Tytuł: Fantastyczne zwierzęta i jak je
znaleźć
Tytuł org.: Fantastic beasts and where
to find them
Reżyseria: David Yates
Scenariusz: J.K. Rowling
Gatunek: Fantasy, przygodowe
Premiera: 18 listopada 2016 (Polska),
8 listopada 2016 (świat)
Czas trwania: 2 godz. 13 min.
Opis: Film
opowiada o przygodach autora książki „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”,
Newta Scamandra, w nowojorskiej społeczności czarodziejów, na siedemdziesiąt
lat przed wydarzeniami opisanymi w cyklu o Harrym Potterze.
Muszę się przyznać, że jako dziecko
nienawidziłam czytać. Kiedy byłam w pierwszej klasie podstawówki, rodzice siłą
musieli mnie sadzać przed króciutką książeczką, którą miałam zadaną na zajęcia.
Pamiętam, że zawsze dużo płakałam i krzyczałam, że nie potrafię się skupić. Nie chciałam czytać czegoś, co było nudne! A potem, dokładnie w trzeciej klasie
podstawówki, pojawił się Harry Potter. Początkowo w wersji filmowej, dopiero później
mama przekonała mnie przeczytania pięciu książek z serii, które zdążyły
już wyjść. Byłam zszokowana, że te papierowe cegiełki mogą być tak cudowne! Od tamtej pory były moimi najlepszymi przyjaciółmi, a panie bibliotekarki nie mogły się
ode mnie opędzić i zawsze witały mnie z uśmiechem pełnym zrozumienia. Harry
Potter dużo dla mnie znaczy i do tej pory mam do niego duży sentyment, dlatego
też bardzo krytycznie patrzę na wszystko, co wyszło w tym roku i jest z nim związane. Chyba
domyślacie się, że nie było ze mną łatwo, podczas seansu „Fantastycznych
zwierząt i jak je znaleźć”? Już na wstępie mogę się przyznać, że miałam bardzo
mieszane uczucia…
Tym razem na ekrany trafił nowy bohater z
potterowskiego uniwersum: Newt Scamander. Wydalony z Hogwartu mag, który
należał do Hufflepuffu. Przyjacielski, dziwny, nieśmiały i sfiksowany na
punkcie magicznych zwierzaków. Nasz bohater trafia do Nowego Jorku, gdzie chcąc
nie chcąc, wpada w tarapaty. Jego zekranizowane przygody zawdzięczamy pani
Rowling, która sama napisała scenariusz. Jak jej to wyszło? Do tej pory nie
mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo oto stoję przed potężnym
wyzwaniem: ocenienie dzieła królowej mojego dzieciństwa.
Newt jest
bohaterem genialnie wykreowanym. Możecie mi wierzyć, dawno nie widziałam tak
świetnej i naturalnej gry aktorskiej. Dziwność jego postaci wyrażała się w
gestach, sposobie mówienia (a chłopak tak naprawdę wiele nie mówił!) i w tym jak
się zachowywał. Eddie Redmayne odwalił kawał świetnej roboty. Sprawił, że
zakochałam się w tym przeuroczym maniaku zwierząt!
Jeżeli chodzi o inne postacie, bardzo
polubiłam Queenie i nieczarodzieja (jak to w USA mówią!) Jacoba. Historia ich
krótkiej miłości była naprawdę subtelna i słodka, poza tym uważam, że bez Jacoba to nie byłby
ten sam film. Jest takim uosobieniem mnie czy ciebie – osoby, która wplątuje się w
tą całą magię i przeżywa ją całym sercem, chociaż tak naprawdę nie ma z nią nic wspólnego. Do innych postaci nie poczułam
jakiejś szczególnej sympatii.
Wydaje mi się, że główną zaletą „Fantastycznych
zwierząt…” są efekty specjalne, a więc wszystko to, co odpowiada w filmie za
magię. Byłam wniebowzięta, kiedy Newt robił obchód wśród adaptowanych przez
siebie zwierząt. Same magiczne „potworki” były bardzo realistycznie wykreowane
i wiele z nich wzbudziło we mnie pozytywne uczucia. Każdy z nas chciałby mieć
chociaż jedno takie zwierzątko u siebie w domu!
Wielkim plusem filmu jest wykreowany przez panią
Rowling magiczny Nowy Jork. Dowiadujemy się kilku ciekawych rzeczy o nieco
surowym wychowywaniu czarodziei i porządku ustalanym przez Magiczny Kongres
Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tym samym film otwiera przed nami trochę
mroczniejsze wrota potterowskiego uniwersum. To już nie jest film dla dzieci, jest trochę bardziej dojrzały niż HP. Plusem są też smaczki, które wzbogacają naszą
potterowską wiedzę!
Jeżeli chodzi o samą akcje, początkowe wątki,
które dotyczyły przygód Newta, Jacoba, Tiny i Queenie, bardzo mi się podobały,
jednak w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać: ej, nie za długo to trochę
trwa? Przecież nie starczy czasu na resztę fabuły, a w trailerze pokazywali
jakąś mini wojnę! Przyznam szczerze, nie byłam zachwycona tą częścią filmu,
która jej dotyczyła. Wątek pogoni Kongresu za obskurusem i cała akcja w
tunelu, nijak przypadła mi do gustu i dla mnie jest sporym minusem. Na dodatek
momenty, które miały wzbudzić we mnie niepewność, zdziwienie czy niepokój… nie uczyniły tego. Cały film oglądnęłam bez
większych emocji towarzyszących kulminacyjnym momentom filmu. Jedyne uczucie,
które w sobie miałam to radość, bo przecież oglądałam „fantastyczne zwierzęta” i... to by było na tyle. Zero wzruszeń, smucenia się, przerażenia, niepokoju. Na
dodatek sam Grindewald, który był ważną postacią fabuły… Bardzo, ale to bardzo
mnie zawiódł. Pomyśleć, że grał go sam Johnny Depp. Przeczytałam na jakiejś
stronie ciekawe zdanie na jego temat: aktor stał się parodią samego siebie. Potwierdzam.
Przyznam szczerze, miałam wielki problem zarówno
z napisaniem tej recenzji, jak i wyrobieniem własnej opinii. Miałam straszliwy
mętlik w głowie, kiedy próbowałam sklecić jakiekolwiek zdanie na temat
oglądniętego filmu. Potrzebowałam rozmowy z kilkoma osobami, które widziały już
„fantastyczne zwierzęta…”. Pomogło. Moja ocena wyrażona w cyfrach jest dosyć
krytyczna, ale jednak uważam, że emocje podczas seansu i dobrze wyważone wątki
w fabule filmu są ważne. Efekty specjalne i bohaterowie to duży plus, ale i tak
mogę dać tylko…
6/10
Byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się, że Grindewalda grał Deep, w życiu bym go nie poznała :D
OdpowiedzUsuńWe mnie film wywołał dużo więcej emocji, no ale ja to ja - naprawdę niewiele mi potrzeba, żeby zaszkliły się moje oczy :D
Eddie był cudowny, Newt był cudowny i cały film był cudowny.
Pozdrawiam serdecznie,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
PS. Przy okazji zapraszam też na mój świąteczny konkurs ;)
A ja z Rowling jak wiadomo się nie lubię, więc i do filmu mnie nie ciągnie - zupełnie nie moje klimaty. ;)
OdpowiedzUsuńJa na początku byłam przekonana, że to książka a tu takie zaskoczenie :) Może kiedyś w wolnej chwili sobie obejrzę :)
OdpowiedzUsuń