Tłumacz: Ewa Helińska
Tytuł: Spełnione marzenia, Ella i Micha
Tytuł oryg.: The Ever Afrer of Ella and Micha
Cykl: The Secret
Tom: 4
Gatunek: New Adult
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 310
Opis: Dzień,
na który czekała Ella jest tuż, tuż. Poślubi Michę, miłość jej życia i światło,
które ją wyprowadziło z mroku. Lecz nagle pojawia się niespodziewana przesyłka,
przypominając brutalnie o przeszłości Elli. Dziewczyna traci pewność, z którą
spoglądała w przyszłość. Czy rzeczywiście „będą żyli długo i szczęśliwie”,
skoro nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała?
Micha
będzie stał u boku Elli bez względu na to, co dzieje się w jej głowie, choć
przepełnia go strach, że narzeczona znów mu ucieknie. Gdy otrzymuje życiową
szansę, by ruszyć w trzymiesięczną trasę koncertową ze swoimi ulubionymi
zespołami, wie że nie może zostawić Elli samej. Ale czy będzie w stanie
poprosić ją, by rzuciła całe swoje życie i dołączyła do niego…
Trudno jest dobrać słowa, które
właściwie opisałyby historię Elli i Michy. Nie wystarczy mieć jej przed oczami
– trzeba ją przede wszystkim poczuć całym sobą. Chwile zwątpienia, radości i
smutku, rzewne łzy i nadzieja na lepszą przyszłość, a to wszystko w otoczce
bezgranicznej miłości, która drogą ołtarza prowadzi prosto do… spełnienia
marzeń.
Muszę przyznać, że po
przeczytaniu pierwszej części dotyczącej przygód Elli i Michy, stwierdziłam, że
nie chcę do nich wracać. Pierwszy tom po prostu mi się nie spodobał, ale może
to kwestia tego, że dopiero wdrażałam się w specyficzną twórczość Jessici
Sorensen, którą wraz z serią o Callie i Kaydenie pokochałam. I tak oto
trzymałam się tego mocnego postanowienia, ignorując drugi tom, trzeci tom, aż
nagle… w moje ręce wpadł tom czwarty. Pewnie niektórzy sobie pomyślą: jak
możesz w ogóle recenzować książkę bez znajomości poprzednich tomów? Na
szczęście Spełnione marzenia można
czytać jako odrębną historię i znajomość poprzednich części nie jest konieczna.
Lubię ten aspekt twórczości Jessici Sorensen. Autorka potrafi jednocześnie stworzyć
coś, co jest zgrabną kontynuacją, jak i osobną książką. Kiedy czegoś nie wiemy
bądź o tym nie pamiętamy, przypomina nam o tym, zawierając pewne wskazówki w
treści. To dzięki temu moja podróż przez historię Elli i Michy była udana.
Trochę żałuję, że ominęły mnie poprzednie tomy, bo przecież mogły być tak samo
ciekawe jak ten, możecie mi jednak wierzyć – nadrobię to!
Wiecie co jest główną zaletą Spełnionych marzeń? Bohaterowie. Nasz
specyficzny duet, który mieści w sobie twardą i równocześnie kruchą, strachliwą
Ellę oraz skupionego na swej miłości muzyka, zadziwiająco często myślącego
dolną częścią ciała, Michę. Wręcz nie wyobrażam sobie, aby ci porąbańcy mieli ze sobą
nie być! Idealnie do siebie pasują i znakomicie się dopełniają. Gdybyście
zauważyli ich na ulicy, zapewne sami byście pomyśleli: ci ludzie w przyszłości
muszą być razem. Ella i Micha to jak nierozłączna część tej książki. Ich miłość
jest dziwna, ale jednocześnie urocza (oczywiście na swój własny specyficzny sposób). Tym razem mogliśmy zobaczyć ich w
odsłonie przedślubnej. Szczerze? Nie wyobrażałam sobie ich jako małżeństwa i
wciąż jest to dla mnie nieprawdopodobna myśl, autorka jednak zadbała o to, aby
wszystko wyglądało tak, jak należy. Nie uczyniła z naszej pary głównej
przesłodzonego chłopca i uroczą dziewczynkę – nawet ich ślub był po części mroczny i nieco gotycki, czyli tak jak to do nich pasowało.
Jessica Sorensen ma tendencje
do centralizowania dwójki bohaterów, przez co reszta traci czasem własne
charakterne barwy, na szczęście Ethan i Lila, czyli przyjaciele Elli i Michy,
pozostali ciekawym dopełnieniem fabuły, tak samo jak pobocznie pojawiająca się
matka Michy czy ojciec Elli. Na dodatek mieli duży wpływ na przygotowania do
ślubu, które choć powinny być męczące, stanowiły całkiem ładne tło.
Jeżeli chodzi o fabułę, to
wciąż zaskakuje mnie, jak tak pozornie prosta książka, która opowiada o perypetiach
dwójki młodych ludzi, mogła mnie poruszyć. Spełnione
marzenia nie zawierały w sobie mrożącej krew w żyłach dynamiki, a jednak uśmiechałam się jak głupia, a czasem nawet wylewałam łzy nad pewnymi
zdarzeniami, nawet jeżeli sytuacja tego nie wymagała. To magia, której ewidentnie nie potrafię zrozumieć! Jessica
Sorensen naprawdę ma talent do opisywania codzienności w taki sposób, że nawet
błahostka staje się nagle dla nas czymś pełnym emocji. Myślę, że mogłaby opisać
instrukcję odkurzacza na łamach książki, a ja i tak byłabym zapatrzona i
zafascynowana tym, jak ujęła ją w słowa. Ba, pewnie jeszcze udałoby się jej wycisnąć ze mnie łzy! To właściwa autorka na właściwym
miejscu. Dla mnie jest ona królową New Adult!
To, co podobało mi się w
powieści, to wstawki, które były wspomnieniami Elli i Michy, a chyba
najbardziej lubiłam te, które opisywały ich przyjaźń, gdy byli dziećmi. Ciekawe
było również pudełko, które dostała od tajemniczego pana Ella – zawierało ono
rzeczy jej zmarłej matki, a w tym i pamiętnik, który przysłużył się fabule.
Naprawdę nie dziwiłam się naszej głównej bohaterce, że jest niepewna wobec
ślubu. W końcu miała pokręcone życie, a także rodzinę. Cały czas się bałam, że
ucieknie sprzed ołtarza i byłam zaskoczona tym, że Micha pozostawał dla niej
cierpliwy i kochany. Ich związek polegał na wzajemnym wspieraniu się, co w
połączeniu z kilkoma ckliwymi, ale wciąż kochanymi tekstami sprawiło, że po
skończeniu książki byłam naprawdę szczęśliwa. Cieszyłam się, że Jessica
Sorensen zafundowała nam spokojny, zakańczający serię tom. Może były chwile
niepewności i strachu, czasem nawet smutku i żalu, ale jednak to wszystko miało
taką radosną otoczkę, która rozszerzała moje usta w ciągłym uśmiechu. Szczególnie
upatrzyłam sobie wszystkie te zabawne rozmowy pomiędzy Ellą i Michą, a także
ich przyjaciółmi, oraz radosne przygotowania do ślubu. Samo zakończenie
było równie satysfakcjonujące jak całość. Tylko gdy już zamknęłam książkę,
nagle zrobiło mi się dziwnie tęskno. Chyba naprawdę będę musiała wziąć się za
pozostałe tomy! I to najszybciej, jak będę mogła.
Podsumowując. Spełnione marzenia: Ella i Micha to
książka będąca idealnym zwieńczeniem miłosnych uniesień głównych bohaterów.
Wręcz nie wyobrażałam sobie dla nich lepszego zakończenia. Nie jest to może
powieść pełna zwrotów akcji i wygórowanych dramatów, ale bardzo miło się ją czytało
i świetnie się z nią odpoczywało. Uwierzcie mi, to idealna lektura na
wakacje. Cieszę się, że miałam możliwość ją przeczytać, a uwierzcie mi,
zrobiłam to dwa razy! Zostaje mi polecić wam zapoznanie się z
przygodami specyficznej i jedynej w swoim rodzaju pary – czyli Elli i Michy.
Ocena: 7/10
Za egzemplarz recenzencki i możliwość napisania
rekomendacji dziękuję:
STREFA CYTATÓW:
– Zanim uroczystość dobiegnie końca,
zamienimy się w lodowe figury, pogrzebane żywcem pod półtorametrową warstwą
śniegu.
– Hej, będą z nas świetne bałwany – żartuję.
– Boże, czy wszyscy Danielsowie mają nie po
kolei w głowie? – mamroczę pod nosem. – On też chodzi na terapię? Najpierw mój
brat, potem ja, a teraz tata. Możemy przyjąć rodzinne motto: przyłącz się do
nas, a pomiesza ci się w głowie i będziesz potrzebował lekarza, żeby wszystko
na nowo poukładać.
Moze kiedyś. 😊
OdpowiedzUsuńMożliwe, że w przyszłości dam szansę tej serii. Czytałam dużo książek tej autorki, ale z tym cyklem nie miałam jeszcze okazji się spotkać.
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się jeszcze z tą książką, ale może kiedyś się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
https://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/
No to muszę poznać przygody tej niezwykłej pary!
OdpowiedzUsuń