Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Morderstwo pod cenzurą
Tom:
1
Cykl/seria: Komisarz Maciejewski
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2010r.
Ilość stron: 292
Opis: Lublin na kilka dni przed 11 listopada 1930 roku, trwają przygotowania do
patriotycznego święta.
Tymczasem Roman Binder, redaktor naczelny prawicowej gazety, zostaje
brutalnie zamordowany we własnym mieszkaniu. Pierwsze tropy wiodą do szefów
dwóch innych lubelskich gazet, w grę mogą wchodzić zarówno osobiste porachunki,
jak i pobudki polityczne.
Śledztwo prowadzi Zygmunt „Zyga” Maciejewski, od którego odeszła żona, za
to nie opuściły go skłonności do alkoholu i aspołeczny charakter.
Maciejewskiemu nie ułatwiają pracy ani niesubordynowani podwładni, ani nowy
współpracownik, przydzielony mu z komendy wojewódzkiej. Kiedy rankiem w samo
święto zostaje odnalezione ciało cenzora prasowego, sytuacja komplikuje się
jeszcze bardziej.
Mocny kryminalny debiut laureata Nagrody Wielkiego Kalibru. Czarny
kryminał, ciemne zaułki i czar dawnej prasy.
Dawno nie czytałam kryminałów, choć bardzo je lubię. Prędzej
jednak zabierałam się za jakiś serial, zazwyczaj całkiem przypadkiem, będąc w
rodzinnym domu, gdzie mam dostęp do telewizora, bo rzadko oglądam coś na
komputerze. Niedawno – jak pewnie pamiętacie – wpadł mi w ręce zbiór opowiadań
o komisarzu Maciejewskim „Gliny z innej gliny”. I tak postanowiłam z komisarzem
poznać się bliżej.
Tuż przed 11-tym listopada w brutalny sposób ginie redaktor
naczelny prawicowej gazety. Podejrzeń jest sporo, pewnych tropów niewiele, do
tego kilka dni później dochodzi drugi trup, tym razem cenzora prasowego. Jak to
połączyć? Czy może oba zabójstwa nie są ze sobą związane?
Przyznaję szczerze, dałam się wciągnąć w ten świat, a moja
miłość do kryminalnych zagadek odezwała się głośniej, niż przypuszczałam. W
„Morderstwie pod cenzurą” wszystko jest zgrabnie opisane, nie ma niepotrzebnych
dłużyzn, ale Wroński też nie robi z czytelnika idioty, lecz pozwala mu
prowadzić własne, równoległe do Maciejewskiego, śledztwo. Chociaż tak jak
policję, i jego potrafi wyprowadzić w pole. Nawet gdy już było wiadomo, kto
pociąga za sznurki, nadal czytało się to bardzo dobrze i czuło się ten
dreszczyk emocji i niepokój, czy Maciejewskiemu uda się doprowadzić sprawę do
końca.
Mocnym punktem powieści są bohaterowie. Pełnokrwiści, z
wyraźnymi wadami i słabostkami, z nakreślonymi historiami. Nie ma czystego
podziału na dobrych i złych, wszyscy idą po cienkiej granicy ciemności, która
wyciąga po nich łapy w przeróżny sposób.
Już przy recenzji „Glin z innej gliny” wspomniałam, ze
polubiłam głównego bohatera cyklu. Teraz mogę to tylko potwierdzić, bo Zyga
jest taką postacią, w którą uwierzę bez wahania. Niezbyt urodziwy, z nałogami,
ale oddany swojej pracy, do której ma powołanie.
Moją sympatię zyskał też Zielny, jeden z tajniaków
pracujących pod Maciejewskim. Choć elegancik i bawidamek, ujął mnie swoją
lojalnością i charakterem. No i trochę mnie bawi, gdy z odpowiednim drygiem
podrywa kolejne kobiety.
Styl Wrońskiego jest prosty, ale plastyczny i dynamiczny.
Bardzo podobała mi się scena pościgu przez uliczki dawnego Lublina. Również tło
społeczne jest tu świetnie zarysowane. Cykl o Zydze to nie tylko praca
lubelskich glin, ale również Lublin z lat trzydziestych, tak żywy, jakby autor przenosił
nas do tamtego świata.
W sumie nie podobała mi się tylko jedna rzecz – zakończenie.
A jednocześnie jestem nim usatysfakcjonowana. Nic więcej Wam nie powiem, żeby
nie psuć zabawy tym, których jeszcze czeka przygoda z tym cyklem. Musicie
przekonać się sami.
Pierwszy tom o Zydze Maciejewskim jest naprawdę dobry i
obiecuje kryminalną przygodę z lat międzywojennych. Trochę pachnie to
„Vabankiem”, więc jestem jak najbardziej na tak i niedługo zabieram się za
kolejne tomy. Wam też radzę spróbować.
Ocena: 8/10
Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Kino Venus
Tom:
2
Cykl/seria: Komisarz Maciejewski
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2011r.
Ilość stron: 352
Opis: 1931 rok,
kryzysowe czasy, handel kobietami, pornograficzne podziemie.
Komisarz Maciejewski dostaje poufną informację, że Lilli Byoros, córka
zamożnego handlarza, która zaginęła pod Warszawą, jest przetrzymywana gdzieś w
Lublinie.
Kiedy w nurcie Czechówki zostaje znaleziona zasztyletowana młoda kobieta,
komisarz rozpoczyna dochodzenie. Czy okrutne morderstwo i porwanie panny Lilli
w jakiś sposób łączą się ze sobą?
Kino Venus to powieść z mrocznych czasów kryzysu, który rujnuje ludzi także
moralnie. Wymyślna erotyka zestawiona jest w kryminale z szarością dnia
codziennego, a wątki spina pasjonująca intryga.
Zmiany. Nie wszyscy je lubią, nie wszyscy akceptują, ale nie zawsze mamy na
nie wpływ. Możemy się z nimi pogodzić albo walczyć, choć czasami zdaje się to
walką z wiatrakami.
W lubelskiej policji również nadeszły zmiany i tak Zyga został komendantem
na co dzień ubranym w policyjny mundur. Dość niewygodny zresztą. Komisarz dotąd
zajmujący się zabójstwami, teraz walczy ze stosem papierów i z nowymi, niezbyt
przychylnymi mu podwładnymi. Do tego jedyne, czym zajmuje się jego komisariat,
to drobnostki.
Przyznam szczerze, że drugi tom cyklu trochę mnie rozczarował. Przede
wszystkim samym Zygą, który skapcaniał w mundurze, a potem dał się oczarować
ładnej pannie. Nie żebym nie pamiętała, że Maciejewski jest mężczyzną z krwi i
kości. Po prostu o ile w „Morderstwie pod cenzurą” jego gburowaty charakter w
połączeniu z resztą Wydziału Śledczego komponował się świetnie, tak w „Kinie
Venus” Zyga ewidentnie się miota i nie wie, co ze sobą zrobić.
Do tego miałam obawy, że przeniesienie Zygi oznacza mniej Zielnego, którego
polubiłam w pierwszym tomie. Jak się szybko okazało, były one bezpodstawne, bo
jednak Wydział Śledczy miał tu wiele do powiedzenia. W końcu czekała zbrodnia
do rozwiązania.
Sama intryga została naprawdę świetnie skonstruowana. Owszem, wielu rzeczy
można było się domyśleć po wskazówkach, których Wroński nie szczędził
czytelnikowi, ale czytało się to naprawdę dobrze. No i finalnie sprawa została
rozwiązana z odpowiednim rozmachem.
Do tego dochodzą nowi bohaterowie, również bardzo dobrze wykreowani. Nie
wszyscy wzbudzają pozytywne odczucia, ale też nie taka jest ich rola. Chociaż
przyznam, że zabawnie było przyglądać się Nowakowi i jego śmiesznym, płaczliwym
donosom na Zygę do Komendy Wojewódzkiej.
Pomimo mankamentów chwilami ciężko było mi się oderwać od lektury „Kina
Venus”. Wroński czaruje słowem, potrafi utrzymać napięcie, a zbrodnie, których
może nie opisuje zbyt szczegółowo, dają do myślenia i budzą złość czytelnika.
Te zgrabne opisy i nadal świetnie zarysowane tło wydarzeń wynagradzają
rozczarowanie samym Zygą.
„Kino Venus” pod niektórymi względami jest słabsze od „Morderstwa pod
cenzurą”. Przede wszystkim główny bohater trochę zawodzi, oddając pałeczkę
swoim dotychczasowym podwładnym, ale nie mogę powiedzieć, że cierpi na syndrom
drugiego tomu, bo nadal czyta się bardzo dobrze, a intryga wynagradza te
mankamenty.
Ocena: 7/10
Za
egzemplarze książek dziękuję
Oba tytuły chętnie bym przeczytała, jednak pierwszy zaciekawił mnie bardziej. 😊
OdpowiedzUsuńCzasami nachodzi mnie ochota na kryminał, więc ku pamięci zapiszę sobie oba tytuły:)
OdpowiedzUsuńFajna recenzja, zaciekawiłaś mnie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Lubię intrygi w książkach więc może kiedyś dam szansę pierwszemu tomowi :)
OdpowiedzUsuń