaterem, a po prostu zwyczajnym chłopcem, który przypadkiem się w to wszystko wplątał. 
Jeżeli chodzi o bibliotekarzy, muszę zaryzykować stwierdzeniem, że to sarkastyczny chwyt autora. Jedna z bibliotekarek to dokładny stereotyp widziany oczami ludzkości – ciasny kok, okulary, surowa mina, długa spódnica i biała koszula, za to bibliotekarze to lekka odmiana – pomijając oczywiście to, że są ubrani jak typowi nerdowie (szelki, obcisłe spodnie i te sprawy) to oprócz tego są jeszcze napakowani! Poza tym… Serio, mroczni bibliotekarze władający światem? Myślę, że wiele dzieciaków właśnie tak ich widzi, a biblioteka jest dla nich miejscem czczenia mrocznego kultu – jednymi słowy: bez broni nie wchodź, bo książki cię pożrą.
Muszę pochwalić powieść za ilustracje. Było ich mnóstwo i nie dość, że idealnie oddają klimat książki to jeszcze są po prostu piękne! Nieraz musiałam się zatrzymywać na obrazkach i wpatrywałam się w nie jak w dzieła malowane ręką Picassa (a to tylko Hayley Lazo – polecam zajrzeć na jej Deviantarta <<KLIK>>). Jeżeli chodzi o samą okładkę to mam do niej trochę mieszane uczucia, ale myślę, że środek wszystko wynagradza – bo jak to się mówi: nie oceniaj książki po okładce!


Jeżeli chodzi o samych bohaterów, uważam, że każdy został wykreowany w taki sposób, aby wyróżniał się wśród tłumu i żeby łatwo można go było zapamiętać, na dodatek każdy z nich ma… interesujące imię! Mamy Alcatraza, głównego bohatera, waleczną i niezadowoloną Bastylię, fajtłapowatego giganta Singa, dziadka Leavenwortha Smedry’ego, który jest niepoprawnym optymistą (i zarazem szaleńcem),  mroczny okulator Blackburn (dlaczego kojarzy mi się z energy drinkiem?), surowa bibliotekarka panna Fletcher, czy mówiący bzdury Quentin. Byłam pod wrażeniem kreacji tych postaci! 
Humor w książce. Niektóre żarty mi się nie podobały, chociaż myślę, że to kwestia mojego wieku. Zapewne dzieci płakałyby ze śmiechu, gdyby zobaczyły niektóre fragmenty. Nie mogę jednak powiedzieć, że śmiesznie nie było, bo niektóre dialogi bawiły również mnie, jednak o wiele bardziej byłam rozbawiona sytuacjami niż wypowiedziami bohaterów. 
Czy jest jakaś wada tej historii? Wydaje mi się, że gdyby nie barwny świat i bohaterowie, w tej książce tak naprawdę nic by się nie działo, bo większa część fabuły polega na tym, że postacie chcą odzyskać woreczek piasku i w tym celu poróżują sobie po bibliotece, załatwiają potwory i inne takie. Czegoś mi w tej podróży brakowało, ale nie potrafię dokładnie określić czego. Niemniej jednak – i tak jestem zakochana w Alcatrazie!
Podsumowując. Mimo, że to książka dla odrobinę młodszych czytelników, myślę, że nawet dorosłe osoby mogłyby się bawić przy niej dobrze. Jak już wspominałam, jej największa zaleta to oryginalność i rozwalający umysł absurd. Świetnie się bawiłam i możecie mi wierzyć, za drugi tom wezmę się na pewno. Polecam! A teraz wybaczcie, idę się szkolić w tajnych technikach bibliotekarskich, żeby już niedługo dołączyć do mrocznego kultu Bibliotekarzy!

Ocena: 7/10

 Za egzemplarz recenzencki dziękuję:


STREFA CYTATÓW:

– Praktykanci bibliotekarscy – szepnął Sing, wyglądając obok mnie. – Wykonują swoje zadanie. Gdzieś w tym pomieszczeniu mistrz umieścił źle skatalogowany tom. Praktykanci muszą go znaleźć. 

(…) Z mojego doświadczenia wynika, że dokonanie odważnego czynu bardzo przypomina wypowiedzenie głupich słów.
Rzadko planujesz to z wyprzedzeniem.

Możecie nawet iść na koniec i przeczytać ostatnią stronę. Wiedzcie jednak, ze jeśli to zrobicie, złamiecie wszystkie święte i honorowe prawa narracji znane człowiekowi od zarania dziejów, tym samym wywołując chaos we wszechświecie i pogrążając niezliczone miliony w  żalu.

– Kaleczenie papierem – powiedziała. – Najgorszy rodzaj tortur.

4 komentarze:

  1. Świetna recenzja. Pora nadrobić zaległości z Alcatrazem, jednak najpierw muszę skończyć inne powieści ze stosiku. Między innymi najnowszą ,,Lato Eden". Zachęciłaś mnie swoją opinią do książki.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super recenzja, ale ja sobie odpuszczę, bo jakoś nie czuję tej książki :).
    Przy okazji chciałabym Cię zaprosić na małe rozdanie, które jest na moim blogu. Szczegóły pod tym linkiem: http://kreatywna-alternatywa.blogspot.com/2017/05/400-rozdanie.html

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozpisałaś się na temat tej książki, aż miło!
    Ja na początku, kiedy to zapowiadano premierę tej książki, nawet nie pomyślałabym, że w jakimś stopniu zostanę nią zainteresowana. Z trybu ignorancji przeskoczyłam na ten powiązany z ciekawością, a kiedy coraz częściej czytałam o absurdach goniących absurdy oraz dziwacznych zabiegach autorach (gdzie on naprawdę mógł wciągać ten piasek i po nim tworzyć), wiedziałam już, że jednak kiedyś dam tej książce szansę. I zapewne także parę śmiesznych tekstów nie przypadnie mi do gustu ze względu na mój wiek, ale sami oryginalni bohaterowie oraz sam fakt naśmiewania się ze stereotypowych superbohaterów kuszą. W ogóle ja lubię takie dziwne lektury!
    Ściskam!
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta recenzja jest genialna.
    Po prostu kocham tę książkę i mam ogromną chrapkę na tom drugi. Och, ogromną.
    W końcu jak powiedziałaś, to absurd w tej powieści przyciąga do niej czytelnika. :D

    Ściskam,
    Izzy z Heavy Books

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.