Tytuł: Volta
Reżyseria: Juliusz
Machulski
Gatunek: Komedia
kryminalna
Premiera: 7 lipca 2017
Czas
trwania: 1 godz. 45 min.
Opis: Bruno Volta to prawdziwy „kiler” w
rozwiązywaniu zagadek i przeglądaniu ludzi na wylot. Pewnego dnia jego zmysł
kombinowania i zarabiania zostaje postawiony w stan pełnej gotowości. Jego
znacznie młodsza partnerka Agnieszka w niecodziennych okolicznościach poznaje
dziewczynę o imieniu Wiki. Nowa znajoma znajduje w ścianie starej kamienicy
tajemniczy i niezwykle drogocenny przedmiot. Volta nie może przepuścić wartej
miliony okazji. Wspólnie z „cwaniakowatym” ochroniarzem Dychą postanawia zagrać
vabank i jest gotowy na wszystko, aby wejść w posiadanie niezwykłej rzeczy. Nie
będzie to jednak łatwe, bo niewinnie wyglądająca Wiki to w istocie godny rywal,
a nie jakaś tam „słaba płeć”!
(filweb.pl)
Polskie
kino ma to do siebie, że często już z góry zostaje skazane na porażkę w
porównaniu z kinem zagranicznym, szczególnie amerykańskim. Aktorzy nie tacy,
efekty słabe i w ogóle niepotrzebny trud, skoro nie potrafimy niczego zrobić
lepiej. Chyba brak nam obiektywizmu i wyzbycia się ten natrętnej reguły, że co
zagraniczne, to lepsze.
Do Juliusza
Machulskiego mam wielki sentyment po „Vabanku”, do którego bardzo chętnie
wracam za każdym razem. Nazwisko twórcy, jak i trailer przekonały mnie do
wyprawy do kina. Czy jednak „Volta” spełniła moje oczekiwania?
Akcja filmu
przenosi nas do Lublina, w którym niedaleko aresztu spotykają się Wiki (Olga
Bołądź) i Agnieszka (Aleksandra Domańska) – Wiki dosłownie wyłania się z kanału
tuż przed samochodem, którym jedzie druga kobieta. Aga postanawia odwieźć Wiki
do domu, mieszkania odziedziczonym po dziadku, w którym w czasie remontu
znajduje zaginioną koronę Kazimierza Wielkiego. Dla Volty (Andrzej Zieliński)
to okazja na wzbogacenie się i doprowadzenia do wybrania wyborów prezydenckich
przez Kazimierza Dolnego (Jacek Braciak). Problem w tym, że Wiki nie ma ochoty
pozbywać się korony w inny sposób, niż oddanie jej państwu. I wtedy zaczyna się
zabawa.
Naprawdę
podoba mi się, że „Volta” dzieje się w Lublinie. Dzięki temu możemy odejść od
schematu, że jeśli coś się zdarza, to tylko w centrum kraju. Do tego piękne
scenerie, na które chce się patrzeć, a bardzo pasujące do przedstawianych
wydarzeń. Również przedstawione retrospekcje mają odpowiedni klimat.
Intryga
również jest dobrze skrojona. Trzeba być naprawdę uważnym widzem, żeby domyśleć
się już na początku, o co chodzi, a jej finał był dość zaskakujący i
przezabawny. Mogę śmiało wstawić tu porównanie do „Vabanku”, dość mocno
nałożyły mi się te dwa obrazy na siebie. Dla kogoś może być to minus, dla mnie
jest na pewno plusem, bo bawiłam się wyśmienicie.
Jednak
korona Kazimierza Wielkiego nie jest tu jedynym wątkiem. Te poboczne nie
zajmują zbyt wiele czasu, ale są naprawdę sympatyczne i uzupełniają film we
właściwy sposób. Nie ma mu dziur czy niepotrzebnych zapychaczy. Mnie
najbardziej ubawił wątek Kazimierza Dolnego, kandydata na urząd prezydenta,
któremu Volta pomagał przy kampanii. Tak prosty człowiek, nieco głupkowaty ma
marzenie o zostaniu królem Polski. Wiele metafor jest dla niego
niezrozumiałych, ale stara się jak może używać ich według własnego pomysłu, co
wzbudza rozbawienie widza, ale też politowanie. Człowiek w kinie myśli sobie: „Taki
ktoś ma być prezydentem? Nie, to nie przejdzie”. Jednocześnie jest to świetnie
ujęty obraz rzeczywistości, w której żyjemy. Obok Machulskiego, który odpowiada
również za scenariusz, ukłony należą się Jackowi Braciakowi, który wcielił się
w rolę Kazimierza Dolnego i zrobił to po mistrzowsku.
Gra
pozostałych aktorów też bardzo mnie przekonuje, nie licząc Andrzeja
Zielińskiego, czyli tytułowego Volty. Im więcej o tym myślę, tym słabsza wydaje
się ta rola. Nie „błyszczy” tak jak Dolny, Wiki, Aga czy nawet Dycha. Nie wiem,
czy to kwestia aktora czy samej roli, bo do Volty jako postaci mam dość
obojętne odczucia. Bruno to człowiek, który ma wszystko, jest inteligentny i
potrafi oczarować innych, ale ma też wielką wadę – uważa innych za idiotów,
którymi może dowolnie sterować.
Nie podobał
mi się również Tomasz Kot w roli dziadka Wiki. Ten facet mnie po prostu nie
przekonuje, zwłaszcza w poważnych rolach i chyba zawsze pozostanie dla mnie
Skalskim z polskiej wersji „Niani”.
„Volta” to
dobry film. Lekki, zabawny, z nieźle wykreowaną intrygą, pełnowymiarowymi postaciami
i pięknymi sceneriami. Nie oczekiwałam brawurowych pościgów z amerykańskiego
kina czy wszechobecnych wątków romantycznych wciśniętych na siłę i ich nie
dostałam, za co jestem wdzięczna. Sama postać Volty nieco się nie sprawdza, ale
to nie sprawiło, że nie chcę już do niego wracać. Jeśli nie boicie się
polskiego kina i chcecie się rozerwać po ciężkim dniu, „Volta” będzie idealna.
Ocena: 9/10
Mój tata chciał się ze mną wybrać na ten film, lecz wtedy odmówiłam, zniechęcona wizją polskiej produkcji kinowej. Teraz jednak, po Twojej recenzji, żałuję mojego wyboru - myślę, że film mógłby mi się spodobać, szczególnie, że oceniasz go jako lekki i zabawny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Truskawkowy blog książkowy
Koniecznie zabierz tatę :) Pooglądacie fajny film i spędzicie ze sobą trochę czasu, tylko wyjdzie Wam na zdrowie.
UsuńPozdrawiam
Lubię polskie filmy, ale jakoś do końca nie była usatysfakcjonowana tym filmem. Bardzo kojarzył mi się z inny - Vinci. Ale oczywiście jak to na niezłej komedii (bo jednak nie jest ten film zły) - dobrze się bawiłam i uśmiałam.
OdpowiedzUsuńMiałam okazję niedawno zobaczyć ten film i muszę przyznać, że takiego finału się nie spodziewałam :D Dobrze się na nim bawiłam :)
OdpowiedzUsuńMnie sam zwiastun bardzo zachęcił, a teraz jeszcze bardziej się przekonuje. :)
OdpowiedzUsuńAndrzej Zieliński "gra" za każdym razem tak samo, jest płytkim aktorem i nie wiem co robił w tym filmie? Scenariusz OK, intryga znakomicie napisana, na miarę światowego kina, a do tego wątki poboczne, które niby są przerywnikami wątku głównego, jednakże w jakiś sposób tworzą spójną całość, przez co film nie jest nudny i jeśli ktoś potrzebuje rozerwać się i trochę pośmiać to niech się wybierze do kina. Bilety kosztują dwadzieścia parę złotych i nie będą na pewno wtopą jak miało to miejsce chociażby przy "Kochaj i tańcz" :) Moja ocena to 9/10. :)
OdpowiedzUsuńNie lubię za bardzo polskiego kina. Oczywiście jest kilka perełek, ale odtrąca mnie po prostu. Myślę, że jakiś wakacyjny dzień obejrzę ten film,a nie od razu skarzę na porażkę.
OdpowiedzUsuńhttps://weruczyta.blogspot.com/
Mnie do tego filmu nie zrażała opinia o polskich produkcjach, a wszędobylska reklama, bo gdzie nie spojrzałam, tam widziałam plakaty, a na jednym kanale co rusz były przedstawiane kulisy [Volty], a im więcej mnie tym karmiono, tym częściej chciałam wymiotować na dźwięk tytułu dzieła pana Machulskiego. Sądząc jednak po Twojej opinii raczej warto dać szansę tej produkcji. Zapewne kiedyś obejrzę ten film, ale nie w najbliższej przyszłości. Niech szum wokół niego ucichnie, niech ludzie przestaną o nim gdakać - wtedy wyciągnę go z otchłani zapomnienia. :)
OdpowiedzUsuńBLUSZCZOWE RECENZJE