Autor: M.A. Larson
Tłumacz: Grażyna Chamiele
Tytuł: Akademia Pennyroyal
Tytuł oryg.: Pennyroyal Academy
Tom: 1
Cykl: Akademia Pennyroyal
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantastyka
Wydawnictwo: Mamania
Data wydania: 13 stycznia 2016 r.
Ilość stron: 368 stron
Opis: W królestwie zjawia się bezimienna
dziewczyna z lasu. Kim jest? I czy naprawdę niczego nie pamięta? Wstępuje do
Akademii Pennyroyal, gdzie kadeci i kadetki szkolą się do walki ze smokami i
wiedźmami.
Z nowym imieniem Evie od samego początku musi
znosić surowy reżim treningów pod okiem sierżant Wróżki. Zyskuje tu przyjaciół,
ale też wrogów.
Na drodze do poznania losów swojej rodziny Evie
odkrywa moc ludzkiego współczucia, ale i mroczne tajniki magii. Gdy wiedźmy
zaczną zagrażać jej nowemu światu, Evie pozna prawdę o wojnie między
księżniczkami a wiedźmami, która ma o wiele bardziej osobisty charakter, niż
kiedykolwiek mogłaby to sobie wyobrazić.
Nie od dzisiaj wiadomo, że
księżniczki, rycerze, smoki i złe wiedźmy to sprawdzony przepis na fantastyczną
książkę z kategorii literatury dziecięcej/młodzieżowej, pytanie tylko czy oryginalny?
Wydawałoby się, że nie można wymyślić już nic nowego w powielanym monotonnie schemacie,
a jednak czasem ktoś uniesie swoje pióro ponad sztampowość twórczości. Czy M.A.
Larson spełnił ten warunek?
Muszę się wam do czegoś
przyznać. Gdyby nie cudowna okładka, zapewne nie zwróciłabym uwagi na tę
książkę. Najpierw na zmysły oddziaływała estetyka, dopiero potem opis z tyłu okładki. Stwierdziłam, że w sumie nie zaszkodzi zapoznać się z kolejną historią o
cudownej akademii szkolącej księżniczki i rycerzy – gdy byłam mała, to były w końcu dla
mnie tematy pierwszorzędne.
Co jest wyjątkowego w Akademii Pennyroyal? Na pewno pomysł na
lekkie „ubrutalnienie” rzeczywistości. Okazuje
się, że księżniczki to nie tylko piękne, wysoko urodzone damy, które mają
reprezentować państwo, to także mała, magiczna armia, która walczy z wiedźmami
z pomocą dobra – może brzmi to trochę naiwnie, ale uważam, że zostało
to całkiem nieźle przedstawione, tym bardziej, że autor dał nadzieję młodym
dziewczynkom na to, że nawet nie będąc wysoko urodzone, mogą zostać
księżniczkami! Nie mogę również zapomnieć o
rycerzach – w końcu księżniczki muszą mieć swoich towarzyszy, a główna bohaterka musi
się w kimś zakochać, prawda? Jednak na ich temat nie mam zbyt wiele do
napisania. Po prostu byli. Wszystko skupiało się raczej na walczących z
wiedźmami księżniczkach, które prędzej przechodziły przez szkolenie survivalowe
niż te związane z królewską etykietą.
Główną bohaterką powieści jest
Evie. Dobrze, w rzeczywistości ma inne imię, ale właśnie tak każe do siebie wołać innym.
Muszę przyznać, że po kilku dniach od przeczytania książki, jedyne co pamiętam to właśnie jej
historia. Uważam że była trochę za bardzo pokręcona. Nie chcę
nikomu zdradzać fabuły, dlatego nie napiszę w tym temacie zbyt wiele, ale sądzą,
że autor miał za dużo pomysłów na jedną postać przez co przeciągnął ją przez
różne dziwne zjawiska równocześnie. Co mnie odrobinę boli – więcej tu chłodnej
Evie (bo tak ją właśnie widzę jako tę młodą dziewczynkę) niż fabuły
nawiązującej do akademii, a szkoda, bo cała szkoła wydawała się być ciekawym
elementem – w efekcie nierozwiniętym.
Akademia
Pennyroyal ma specyficzny klimat. Jest w nią wpleciona odrobina wątków
z różnych baśni – chociażby już na początku mamy scenę wyrwaną z Jasia i
Małgosi, a tak poza tym wiele z „pradawnych” księżniczek, o których opowiadano
bajki, są w tym uniwersum prawdziwe. Została również zachowana jedna z najważniejszych cech dla uniwersalnych baśni – motyw dobra walczącego
ze złem. Powiedzmy, że ten element się zgadza. Co z całą resztą?
Z przykrością muszę stwierdzić,
że w pozornie magicznej Akademii jest
naprawdę mało wyczuwalnej magii, a największa wada tej książki to to, że
brakuje w niej emocji przez co wszystko wydaje się być trochę jałowe. Nie
zrozumcie mnie źle, pomysł był naprawdę dobry, ale gdyby jeszcze dodać trochę
kolorów, trochę życia, trochę środków budujących klimat i odjąć te dziwne przeskakiwanie autora z jednego wątku do drugiego bez
ostrzeżenia – byłoby idealnie. Brak podstawowych zabiegów stylistycznych
spowodował, że nawet kiedy powinnam być zaskoczona, po prostu nie byłam. Przyjaźń między bohaterami była dla mnie nieprzekonująca i sztuczna, podobnie
jak miłość przedstawiona pomiędzy dwójką głównych bohaterów oraz skomplikowane
zawiłości rodzinne. Nie wyłapałam też, żeby bohaterowie czymś się wyróżniali –
byli mało charakterystyczni, zlewali się z tłem. Do tej pory nie wiem co mogłabym
powiedzieć o głównej bohaterce, bo zapamiętałam jedynie jej chłód w stosunku co
do innych ludzi.
Była jedna postać, której
historia mi się podobała i która zaskoczyła mnie swoją przemianą (nie mówię, że
na lepsze, ha!). Była to Malora, jedna z księżniczek. Początkowo po prostu
wredna i… w sumie wredna pozostała, ale powód dla którego taka była zasługiwał
na zainteresowanie.
Moje czytanie Akademii Pennyroyal było całkiem
zwyczajnym doświadczeniem. Nie emocjonowałam się, ale też i nie nudziłam, po prostu
płynęłam przez treść bez wzruszenia. Owszem, bywały momenty, kiedy się
uśmiechałam, bo książka zawiera w sobie kilka śmiesznych elementów – np. zmianę w żabę jednego z bohaterów, wróżkę-terrorystkę, która szkoliła dziewczęta jak w
jakimś wojsku, czy chłopiec, który z polecenia swojej matki uczył się jak być
księżniczką (cieszę się, że autor go nie „zgenderował” i zachował trochę jego
męskości).
Myślę, że podstawowym problemem
tej powieści może być to, że pisał ją mężczyzna. Dlatego jest odrobinę bardziej
brutalna. Spytacie dlaczego brutalna. Może dlatego, że bycie księżniczką
okazywało się nie być takie kolorowe i nieraz przynosiło ze sobą pot i łzy,
wiedźmy bywały bezlitosne, a główna bohaterka kiedy trzeba było potrafiła
porządnie podtopić swoją krewną w błocie albo pobić ją do krwi, żeby się
ogarnęła (miód dla moich oczu – szkoda, że młodsi czytelnicy mogą to opacznie
zrozumieć). Jakoś męska twórczość nie pasuje mi do księżniczek i rycerzy, może
przez to było tu tak mało emocji i kolorów.
Akademia Pennyroyal to
niezobowiązująca lekturka dla dzieci, młodzieży jak i dorosłych – nie musicie się bać,
nie zabije was słodyczą, bo jej tu po prostu nie ma. Osobiście jestem ciekawa
co będzie się działo w drugim tomie, bo pomimo moich obiekcji ta historia wciąż
mnie intryguje, poza tym zawsze istnieje szansa, że autor się zrehabilituje.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu:
Ocena: 6/10
STREFA CYTATÓW:
–
Co to?
–
To, moja droga, początek najdziwniejszego dnia w twoim życiu.
–
Evie, wiele jeszcze musisz nauczyć się o ludziach – odparła Maggie. – Lekcja pierwsza:
wszyscy jesteśmy wariatami.
–
Cieszę się, wiesz?
–
Z czego?
–
Że jesteś taką dziewczyną, która wychodzi nocą przez okno, by pójść za dziwną
żabą.
Wolałabym coś bardziej rozkładającego na łopatki, więc się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Oliwia :-)
W sam raz dla relaksu :)
OdpowiedzUsuńOkładka, tak jak piszesz, przepiękna. Aczkolwiek sama fabuła niezbyt mnie do siebie zachęca, myślę, że szkoda trochę na "Akademię Pennyroyal" czasu :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Patty z Truskawkowego bloga książkowego
Ja podziękuję, ale okładka faktycznie cudo! :)
OdpowiedzUsuńBył czas kiedy miałam chęć na tą książkę, ale później mi jakoś mineło
OdpowiedzUsuńOkładka przypomina mi książki z bajkami i księżniczkach i smokach i dzielnych królewiczach. Poważnie.
OdpowiedzUsuńxoxo
L. (https://slowotok-laury.blogspot.com/)
Myślę, że jak będę miała możliwość zerknięcia do środka, to z pewnością przeczytałabym tę część, ale usilnie nie będę jej szukać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Hmm... gdyby nie to, że podczas naszej rozmowy wspomniałam o innej książce tego wydawnictwa, a Ty postanowiłaś prześledzić ich dorobek, to zapewne do dzisiaj nie wiedziałabyś o istnieniu tego dzieła (i nadal żyłabyś w niewiedzy). Dobra, żartuję, zapewne prędzej czy później odnalazłabyś tę piękną okładkę na księgarnianych lub bibliotecznych półkach i nie odpuściłabyś, dopóki nie poznałabyś jej treści. A co do niej, to trochę szkoda, że wątek akademii został potraktowany po macoszemu, ale może się to zmieniło w kontynuacji? Kto wie, kto wie... Niestety ja sama nadal nie jestem zainteresowana [Akademią Pennyroyal], ale nie potrafię jej odmówić fotogeniczności. Jest wręcz stworzona do sesji zdjęciowych, i to jeszcze w Twoim wykonaniu!
OdpowiedzUsuńBLUSZCZOWE RECENZJE