Tłumacz: Emilia Skowrońska
Tytuł: Runa
Tytuł oryg.: Runa
Gatunek: thriller
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 3 września 2018
Ilość stron: 608
Opis: Paryż, rok 1884.
Doktor Charcot na oddziale neurologicznym kliniki Salpêtrière przeprowadza
eksperymenty na histeryczkach.
Jego pokazy hipnozy ściągają widzów z całej Europy; znany neurolog niczym
magik sprawia, że pacjentki tańczą przed zgromadzoną publicznością. Któregoś
dnia na oddział trafia Runa, mała dziewczynka, która opiera się wszelkim
metodom terapeutycznym. Jori Hell, szwajcarski student medycyny, widzi w tym
szansę na zdobycie upragnionego tytułu doktora i wysuwa śmiałą propozycję
zabiegu, który do tej pory wydawał się nie do pomyślenia. Chce jako pierwszy
lekarz w historii medycyny operacyjnie usunąć obłęd z mózgu pacjentki.
Nie wie jednak, że Runa zostawiła wmieście tajemnicze wiadomości, ściągając
na siebie uwagę innych osób. Zna też najmroczniejszą tajemnicę Joriego…
Ludzki umysł od zawsze był nieco tajemniczy i fascynujący dla ludzi
wiążących się z medycyną. Każda anomalia przecież musi mieć jakąś przyczynę.
Nim udało się rozpoznać i nazwać kolejne choroby umysłu, chorych brano za
opętanych przez demony bądź diabła i ich los kończył się tragicznie. Jednak z
biegiem czasu i rozwojem medycyny coraz więcej schorzeń leczono, z większym
bądź mniejszym skutkiem.
Salpêtrière było jednym z miejsc, na owe czasy bardzo znanym, gdzie
gromadzono chore na umyśle kobiety, choć przyznam się szczerze, że chyba szybka
śmierć zadana przez najbliższych, którzy nie rozumieli ich choroby, byłaby
lepsza niż pobyt w klinice, gdzie robiły za obiekty doświadczalne i zwierzątka
w cyrku doktora Charcota. I kto wie, za co jeszcze. Na samą myśl mam ciarki na
plecach i cieszę się, że nie żyję w tamtych czasach. Bardzo mi się nie podobały
te całe pokazy czy same metody „leczenia”, bo zdaje się, że lekarze z kliniki
nie znali stwierdzenia „dobro pacjenta”.
Wielu bohaterów „Runy” istniało naprawdę. Ich literacki portret stworzony
przez Verę Buck nie przypadł mi jednak do gustu. W większości oczywiście.
Zarówno Charcot jak i Luys w swej przerośniętej ambicji i pewności siebie
sprawiają złe wrażenie. To zapatrzeni w siebie rzeźnicy, nie lekarze, nie widzą
zresztą, że swoim postępowaniem bardziej szkodzą, niż pomagają. Zresztą chore
kobiety są dla nich jedynie obiektami eksperymentalnymi. Obaj też uwielbiają
stać w blasku chwały i zwalą całą winę za swoje błędy na innych, jeśli tylko
ich to ocali.
Także Jori, główny bohater powieści, nie zyskał mojej sympatii. Owszem,
jest zagubiony w całym tym świecie intryg i w końcu zaczyna postrzegać
pacjentki Salpêtrière jako ludzi, ale w swej naiwności i całym przywiązaniu do
Pauline, jego chorej ukochanej, doprowadzał mnie do szału. Wystarczyła mi jedna
retrospekcja, żeby wiedzieć, jak beznadziejne jest jego uczucie. Naprawdę
czasami miałam ochotę nim mocno potrząsnąć i wcale się nie dziwię
konsekwencjom, które go w końcu dopadły.
Nieco więcej sympatii zyskali Paul, brat Pauline, który nie dał się omamić
pięknym „spektaklom” Charcota oraz Lecoq, były detektyw, który badał sprawę
związaną z Runą. Chociaż ten drugi wkurzał mnie z filozofią, że rodzimy się
przestępcami bądź porządnymi ludźmi i można to zobaczyć w naszym wyglądzie.
Czasami teorie ludzi uczonych są o kant stołu rozbić. Niemniej Lecoq był
ciekawą i nieco tajemniczą postacią, z którą do pewnego stopnia się zżyłam.
No i Runa. Mała dziewczynka, która odstrasza już samym wyglądem. Do tego
zdaje się być naprawdę niespełna rozumu. Jest mi jej strasznie żal, a
jednocześnie niepokój, który wzbudzała w bohaterach powieści, pojawił się i u
mnie. Jej dramat obudził we mnie gniew, cieszę się, że to wszystko dla niej
skończyło się w ten sposób.
Mamy też polski akcent w powieści – Babiński, student Charcota, który
trochę zaprzyjaźnia się z Jorim. Wzbudza nawet sympatię, choć również jest dość
niejednoznacznym bohaterem.
Sama fabuła trzyma w napięciu do samego finału. Vera Buck stworzyła
naprawdę mroczną historię, która wzbudza w czytelniku trochę negatywne
odczucia, bunt wobec tego, co dzieje się dookoła Runy, ale też nie pozwala się
oderwać. Do tego pewne niedopowiedzenia, które są charakterystyczne dla
thrillerów. No i styl. Prosty, obrazowy i przyjemny dla oka, dzięki czemu czyta
się szybko. Całość sprawia naprawdę dobre wrażenie. Taka historia mogła zdarzyć
się naprawdę.
„Runa” Very Buck to naprawdę dobra książka. Niepokojąca, mroczna, z dość
niesympatycznymi bohaterami, ale ze świetną historią. Oby więcej takich dobrych
książek na polskim rynku. Jeśli lubicie thrillery, sięgnijcie po „Runę”, a się
nie zawiedziecie.
Ocena: 9/10
Strefa dobrych cytatów:
Sama jestem po lekturze i muszę przyznać, że w pewnym sensie si3 zgadzam. Książka wywołała we mnie nieco dziwne uczucia, ale to właśnie w tym tkwi największy plus tej historii.
OdpowiedzUsuńCzuję się mocno zainteresowana i zachęcona do lektury tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńWłaśnie kończę ją czytać, i jestem zachwycona! Uwielbiam taką tematykę <3
OdpowiedzUsuń