poniedziałek, 17 września 2018

[Recenzja filmu] "Latarnia na wybrzeżu orek"

Tytuł: Latarnia na wybrzeżu orek
Tytuł oryg.: El Faro de las Orcas
Scenariusz: Gerardo Olivares, Lucia Puenzo i inni
Reżyseria: Gerardo Olivares
Obsada: Maribel Verdú, Joaquin Furriel, Ana Celentano i inni
Gatunek: Dramat
Premiera: 13 grudnia 2016 r.
Czas trwania: 1 godz. 50 min

Opis: Lola i jej autystyczny syn udają się do Patagonii, aby przy pomocy dzikich orek pomoc chłopcu.

    Nie lubimy, kiedy nasi bliscy chorują. Chcemy wtedy zrobić wszystko, byle tylko polepszyć ich stan, wrócić im zdrowie, choć przecież nie zawsze mamy na to wpływ i nie zawsze uzdrowienie jest możliwe. Ale dopóki znajdujemy nadzieję na to, że los może się polepszyć, będziemy próbować i chwytać się wszystkich, nawet najbardziej absurdalnych, rozwiązań. Tak robi Lola, która wraz z cierpiącym na autyzm synem Tristanem porzuca Hiszpanię i udaje się do dalekiej Patagonii, by tam spróbować pomóc swojemu dziecku. Już samo jej poświęcenie świadczy dość dobrze o jej postaci, ale czy zdołałam ją polubić? Czytajcie dalej.
     Zacznę nie od tej strony, co zazwyczaj przy swoich opiniach dotyczących filmów, ale chcę wpierw zwrócić uwagę na niesamowite zdjęcia Patagonii, to, jak w surowy, ale naturalny sposób pokazano prawdziwość tej krainy. Do tego, kiedy widzimy, jak daleko ma się do sąsiada, jak się żyje, można łatwo powiedzieć: "kurczę, przecież to jest na końcu świata". No tak, jest. Ale jak tam ładnie. Dla niektórych osób taki krajobraz może być bardzo przygnębiający, dla niektórych dowodzić, że człowiek stałe związany jest z naturą i że są miejsca, gdzie on ma zdecydowanie mniej do powiedzenia. Za znakomitość zdjęć film musiał dostać ode mnie własną gwiazdki w ocenie.
     Jeśli chodzi o bohaterów, to nie mamy ich zbyt wielu – co łatwo zrozumieć po powyższym akapicie – ale to też plus, bo nikt się z nikim nie myli, oczy nie błądzą od jednej postaci do drugiej, starając się zapamiętać imię. To ułatwia sprawę i podczas seansu zdecydowanie łatwiej jest oddać się oglądaniu. Pierwszym z bohaterów jest Beto, pracownik rezerwatu, którego lata wcześniej połączyła niezwykła więź z orkami, o czym szczegółowo dowiadujemy się w drugiej połowie filmu. To właśnie im poświęca swój czas i badania, co nie jest jednak zbyt miłe widziane przez szefostwo. Mieszkający sam, wydaje się być zadowolony ze swojego życia, choć na jego twarzy często widać smutek. Polubiłam tę postać, bo ja to w ogóle bardzo często lubię dobrych naukowców w filmach, a i aktorstwo dostałam dobre, więc do czego się tu przyczepić? Irytację to zachowałam dla Loli, która swoim nagłym pojawieniem się na progu domu Beta mnie zainteresowała, by dość szybko dostać ode mnie sporą dawkę dystansu. Nie rozumiałam jej postępowania, bo nigdy nie byłam na jej miejscu, ale nie rozumiałam także, dlaczego przyjechała bez choćby zapytania o to, czy Beto znajdzie czas dla niej i Tristana, by w ogóle wysłuchać o co chodzi. Niektóre z zachowań kobiety mnie drażniły i choć starałam się znajdować powody, dlaczego robi tak, a nie inaczej, nie zdołałam jej polubić. Za to polubiłam Tristana, który w swoim zaburzeniu nadal jest dzieckiem i pragnie nim być, a nie stać się zamkniętym pod kloszem obiektem, który należy przed wszystkim chronić. Rewelacyjnie zagrany, może obudzić u widza pewien niepokój związany z obcowaniem z chorym dzieckiem, ale mogę Was zapewnić, że przepadniecie za tym dzieckiem i będziecie chcieli, by pomóc, bo którą przyjechał, naprawdę miała sens. Pozostałe postaci nie można nazwać przypadkowymi – każda miała swoją część historii do pokazania, gdyby zabrakło którejkolwiek z nich, poczułabym się czegoś pozbawiona, patrząc na kolejne sceny.
     Poza surowością, która emanuje z ekranu, film ma w sobie też dozę ciepła i miłości. Możemy zobaczyć, jak bardzo Lola kocha syna, jak bardzo Beto tęskni za kimś obok, a ich wspólna znajoma uwielbia swoją rodzinę. Daje to poczucie, że film to nie tylko historia - w dodatku oparta na faktach - ale też próba przesłania pewnych wartości. Miło wiedzieć, że powstają takie filmy.
     Czy jest coś, co nie podobało mi się w ten produkcji? Nie, nie ma czegoś takiego. Wsiąknęłam w ten film, z przyjemnością śledziłam losy bohaterów i uśmiechałam się za każdym razem, kiedy pojawiły się orki i gdy pokazywano, jaką wieś łączy je z Beto. Aż sama zapragnęłam znaleźć się bliżej natury, dotknąć jej i poczuć, że jestem jej częścią, a nie wrogiem.
      Podsumowując, ta argentyńsko-hiszpańska produkcja utwierdziła mnie w tym, że jeszcze są filmy, które ogląda się nie tylko dla akcji, a dla ich głębi. Niepozbawiona smutku niesie ze sobą kilka dobrych lekcji i daje swoje ciepło. Jeśli pragniecie się wzruszyć lub poczuć po prostu dobrze, gorąco polecam Wam ten film. 
Ocena: 7/10

3 komentarze:

  1. Czuję, że jest to właśnie ten rodzaj filmów, który lubię. Chętnie obejrzę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie zapisuję - bo lubię takie filmy. A do tego piękne zdjęcia... muszę go zobaczyć!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądam, polecam. Film ciepły, wzruszajacy, postaci wiarygodnie zagrane, zwłaszcza postać Tristana. Rzeczywiście Lola też mnie na początku denerwowała, natomiast z Beto wręcz się idetyfikowałam! Pięknie opowiedziana ludzka historia... Warto obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.