Strony

sobota, 23 września 2017

[Recenzja książki] Robin Stevens - "Herbatka z arszenikiem"

Autor: Robin Stevens
Tłumaczenie: Magdalena Korobkiewicz
Tytuł: Herbatka z arszenikiem
Tytuł oryg.: Arsenic for Tea
Wydawnictwo: Dwukropek
Seria: Zbrodnia Niezbyt Elegancka
Tom: 2
Gatunek: Literatura młodzieżowa
Premiera: 26 kwietnia 2017 r.
Ilość stron: 368

Opis: Hazel została zaproszona na ferie do posiadłości Fallingford, rodzinnego domu Daisy. Na miejscu lady Hastings, mama Daisy, wydała podwieczorek z okazji urodzin córki, na którym spotkała się cała rodzina.     Niestety, jak grom z jasnego nieba spadła na wszystkich informacja o śmierci jednego z uczestników przyjęcia, a wszystko wskazuje na... morderstwo!
     Spokojne Fallingford nagle staje się bardzo niebezpiecznym miejscem. Nikt nie jest tym, kim zdawał się być, każdy skrywa mroczny sekret. I kiedy podejrzenie pada na osoby z najbliższego otoczenia, Towarzystwo Detektywistyczne Wells & Wong zrobi wszystko, by odkryć prawdę.
     Bez względu na konsekwencje. 

     Któż nie marzył za dziecka o tym, kim chce być w przyszłości? Chyba niewiele jest takich osób. Dzieci chcą być strażakami, nauczycielami, lekarzami, fryzjerkami, niektóre nawet ministrantami, jak autorka tej recenzji. Zawody można by mnożyć, jednym z nich, o którym można skrycie marzyć, to bycie detektywem. Nie spełnia się ono każdemu, życie weryfikuje sprawę wykonywanego zawodu. Kto jednak powiedział, że detektywem mogą być jedynie dorośli, a nie dzieci lub nastolatki? Zwłaszcza takie o wyostrzonej intuicji, niezwykłym uporze i dociekliwości? Daisy Wells i Hazel Wong w swoich przygodach pokazują, że młody też może!
   Po pierwszej części przygód angielskich uczennic szkoły dla dziewcząt byłam zachwycona przedstawioną historią i strasznie polubiłam obie bohaterki, o czym już się przekonaliście tutaj. Po drugiej części spodziewałam się równie dobrej, przyjemnej lektury z dopracowaną częścią kryminalistyczną. Nie zawiodłam się, a nawet zostałam mile zaskoczona tym, że Robin Stevens zdecydowała się na cięższą i bardziej dotkliwą dla bohaterek sprawę, która nakazuje nie tylko podążać za przeczuciami, ale też nie poddać się emocjom, bo te mogą zaburzyć prawidłowy odbiór rzeczywistości.
     Hazel i Daisy niewiele się zmieniły, poza tym, że ta druga właśnie kończy czternaście lat. Wciąż się różnią nie tylko pochodzeniem, ale i charakterami, mimo to są niezwykłymi przyjaciółkami. Takimi, które kłócą się bardziej i mocniej, bo cała zaistniała w domu Wellsów sytuacja jest o wiele poważniejsza od poprzedniego morderstwa w szkole. Tutaj dotyczy ona Daisy i jej rodziny, jej reakcje wydały mi się całkowicie naturalne - też reagowałabym emocjonalnie, gdyby o popełnienie morderstwa podejrzanymi byliby członkowie mojej rodziny. Rozumiem także zachowanie Hazel, która daje się pierwszemu porywowi serca i broni jednego z podejrzanych, bo darzy go sympatią. Przecież chcemy widzieć dobro w drugim człowieku, a niekoniecznie to, jaki jest naprawdę. Cieszę się, że mimo ostrych wymian zdań dziewczęta wspólnymi siłami rozwiązały tę zagadkę, a ich przyjaźń przetrwała. Daisy i Hazel przedstawiane są tak, że po pewnym czasie czytelnikowi trudno jest wyobrazić sobie jedną z tych dziewczyn bez drugiej. Stanowią zbyt dobry duet, by je rozdzielać. A przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
     W tej części do Towarzystwa Detektywistycznego jako asystentki dołączają szkolne koleżanki panienek Wells & Wong, czyli Kitty i Fasolka, które czytelnik mógł poznać w poprzedniej części. W Herbatce z arszenikiem jest ich więcej, gdyż przybyły na podwieczorek urodzinowy Daisy i są świadkami otrucia. Jak w poprzedniej części obie były mi obojętne, tak w tej, kiedy miały zdecydowanie więcej do powiedzenia, działały mi równo na nerwy. Może to tylko moja wewnętrzną niechęć do strasznie tchórzliwych bądź wyniosłych ludzi niechęć, niemniej nie polubiłam tych dziewczyn. Owszem, zaakceptowałam ich obecność, toleruję to,że stały się częścią Towarzystwa, ale szczerze, nie płakałabym, gdyby się do niego nie dostały. Jak dla mnie spowalniały śledztwa, czasami nie pozwalały na pewne działania, a to strasznie frustrujące dla kogoś, kto chce szybko - jeszcze przed dotarciem policji - złapać winnego całej tej farsy. Z drugiej strony Fasolka dała powieści trochę dziecięcej naiwności i lęku, zaś Kitty była obrazem osóbki egocentrycznej, a przecież takie wśród nastolatków się zdarzają. Dzięki tym dwóm postaciom książka nabrała trochę więcej autentyczności, jeśli chodzi o zróżnicowanie bohaterów.
     Pozostali bohaterowie to zgromadzenie różnych osobowości, mających swoje sekrety, które nie powinny wyjść na jaw nawet wtedy, gdy się tego ktoś domaga. Dorośli mający swoje problemy, w które nieplanowanie wciągane są dzieci - czy to brzmi realnie? Jak najbardziej! Wśród nich znalazły się dwie postaci, które szczerze polubiłam. Nie zdradzę jednak jakie, może ktoś po lekturze zdoła się domyślić? Mam dość prosty system darzenia sympatią, więc nie powinno to być trudne. Są również tacy bohaterowie, którzy obudzili we mnie negatywne uczucia, którymi chętnie bym potrząsnęła i przywołała do porządku, by zachowały się, jak na dorosłych przystało, i brały odpowiedzialność za swoje uczynki.
     Jeśli chodzi o fabułę, Robin Stevens kupiła mnie całkowicie zbrodnią, która ma tu miejsce. Użycie trucizny jako narzędzia zbrodni, miejsce oraz okoliczności otrucia, które uznane zostaje za morderstwo - jako mały fan gatunku uważam te przymioty powieści za jej atuty. Widać, że autorka miała pełną koncepcję, wizję tego, co chce przedstawić, odpowiednią wiedzę do przekazania (po lekturze poczytałam trochę o zastosowaniu arszeniku, autorka pewnie zrobiła podobny research podczas pisania) i tę lekkość pióra, by przekazać to zrozumiałe, a jednocześnie z pewną nutką niepokoju i mroku. W tym momencie być może zabrzmię  jak pierwszorzędny socjopsychopata, ale czułam dziką satysfakcję, czytając scenę otrucia. Nie jest ona wyidealizowana, reakcje pozostałych bohaterów odpowiadają reakcji, jaką pewnie ja bym miała, gdybym była świadkiem podobnego zdarzenia.
     Herbatka z arszenikiem nie jest powieścią skierowaną do dzieci, a do młodszych nastolatków, którzy mają już pewne rozeznanie w świecie i wiedza, że rzeczy nie są tylko białe i czarne, a pełne odcieni szarości. Śledztwo Towarzystwa wygląda jak policyjne dochodzenie, dziewczęta poważnie podchodzą do sprawy złapania mordercy, zanim na miejsce dotrze policja - a mają dość czasu, bo po ulewnych deszczach dość trudno jest dotrzeć gdziekolwiek - ze stworzonej listy powoli wykreślają kolejne osoby po odnalezieniu dowodu na alibi i są zaskoczone tak samo, jak czytelnik, kiedy dzieje się coś, co burzy część podstaw śledztwa i nakazuje niektóre działania podjąć na nowo. Akcja ma umiarkowane tempo, sceny są ze sobą pięknie powiązanie, różne wątki gładko poprowadzone. Znowu udało mi się wejść  w tę opowieść i razem z jej bohaterkami dochodzić prawdy, znakomicie się przy tym bawiąc. Kolejny raz autorka mnie urzekła, chyba zostanę cicha wielbicielką jej pióra.
     Dla mnie Herbatka z arszenikiem nie ma niczego, co mogłoby stanowić wielki minus. Oczywiście, jest schematyczna, bo przecież opowiada o śledztwie, a jego metodyka jest już znana dzięki licznym serialom kryminalnym i przygodom Sherlocka Holmesa, kryje jednak w sobie pewne niespodzianki, co dla mnie czyni ją wyjątkową. Nie jest odkrywcza, ale napisana tak, że po prostu chce się ją czytać i basta.
     Podsumowując, druga część serii Zbrodnia Niezbyt Doskonała jest dobrą powieścią kryminalną dla młodzieży. Porusza pewne, mogące pojawiać się w rodzinie, problemy, pokazuje, że nie zawsze da się zapanować nad uczuciami. Jest przyjemna, choć dotyka sprawy morderstwa, dla kogoś, kto dobrze czuje się w klimatach detektywów, będzie odpowiednim planem na deszczowy, jesienny wieczór. 

Ocena: 7/10

Za egzemplarz dziękuję:




Strefa dobrych cytatów

     Ludzie to potwory - pomyślałam nagle. - A detektywi muszą niekiedy badać absolutnie przerażające zbrodnie. 


2 komentarze:

  1. Zalatuje mi tu troszkę Agatą Christie ale i tak z chęcią przeczytam :)

    Pozdrawiam Agaa
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/09/55-recenzja-sexy-bastard-hard-eve-jagger.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi to naprawdę sympatycznie. Cały pomysł na osadzenie fabuły w takim miejscu jest intrygujący. Poza tym czuję, że może to być fajna, lekka pozycja na umilenie czasu :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.