czwartek, 13 lipca 2017

[Recenzja książki] Maria Dahvana Headley - "Magonia"

Autor: Maria Dahvana Headley
Tłumaczenie: Dorota Dziewońska
Tytuł: Magonia
Tytuł oryg.: Magonia
Tom: 1
Cykl/seria: Magonia
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantasy
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 3 lutego 2016
Ilość stron: 296

Opis: Magonia. Ponad chmurami, w krainie statków handlowych, Aza nie jest już tą słabą, umierającą istotą, którą była wcześniej. W Magonii po raz pierwszy swobodnie oddycha. Co więcej, ma potężną moc - lecz gdy już zaczyna panować nad swoim życiem, odkrywa, że zbliża się wojna między Magonią a Ziemią. W jej rękach spoczywa los całej ludzkości - i chłopca, który ją kocha. Po której stronie opowie się Aza? 
Debiutancka książka Marii Dahvany Headley to niezwykle inteligentna, wielowarstwowa opowieść fantasy, pełna symboli i alegorii. Niezwykła podróż staje się dla Azy impulsem do postawienia sobie pytań o rodzinę, miłość, siebie samą i o to, co oznacza odnalezienie tego wszystkiego.

            Gdy w powieści mamy do czynienia z osobą śmiertelnie chorą, zazwyczaj jest to dramat i rzadko kiedy kończy się dobrze. Aza Ray od dziecka choruje, jej płuca nie działają, jak powinny i nikt nie potrafi podać tego przyczyny. Lekarze raz po raz wyznaczają górną granicę, po której przekroczeniu Aza powinna umrzeć, jej mama szuka lekarstwa, które pozwoli jej przetrwać, a wszyscy dookoła przygotowują się do odejścia dziewczyny.
            Brzmi to jak początek historii o heroicznej walce z czasem, ale nie. Nie w tym przypadku. W czasie burzy kilka dni przed swoimi szesnastymi urodzinami Aza widzi statek na niebie, a niedługo później umiera. Czu raczej jej ludzkie ciało umiera, a ona trafia do podniebnej krainy, w której w rzeczywistości się urodziła, Magonii. I zaczyna się przygoda.
        Do tej powieści podeszłam z entuzjazmem, ufając rekomendacji Neila Gaimana zamieszczonej na okładce. Sam pomysł na Magonię wydaje się znajomy, może ze względu na to, że autorka sugerowała się źródłami historycznymi, w których taka podniebna kraina występuje. Im dalej w książkę, tym silniejsze miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam, choć nie pamiętam gdzie. Jednak znany motyw nie jest największym minusem tej powieści, która mimo wszystko oczarowała mnie stylem autorki. Dość plastyczny i prosty pozwala na szybkie przebrnięcie przez powieść. Może gdyby pani Headley zdecydowała się na narrację trzecioosobową, „Magonię” czytałoby mi się jeszcze lepiej.
          Fabuła mnie nie zaskoczyła. Po przebrnięciu przez początkowe rozdziały, czyli czas przed „śmiercią” Azy, zaczyna się życie na podniebnym statku, motyw „urodzonej do wielkich czynów”, niesprawiedliwości społecznej. Mamy nawet podniebnych piratów, z którymi załoga Azy stoczyła krwawą bitwę. I oczywiście wątek miłosny, nieco podciągnięty pod tak lubiany przez autorów literatury młodzieżowej trójkąt miłosny. Nic, czego by wcześniej nie było, ale bardzo zgrabnie połączone. Nie mogę narzekać na to, że fabuła „Magonii” jest zbyt przewidywalna i oklepana, bo choć miałam takie wrażenie i czasami powstrzymywałam się od przewróceniem oczami, to jest to mocniejszy punkt tej książki. Co zatem zawiodło, że moja ocena jest tak niska?
            Bohaterowie. Do bólu sztampowi i mimo rozbudowanych charakterów dość płascy, wręcz nijacy. Azę znienawidziłam od pierwszej strony. Sarkastyczna dziewucha wykorzystująca fakt swojej choroby, by łamać normy społeczne i irytować wszystkich dookoła z czytelnikami włącznie. Lubię sarkazm, sama niejednokrotnie po niego sięgam, ale w ustach Azy doprowadzał mnie do szału. Tym bardziej, że dziewczynę wykreowaną na nieprzeciętnie inteligentną. W Magonii za wiele się nie zmieniła, może prócz tego, że próbowała wziąć sprawy we własne ręce. Tak, nieco jej współczułam tego, że nikt nie chce jej wyjaśnić, co się dzieje dookoła, ale to nie poprawiło mojego zdania na temat tej dziewczyny.
          Jason, jej jedyny przyjaciel i pierwsza miłość, to kolejna chodząca encyklopedia z rozległymi kontaktami, która potajemnie również szuka pomysłu, jak pomóc Azie. Gorączkowo trzyma się tezy, że Aza nie umarła, co wzbudza zarówno politowanie, jak i podziw, patrząc na to, jak uparcie próbował ją odnaleźć. Tylko trochę naciągane jest to, że po uderzeniu pioruna udało mu się dotrzeć na drugą stronę globu i ja tego nie kupuję.
          Dai, Magończyk, który staje się nauczycielem Azy na statku, to chłodny, wręcz gburowaty na początku pierwszy mat szalenie wierny kapitan i matce Azy. Zamiast wyjaśnić dziewczynie, jak ma podejść do nowego zadania, rozkazuje jej i oczekuje postępów. Ma za sobą przykrą przeszłość, więc i żal do rządzących Magonią. Drobna sugestia podpowiada, że pomiędzy nim a Azą mogłoby się coś urodzić.
            Kapitan Zal, matka Azy, to kobieta z wielkimi ambicjami, którą ukarano porwaniem córki przed piętnastoma laty za próbę przewrócenia świata do góry nogami. Od samego początku podkreśla, jak bardzo kocha Azę oraz to, że córka urodziła się do czynów wielkich.
          Postaci pobocznych jest dość sporo, ale potraktowano je nieco po macoszemu. Nadal nie wiem, jaką funkcję w tym wszystkim spełniała Weeda, która wiecznie wyręczała Azę w ubieraniu. Mam wrażenie, że miały stanowić tło dla głównego wątku, ale tu też coś nie wyszło.
            Zawiodłam się na tej powieści. Słabe postacie i wydarzenia przedstawione w większości z perspektywy Azy sprawiły, że będę wspominać tę przygodę z niesmakiem, a po kontynuację nie sięgnę. Na pochwałę zasługuje jedynie styl autorki i sam pomysł na powieść. Reszta niestety nie wyszła.
Ocena: 4/10

            Strefa dobrych cytatów:

            – Jestem jeszcze przy Annałach Ulsteru. – Wzdycham, bo on jak zwykle odnosi się do wielu źródeł jednocześnie. Nawet jego SMS-y miewają przypisy.

            Każda kieszeń ma maleńką haftowaną etykietkę z oznaczeniem tego, co powinna zawierać. Są kieszenie na „opale”, „kamerton” i „pociski”. Mój dziadek był albo Jamesem Bondem albo wędrownym handlarzem.

           Zawiązuję buty i patrzę na Weddę z dumą. Oto Aza Ray, która umie zasznurować sobie buty, Aza Ray, która ma wszelkie umiejętności.


12 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że mi jednak się spodoba, bo dodałam obie części do listy bożonarodzeniowej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka tej książki jest śliczna! Podobnie jak drugiego tomu :D Co do treści, jedni polecają, drudzy nie, więc najchętniej sama się przekonam, ale bohaterowie, którzy, tak jak piszesz, są minusem powieści, mogą stanowić pewien kłopot. Tak czy siak, warto przekonać się samemu :D
    Bardzo fajna recenzja!

    Obsession With Books

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka prześliczna, jednak to co napisałaś mnie lekko zniechęca, ale może sama się przekonam? Po przeczytaniu niektórych recenzji wydawała się bardzo pozytywna, każdy ma własne zdanie, może mi również się nie spodoba... Zobaczymy.
    Pozdrawiam!
    http://loony-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. O książce nie słyszałam, ale tytuł intrygujący, może sięgnę po nią :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że piękno okładki aż tak odbiega od książki. Wiele książek niestety spotyka się oklepanych, ale w fantastyce widziałam niewiele takich podobieństw. Płytcy bohaterzy... ostatnio coraz częściej się z takowymi spotykam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, to mnie zaskoczyłaś. Wiele razy stykałam się z opiniami na temat tej książki, ale w każdej wyczytałam tyle pochwał, że zastanawiałam się, skąd ci ludzie znajdują tak wiele kreatywnych pomysłów na ukazanie piękna [Magonii]. Jak widać nie wszystko złoto, co się świeci. Miałam ten tytuł w planach, ale teraz muszę się nad nim zastanowić. Nie przekonuje mnie bohaterka, nie uśmiecha mi się również spotkanie z tak oklepanym i odgrzewanym do bólu zębów kotletem, znaczy się wątkiem miłosnym. Jedynie ciekawi mnie styl autorki, nic poza tym.
    Pozdrawiam. :)
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
  7. Fabuła mnie zainteresowała, ale skoro się zawiodłaś wątpię czy sięgnę po te pozycje. Chyba, że się na nią natknę gdzieś w księgarni.

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś o tej książce było głośno. Chciałam ja przeczytać. Jednak z każdą każda kolejna recenzją, przekonywałam się, ze to nie jest cos dla mnie. Ty udowodniłaś mi to po raz kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  9. O nie... Po takiej recenzji nawet nie będę zerkać w stronę tej książki ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzieś już widziałam tę książkę ale widząc twoją niską ocenę nie chcę chyba po nią sięgać :)

    Pozdrawiam Agaa.
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/07/41-i-42-recenzja-dom-i-umys-edward.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nigdy nie zwracam uwagi na rekomendację, bo to pic na wodę. Mnie ta książka też nie porwała. Nie uważam, że była tragiczna, ale miałam mały problem z fabułą - pomysł był oryginalny, ale trochę dziwaczny. Poza tym wątek romantyczny był niewyobrażalnie słaby i niepotrzebny. Nie lubię przerywać serii, ale w tym przypadku uznałam, że nie mam ochoty czytać kontynuacji.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Zniechęciły mnie liczne negatywne recenzje, więc raczej po nią nie sięgnę. Szkoda, bo okładka jest przepiękna.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.