Autor: Jessica Sorensen
Tłumacz: Ewa Helińska
Tytuł: Przypadki Callie i Kaydena
Tytuł
org.: The Coincidence of Callie and Kayden
Gatunek: New Adult, romans
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cykl: The Coincidence
Tom: 1
Ilość
stron: 368
Opis: Dla Kaydena cierpienie w milczeniu było jedynym sposobem, by przeżyć. Jeśli miał szczęście, nie wychylał się i wypełniał polecenia, mógł przetrwać kolejny dzień. Jednak pewnej nocy, kiedy zdawało się, że jego szczęście – a może nawet i życie – właśnie się kończy, pojawił się anioł imieniem Callie. Kayden został ocalony…
Callie nie wierzyła w szczęśliwe zrządzenia losu. Przynajmniej od czasu swoich dwunastych urodzin, gdy odebrano jej wszystko. Kiedy najgorsze już minęło, dziewczyna pogrzebała uczucia i przysięgła nigdy nikomu nie zdradzić, co się naprawdę wydarzyło. Teraz, sześć lat później, nadal zmaga się z bolesną tajemnicą…Miłość i problemy – nieodłączni kompani życia i historii książkowych z kategorii New Adult. Jeszcze niedawno myślałam sobie: „Boże, oszaleję! Przecież nigdy nie czytałam tylu romansów!” – a jednak mam się dobrze. Na razie. Alleluja dla mojej nieromantycznej duszy.
Ci, co są z nami od początku, zapewne czytali
moją niepochlebną recenzję świeżo wydanej w Polsce książki pani
Jessici Sorensen (Nie pozwól mi odejść.Ella i Micha). „Przypadki Callie i Kaydena” to druga historia tej autorki,
która weszła mi pod płonącą patelnię krytyki. Niestety, jak raz
poznam kiepską opowieść jakiegoś autora, jestem bardzo sceptycznie nastawiona
do innych jego dzieł. Chyba nie muszę mówić, jak wielki problem miała ze mną
Callie wraz z Kaydenem i jaką wielką wojnę stoczyliśmy? Mogę skrycie
przyznać, że zostałam posadzona z pistoletem przy głowie przed komputerem – ta problematyczna dwójka kazała mi kupić drugą część ich przygód, a to wszystko za
sprawą… ha, nie tak prędko.
„Przypadki Callie i Kaydena” to pierwszy tom
przygód tytułowych bohaterów, całość składa się z dwóch tomów, a ostatni z nich
to: „Ocalenie Callie i Kaydena” – przynajmniej jeżeli chodzi o ich wydanie w
Polsce, bo z tego co zerkałam, istnieje jeszcze jedna część,
wydana dwa lata temu za granicą: „The resolution of Callie and Kayden” i kilka
innych książek z serii „Przypadków” o zupełnie innych bohaterach (Zysk i S-ka!
Mam nadzieję, że wydacie więcej?!).
Jak już idzie się domyślić, mamy dwóch
bohaterów: Callie i Kaydena. Każde z nich ma bolesne wspomnienia i każde z nich kryje w sobie cierpienie. Historia zaczyna się od
imprezy na której Callie ratuje Kaydena przed jego ojcem, który okłada go bez
opamiętania i poważnie rani. Ta dwójka znała się już wcześniej, ponieważ byli sąsiadami, ale jakoś nieszczególnie zwracali na siebie uwagę. Cała ich historia
zaczyna się, kiedy przenoszą się do college’u. Odkrywają siebie, swoje
tajemnice i walczą z nieświadomą miłością, idącą za rękę z pożądaniem.
Pierwsze moje spostrzeżenia po przeczytaniu
kilku stron: pani Sorensen ma tendencje do przedramatyzowania
czegoś, a nawet chwilami: odrealnienia. To tak, jakby zatracała się w pisanej
przez siebie historii całą sobą i aż za bardzo starała się pokazać uczucia
płynące z bohaterów. Callie wciąż stała u mnie na granicy: lubić czy nie lubić,
właśnie ze względu na to początkowe użalanie się nad sobą. Nie rozumiałam wielu jej decyzji. Nie rozumiałam też, jak przez sześć lat mogła zupełnie
nikogo nie dotknąć. Czy to możliwe? O wiele lepiej wypadł moim zdaniem
Kayden, który jednak nieraz irytował mnie swoimi męskimi zapędami. Pokazywał,
że chłopak to jednak czasem myśli tylko i wyłącznie penisem, a nie mózgiem (bo przecież jak
sięgniesz do spodni dziewczyny to to takie zboczone jest!). Mimo wszystko,
ostatecznie polubiłam tę dwójkę i wciągnęłam się w ich świat.
Schemat wydawał się początkowo taki jak przy
„Nie pozwól mi odejść…” – rodzinne problemy, ucieczka do college’u, główna
bohaterka ma starszego brata, no i ci przyjaciele jako nieodłączne,
drugoplanowe postacie. Na szczęście
Callie i Kayden byli lepsi niż Ella i Micha. Bardziej… normalni.
Początkowo styl powieści wydawał się być bardzo
sztywny, ale im dalej szłam, tym lepiej było. Mimo wszystko – nie mogę wyróżnić
tu żadnych nadmiernie ciekawych cytatów. Wkurzało mnie już od pierwszych stron
ciągłe napominanie po pięćdziesiąt razy o problemie Callie. Niby jest owiany
tajemnicą aż do końca książki, a i tak wszyscy wiemy co ją spotkało. Nie
wiemy tylko kto to zrobił.
Nie ma tu głupiego humoru, a każda najzwyklejsza
sytuacja jest przedstawiona ciekawie. Uwielbiam motyw przeplatających się
pomiędzy tekstem wspomnień głównej bohaterki, a także listę wyzwań Callie i Setha – przy
każdym rozdziale pojawia się jakiś punkt z ich listy. Problemy są dobrze
przedstawione, choć autorka bardziej skupia się na Callie.
Słabo poruszyła mnie miłość dwójki bohaterów. Obydwoje czasem
irytują swoimi decyzjami albo myślami, ale wszyscy wiemy, że w takich powieściach muszą
być zawsze jakieś komplikacje. „Kocham ją, ale przez moją przeszłość nie mogę z
nią być!”, „Pragnę go, ale nie jestem zakochana!”. Sceny erotyczne nas nie
zaskakują. To znów ten sam schemat – zazwyczaj zaczyna się od języka w buzi i jęków
Callie (mam wrażenie, że gdziekolwiek by ją Kayden nie dotknął, nawet w czubek
głowy, to by jęczała) – tylko po prostu dzieje się to w różnych miejscach.
Chwilami miałam wrażenie, że więcej tu pożądania niż miłości!
Znów u pani Sorensen mamy świetnie przedstawione postacie
drugoplanowe. Uwielbiam Luke’a i Setha (przyjaciele Callie i Kaydena) – oni
również mają swoje malutkie problemy, które są dobrze wplecione w powieść.
Tak naprawdę miałam nie kupować drugiej części,
ale koniec mnie tak zniszczył, że po prostu musiałam. No, musiałam.
Były tu wątki przy których się uśmiechałam, były
takie przy których miałam w oczach łzy. Im dalej w tę historię brnęłam, tym mniej
banalna i irytująca mi się wydawała (może to przez wcześniejsze uprzedzenia do
Jessici Sorensen?). To dobra lektura na wakacje, na ogródek, na podróż. Nie
jest do końca lekka, bo porusza poważne problemy, ale pewnie wielu osobom
się spodoba i wiele osób wzruszy. I... nie zrozumcie mnie źle, nie jest to dzieło sztuki. To po prostu kolejna pozycja z kategorii New Adult, ale... na pewno bardziej charakterystyczna niż większość jej poprzedników!
Pozwolę sobie jeszcze na koniec dodać,
że… miałam krzywo wydrukowaną książkę. Nie wiem czy trafiłam na taki pojedynczy
egzemplarz, czy może jest ich więcej, ale chwilami raziło mnie to w oczy.
Okładka jak dla mnie prosta i ładna, ale pod tym względem Zysk i S-ka
zawsze są mistrzami. Zostaje mi czekać na drugą część!
STREFA CYTATÓW:
„Niesamowite, że rzeczy na zawsze zapadające w
pamięć chciałoby się zapomnieć, a te, których kurczowo się trzymasz, ulatują
niczym piasek na wietrze”
„– Kto z was, bękarty, wejdzie na górę? To
niedaleko, ale ja mam nieźle w czubie.
Seth unosi rękę w dramatycznym geście.
– Cóż, ponieważ rzeczywiście jestem bękartem, ja
to zrobię.
Święcę mu latarką w twarz. Wygląda jak jeleń
zahipnotyzowany światłami samochodu na szosie.”
„– Dobrze, wezmę tego różowego z oderwanym
uchem.
Mężczyzna za ladą drapie się po szyi.
– Mówisz poważnie?
Callie ma stoicki wyraz twarzy.
– Absolutnie. Nigdy nie żartuję, gdy chodzi o
pluszowe misie.”
„Kayden: Wiesz, że pani McGregor ma romans z
Tomem Pelonie?
Ja: Hm… Co?
Kayden: Albo że Tina Millson dostanie na
gwiazdkę nowego mercedesa?
Ja: Powinnam o tym wiedzieć? Jestem zupełnie
zdezorientowana.
Kayden: Raczej nie, ale chyba moja mama
potrzebuje przyjaciółki. Chodzi za mną po całym domu, opowiadając najnowsze
ploteczki. Chciała nawet, bym jej towarzyszył u manikiurzystki.”
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Autor: Jessica Sorensen
Tłumacz: Ewa Helińska
Tytuł: Ocalenie Callie i Kaydena
Tytuł org.: The Redemption of Callie and Kayden
Gatunek: New Adult, romans
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cykl: The Coincidence
Tom: 2
Ilość stron: 384
Opis: Mroczny sekret, od lat skrywany przez Kaydena w końcu wyszedł
na jaw. Co gorsza, chłopak stoi w obliczu groźby oskarżenia przed sądem o
pobicie. Jedynym sposobem, by mógł oczyścić swoje imię jest zdradzenie przez
Callie jej tajemnicy. Ale Kayden nigdy jej o to nie poprosi. Zamiast tego zrobi
wszystko, co w jego mocy, by ją chronić. Nawet jeśli oznacza to opuszczenie
przez niego jedynej dziewczyny, którą kiedykolwiek pokochał.
Callie wie, że Kayden pogrąża się w ciemności i
rozpaczliwie pragnie go ocalić. Lecz uda jej się to jedynie wtedy, gdy stawi
czoła swojemu największemu lękowi i wyzna wszystkim własne bolesne tajemnice.
Pomysł przerwania milczenia wzbudza u niej trwogę, ale nie tak wielką, jak myśl
o utracie Kaydena.
Każdy
z nas pragnie czasem ocalenia. Czy to od straszliwie trudnej klasówki, czy z
wielkiego spotkania rodzinnego, gdzie babcia wciska w nas dziesiąty już kawałek
ciasta, czy od plotkujących moherów w tramwaju. Czasem to ocalenie ma jednak
większą rangę niż przyziemne sprawy. Niektórzy pragną ocalenia od problemów, od
bólu, od życia. Właśnie taką tematykę podejmuje drugi tom z serii
zatytułowanej imionami Callie i Kaydena.
Akcja rozpoczyna się w szpitalu,
gdzie na światło dzienne wychodzi problem rządzący życiem Kaydena. W pierwszym
tomie autorka skupiła się bardziej na Callie, w drugim skupia się na Kaydenie – niezmiernie mi się to podoba, bo jego problem wydaje mi
się ciekawszy. Zmienia się jednak przez to moje nastawienie do postaci.
Kayden zaczyna mnie irytować swoim jęczeniem, użalaniem i głupim rozumowaniem, a
Callie staje się moją ulubioną bohaterką – nawet na moment nie zostawiła
chłopaka! I mimo tego, że była krucha, dzielnie znosiła jego odrzucenie. Stała się
waleczna, co mnie cieszy.
Od początku tomu byłam poruszona. Nie, tak
naprawdę przez całą książkę byłam poruszona, a moje serce na przemian pękało na
miliony kawałeczków i unosiło się z radości. Zauważyłam, że wpadłam po uszy z twórczością
Jessici Sorensen. O ile pierwszy tom wzbudzał we mnie niepewność i jej styl
średnio mi się podobał, tak teraz uważam, że jest mistrzynią emocjonalności.
Nie wiem czy to kwestia tego, że się do jej stylu przyzwyczaiłam, czy po
prostu się polepszył. Pani Sorensen gra na emocjach i zmusza do refleksji oraz
przeżywania – to jest właśnie główna zaleta jej twórczości. Kreuje taki mały światek z
blado nakreślonym światem zewnętrznym, ale mocno zaznaczonym światem
wewnętrznym. Porusza.
Mam wrażenie, że pierwsza część to tylko takie
preludium do prawdziwych dziejów, bo w drugiej o wiele więcej się dzieje.
Nareszcie bohaterowie odkrywają swoje wnętrza i wpadają w sidła miłości. Mamy
też trochę wyraźnej nakreślony świat bohaterów pobocznych – genialne kreacje,
nigdy nie pokochałam tak mocno geja w książce.
Po powyżej opinii moglibyście stwierdzić: o, 10/10! Ale
nie. Nie dałabym aż tyle tej książce. Wciąż jest wiele rzeczy, które mnie irytują i takie,
które mnie zasmuciły. Przede wszystkim lista Callie i Setha przestała mieć znaczenie
– co prawda zadania wciąż pojawiają się przy każdym następnym rozdziale, ale
już prawie nikt o niej nie wspomina. A co z miłością głównych bohaterów? Wydaje
mi się, że jest jak najbardziej urocza, a jednocześnie… odrobinę odrealniona. I
Callie i Kayden zachowują się w miłości jak (przepraszam za określenie) zakochani idioci. Wciąż padają czułe słówka o
treści: „chcę z tobą zostać na zawsze”, a obydwoje twierdzą, że siebie nie
kochają – szczególnie przy Kaydenie miałam ochotę przewrócić czasem
oczami.
Sceny erotyczne. Jest ich tu za dużo. Mogłoby być ich dużo, gdyby nie
to, że niczego nowego nie wprowadzają i są… takie same, zwyczajne. Nie chciało
mi się czytać o trzech razach bohaterów pod rząd, bo to nudziło. Odrobinę
rozbawiło mnie, że Callie kreowana jest na strachliwą dziewczynkę na siłę – tu
uprawiała seks cały dzień, a potem wstydziła się wejść do wanny z tym samym
chłopakiem.
Pojawiają się tu za często powtarzające się elementy – chociażby to, że za każdym razem Callie widzi u Kaydena same blizny. Już wiemy, że ja ma, to po co o tym wspominać pięćdziesiąt razy? Ale to tylko drobne, irytujące rzeczy. Ogół wypadł dobrze.
Pojawiają się tu za często powtarzające się elementy – chociażby to, że za każdym razem Callie widzi u Kaydena same blizny. Już wiemy, że ja ma, to po co o tym wspominać pięćdziesiąt razy? Ale to tylko drobne, irytujące rzeczy. Ogół wypadł dobrze.
Jakby mnie ktoś spytał o czym jest ta opowieść,
nie miałabym problemu z odpowiedzią. To po prostu historia o dwójce
złączonych przez przeznaczenie ludzi, których połączyło wzajemne cierpienie i…
ocalenie. Miłość jest przedstawiona w piękny sposób, a książka wzbudza w nas
skrajne emocje – ja osobiście miałam ochotę czasem krzyknąć i nieraz zalewałam się też łzami. Jestem zdziwiona, że spodobała mi się tak prosta i z
pozoru banalna historia. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się trzeci tom
przygód Callie i Kaydena!
Ocena:
7/10
STREFA DOBRYCH CYTATÓW:
„ – Wierzę w irracjonalne, nagłe decyzje, które
czynią życie interesującym. A życie musi być interesujące, bo mamy tylko
jedno.”
„– Jedzeniorgazm?
Potakuje głową i z trudem przełyka posiłek.
– Jeden z orgazmów zwycięzców.
– Jakich zwycięzców?
– Życia.”
„(…) Wciąż wygląda to tak, jakbyśmy uciekali
przed problemami. Jeśli czegokolwiek się w życiu nauczyłam, to tego, że
ucieczka przed nimi oznacza przyzwolenie, by cię ścigały”
„– Ludzie zwykle widzą to, co chcą widzieć, ale
to nie czyni z nich złych osób”
Pierwsza część ma faktycznie piękną okładkę. Ale nic poza nią mnie w tej serii nie zainteresowało. Jakoś ta historia wydaje mi się być odgrzewanymi kotletami, bo tyle już było takich książek, że na razie robię sobie od nich wolne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says