poniedziałek, 13 sierpnia 2018

[Recenzja książek] Marcin Wroński - "Morderstwo pod cenzurą" & "Kino Venus"


Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Morderstwo pod cenzurą
Tom: 1
Cykl/seria: Komisarz Maciejewski
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2010r.
Ilość stron: 292

Opis: Lublin na kilka dni przed 11 listopada 1930 roku, trwają przygotowania do patriotycznego święta.
Tymczasem Roman Binder, redaktor naczelny prawicowej gazety, zostaje brutalnie zamordowany we własnym mieszkaniu. Pierwsze tropy wiodą do szefów dwóch innych lubelskich gazet, w grę mogą wchodzić zarówno osobiste porachunki, jak i pobudki polityczne.
Śledztwo prowadzi Zygmunt „Zyga” Maciejewski, od którego odeszła żona, za to nie opuściły go skłonności do alkoholu i aspołeczny charakter. Maciejewskiemu nie ułatwiają pracy ani niesubordynowani podwładni, ani nowy współpracownik, przydzielony mu z komendy wojewódzkiej. Kiedy rankiem w samo święto zostaje odnalezione ciało cenzora prasowego, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej.
Mocny kryminalny debiut laureata Nagrody Wielkiego Kalibru. Czarny kryminał, ciemne zaułki i czar dawnej prasy.

Dawno nie czytałam kryminałów, choć bardzo je lubię. Prędzej jednak zabierałam się za jakiś serial, zazwyczaj całkiem przypadkiem, będąc w rodzinnym domu, gdzie mam dostęp do telewizora, bo rzadko oglądam coś na komputerze. Niedawno – jak pewnie pamiętacie – wpadł mi w ręce zbiór opowiadań o komisarzu Maciejewskim „Gliny z innej gliny”. I tak postanowiłam z komisarzem poznać się bliżej.
Tuż przed 11-tym listopada w brutalny sposób ginie redaktor naczelny prawicowej gazety. Podejrzeń jest sporo, pewnych tropów niewiele, do tego kilka dni później dochodzi drugi trup, tym razem cenzora prasowego. Jak to połączyć? Czy może oba zabójstwa nie są ze sobą związane?
Przyznaję szczerze, dałam się wciągnąć w ten świat, a moja miłość do kryminalnych zagadek odezwała się głośniej, niż przypuszczałam. W „Morderstwie pod cenzurą” wszystko jest zgrabnie opisane, nie ma niepotrzebnych dłużyzn, ale Wroński też nie robi z czytelnika idioty, lecz pozwala mu prowadzić własne, równoległe do Maciejewskiego, śledztwo. Chociaż tak jak policję, i jego potrafi wyprowadzić w pole. Nawet gdy już było wiadomo, kto pociąga za sznurki, nadal czytało się to bardzo dobrze i czuło się ten dreszczyk emocji i niepokój, czy Maciejewskiemu uda się doprowadzić sprawę do końca.
Mocnym punktem powieści są bohaterowie. Pełnokrwiści, z wyraźnymi wadami i słabostkami, z nakreślonymi historiami. Nie ma czystego podziału na dobrych i złych, wszyscy idą po cienkiej granicy ciemności, która wyciąga po nich łapy w przeróżny sposób.
Już przy recenzji „Glin z innej gliny” wspomniałam, ze polubiłam głównego bohatera cyklu. Teraz mogę to tylko potwierdzić, bo Zyga jest taką postacią, w którą uwierzę bez wahania. Niezbyt urodziwy, z nałogami, ale oddany swojej pracy, do której ma powołanie.
Moją sympatię zyskał też Zielny, jeden z tajniaków pracujących pod Maciejewskim. Choć elegancik i bawidamek, ujął mnie swoją lojalnością i charakterem. No i trochę mnie bawi, gdy z odpowiednim drygiem podrywa kolejne kobiety.
Styl Wrońskiego jest prosty, ale plastyczny i dynamiczny. Bardzo podobała mi się scena pościgu przez uliczki dawnego Lublina. Również tło społeczne jest tu świetnie zarysowane. Cykl o Zydze to nie tylko praca lubelskich glin, ale również Lublin z lat trzydziestych, tak żywy, jakby autor przenosił nas do tamtego świata.
W sumie nie podobała mi się tylko jedna rzecz – zakończenie. A jednocześnie jestem nim usatysfakcjonowana. Nic więcej Wam nie powiem, żeby nie psuć zabawy tym, których jeszcze czeka przygoda z tym cyklem. Musicie przekonać się sami.
Pierwszy tom o Zydze Maciejewskim jest naprawdę dobry i obiecuje kryminalną przygodę z lat międzywojennych. Trochę pachnie to „Vabankiem”, więc jestem jak najbardziej na tak i niedługo zabieram się za kolejne tomy. Wam też radzę spróbować.

Ocena: 8/10



Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Kino Venus
Tom: 2
Cykl/seria: Komisarz Maciejewski
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2011r.
Ilość stron: 352

Opis: 1931 rok, kryzysowe czasy, handel kobietami, pornograficzne podziemie.
Komisarz Maciejewski dostaje poufną informację, że Lilli Byoros, córka zamożnego handlarza, która zaginęła pod Warszawą, jest przetrzymywana gdzieś w Lublinie.
Kiedy w nurcie Czechówki zostaje znaleziona zasztyletowana młoda kobieta, komisarz rozpoczyna dochodzenie. Czy okrutne morderstwo i porwanie panny Lilli w jakiś sposób łączą się ze sobą?
Kino Venus to powieść z mrocznych czasów kryzysu, który rujnuje ludzi także moralnie. Wymyślna erotyka zestawiona jest w kryminale z szarością dnia codziennego, a wątki spina pasjonująca intryga.

Zmiany. Nie wszyscy je lubią, nie wszyscy akceptują, ale nie zawsze mamy na nie wpływ. Możemy się z nimi pogodzić albo walczyć, choć czasami zdaje się to walką z wiatrakami.
W lubelskiej policji również nadeszły zmiany i tak Zyga został komendantem na co dzień ubranym w policyjny mundur. Dość niewygodny zresztą. Komisarz dotąd zajmujący się zabójstwami, teraz walczy ze stosem papierów i z nowymi, niezbyt przychylnymi mu podwładnymi. Do tego jedyne, czym zajmuje się jego komisariat, to drobnostki.
Przyznam szczerze, że drugi tom cyklu trochę mnie rozczarował. Przede wszystkim samym Zygą, który skapcaniał w mundurze, a potem dał się oczarować ładnej pannie. Nie żebym nie pamiętała, że Maciejewski jest mężczyzną z krwi i kości. Po prostu o ile w „Morderstwie pod cenzurą” jego gburowaty charakter w połączeniu z resztą Wydziału Śledczego komponował się świetnie, tak w „Kinie Venus” Zyga ewidentnie się miota i nie wie, co ze sobą zrobić.
Do tego miałam obawy, że przeniesienie Zygi oznacza mniej Zielnego, którego polubiłam w pierwszym tomie. Jak się szybko okazało, były one bezpodstawne, bo jednak Wydział Śledczy miał tu wiele do powiedzenia. W końcu czekała zbrodnia do rozwiązania.
Sama intryga została naprawdę świetnie skonstruowana. Owszem, wielu rzeczy można było się domyśleć po wskazówkach, których Wroński nie szczędził czytelnikowi, ale czytało się to naprawdę dobrze. No i finalnie sprawa została rozwiązana z odpowiednim rozmachem.
Do tego dochodzą nowi bohaterowie, również bardzo dobrze wykreowani. Nie wszyscy wzbudzają pozytywne odczucia, ale też nie taka jest ich rola. Chociaż przyznam, że zabawnie było przyglądać się Nowakowi i jego śmiesznym, płaczliwym donosom na Zygę do Komendy Wojewódzkiej.
Pomimo mankamentów chwilami ciężko było mi się oderwać od lektury „Kina Venus”. Wroński czaruje słowem, potrafi utrzymać napięcie, a zbrodnie, których może nie opisuje zbyt szczegółowo, dają do myślenia i budzą złość czytelnika. Te zgrabne opisy i nadal świetnie zarysowane tło wydarzeń wynagradzają rozczarowanie samym Zygą.
„Kino Venus” pod niektórymi względami jest słabsze od „Morderstwa pod cenzurą”. Przede wszystkim główny bohater trochę zawodzi, oddając pałeczkę swoim dotychczasowym podwładnym, ale nie mogę powiedzieć, że cierpi na syndrom drugiego tomu, bo nadal czyta się bardzo dobrze, a intryga wynagradza te mankamenty.

Ocena: 7/10

Za egzemplarze książek dziękuję



4 komentarze:

  1. Oba tytuły chętnie bym przeczytała, jednak pierwszy zaciekawił mnie bardziej. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami nachodzi mnie ochota na kryminał, więc ku pamięci zapiszę sobie oba tytuły:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna recenzja, zaciekawiłaś mnie!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię intrygi w książkach więc może kiedyś dam szansę pierwszemu tomowi :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.