Strony

poniedziałek, 11 lipca 2016

[Recenzja książki i filmu] Jojo Moyes - „Zanim się pojawiłeś”



Autor:
 Jojo Moyes
Tłumacz: Dominika Cieśla-Szymańska
Tytuł:  „Zanim się pojawiłeś”
Tytuł oryginału: 
 „Me Before You”
Gatunek:
 Literatura obyczajowa, romans
Rok wydania: 2016 [wyd. 2]
Wydawnictwo: Świat książki
Ilość stron: 381 

    Co robisz, jeśli chcesz uszczęśliwić osobę, którą kochasz, ale wiesz, że to złamie twoje serce?
 Jest wiele rzeczy, które wie ekscentryczna dwudziestosześciolatka Lou Clark. Wie, ile kroków dzieli przystanek autobusowy od jej domu. Wie, że lubi pracować w kawiarni Bułka z Masłem i że chyba nie kocha swojego chłopaka Patricka/ Lou nie wie jednak, że za chwilę straci pracę i zostanie opiekunką młodego, bogatego bankiera, którego losy całkowicie zmieniły się na skutek tragicznego zdarzenia sprzed dwóch lat.
     Will Traynor wie, że wypadek motocyklowy odebrał mu chęć do życia. Wszystko wydaje mu się teraz błahe i pozbawione kolorów. Wie też, w jaki sposób to przerwać. Nie ma jednak pojęcia, że znajomość z Lou wywróci jego życie do góry nogami i odmieni ich oboje na zawsze. 

W świecie, gdzie kreuje się ideały, gdzie literatura - wydawać by się mogło - niczym już chyba nie zaskoczy, a oryginalnych tekstów prawie że brak, przychodzi czas, kiedy chce się sięgnąć po coś realistycznego. Po książkę, która zawiera w sobie treść przypominającą twoje życie. Taka ludzka książka, gdzie problemy rodzinne czy też zawodowe są na porządku dziennym, nie stanowią fenomenu, a chwile słabości są czymś normalnym. To właśnie oferuje "Zanim się pojawiłeś". Dlaczego tak twierdzę? Czytajcie dalej.    
    Trudno jest mi trafić na bohatera, który choć przez moment nie wywołałby u mnie irytacji. Pewnie to zasługa mojego dość sarkastycznego podejścia i specyficznego poczucia humoru oraz nielubienia wywyższających się postaci. Ale tym razem nie było źle. Oczywiście nie do każdej postaci stworzonej przez panią Moyes żywię sympatię, ale gdybym miała lubić każdego z bohaterów, chyba byłoby za nudno, czyż nie?
     Lou to dorosła kobieta, odrobinę starsza ode mnie, którą momentami odbierałam jako nastolatkę, bo takie miała myślenie. Nie do końca wie, na czym polega dorosłe życie, ale właściwie dobrze ją rozumiem, bo sama mam z tym problem. Panna Clark jest osobą, która może irytować swoją nieporadnością, ale czy po nagłej stracie wieloletniej pracy ktoś z nas nie czułby się zagubiony? Chętnie poznam taką osobę. Poza tym Louisa jest postacią, którą da się lubić i za to autorce dziękuję. Nie jest żadną bohaterką czy silną osobowością. Jest dziewczyną, którą można spotkać na ulicy i zwrócić na nią uwagę jedynie przez kolorowe ubrania, które ma na sobie. Zwyczajna, mająca problemy, chwile radości, ale też i gniewu. Jest normalna, ludzka. Poza tym skrywa tajemnicę, którą chce się poznać, choć nie okazuje się ona bardzo zaskakująca. Dlatego z wielką przyjemnością weszłam do jej świata i poznałam jej historię.
     Postać Willa może wydawać się odrobinę przesadzona; któż to widział tak zgorzkniałego młodego mężczyznę? No cóż, jego życie potoczyło się tak, że jedyną bronią przeciwko reszcie świata jest chłód, sarkazm i złośliwość. Niepogodzony ze swoim losem wyżywa się na najbliższych. Początkowo można powiedzieć, że przesadza, ale czy na pewno? Nie jestem w jego sytuacji, nie wiem, jak bym reagowała, nawet trudno jest mi to sobie wyobrazić. Niemniej polubiłam Williama za sarkazm, to, że dał szansę ludziom wokół siebie i za jedną ważną - o ile nie najważniejszą w całej powieści - rzecz: pozostał wierny sobie i nie zmienił swojej decyzji. Wymyślił sobie swoją przyszłość i tego planu się trzymał. Brawa za samodyscyplinę.
      Pozostali bohaterowie stworzeni przez panią Moyes także zasługują na uwagę. Warto wspomnieć o Nathanie, pielęgniarzu, który zajmuje się Willem. Jest to mężczyzny pełen radości, uśmiechnięty, ale też i silny, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Poza troską typowego fizjoterapeuty stara się także wspierać swoją obecnością, rozśmieszać. Był przyjacielem, którego Traynor potrzebował. Cieszę się, że mogłam go poznać.
     Ciekawie zostało także ukazane zderzenie dwóch rodziny całkowicie od siebie różnych: rodzina Lou to typowi przedstawiciele klasy średniej, rodzice Willa to wyższa strefa, gdzie znajomości, przyjęcia i pieniądze stanowią codzienność. Dwa różne światy, jeżeli chodzi o ukazywanie czułości i miłości oraz wsparcia. Do tego jego siostra, Georgina, która zachowuje się tak, jakby wypadek Willa był zaplanowany. Niepogodzona z tym, że straciła uwagę rodziców, zachowuję się nieodpowiednio, niczym rozkapryszone dziecko. Dobrze, że nie było jej za wiele, bo chyba chwyciłabym za długopis i wbiła w dłoń tej kobiety.
      Jest jeszcze Patrick, wieloletni chłopak Lou, maniak sportowy, biegacz. Przez wiele, wiele stron zastanawiałam się, dlaczego ona z nim jest, po czym stwierdziłam, że miłość naprawdę bywa ślepa. Bo Lou i Patricka nie łączy wiele. Ona nie lubi biegać, nawet jazda na rowerze to dla niej tortury, a on wybiera się do Norwegii na Bieg Wikingów. Też kręcicie głową, gdy to czytacie? No właśnie.
    Ale to dobrze, że występuje zróżnicowanie postaci. Gdyby wszyscy byli czyści niczym łza, pozbawieni problemów i wad, chyba odłożyłabym książkę po pierwszym rozdziale. Nie chodzi o to, by tworzyć idealny świat, ale taki, w którym człowiek odnajdzie cień siebie i poczuje, że nie jest sam. Pani Moyes się to udało.
      Czy przy całym swoim zachwycie nad dobrą obyczajową powieścią jest coś, co nie przypadło mi do gustu? Ano jest. Nagłe przejście z narracji pierwszoplanowej na trzecią, oddanie pałeczki Camilli, Nathanowi i Treenie, siostrze głównej bohaterki. Dlaczego zbiło mnie to z tropu? Bo występuje po ponad stu stronach, a następnie w połowie książki. Jak dla mnie trochę dziwnie. Rozumiem to, że co jeden rozdział może zmieniać się narracja - sama stosuję podobny zabieg w swoim opowiadaniu - ale wkładać takie coś, kiedy przywykło się do jednej perspektywy? Nadal, mimo że minęło trochę czasu od lektury, zastanawiam się, po co to było.
     Styl i język powieści powinny przemówić do każdego. Bez patosu, który by denerwował, bez zbędnych kolokwializmów. Prosto, jasno. Pojawiająca się miejscami terminologia medyczna może kogoś razić, ale wszelkie „nowości” są wyjaśnione i niekoniecznie w didaskaliach, do czego czytelnik jest przyzwyczajony, ale w kwestiach bohaterów, którzy wiedzą, z czym to się je. Bo życie czasami wymaga od nas przyswojenia wiedzy, której nie pragnęlibyśmy, gdyby nie pewne wydarzenia. Poza tym mogłabym się czepiać miejscami złego zapisu dialogów i literówki - zwłaszcza że jest to drugie polskie wydanie tej książki - ale wiem, że człowiek popełnia błędy, może coś przeoczyć. Nie są to błędy rażące, więc wybaczam korekcie. Wystarczy, że w powieści jest sarkazm i humory, który mnie bawi, a jestem w stanie przymrużyć oko na wiele spraw.
     
     Podsumowując: TAK! Poddałam się temu szaleństwu i nie żałuję. „Zanim się pojawiłeś” to nie tylko historia o miłości. Jako rzecze People, jest to powieść "zabawna, zaskakująca i rozdzierająca serce. Powieść, która pokazuje cudowną złożoność miłości." Moim zdaniem przede wszystkim pokazuje, że przy całej swojej wiedzy nie jesteśmy w stanie wiedzieć, co jest najlepsze dla danej osoby, bo po prostu nią nie jesteśmy. Czasami radości nie sprawią wyścigi konne, a zupełnie coś innego. Coś, co nam może się wydawać największym złem, będzie największym dobrem dla tego, kto złamie nam serce.

     Ocena: 8/10

Kilka słów na temat ekranizacji

     Reżyseria: Thea Sharrock
     Scenariusz: Jojo Moyes
     Premiera: 3 czerwca 2016 r.
     Obsada: Emilia Clarke, Sam Claflin, Matthew Lewis i inni.

     Zacznę od uwag. Wiedząc, że za scenariusz odpowiedzialna jest autorka książki, można odetchnąć z ulgą, przecież niewiele zniszczy. Ale za to pozwoli sobie opuścić lub przeinaczyć kilka wątków, co bystry czytelnik siedzący na sali kinowej (bądź oglądający w domu na laptopie) zdoła wyłapać. Moje spostrzeżenia:
     1. Will nie miał 31 lat. Miał ich 35, co jest zaznaczone wyraźne w powieści.
     2. Obcięcie włosów to także zasługa Louisy, nie jakiegoś dżina w środku nocy.
     3. Nie powinno być trzech pocałunków. No i gdzie się podziało "kocham cię"?
    4. Nie przyjmuję wersji "osowych" (napisy filmu) czy też "trzmielowych" (zwiastun) rajstop. One były pszczółkowe i basta!
    5. Gdzie scena z zakładem? To była jedna z lepszych scen w książce! Poza tym labirynt też był ciekawym wątkiem. Choć przewidywalnym.
    i 6, dla mnie najważniejsze. Jak można było nie stworzyć postaci Georginy? To o siostrze głównego męskiego bohatera można ot tak zapomnieć?! Nie ogarniam.

     Poza powyższym mogę jedynie rzecz, że wykonano kawał dobrej roboty. Emilia i jej brwi czasami przesadzały, ale na to można przymknąć oko. Piękne krajobrazy, w soundtracku nie da się nie zakochać, bo jest świetnie dobrany. To napięcie, które da się wyczuć z ekranu w odpowiednich momentach - tak, lubię to!
     Także wspólne momenty Willa i Patricka zostały przedstawione wręcz tak, jak widziałam je w głowie. To nie gra słów, ale mimika nadawała tej magii, rozbawiała tak, że cała sala (jakieś pięćdziesiąt osób, pewnie mniej) wybuchała wspólnym gromkim śmiechem. Takie sceny także uwielbiam.
     Ale najbardziej lubię Sama. Cała moja sympatia, jaką miałam, z jaką obejrzałam osiem filmów (do tej pory zagrał w osiemnastu filmach bądź mini-serialach), przepadła na rzecz miłości, która wstąpiła w me serce niczym pewna dama do nieba. Zakochałam się i wątpię, by coś miało to zmienić. 
     Ocena: 7/10

Strefa dobrych cytatów

     „- Mamo, jestem tutaj. Nie musisz mówić nad moją głową. Mózgu jeszcze mi nie sparaliżowało.

     „- Dlaczego do diabła próbujesz przemycić marchewkę na mój widelec?      Zerknęłam na talerz. [...]     - Co? Nic takiego nie robię.
     - Ależ robisz. Rozgniotłaś ją i próbowałaś schować pod sosem. Widziałem.”

   „- Co jeszcze przemycałaś mi w jedzeniu? Będziesz mi mówić, że mam otworzyć tunel, żeby lokomotywa mogła zawieźć rozgotowaną brukselkę do cholernej następnej stacji?
     Zastanowiłam się przez chwilę.
    - Nie - odrzekłam bez mrugnięcia okiem. - Ja mam tylko Pana Widelca. Pan Widelec nie wygląda jak pociąg.”

      „- Nowa koszula. Bardzo ci przeszkadza?
     - Nie. Wspominam o tym tylko dla zabawy.
     - Czy mamy w torbie jakieś nożyczki?
     - Nie wiem, Clark. Wierz albo nie, ale rzadko sam ją pakuję.”

      „- Mama mówi, że on jest naprawdę miły.
     - Bo jest.
     - I przystojny.
     - Uszkodzenie kręgosłupa nie znaczy, że człowiek zamienia się w Quasimodo.”

       „Po prostu żyj dobrze. Po prostu żyj.”

     
     Za egzemplarz dziękuję sobie.

38 komentarzy:

  1. Za egzemplarz dziękuję sobie - to było genialne!
    Już po cytatach wiem, że to coś dla mnie i tym bardziej czuję się zachęcona. Lecz chyba wiem, jak to się skończy, bo kiedyś pewna blogerka dała mi to ogromnie do zrozumienia i teraz chyba nie spodoba mi się tak bardzo :-)
    Pozdrawiam i zapraszam na post rocznicowy :* pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie może nie przypaść do gustu, bo nie do takich jest się przyzwyczajonym, ale uważam, że warto się zapoznać z tą powieścią ;)

      Usuń
  2. Nie sądzę, żebym kiedyś sięgnęła po "Zanim się pojawiłeś", bo to chyba jednak nie do końca moje klimaty, od obejrzenia filmu odwodzi mnie Sam Claflin (nie odmawiam mu talentu, ale jednak nie potrafię przekonać się do niego jako do osoby), ale jeśli ktoś gustuje w podobnej tematyce, to myślę, że Twoja recenzja potrafi ostatecznie przekonać do przeczytania lub obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam jest jednym z tych aktorów, których może mocno nie kocham, ale lubię oglądać na ekranie. Gusta są różne, więc rozumiem, dlaczego nie chcesz obejrzeć. Do lektury nie zmuszam, liczę jednak na to, że pewnego dnia zadzwonisz do mnie po mój egzemplarz ;)

      Usuń
    2. Może i tak się wydarzy. ;) Ale jednak na razie się wstrzymam, mam sporo innych lektur do nadrobienia.

      Usuń
  3. Postanowiłam poddać się temu szaleństwu i kupiłam książkę :) no zobaczymy, zobaczymy... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam z zainteresowaniem recenzje książki, o filmie nie zrozumiałam w czym rzecz bo nie czytałam ani nie oglądałam. Jeszcze. Bo widzę, że warto kupić i potem podziękować sobie za egzemplarz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O filmie da się zrozumieć, jeśli zna się książkę.
      Zachęcam do zapoznania się, bo wydaje mi się, że nie czas nie jest wówczas stracony. :)

      Usuń
  5. Emilia i jej brwi przesadzały. Padłam ahaha.
    Po przeczytaniu recenzji stwierdzam, że skupiłaś się głównie na postaciach. Najwyraźniej warto było. Czytam już którąś z pozytywnych opinii "Zanim się pojawiłeś" i kłaniam się tobie, bo w końcu nie ma wielkich zachwytów w stylu: "Jakie to cudowne!", "najlepsze książka!". Podeszłaś do tego na chłodno.
    Mimo to... jakoś nie palę się do przeczytania tej książki.

    #SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skupiłam się głównie na postaciach, bo to właściwie one przesądziły o mojej ocenie. Ich różnorodność, ale też normalność sprawiły, że chciałam ich poznać głębiej.
      Jestem zdania, że pisanie w osądzie jakie coś jest cudowne, mija się z celem.
      Jakby co, służę egzemplarzem ;)

      Usuń
    2. Znam to uczucie. Ja też często skupiam się na postaciach. W końcu bez nich nie istniałaby powieść!
      Oo, jak służysz to może skorzystam :D.

      Usuń
  6. Kocham wręcz tę książkę i na film też w najbliższym czasie na pewno się wybiorę :) Post świetny!! Pozdrowienia!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieść jest świetna, trzeba to przyznać. Film ma niedociągnięcia i może rozczarować swoją przewidywalnością - widziałam po znajomych, że nie każdemu przypadł do gustu; ot, zwykły melodramat - ale mnie jako ekranizacja urzekł.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  7. Mam w planach już od dawna zarówno książkę jak i film. Tylko podkręciłaś mój apetyt. Muszę czym prędzej zapoznać się z tą historią.

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi się średnio podobało, znaczy... historia nie jest zła, tylko co chwilę widze opinie, że cudowny romans, a ja myślę, że Will wcale jej nie kochał. Po prostu upewniał się, czy może nadal podobać się kobietom. A Lou... 26 lat o taki wiek w którym nalezy się ogarnąć i nie zachowywać się jak dziecko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam wrażenie, że z jego strony nie do końca była to miłość, ale to mnie właśnie urzekło - nie trzeba kogoś kochać, by ten ktoś odrobinę namieszał. Nie do końca zgodzę się z tym podobaniem się kobietą, raczej uważał, że nie jest już zdolny do miłości, bo to nie jest jego życie przed wypadkiem.
      Tak, Lou mogłaby się ogarnąć, ale znając historię o labiryncie, podejrzewam, że swoją niedojrzałością chciała ukryć, co przeżyła.

      Usuń
  9. Bohaterowie powinni być zróżnicowani, dla mnie to zawsze jest dobry znak. Książką bardzo chciałabym przeczytać. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zróżnicowani bohaterowie to dla mnie znak, że nie trafię do świata, gdzie wszystko i wszyscy są idealni.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  10. Wszyscy polecają tę książkę, muszę ją koniecznie przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam jeszcze i nie oglądałam filmu, ale zamierzam. Jednak dopiero może pod koniec sierpnia :)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłego zapoznawania się z Lou i Willem!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  12. Zostałam zaproszona z wiadomością, że będziemy miały podobne zdanie o porównaniu książki z filmem i widzę, że faktycznie, Tobie również nie podobało się pominięcie kilku istotnych rzeczy. Też brakowało mi siostry i motywu labiryntu.
    A co do książki i zmiany perspektywy, to sądzę, że była ona jednak potrzebna, bo dała nieco ważnych informacji z przeszłości, czy też z wątków rodziców Willa, które się przydały w całej fabule, a Lou raczej nie miałaby możliwości ich poznać.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozsądnym wydaje mi się pominięcie czegoś, co miało istotny wpływ na bohaterów. Ale cóż, taki scenariusz przeszedł, co poradzimy?
      Oczywiście, był szerszy obraz sytuacji, ale zaskoczyła mnie ta zmiana, bo się jej nie spodziewałam. Trochę mi to zgrzytało, ale jak widać, przeczytałam całość.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  13. Nie czytałam ani książki, ani filmu nie widziałam. I o ile wiem, że może jak o tej powieści ucichnie, to kiedyś się na nią skuszę. To filmu nie obejrzę za żadne skarby świata, no, może jak będę pijana :D Jak ja nie lubię filmów oglądać...
    Obserwuję i pozdrawiam
    http://tamczytam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem kinomaniakiem oglądającym średnio osiem nowych filmów miesięcznie, więc ja musiałam iść do kina i obejrzeć.
      Też nie lubię boomów, kiedy wszyscy czytają daną powieść, bo jest w modzie, ale czasami się skuszę.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  14. Niedawno skończyłam czytać książkę i jestem dość mocno zawiedziona - wszyscy zachwalali, a dla mnie to taka przyjemna lektura, która jednak niczego we mnie nie zmieniła i nie sprawiła, że wylałam hektolitry łez, mimo że z reguły łatwo się wzruszam. Film jednak jak najbardziej oglądnę, bo kocham Sama Claflina <3

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpoczynając lekturę, niczego nie zakładałam, wolałam nie żywić żadnych nadziei, bo rozczarowałam się wcześniej czytaną książką (której recenzja pewnie też się pojawi). Stąd też przyjemność z czytania.
      Osobiście nie uroniłam żadnej łzy, bo zaspoilerowałam sobie ostatni rozdział i epilog, mając tę powieść w rękach w księgarni. Byłam jedynie zainteresowana tym, jak została poprowadzona akcja.
      Sam jest świetny, warto go obejrzeć ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  15. Tak bardzo chce iść na film, ale już się chyba nie załapię. Książkę uwielbiam, ponieważ totalnie mnie wzruszyła, zmusiła do przemyśleń i pochłonęła. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję obejrzeć ekranizację :)
    Pozdrawiam, Skryta Książka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim rodzinnym mieście puszczali go dopiero miesiąc po premierze, wiec miałam czas na przeczytanie książki przed obejrzeniem, taki mały fart.
      O tak, mnie też skłoniła. Podobało mi się, jak Nathan powiedział, że nie będzie oceniał Willa, bo nie wie, co ten myśli i jak się czuje. Z tego warto wyciągnąć lekcję.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  16. Skoro już dawno temu przeczytałam recenzję, to wypadałoby ją skomentować, nieprawdaż? :)
    Prawdę powiedziawszy czułam się tak, jakbym czytała charakterystykę, a nie recenzję. Aczkolwiek rozumiem, że to bohaterowie zasługiwali na większą uwagę, niżeli fabuła. I tym samym wyczuwam, że już teraz mogłabym się zaprzyjaźnić z Willem, o ile nie przebiłby moich tekstów. :) Poczekajmy jednak z osądami...
    Mam tę książkę na uwadze, jednak pragnę ją przeczytać wtedy, gdy zastygnie ten szum wokół niej. Gdzie nie spojrzę, to moje oczy są atakowane właśnie opiniami na temat [Zanim się pojawiłeś]. Mam tylko jedno malutkie pytanko: Czy wtedy użyczysz mi swojego egzemplarza?
    A co do ekranizacji, to z nią również poczekam. Najpierw chcę przeczytać książkę, by móc wyłapać podobieństwa i różnice. A jak brwi pewnej pani będą mnie irytować, to nie ręczę za siebie. :D
    Pozdrawiam. :*
    #Ivy z Bluszczowych Recenzji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skupiłam się na nich, bo czułam, że zagłębiając się w fabułę, mogę komuś popsuć czytanie. Poza tym postaci zasługiwały na kilka słów.
      Podejrzewam - znając Ciebie dość dobrze - że byś go polubiła. Ba, nawet byś mogła się z nim dogadać :D
      Oczywiście, że pożyczę Ci mój egzemplarz! Mam już wysyłać?
      Te brwi mogą obudzić w Tobie mordercę ;)
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  17. Podpis na samym końcu" za egzemplarz dziękuję sobie". Jest boski, no cudo. Pomysł genialny! Co do książki to jestem jej ciekawa, zobaczymy może znajdzie się w moich rękach niedługo.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że warto dziękować sobie za pewne decyzje :D
      Polecam lekturę :)
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  18. No muszę ją w końcu przeczytać, a książkę to ja posiadam od dawna :D

    Pozdrawiam
    http://bojakochamczytacksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarz :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.