wtorek, 25 lipca 2017

[Recenzja filmu] "Volta"

Tytuł: Volta
Reżyseria: Juliusz Machulski
Gatunek: Komedia kryminalna
Premiera: 7 lipca 2017
Czas trwania: 1 godz. 45 min.

Opis: Bruno Volta to prawdziwy „kiler” w rozwiązywaniu zagadek i przeglądaniu ludzi na wylot. Pewnego dnia jego zmysł kombinowania i zarabiania zostaje postawiony w stan pełnej gotowości. Jego znacznie młodsza partnerka Agnieszka w niecodziennych okolicznościach poznaje dziewczynę o imieniu Wiki. Nowa znajoma znajduje w ścianie starej kamienicy tajemniczy i niezwykle drogocenny przedmiot. Volta nie może przepuścić wartej miliony okazji. Wspólnie z „cwaniakowatym” ochroniarzem Dychą postanawia zagrać vabank i jest gotowy na wszystko, aby wejść w posiadanie niezwykłej rzeczy. Nie będzie to jednak łatwe, bo niewinnie wyglądająca Wiki to w istocie godny rywal, a nie jakaś tam „słaba płeć”! 
(filweb.pl)

            Polskie kino ma to do siebie, że często już z góry zostaje skazane na porażkę w porównaniu z kinem zagranicznym, szczególnie amerykańskim. Aktorzy nie tacy, efekty słabe i w ogóle niepotrzebny trud, skoro nie potrafimy niczego zrobić lepiej. Chyba brak nam obiektywizmu i wyzbycia się ten natrętnej reguły, że co zagraniczne, to lepsze.
            Do Juliusza Machulskiego mam wielki sentyment po „Vabanku”, do którego bardzo chętnie wracam za każdym razem. Nazwisko twórcy, jak i trailer przekonały mnie do wyprawy do kina. Czy jednak „Volta” spełniła moje oczekiwania?


            Akcja filmu przenosi nas do Lublina, w którym niedaleko aresztu spotykają się Wiki (Olga Bołądź) i Agnieszka (Aleksandra Domańska) – Wiki dosłownie wyłania się z kanału tuż przed samochodem, którym jedzie druga kobieta. Aga postanawia odwieźć Wiki do domu, mieszkania odziedziczonym po dziadku, w którym w czasie remontu znajduje zaginioną koronę Kazimierza Wielkiego. Dla Volty (Andrzej Zieliński) to okazja na wzbogacenie się i doprowadzenia do wybrania wyborów prezydenckich przez Kazimierza Dolnego (Jacek Braciak). Problem w tym, że Wiki nie ma ochoty pozbywać się korony w inny sposób, niż oddanie jej państwu. I wtedy zaczyna się zabawa.
          Naprawdę podoba mi się, że „Volta” dzieje się w Lublinie. Dzięki temu możemy odejść od schematu, że jeśli coś się zdarza, to tylko w centrum kraju. Do tego piękne scenerie, na które chce się patrzeć, a bardzo pasujące do przedstawianych wydarzeń. Również przedstawione retrospekcje mają odpowiedni klimat.
          Intryga również jest dobrze skrojona. Trzeba być naprawdę uważnym widzem, żeby domyśleć się już na początku, o co chodzi, a jej finał był dość zaskakujący i przezabawny. Mogę śmiało wstawić tu porównanie do „Vabanku”, dość mocno nałożyły mi się te dwa obrazy na siebie. Dla kogoś może być to minus, dla mnie jest na pewno plusem, bo bawiłam się wyśmienicie.
          Jednak korona Kazimierza Wielkiego nie jest tu jedynym wątkiem. Te poboczne nie zajmują zbyt wiele czasu, ale są naprawdę sympatyczne i uzupełniają film we właściwy sposób. Nie ma mu dziur czy niepotrzebnych zapychaczy. Mnie najbardziej ubawił wątek Kazimierza Dolnego, kandydata na urząd prezydenta, któremu Volta pomagał przy kampanii. Tak prosty człowiek, nieco głupkowaty ma marzenie o zostaniu królem Polski. Wiele metafor jest dla niego niezrozumiałych, ale stara się jak może używać ich według własnego pomysłu, co wzbudza rozbawienie widza, ale też politowanie. Człowiek w kinie myśli sobie: „Taki ktoś ma być prezydentem? Nie, to nie przejdzie”. Jednocześnie jest to świetnie ujęty obraz rzeczywistości, w której żyjemy. Obok Machulskiego, który odpowiada również za scenariusz, ukłony należą się Jackowi Braciakowi, który wcielił się w rolę Kazimierza Dolnego i zrobił to po mistrzowsku.
            Gra pozostałych aktorów też bardzo mnie przekonuje, nie licząc Andrzeja Zielińskiego, czyli tytułowego Volty. Im więcej o tym myślę, tym słabsza wydaje się ta rola. Nie „błyszczy” tak jak Dolny, Wiki, Aga czy nawet Dycha. Nie wiem, czy to kwestia aktora czy samej roli, bo do Volty jako postaci mam dość obojętne odczucia. Bruno to człowiek, który ma wszystko, jest inteligentny i potrafi oczarować innych, ale ma też wielką wadę – uważa innych za idiotów, którymi może dowolnie sterować.
            Nie podobał mi się również Tomasz Kot w roli dziadka Wiki. Ten facet mnie po prostu nie przekonuje, zwłaszcza w poważnych rolach i chyba zawsze pozostanie dla mnie Skalskim z polskiej wersji „Niani”.
          „Volta” to dobry film. Lekki, zabawny, z nieźle wykreowaną intrygą, pełnowymiarowymi postaciami i pięknymi sceneriami. Nie oczekiwałam brawurowych pościgów z amerykańskiego kina czy wszechobecnych wątków romantycznych wciśniętych na siłę i ich nie dostałam, za co jestem wdzięczna. Sama postać Volty nieco się nie sprawdza, ale to nie sprawiło, że nie chcę już do niego wracać. Jeśli nie boicie się polskiego kina i chcecie się rozerwać po ciężkim dniu, „Volta” będzie idealna.

Ocena: 9/10

8 komentarzy:

  1. Mój tata chciał się ze mną wybrać na ten film, lecz wtedy odmówiłam, zniechęcona wizją polskiej produkcji kinowej. Teraz jednak, po Twojej recenzji, żałuję mojego wyboru - myślę, że film mógłby mi się spodobać, szczególnie, że oceniasz go jako lekki i zabawny :)
    Pozdrawiam!
    Truskawkowy blog książkowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie zabierz tatę :) Pooglądacie fajny film i spędzicie ze sobą trochę czasu, tylko wyjdzie Wam na zdrowie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Lubię polskie filmy, ale jakoś do końca nie była usatysfakcjonowana tym filmem. Bardzo kojarzył mi się z inny - Vinci. Ale oczywiście jak to na niezłej komedii (bo jednak nie jest ten film zły) - dobrze się bawiłam i uśmiałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam okazję niedawno zobaczyć ten film i muszę przyznać, że takiego finału się nie spodziewałam :D Dobrze się na nim bawiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie sam zwiastun bardzo zachęcił, a teraz jeszcze bardziej się przekonuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Andrzej Zieliński "gra" za każdym razem tak samo, jest płytkim aktorem i nie wiem co robił w tym filmie? Scenariusz OK, intryga znakomicie napisana, na miarę światowego kina, a do tego wątki poboczne, które niby są przerywnikami wątku głównego, jednakże w jakiś sposób tworzą spójną całość, przez co film nie jest nudny i jeśli ktoś potrzebuje rozerwać się i trochę pośmiać to niech się wybierze do kina. Bilety kosztują dwadzieścia parę złotych i nie będą na pewno wtopą jak miało to miejsce chociażby przy "Kochaj i tańcz" :) Moja ocena to 9/10. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubię za bardzo polskiego kina. Oczywiście jest kilka perełek, ale odtrąca mnie po prostu. Myślę, że jakiś wakacyjny dzień obejrzę ten film,a nie od razu skarzę na porażkę.

    https://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie do tego filmu nie zrażała opinia o polskich produkcjach, a wszędobylska reklama, bo gdzie nie spojrzałam, tam widziałam plakaty, a na jednym kanale co rusz były przedstawiane kulisy [Volty], a im więcej mnie tym karmiono, tym częściej chciałam wymiotować na dźwięk tytułu dzieła pana Machulskiego. Sądząc jednak po Twojej opinii raczej warto dać szansę tej produkcji. Zapewne kiedyś obejrzę ten film, ale nie w najbliższej przyszłości. Niech szum wokół niego ucichnie, niech ludzie przestaną o nim gdakać - wtedy wyciągnę go z otchłani zapomnienia. :)
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.