Strony

niedziela, 29 kwietnia 2018

[Recenzja książki] Agata Suchocka - "Woła mnie ciemność"

Autor: Agata Suchocka
Tytuł: Woła mnie ciemność
Tom: 1
Cykl/seria: Daję ci wieczność
Gatunek: romans
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 14 lutego 2018
Ilość stron: 384

Opis: Armagnac Jardineux, potomek plantatorskiej rodziny z Luizjany, udaje się w podróż do Europy, by zdobyć wykształcenie i posmakować rozrywek. Tymczasem wojna secesyjna pustoszy Południe, pochłaniając rodzinny majątek i na zawsze oddzielając go od bliskich. Wkrótce zarówno jego krewni, jak i rodzinna fortuna pozostają tylko wspomnieniem.
Samotny w obcym Londynie, Armagnac topi smutki w alkoholu. Jedyne, co potrafi i czym może zarobić na życie, to z wirtuozerią grać na fortepianie. Właśnie dzięki tej umiejętności poznaje młodego skrzypka, Lothara, oraz jego mecenasa − lorda Huntingtona. Wyniesiony z rynsztoka wprost na salony, Armagnac jednak niezbyt długo cieszy się nowym życiem. Wkrótce odkrywa, że dawna tajemnica związała losy jego babki z lordem Huntingtonem. Lektura starego pamiętnika zasiewa w sercu pianisty ziarno niepokoju. Czy to możliwe, by jego babka wiele lat temu opisywała tego samego mężczyznę, który teraz bawi się jego losem?

Jeśli chodzi o książki, jestem zwykle dość konserwatywna i wybieram gatunki, które lubię, więc dana pozycja ma szansę do mnie przemówić. Czasami jednak lubię eksperymentować i zabrać się za coś, o co nigdy byście mnie nie podejrzewali. Czasem wychodzi mi to na dobre i znajduję kolejną perełkę, a czasami sama zastanawiam się, co mi odbiło.
O „Woła mnie ciemność” jakiś czas temu było całkiem sporo w mediach społecznościowych, zresztą jest to dość specyficzna pozycja, jedna z tych, które raczej nie trafiłyby w moje ręce. Ale że jestem istotą ciekawską, to czasami dam się porwać pragnieniu wyjścia z „czytelniczej strefy komfortu” i tak w moich łapkach pojawiła się pozycja Agaty Suchockiej.
Co mam Wam powiedzieć? Na pewno byłam przygotowana na bardziej dantejskie sceny, skoro wszyscy włącznie z opisem na okładce przestrzegają przed erotyzmem powieści. Nie jest tajemnicą, że do związków męsko-męskich podchodzę jak pies do jeża, a tu mnie ani nie zniesmaczyły ani mi jakoś nie przeszkadzały. W ogóle mnie nie ruszały, jeśli mam być szczera. Nie mogę jednak powiedzieć, że zostało to źle zrobione, bo cała atmosfera moralnego zepsucia, liczne romanse na poziomie pożądania i żądz autorka ujęła w taki sposób, że to się czuje. Nie trudno uwierzyć w tak wykreowany świat znudzonej bohemy dziewiętnastowiecznego Londynu.
Za to aura, jaka otaczała lorda Huntingtona, ujęła mnie do pewnego momentu. Tajemniczość, władczość – to wszystko ze sobą świetnie gra i nadaje smaku powieści. Nawet to, jak bardzo instrumentalnie na początku lord traktuje „swoich złotych chłopców”, bardzo do mnie przemawia. Końcówka jednak nieco mnie ostudziła, jednak odarcie wszystkich tajemnic sprawiło, że entuzjazm osłabł.
Jeśli zaś chodzi o postacie, bardziej przemawiają do mnie ci drugoplanowi. O lordzie już wspominałam. Także podobają mi się kreacje Arapaggia i Aleksandra, zwłaszcza ten drugi zepsuty do cna robi niesamowite wrażenie, choć szczerze mówiąc, żadnego z nich nie chciałabym spotkać nocą na ulicy.
Zarówno Armagnac, jak i Lothar są irytujący. Ten pierwszy od samego początku. Pije, jest mu źle, daje się przekonać Lothatowi do współpracy, też niedobrze. Zaczyna czuć do niego miętę, no jak tak może. Wiecznie niezadowolony, wiecznie ma problem ze wszystkim, co się wokół niego dzieje. Fakt, mógł być skołowany nową sytuacją, w której się znalazł, ale jest to trochę przerysowane, mam wrażenie. Za każdym razem, gdy pojawiało się nowe wyzwanie przed nim, czułam irytację na jego zachowanie.
Lothar natomiast na początku był nawet intrygującą postacią, choć to może być kwestia opowiadania historii z perspektywy Amangnaca, gdy jednak doszło do punktu kulminacyjnego i „złoci chłopcy” poznali sekret swego mecenasa, kreacja Lothara została ukrócona do jego obsesji na punkcie zabicia jego poprzedniego kochanka i wcześniejszego podopiecznego Huntingtona.
Tak naprawdę trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Może jestem zbyt wymagającym czytelnikiem, może strzeliłam sobie w stopę, wybierając do lektury akurat tę pozycję, choć na nic się nie nastawiałam zbytnio. Po prostu mam wrażenie, że do pewnego stopnia jest ona niedopracowana – może lepszym słowem byłoby „ułagodzona”. Zdaję sobie też sprawę też, że nie do końca jestem odbiorcą dla tej pozycji, więc sami przekonajcie się, czy warto poświęcić jej czas.

Ocena: 5/10

Strefa dobrych cytatów:

Wolny.
To było właśnie to słowo, które w tamtej chwili stało się ciałem.

3 komentarze:

  1. Czytam tak skrajne opinie o tej książce,że aż w końcu sama muszę sprawdzić z czego to wynika.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja raczej nie będę sięgać, bo to nie moje klimaty, ale byłam ciekawa co inni o niej myślą, dlatego tu wpadłam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej to nie dla mnie. Jakoś mnie to nie zachęciło do przeczytania. Okładka taka sobie i opis też. Ale za to recenzja jest fajna :D
    Pozdrawiam,
    Broken Arrow z http://www.javri.eu

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.