niedziela, 18 grudnia 2016

[Recenzja książki] Alicja Masłowska-Burnos - "Odprowadzam ciszę"


Autor: Alicja Masłowska-Burnos
Tytuł: "Odprowadzam ciszę"
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Seria: Trylogia Ciszy
Tom: 2
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Psychoskok
Ilość stron: 298

Opis: Maja i Adam będą musieli zmierzyć się z mściwym Albertem Lenkiewiczem. Gorące i bardzo namiętne uczucie zakochanych zostanie wystawione na próbę. Czy kochankowie wytrwają razem? Kto tak naprawdę stoi za wszystkimi nieuczciwymi wydarzeniami w Medical"? Wreszcie, czy dziewczyna pokona swoją ciszę, czy uda jej się wrócić z krawędzi rozpaczy jako zupełnie inny człowiek? Odpowiedź na wszystkie te pytania znajdziecie Państwo w Odprowadzam ciszę". Autorka ponownie wprowadza nas w świat gorącego romansu i nieprzewidywalnego kryminału, wywołując niczym nieograniczone uczucia...

     Porwałam się trochę z motyką na słońce, wybierając dla siebie drugi tom trylogii, z którą nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Plus jest taki  brak oczekiwań względem treści. Minus  nie bardzo wiem, czy mogę spodziewać się streszczenia części pierwszej. Nie martwcie się, wielokrotnie wyjaśniane jest, co takiego miało miejsce wcześniej. Nawet za wiele tego wspominania, jak na moje oko.
      Maja, główna bohaterka książki, to ponad trzydziestoletnia, bardzo wykształcona kobieta, która choć jest chłodna w obejściu, cieszy się miłością Adama, którą gorąco odwzajemnia. Jej życie nie jest kolorowe  niedawno straciła dziecko, kiedy w pracy wyszły na jaw pewne przekręty, a ona została zepchnięta na schody, z których spadła. O tym zdarzeniu dowiadujemy się z retrospekcji, które są dobrą stroną powieści. Maja jest na granicy depresji, jedynie pan Starski i jego uczucie trzymają ją jako tako przy normalnym życiu. Na początku opowieści czeka ją operacja ręki, spotykamy ją, kiedy pakuje się do szpitala. I już pierwsze akapity z nią wywołały u mnie uniesienie brwi i pytanie: czy zdołam ją polubić?. Majka brzmiała jak ktoś, kto ceni sobie rzeczy materialne i lubi robić z igły widły. Poza tym nie spodobał mi się jej sposób wysławiania, bardzo często powtarzała w pytaniach słowa. Jestem pewna, że jej rozmówcy już przy pierwszym razie wiedzieli o co chodzi. Poza tym w tej postaci drażniło mnie to, jak często wspomina o swoim byciu na krawędzi własnej rozpaczy. Gdzieś w treści jest jeden długi akapit, gdzie to stwierdzenie pada trzykrotnie! Nie za dużo? Dodatkowo Majka w pewien sposób patrzy odrobinę z góry na innych ludzi. Dostrzegłam w niej dobro, kreatywność i pasję, jednak miejscami miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć i powiedzieć: ogarnij się ze swoim życiem!, choć jestem o ponad dekadę młodsza i nie mam takich problemów jak ona.
Z pozostałych postaci najbardziej zarysowany jest Adam Starski, życiowy partner Majki, deweloper, który ma problemy w pracy, co jest wynikiem działań złych ludzi, którzy pojawiają się w tomie pierwszym, a są dobrze opisani w Odprowadzam ciszę. Adam to taki dżentelmen-łobuz jak dla mnie, toleruję go, ale nie wywołał u mnie żadnych głębszych uczuć. Nawet nie zwracałam głębszej uwagi na fragmenty, w których się pojawiał, nawet ten, w którym ponoć dopuścił się złej rzeczy, u mnie przeszedł bez echa. Postać do zaakceptowania i tyle.
Drugoplanowi i epizodyczni bohaterowie szczelnie wypełnili treść, jednak nie zdołałam polubić nikogo z nich. Przewija się ich dość dużo, miejscami można pomylić ich ze sobą, ale nawet to nie ma wpływu na odbiór. Są bohaterowie i znikają, kiedy ich obecność nie jest już fabule potrzebna. Bez większej szansy na poznanie oceniam, że nikt nie był niepotrzebny i nikt nie był wyjątkowy. Plusem wśród nich jest jedynie postać starszego lekarza, którego w dwóch istotnych sytuacjach spotyka Majka i widzi go jako jedyna. Chętnie dowiem się, kim on tak naprawdę jest.
  Jeśli chodzi o fabułę i jej poszczególne sceny, przechodzenie z jednych wydarzeń w drugie jest dość płynne, przez co nie zagubiłam się podczas czytania. Odpowiednio przedstawione wydarzenia z zachowaniem realizmu, plastyczne  to coś, co sobie cenię i dlaczego w ogóle czytam książki. Problemem  i to dość poważnym – jest nagłe i niekonsekwentne zmienianie czasu. Jakby autorka nie potrafiła zdecydować się na pisanie jedynie w czasie przeszłym lub tylko w czasie teraźniejszym z przeszłym – przy licznych wspomnieniach. Kuło mnie to w oczy, bardzo kuło. Do tego stopnia, że porzuciłam Odprowadzam ciszę" na dwa tygodnie, zanim wróciłam do dalszego czytania. Potrzebowałam ochłonąć, bo nie tylko zmiana czasu akcji psuła mi krew.
     Plusem powieści jest bardzo dobre oddanie emocji odczuwanych przez bohaterów. Smutek, bezradność, miłość, beznadzieja, pożądanie, przerażenie. Dobre oddanie poprzez realny obraz sprawia, że możemy współczuć Mai i jej bliskim podczas poznawania tej historii.
     Niestety, minusów  moim zdaniem  Odprowadzam ciszę" ma zdecydowanie więcej. Wspomniałam o skakaniu z jednego czasu w drugi. Na to można przymrużyć oko, jak i na wielokrotnie pojawiające się powtórzenia, choć tu może być problem. Niektóre słowa mogą nie chcieć dać się zastąpić, ale język polski jest przecież na tyle bogaty, by znaleźć synonim. Poza powtórzeniem słów istnieją na stronach tej powieści także powtórzenia wyrażeń, jak i całych fragmentów! Metoda kopiuj-wklej" się sprawdza, ale nie w prozie, czytelnik nie jest zachwycony takim zabiegiem, proszę mi wierzyć.

     Miejscami pojawiają się zdania, które mimo przeczytania raz, drugi i kolejny nadal brzmią jak wyrwane z kosmosu. Odnoszę wrażenie, że czasami autorka miała jakąś myśl w głowie, ale nie udało jej się ładnie ją zapisać, przez co na marginesach książki pojawiało się moje ukochane zapytanie Hę?".
     Zapytacie, co za hę"? Otóż, popisałam swój egzemplarz ołówkiem. Dlaczego to zrobiłam? Bo sumienie mi kazało. Książka ma tak tragiczny zapis, jeśli chodzi o dialogi  brak półpauz jest nagminny  jak i brak akapitów, że ja, czytelnik bez polonistycznego wykształcenia, parający się kiedyś przez chwilę hobbystycznie edytorstwem, zrobiłam trzecią korektę powieści. To chyba wiele mówi o stronie estetycznej książki. Tutaj prośba do wydawnictwa: jeśli już zachęcacie Państwo do wydania książki u siebie i chwalicie się, że każdą wydawaną książkę poprawia dwoje niezależnych korektorów, to przypilnujcie ich, by rzetelnie wykonali swoją pracę. Bo przy Odprowadzam ciszę" olano sobie wiele stron przy korekcie.

     Kolejnym minusem jest pojawianie się skrótów, jak na przykład: dr, kg, ul. Tekst prozaiczny nie powinien ich mieć, tak samo jak liczebników zapisanych matematycznie. Razi to trochę w oczy, ale przy odrobinie dobrej woli jest do wybaczenia. Tak samo jak i mnogość wielokropków, które niekoniecznie pasują w każdym miejscu, gdzie wstawiła je pani Masłowska-Burnos.
   Wyłapałam także pewien brak konsekwencji: w pewnym momencie prawnik Mai i Adama mówi, że podejrzani zostaną przekazani przez niemiecką policję i deportowani na teren Polski. Stronę później trzykrotnie mówi, że nie zna się na prawie ekstradycyjnym i nie wie, co się z nimi wydarzy. Może by tak ciągnąć jedną wersję do końca, a nie nagle wyskakiwać z zupełnie innym stanowiskiem? Bo czytelnik już gubi się w tym, jaki jest faktyczny stan rzeczy.
     Inną sprawą jest to, że bohaterka zna imię postaci, zanim je o nie w ogóle zapyta. Można to zrzucić na karb jasnowidzenia, ale takie zdarzenie pojawia się raz i wywołuje nagłą konsternacją. No bo jak to, widzę imię, a dopiero za pół strony pada pytanie: jak masz na imię?". Czy nikomu nie zabrzmiało to dziwnie podczas prac nad drukiem? Poza tym westchnęłam ciężko, kiedy zobaczyłam słowo doglądnąć". Taki kolokwializm jest dopuszczalny  nie mówię, że nie  ale czy nie wygląda on odrobinę nie na miejscu?
     Podsumowując, jak fabuła trzyma się dobrze, wszystko zmierza odpowiednim tempem do przodu, tak zapis, liczne powtórzenia oraz nie za ładny wygląd treści sprawia, że książkowi esteci, jak ja, mogą mieć problem z szybkim przebrnięciem przez treść. Nie jest to zła książka, ale tak upstrzona błędami, które odbierają radość z obcowania z nią, że nie potrafię wystawić wyższej oceny. Postaci polubić nie zdołałam, nie wciągnęło mnie tak, bym zachłannie zaczerpywała oddechu po każdym rozdziale. Mimo wszystko polecam osobą, które już zaczęły swoją przygodę z Trylogią Ciszy, przekonajcie się, czy życie Majki przestaje być zagrożone.

Ocena: 4/10

Za egzemplarz dziękuję:

STREFA DOBRYCH CYTATÓW:

     Niebo spada nam na głowę nie po to, by się nami zabawić, lecz by nas podziwiać, gdy się podnosimy (...). Człowieka nie da się zniszczyć, człowieka nie są w stanie zniszczyć żadne rany, ani jakiekolwiek cierpienie, bo człowiek jest silniejszy, niż się jemu wydaje (...).


     Kiedy cierpimy, jesteśmy wszyscy tacy sami. Cierpimy wszyscy w taki sam sposób, tu nie ma żadnej różnicy (...).


     Nikt z nas nie jest do końca dobry ani zły, nikt! Ludzie nie są biali ani czarni. Mają wiele barw, wiele twarzy.

     Czasami trzeba pogodzić się z tym, co los nam daje, czasami trzeba też coś stracić, żeby później potrafić docenić to, co się ma.

2 komentarze:

  1. Boli mnie jak widzę ten fragment, który przedstawiłaś. I nie chodzi o to, że pomaziałaś ołówkiem, bo sama bym to zrobiła, ale o to, jak autorka pisze... Matko a ja się przejmuję, że pisarką nie będę, bo źle piszę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, książka zupełnie nie dla mnie. I pod względem fabuły i przez te wszystkie minusy. A ten przytoczony fragment to całkiem okropny. ;/

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.