Autor: Cecelia Ahern
Tłumaczenie: Agnieszka Andrzejewska
Tytuł: "Sto imion"
Tytuł oryginalny: One Hundred Names
Gatunek: Literatura piękna
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 446
Premiera: 5 marca 2014 (recenzowane wydanie II)
Tłumaczenie: Agnieszka Andrzejewska
Tytuł: "Sto imion"
Tytuł oryginalny: One Hundred Names
Gatunek: Literatura piękna
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 446
Premiera: 5 marca 2014 (recenzowane wydanie II)
Opis: Kitty Logan kompletnie się pogubiła... W swojej pracy dziennikarskiej bezwzględnie tropiła sensacje, nie zważając na konsekwencje. W końcu popełniła katastrofalny błąd. Wybucha skandal, kariera Kitty wali się w gruzy. Ostatnią szansą na powrót do zawodowego życia – i do odzyskania szacunku do samej siebie – jest rozwikłanie zagadki listy stu osób, którą otrzymała od umierającej zwierzchniczki i przyjaciółki. Czy pozornie zwyczajne historie nieznajomych ludzi pomogą jej wreszcie zrozumieć własne życie?
Każdy z nas choć raz w życiu miał do czynienia z sensacją. Niekoniecznie dotyczyła ona nas samych, może działa się obok, ale jesteśmy pewni występowania tego zjawiska. Sensacja przynosi ze sobą czas pełen przeróżnych plotek, osądzeń, podejrzeń. A co, jeśli mylimy się w tym, co przedstawiliśmy światu? Co, jeśli w dobrej – pozornie – wierze, powiedzieliśmy głośno coś, co sprawiło ból wielu osobom? Musimy liczyć się z tym, że owoce naszego uczynku będą naprawdę gorzkie.
Jak można było zaobserwować przy recenzji Miłości i kłamstw, jestem fanką Cecelii Ahern i jej prozy. Jeśli dobrze liczę, do tej pory – w dwa lata – poznałam osiem jej książek, a cztery kolejne są na mojej liście do przeczytania. Podejrzewam, że z czasem dojdą do punktu (niczym z Carlosem R. Zafonem), że będę miała przeczytane wszystkie książki tej autorki. Łudzę się, że przed moją trzydziestką to nie nastąpi.
„Sto imion" miałam w dłoniach trzykrotnie, zanim w końcu zdecydowałam się na zakup wydania kieszonkowego podczas ubiegłorocznych Śląskich Targów Książki w Katowicach. Dlaczego tak długo zajęło mi przekonanie się do sięgnięcia po tę powieść? Przecież główna bohaterka ma na nazwisko tak, jak brzmi jedno z lubianych przeze mnie zagranicznych imion. Odrzuciła mnie narracja trzecioosobowa – do tej pory stykałam się z pozycjami irlandzkiej autorki pisanymi w pierwszej osobie, dlatego bałam się zaufać Stu imionom i narratorowi, którego nie znam. Mój lęk przepadł dość szybko, bo opowieść poprowadzona jest wartko i z konsekwencją, wszelkie emocji u przeróżnych bohaterów dobrze opisane, a znajomość ich przygód i myśli pozwoliła na zdecydowanie szerszy obraz całości, niż ma to miejsce przy narracji jednoosobowej.
Co mogę powiedzieć o Kitty Logan? Początkowo wydawała mi się dość naiwną, choć dojrzałą kobietą, która zupełnie nie radzi sobie z tym, co się wydarzyło. Wyczuwając dobry materiał dla telewizyjnego programu Trzydzieści minut, nie zwróciła uwagi na to, że może być zmanipulowana przez kobiety, które pragną swoich pięć minut sławy. Nie potrafiłam wykrzesać w sobie empatii dla Kitty, co więcej – uważałam, że zachowuje się dziecinnie i nie potrafi sama radzić sobie z problemami, tylko co chwilę wzywa swojego przyjaciela Steve'a. Im dalej w treść, tym bardziej rozumiałam jej zachowanie, jej uczucia i postępowanie, podzieliłam z nią kilka myśli. Finalnie Kitty Logan, dziennikarka, stała się lubianą przeze mnie postacią, która choć wkurzała, znalazła w sobie siłę, podołała wyzwaniu, jakie zostawiła jej przyjaciółka, i znalazła przebaczenie.
Jak można było zaobserwować przy recenzji Miłości i kłamstw, jestem fanką Cecelii Ahern i jej prozy. Jeśli dobrze liczę, do tej pory – w dwa lata – poznałam osiem jej książek, a cztery kolejne są na mojej liście do przeczytania. Podejrzewam, że z czasem dojdą do punktu (niczym z Carlosem R. Zafonem), że będę miała przeczytane wszystkie książki tej autorki. Łudzę się, że przed moją trzydziestką to nie nastąpi.
„Sto imion" miałam w dłoniach trzykrotnie, zanim w końcu zdecydowałam się na zakup wydania kieszonkowego podczas ubiegłorocznych Śląskich Targów Książki w Katowicach. Dlaczego tak długo zajęło mi przekonanie się do sięgnięcia po tę powieść? Przecież główna bohaterka ma na nazwisko tak, jak brzmi jedno z lubianych przeze mnie zagranicznych imion. Odrzuciła mnie narracja trzecioosobowa – do tej pory stykałam się z pozycjami irlandzkiej autorki pisanymi w pierwszej osobie, dlatego bałam się zaufać Stu imionom i narratorowi, którego nie znam. Mój lęk przepadł dość szybko, bo opowieść poprowadzona jest wartko i z konsekwencją, wszelkie emocji u przeróżnych bohaterów dobrze opisane, a znajomość ich przygód i myśli pozwoliła na zdecydowanie szerszy obraz całości, niż ma to miejsce przy narracji jednoosobowej.
Co mogę powiedzieć o Kitty Logan? Początkowo wydawała mi się dość naiwną, choć dojrzałą kobietą, która zupełnie nie radzi sobie z tym, co się wydarzyło. Wyczuwając dobry materiał dla telewizyjnego programu Trzydzieści minut, nie zwróciła uwagi na to, że może być zmanipulowana przez kobiety, które pragną swoich pięć minut sławy. Nie potrafiłam wykrzesać w sobie empatii dla Kitty, co więcej – uważałam, że zachowuje się dziecinnie i nie potrafi sama radzić sobie z problemami, tylko co chwilę wzywa swojego przyjaciela Steve'a. Im dalej w treść, tym bardziej rozumiałam jej zachowanie, jej uczucia i postępowanie, podzieliłam z nią kilka myśli. Finalnie Kitty Logan, dziennikarka, stała się lubianą przeze mnie postacią, która choć wkurzała, znalazła w sobie siłę, podołała wyzwaniu, jakie zostawiła jej przyjaciółka, i znalazła przebaczenie.
Jeśli chodzi o postaci drugoplanowe – z opisanej powyżej listy stu osób pannie Logan udało się skontaktować z sześcioma osobami. Z każdą zdołała się poznać, co więcej, zorganizowała wycieczkę, by ta szóstka mogła się poznać także ze sobą. Bardzo podoba mi się to, że każdej z tych postaci została poświęcone wystarczająca liczba kartek, by się z nimi zapoznać i obdarzyć szczerą sympatią. Każdy ma tu swoją historię, którą dałoby się zawrzeć w rozległym artykule prasowym, choć niekoniecznie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Moją największą uwagę przykuł polski akcent w tej powieści – pan Jędrek Wysocki. Od dwudziestu lat mieszkający z żoną w Irlandii, gdzie to urodziła się trójka jego dzieci. Zwolniony z pracy w fabryce inżynier, którego marzeniem jest zostanie wpisanym wraz z najlepszym przyjacielem do Księgi Rekordów Guinnessa jako pary, która najszybciej przepłynęła sto metrów rowerem wodnym. Pan Jędrzej ukazany został jako mężczyzna pracowity, z wartościami, oddany rodzinie i niezapominający o kraju, z którego się wywodzi. To, jak został pokazany – jako pozytywna osoba, która stawia czoło problemom – uwiodło mnie, moje serce przepadło. Jestem wdzięczna pani Cecelii za bohatera Polaka, który nie jest taki, jak stereotyp zagraniczny głosi.
O sposobie pisania pani Ahern za wiele się nie wypowiem, bo już do niego przywykłam i chyba każdą książkę oceniać będę jako napisaną prosto, z olbrzymim zakresem słów. Opisy są plastyczne i naturalne, dialogi niewymuszone, a zawarty w nich humor bawi tam, gdzie powinien. Plusem jest także nienazywanie do końca pewnych relacji, które czytelnik zauważa między kolejnymi akapitami. Lubię, kiedy autor odrobinę drażni się z czytelnikiem i nie podaje mu od razu na złotej tacy tego, czego czytelnik by chciał, bo już to dostrzega. Tak było w moim przypadku z wątkiem miłosnym. Choć przyznam, że i tak wolałabym, by został poprowadzony odrobinę okrężną drogą, nie tak prosto, jak zostało to zrobione.
O sposobie pisania pani Ahern za wiele się nie wypowiem, bo już do niego przywykłam i chyba każdą książkę oceniać będę jako napisaną prosto, z olbrzymim zakresem słów. Opisy są plastyczne i naturalne, dialogi niewymuszone, a zawarty w nich humor bawi tam, gdzie powinien. Plusem jest także nienazywanie do końca pewnych relacji, które czytelnik zauważa między kolejnymi akapitami. Lubię, kiedy autor odrobinę drażni się z czytelnikiem i nie podaje mu od razu na złotej tacy tego, czego czytelnik by chciał, bo już to dostrzega. Tak było w moim przypadku z wątkiem miłosnym. Choć przyznam, że i tak wolałabym, by został poprowadzony odrobinę okrężną drogą, nie tak prosto, jak zostało to zrobione.
Czy jest coś, co mi się nie podobało? Cóż, mogłabym znowu ponarzekać na akcję w okolicach Dublina i wiek bohaterki – trzydzieści trzy lata – ale przywykłam do tego, co stało się pewnego rodzaju znakiem rozpoznawczym Cecelii Ahern. Mogę jedynie powiedzieć, że niektóre sceny mogły być głębiej poprowadzone. Nie zmienia to jednak faktu, że pomysł utworzenia listy przypadkowym osób i poznawanie ich, by napisać o nich historię, przypadł mi do gustu i pokazał, że choć tego nie dostrzegamy, nasze zwyczajne – jak się wydaje – życie może nieść ze sobą wspaniałą opowieść, którą można się podzielić.
Podsumowując, jeśli chcecie poczytać coś lekkiego, co być może pokaże wam, jak radzić sobie, kiedy należy odkupić winy za wyrządzoną krzywdę, to gorąco polecam. Czyta się naprawdę szybko. Podejrzewam, że w podobnym stopniu co ja polubicie bohaterów. Poza tym... Czy polski akcent w powieści nie jest czasem dobrym argumentem za lekturą?
Ocena: 6,5/10
Strefa dobrych cytatów
Mówili na nią "Ani mru-mru". Żaden powierzony jej sekret, żadna poufna informacja, osobista czy nie, nigdy, przenigdy nie wydostała się na światło dzienne. Przy niej ludzie czuli się bezpiecznie; wiedzieli, że nie będzie ich oceniać, a jeśli nawet, to w milczeniu, tak by się tego nie domyślili.
Jeśli wybierzesz losowo sto nazwisk z książki telefonicznej, nie tylko znajdziesz materiał na artykuł. Znajdziesz s t o artykułów, ponieważ w s z y s c y, każda osoba, mają jakąś niesamowitą historię do opowiedzenia.
Niektórzy twierdzą, że nie powinno się startować z pozycji lęku, ale przecież gdzie nie ma lęku, tam nie ma wyzwania.
Byłaś jedyną osobą, która szczerze powiedziała mi, że nie boi się latać, że tak naprawdę boi się, że nie zdoła pofrunąć.
Dziękujemy za ponad 10 000 wyświetleń! ❤
Sama nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, jeśli chodzi o książki Ahern (czytałam tylko "Dziękuję za wspomnienia" i były mocno średnie :/ ), ale coraz bardziej mnie kuszą ;) Może "Sto imion" nie będzie moim pierwszym wyborem, ale będę miała ją w przyszłości na uwadze ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Podobała mi się ta powieść, ale przyznam się, że zbyt wiele z fabuły nie pamiętam. Główna bohaterka też mnie irytowała na początku, ale potem kibicowałam jej i koniec końców obdarzyłam sympatią.
OdpowiedzUsuńJakoś zupełnie nie ciągnie mnie do tej książki
OdpowiedzUsuńBardzo zainteresowałaś mnie tą książką. Tematyka wydaje się niebanalna, ale jednocześnie bliska zwykłemu człowiekowi. Powiem więcej: tak mnie nakręciłaś, że chętnie przeczytam nawet mimo irytującej głównej bohaterki. Poza tym, ogromny plus za pana Polaka — jeszcze przed przeczytaniem. Dziękuję za tą recenzję. :)
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś przeczytać wszystkie książki tej autorki, więc ta będzie kwestią czasu. Bo Love, Rosie <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Czytałam tylko Love, Rosie tej autorki i bardzo chciałabym nadrobić też inne jej książki, ale jak na razie zaczyna i kończy się u mnie na mówieniu o tym, a jakoś żadna książka nie wpadła mi w ręce. Może w końcu to zmienię. ;)
OdpowiedzUsuń