Autor: Mhairi McFarlane
Tłumaczenie: Elżbieta Regulska-Chlebowska
Tytuł: "To przez Ciebie!"
Tytuł oryginalny: "It's Not Me, It's You"
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Ilość stron: 464
Premiera: 7 października 2015 r.
Tłumaczenie: Elżbieta Regulska-Chlebowska
Tytuł: "To przez Ciebie!"
Tytuł oryginalny: "It's Not Me, It's You"
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Ilość stron: 464
Premiera: 7 października 2015 r.
Opis: Niesamowicie śmieszna opowieść o tym, jak radzić sobie z życiem, które ciągle rzuca ci kłody pod nogi.
Czy jeden esemes może wywrócić świat do góry nogami? Jeszcze jak!
Trzydziestotrzyletnia Delia postanawia coś zmienić w swoim długiem związku i nieoczekiwanie oświadcza mu się na moście. Paul jest kompletnie oszołomiony, W pobliskim barze ukradkiem wysyła esemesa, który trafia do Delii – przez pomyłkę.
Esemes przeznaczony dla Tej Drugiej...
To dopiero początek serii niepowodzeń, porażek i wpadek. Jednak dystans do siebie i poczucie humoru pozwalają Delii pokonać niejeden życiowy zakręt.
Może to dość pesymistyczne nastawienie, ale wyznaję zasadę, że w życiu nie ma na tyle źle, by nie miało być gorzej, to pozwala doceniać rzeczy, które się posiada, osoby, które są ważne i zawsze dość blisko. Bo wszystko można stracić w przeciągu kilku dni.
Delia Moss wie o czym mówię. Zaczęło się od wieści o zdradzie, przez utratę pracy w urzędzie miasta, gdzie piastowała miano „detektywa” – poszukiwała osób, które obrażały w Internecie miejscowe władze i upominała – a na przeprowadzce do Londynu, szukaniu nowej pracy i niemiłym spotkaniu z pewnym nielubianym przez społeczeństwo dziennikarzem kończąc. Co robić, kiedy wszystko się wali?
„To przez Ciebie!” po raz pierwszy zobaczyłam na stoliku jednej ze znanych księgarni. Pierwsza zaciekawiła mnie okładka – rudowłosa dziewczyna bądź kobieta chowająca się pod jakże wymownym szyldem, mocne kolory szybko przywiały mój wzrok. Później nastąpiło zapoznanie z opisem i myśl: „hej, to brzmi naprawdę dobrze!”. Nie mając funduszy na zakup, postanowiłam zgłosić powieść do swojej biblioteki jako tę, na którą może być popyt; została ona zakupiona, za co bibliotece jestem wdzięczna, bo mogłam ziścić sen o przyjemnej lekturze.
Bohaterowie książki Mhairi McFarlane to grono przeróżnych osobowości mniej lub bardziej przystosowanych do życia w społeczeństwie. Delia to postać sympatyczna, utalentowana – w wolnych chwilach, kiedy ma już dość wszystkiego, rysuje komiks o swojej Alter ego Lisicy, superbohaterce – a jednocześnie równie zagubionej jak wielu z nas. Jest po trzydziestce i chętnie by się już ustatkowała, ale jej partner po dziesięciu latach związku nie myśli o małżeństwie. Ta kobieta jest tak ludzka, że nie potrafiłam jej nie współczuć. Przeżywałam wiele sytuacji i zdarzeń równie mocno co ona, przyznam jednak, że miejscami miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć, gdy postępowała bardzo nierozważnie.
Moją sympatię zdobył także Adam, wspomniany wyżej dziennikarz, którego bohaterka spotyka w nie najlepszych okolicznościach, a mającego ogromny wpływ na tę historię. Ma cięty język, jest cholernie wścibski, ale momentami uroczy, wywoływał u mnie uśmiech swoim pojawieniem się, a ostatnimi rozdziałami mnie podbił. Nie wszedł do kanonu moich ukochanych fikcyjnych bohaterów męskich, ale zawsze będę o nim cieplej myśleć.
Wśród postaci drugoplanowych i epizodycznych jest trójka, którą polubiłam: Emma - najlepsza przyjaciółka Delii, która udostępnia jej kąt w swoim mieszkaniu w Londynie, Ralph – brat głównej bohaterki, totalny gracz komputerowy – i Steph – koleżanka z nowej pracy. Każda z tych postaci dawała Delii wsparcie, którego ta potrzebowała. Okazali się ludźmi, na których mogła polegać. Wątpię, żeby panna Moss uporała się ze swoimi problemami, nie mogąc na nich liczyć. Choć są różni, łączy ich jedno –bezinteresowność i miłość. Aż sama mam ochotę dzielić się tymi dwiema rzeczami z innymi ludźmi.
Gdyby ktoś mnie zapytał o fabułę, od razu wykrzyknęłabym: „wspaniała, choć cholernie przewidywalna”. Jej wspaniałość polega na tym, że zachowana jest konsekwencja, zdarzają się zwroty akcji, nie można zapomnieć o naszpikowaniu emocjami. To powieść, przy której chce się spędzić wieczór, a nawet i całą noc. Nie porywa, ale pozwala przenieść się do świata, w którym czytelnik da radę ujrzeć siebie. Za to wielki plus.
Opisy i prostota oraz widoczna zabawa językiem to kolejne przymioty za tym, by polubić tę powieść. Plastyczność i naturalność zachowań są ważne, by czytelnik mógł poczuć się w jakimś stopniu częścią książki, pani McFarlane się to udało. Poza tym humor w tej książce wywołuje prawdziwy uśmiech rozbawienia, nie politowania.
Jeśli miałabym powiedzieć o tym, co mi się nie podobało, to poza wspomnianą przewidywalnością zdarzeń oraz zakończenia głównego wątku nic takiego nie przychodzi mi do głowy, co dotyczy stricte tej książki. Odrobinę nużące jest to, że Delia jest kolejną bohaterką, która ma trzydzieści trzy lata – ten zabieg jest cechą rozpoznawalną powieści Cecelii Ahern, której jestem fanką – a z imionami Delia i Adam spotkałam się już kilkukrotnie przez ostatnie dwa lata. Uważam, że jest wiele innych imion, które można by nadać bohaterom i które pasowałyby do ich charakterów, ale to tylko moja własna, osobista aluzja.
Podsumowując, jeśli szukacie prostej opowieści o bohaterce muszącej radzić sobie z problemami, żeby miło spędzić wieczór, to gorąco tę powieść polecam. Poznacie kogoś podobnego do Was bądź kogoś znajomego, pośmiejecie, może i podenerwujecie, ale chyba warto.
Czy jeden esemes może wywrócić świat do góry nogami? Jeszcze jak!
Trzydziestotrzyletnia Delia postanawia coś zmienić w swoim długiem związku i nieoczekiwanie oświadcza mu się na moście. Paul jest kompletnie oszołomiony, W pobliskim barze ukradkiem wysyła esemesa, który trafia do Delii – przez pomyłkę.
Esemes przeznaczony dla Tej Drugiej...
To dopiero początek serii niepowodzeń, porażek i wpadek. Jednak dystans do siebie i poczucie humoru pozwalają Delii pokonać niejeden życiowy zakręt.
Może to dość pesymistyczne nastawienie, ale wyznaję zasadę, że w życiu nie ma na tyle źle, by nie miało być gorzej, to pozwala doceniać rzeczy, które się posiada, osoby, które są ważne i zawsze dość blisko. Bo wszystko można stracić w przeciągu kilku dni.
Delia Moss wie o czym mówię. Zaczęło się od wieści o zdradzie, przez utratę pracy w urzędzie miasta, gdzie piastowała miano „detektywa” – poszukiwała osób, które obrażały w Internecie miejscowe władze i upominała – a na przeprowadzce do Londynu, szukaniu nowej pracy i niemiłym spotkaniu z pewnym nielubianym przez społeczeństwo dziennikarzem kończąc. Co robić, kiedy wszystko się wali?
„To przez Ciebie!” po raz pierwszy zobaczyłam na stoliku jednej ze znanych księgarni. Pierwsza zaciekawiła mnie okładka – rudowłosa dziewczyna bądź kobieta chowająca się pod jakże wymownym szyldem, mocne kolory szybko przywiały mój wzrok. Później nastąpiło zapoznanie z opisem i myśl: „hej, to brzmi naprawdę dobrze!”. Nie mając funduszy na zakup, postanowiłam zgłosić powieść do swojej biblioteki jako tę, na którą może być popyt; została ona zakupiona, za co bibliotece jestem wdzięczna, bo mogłam ziścić sen o przyjemnej lekturze.
Bohaterowie książki Mhairi McFarlane to grono przeróżnych osobowości mniej lub bardziej przystosowanych do życia w społeczeństwie. Delia to postać sympatyczna, utalentowana – w wolnych chwilach, kiedy ma już dość wszystkiego, rysuje komiks o swojej Alter ego Lisicy, superbohaterce – a jednocześnie równie zagubionej jak wielu z nas. Jest po trzydziestce i chętnie by się już ustatkowała, ale jej partner po dziesięciu latach związku nie myśli o małżeństwie. Ta kobieta jest tak ludzka, że nie potrafiłam jej nie współczuć. Przeżywałam wiele sytuacji i zdarzeń równie mocno co ona, przyznam jednak, że miejscami miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć, gdy postępowała bardzo nierozważnie.
Moją sympatię zdobył także Adam, wspomniany wyżej dziennikarz, którego bohaterka spotyka w nie najlepszych okolicznościach, a mającego ogromny wpływ na tę historię. Ma cięty język, jest cholernie wścibski, ale momentami uroczy, wywoływał u mnie uśmiech swoim pojawieniem się, a ostatnimi rozdziałami mnie podbił. Nie wszedł do kanonu moich ukochanych fikcyjnych bohaterów męskich, ale zawsze będę o nim cieplej myśleć.
Wśród postaci drugoplanowych i epizodycznych jest trójka, którą polubiłam: Emma - najlepsza przyjaciółka Delii, która udostępnia jej kąt w swoim mieszkaniu w Londynie, Ralph – brat głównej bohaterki, totalny gracz komputerowy – i Steph – koleżanka z nowej pracy. Każda z tych postaci dawała Delii wsparcie, którego ta potrzebowała. Okazali się ludźmi, na których mogła polegać. Wątpię, żeby panna Moss uporała się ze swoimi problemami, nie mogąc na nich liczyć. Choć są różni, łączy ich jedno –bezinteresowność i miłość. Aż sama mam ochotę dzielić się tymi dwiema rzeczami z innymi ludźmi.
Gdyby ktoś mnie zapytał o fabułę, od razu wykrzyknęłabym: „wspaniała, choć cholernie przewidywalna”. Jej wspaniałość polega na tym, że zachowana jest konsekwencja, zdarzają się zwroty akcji, nie można zapomnieć o naszpikowaniu emocjami. To powieść, przy której chce się spędzić wieczór, a nawet i całą noc. Nie porywa, ale pozwala przenieść się do świata, w którym czytelnik da radę ujrzeć siebie. Za to wielki plus.
Opisy i prostota oraz widoczna zabawa językiem to kolejne przymioty za tym, by polubić tę powieść. Plastyczność i naturalność zachowań są ważne, by czytelnik mógł poczuć się w jakimś stopniu częścią książki, pani McFarlane się to udało. Poza tym humor w tej książce wywołuje prawdziwy uśmiech rozbawienia, nie politowania.
Jeśli miałabym powiedzieć o tym, co mi się nie podobało, to poza wspomnianą przewidywalnością zdarzeń oraz zakończenia głównego wątku nic takiego nie przychodzi mi do głowy, co dotyczy stricte tej książki. Odrobinę nużące jest to, że Delia jest kolejną bohaterką, która ma trzydzieści trzy lata – ten zabieg jest cechą rozpoznawalną powieści Cecelii Ahern, której jestem fanką – a z imionami Delia i Adam spotkałam się już kilkukrotnie przez ostatnie dwa lata. Uważam, że jest wiele innych imion, które można by nadać bohaterom i które pasowałyby do ich charakterów, ale to tylko moja własna, osobista aluzja.
Podsumowując, jeśli szukacie prostej opowieści o bohaterce muszącej radzić sobie z problemami, żeby miło spędzić wieczór, to gorąco tę powieść polecam. Poznacie kogoś podobnego do Was bądź kogoś znajomego, pośmiejecie, może i podenerwujecie, ale chyba warto.
Ocena: 6/10
Strefa dobrych cytatów
Gdyby hipokryzja miała skrzydła, Kurt fruwałby jak gołębica.
Wszystko jest chwiejne, więc trzeba trzymać się tego, co wydaje się słuszne.
Czasem trzeba zrobić coś złego, aby zrobić coś dobrego. Nie ma litości dla drani. Prawda, Adamie?
Gdyby hipokryzja miała skrzydła, Kurt fruwałby jak gołębica.
Wszystko jest chwiejne, więc trzeba trzymać się tego, co wydaje się słuszne.
Czasem trzeba zrobić coś złego, aby zrobić coś dobrego. Nie ma litości dla drani. Prawda, Adamie?
Ten pierwszy cytat mnie porwał. Zdaje się, że to może być miła przygoda po tygodniu pracy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Odstrasza mnie przewidywalność. Historia zapowiada się na sympatyczną, ale jednak wolę jak pisarze mnie zaskakują, więc chyba tym razem powiem pas.
OdpowiedzUsuńSkorzystam z polecenia :)
OdpowiedzUsuńTakie lekkie, przewidywalne książki zawsze są dobre na odprężenie. ;D Na razie mam co czytać, ale będę pamiętała o tej książce. ;)
OdpowiedzUsuń